Na przeciwko
Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!!!
Na dole rozdziału macie coś ciekawego :3
ponieważ zaczynamy nowy miesiąc i łączy się z początkiem czwartego miesiąca wystawiania rozdziałów!
Jak ten czas leci co nie?
52 rozdział let's go!
Jakieś plany na weekend?
Jak wasze samopoczucie?
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Rozmowa z matką pomogła, chociaż trochę gdyż nie wypytywała o detale po prostu słuchała i była. Wziąłem głęboki wdech i wydech, patrząc się przez drzwi tarasowe. Mama odgrzewała dla mnie zupę gdyż przekonała mnie do tego aby zjeść dziś coś więcej. Jej słowa nadal miałem w głowie.
-Synu jeśli są dla ciebie ważni z pewnością nie chcieliby abyś tak bardzo upadł psychicznie i fizycznie. Bądź wzorem do naśladowania i mimo przeciwności losu wierz w to, że jeszcze wasze drogi przetną się na nowo.
Miała rację, ale nie tylko to mnie niszczyło od środka. Dalej prześladowała mnie inicjacja. Nie chciałem zabić, nie chciałem pociągnąć za spust ani stać się taki jak ojciec. Moi starzy przyjaciele byli już dorośli i silni gdy ja byłem słaby. Cieszyłem się jednak tym iż szli w przód i mimo walk z Aronem robił tylko po to abym uznał jego wyższość. Jednak zapomniał, że od zawsze byłem sprytniejszy od niego i nigdy nie walczyłem na oślep. Lata praktyki nauczyły mnie dużo ciekawych umiejętności. Mama postawiła talerz na stole, ale nie przy krześle przy ojcu. Zdziwiony spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się tylko.
-Zjedz - rzekła i po chwili z piekarnika wyciągnęła biszkopt, który z pewnością musiał trochę już siedzieć w nim. Zasiadłem na krześle i wziąłem się za jedzenie całej miski pożywnego krupniku. - Więc dlaczego policja? Zawsze mogłeś do wojska strażak albo medyk.
-Nie nadawałem się na strażaka ani medyka. Byłem długi czas jako wojskowy, ale zrezygnowałem, bo nie potrafiłem zabijać ludzi. Dlatego więc padło na policję - wyjaśniłem i jadłem obiad. Dawno nie jadłem tak smacznego krupnika jednak ludzie mają rację, nie ma to jak obiad w domu.
-Tylko dlatego?
-Chciałem pomagać ludziom nie ich krzywdzić, a policja wydawała się odpowiednim wyborem. Nie żałuję tego wyboru, bo nie poznał bym tylu ludzi.
-Czyli twierdzisz, że policja była ci pisana?
-Myślę, że tak - odparłem szczerze - w mundurze mi zawsze było lepiej - zjadłem obiad i poczułem się pełny oraz najedzony. Wstałem od stołu i podszedłem do zlewu oraz umyłem talerz po sobie mimo iż mama była sprzeczna temu, ale udałem, że nie słyszę tego po tym jak wzięła się za ubijanie białek. Chciałem tylko pomóc więc to zrobiłem. Mama robiła ciasto z bitą śmietaną tylko, że coś jej nie wychodziła, chociaż ubijała ją poprawnie.
-Co z tymi jajkami nie tak? - prychnęła na co się zaśmiałem i wyciągnąłem z szafki sól, który dodałem szczyptę do miski z białą pianką, która nie chciała się ubić.
-Wystarczy dodać soli mamo - stwierdziłem.
-Będzie słone - uderzyła mnie delikatnie drewnianą łyżką w głowę.
-Nie będzie - wziąłem od niej mikser i zacząłem ubijać je aż powstała ładna pianka, ale dodałem trochę więcej cukru aby była jeszcze ładniejsza. Natomiast mama patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Chyba nie spodobała się po mnie, że umiem gotować. Uśmiechnąłem się do niej i wyciągnąłem trzepaki aby je sobie oblizać. Uwielbiałem bitą śmietanę.
-Od kiedy ty gotujesz? - spytała z szokiem i spróbowała śmietanę, którą pomogłem jej zrobić poprawnie.
-Trzeba było się nauczyć - stwierdziłem oblizując trzepaczki, a po chwili umyłem je pod ciepłą wodą i położyłem na suszarce.
-Twój brat to nawet parówek nie umie sobie ugotować - zaśmiała się i uśmiechnęła do mnie na co odwzajemniłem uśmiech, a ona zaczęła rozsmarowywać na biszkopcie śmietanę. Wziąłem tackę i owoce z koszyka wyciągnąłem i zacząłem je kroić na drobne kawałki. - Z owocami? W sumie dobry pomysł ja myślałam aby oddać czekolady.
-Czekoladę można byłoby dodać na górę - poparłem jej pomysł. Chyba jeszcze tak szczęśliwej mamy nie widziałem. Tak więc pomogłem jej w robieniu ciasta, a po chwili musiało chwilę posiedzieć w lodówce. Dlatego nim rodzicielka się skapnęła wziąłem się za mycie garczków, które były ubrudzone po naszej pracy.
-Gregory! Umyła bym - upomniała mnie.
-Tak wiem mamo wiem - kiwnąłem głową - ja tym razem myję! - Po kilku minutach wszystko było czyste oraz poskładane gdy mama piła kawę patrząc się na mnie cały czas. Jednak zauważyłem jej zamyślony wzrok. -O co chodzi?
-Dlaczego mi pomagasz? - nie powiem, ale zszokowało mnie to lecz w sumie nigdy jakoś nie kręciło mnie gotowanie, a potem jakoś skończyłem w wojsku na gotowaniu i znalazłem w sobie ukryty talent do gotowania.
-Dlaczego nie?
-To praca dla kobiet nie dla mężczyzn.
-Lubię gotować - stwierdziłem po chwili - gotowałem dla przyjaciół i wspólnie gotowaliśmy więc dla mnie to normalne aby pomóc. Bo to nie jest zajęcie jedynie dla kobiet.
-Jakim cudem ty nie masz jeszcze dziewczyny? - zakrztusiłem się powietrzem i spojrzałem na mamę - Nie patrz się tak na mnie! Stwierdzam tylko fakt jesteś całkiem inny od wszystkich tutejszych mężczyzn.
-Staram się być sobą mamo - odparłem - i nie mam, ponieważ moja praca była niebezpieczna - skłamałem aby chronić Erwina i to, że jestem bi. Nie wiem czy zaakceptowali, by to we mnie.
-Nawet nie wiesz jak ciszę się, że jesteś w domu i żyjesz - postawiła pusty kubek na blacie więc od razu wziąłem od niej kubek i umyłem go.
-Poniekąd też się cieszę - odpowiedziałem w ten sposób aby nie martwić ją.
-Zaniesiesz po kawałku ciasta dla dzieciaków? Powinny bawić się przy jeziorku.
-Jasne mamo - podeszła do mnie i musiała się podnieść na palcach więc zniżyłem się trochę, a ona pocałowała mnie w czółko. Chyba to wyjaśnia dlaczego tak Erwina całowałem po czółku. Po prostu to było urocze i można było przekazać wszelakie emocje. Po chwili na talerz dostałem osiem kawałków ciasta więc też z nimi ruszyłem nad jeziorko. Jeden kawałek był dla mnie, ale nie wiedziałem czy byłem aż tak głodny. Gdy dzieciaki mnie zauważyły od razu rzuciły się na mnie. -Ciacho dla grzecznych dzieci! - powiedziałem z uśmiechem gdy otoczyły mnie i każde wzięło po kawałku.
-Zjedz z nami! - powiedziały chórkiem widząc iż został kawałek, a ja nie mogąc im odmówić wziąłem kawałek do dłoni i uśmiechnąłem się do nich wszystkich. Po zjedzeniu deseru dzieciaki wytarły rączki w ręcznik, który wziąłem ze sobą na właśnie taką sytuację gdy się ubrudzą. W końcu niektóre dzieciaki miały od 6 lat gdy najstarsza była Kate co miała 11 lat. Dzień szybko się kończył co oznaczało to iż musiałem wracać, bo nie wiedziałem o której ma być ta cała akcja i co mam robić w niej. Ojciec chyba musiał mnie o tym poinformować jednak obawiałem się tego co będzie jak wpadniemy.
Perspektywa Overa
Poniedziałek zacząłem spokojną służbą dziś miałem jazdy z Rileyem z czego bardzo się cieszyłem. Mężczyzna i tak był zdziwiony tym, że pracuję z dwanaście godzin dziennie. Dla mnie to w sumie było naturalne gdyż często z Montanhą jeździłem po tyle godzin i przyzwyczaić się dało. Po zrobieniu szybkiego obiadu, miałem idealny widok na komendę i przejeżdżające samochody oraz radiowozy. Nie spieszyłem się, bo miałem tylko kilka kroków do pracy. Makaron z sosem i mięsem na szybko to najlepszy sposób na obiad, bo jest bardzo szybkim sposobem na smakowity obiad. Obserwowałem ulicę i jadłem jedzonko, ponieważ musiałem przygotować się na służbę. Martel będzie dopiero na wieczór więc będę musiał czekać na niego, dlatego zabiorę cię na patrol z którymś wyższej rangi jeśli ktoś będzie chciał mnie w ogóle zabrać.
Skończyłem jeść i przeszedłem do kuchni odkładając talerz do zlewu. Siedem cmentarzy z czego odwiedziłem już dwa.
Jutro miałem zamiar trzeci odwiedzić i będę musiał jechać taxi albo autobusem, bo nie mam wozu na osobność. Spokojnym krokiem ubrałem letni mundur na siebie. Mimo tego, że nie było jeszcze tak ciepło, chociaż słońce mówiło o sobie dużo to jednak to był czas dla mnie aby przebrać się. Zawsze gdy czerwiec nadchodził to przebrałem się w letnie umundurowanie, chociaż nie zawsze jest wystarczająco ciepło wieczorem. Jednakże mi to nie przeszkadzało, bo lubiłem gdyż chłód obejmował moje ciało. Przynajmniej człowiekowi nie chciało się tak spać w nocy. Ubrany wyszedłem z mieszkania i zamknąłem je na klucz wsadzając go kieszeni munduru. Zszedłem po schodach klatki schodowej i opuściłem blok mieszkalny. Przebiegłem na drugą stronę ulicy i wszedłem do komisariatu policji. Przywitałem się z mężczyzną za biurkiem na ala lobby i wszedłem na schodach do góry. Od razu skierowałem się do zbrojowni i wziąłem wszystko co potrzebne.
-98 status 1 - zgłosiłem na radiu i rozejrzałem się po całej komendzie szukając kogoś ciekawego - status 4 - zgłosiłem, że jestem wolną jednostką. Mając nadzieję, że ktoś mnie weźmie na wspólny patrolik. Nie powiem, ale brakowało mi tego całego klimatu co był na 5city oraz przyjaciół z którymi mogłem się pośmiać i spędzić czas. Nagle ktoś na mnie wpadł i gdybym nie złapał się barierki to bym upadł.
-Kurła wybacz dzieciaku - usłyszałem głos, który był dosyć charakterystyczny, ale wcześniej go nie słyszałem.
-To ja przepraszam - odparłem i zobaczyłem jego przypinki sierżanta pierwszego stopnia.
-Jestem Janush Modulathor - przedstawił się - sierżant pierwszego stopnia, a ty?
-Hank Over - przedstawiłem się - chwilowo bawię się w kadeta, bo jestem z wymiany.
-Kadet z wymiany? Co cię do takiego miasta przywiało?
-Tak jakoś wyszło - odparłem drapiąc się po karku.
-Więc chwilowo bawisz się w kadeta więc kim byłeś przed wymianą? - zapytał, rudowłosy starszy mężczyzna o piwnych oczach i mocnych różowych policzkach.
-Porucznikiem pierwszego stopnia - oznajmiłem.
-Wysoko - zaśmiał się - idziesz ze mną na patrol? - spytał się, a ja od razu kiwnąłem głową na tak. Mężczyzna wyglądał jakby czytał mi w myślach ale byłem mu wdzięczny za to, że mnie wziął. Usłyszałem oczywiście jego historię różowych policzków iż to przez prze picie alkoholowe i stwierdziłem, że dogadały się z Frankiem. Oczywiście nie bałem się jechać z nim, bo byłem ciekawy jak to się potoczy i czy jest po alkoholu, że prowadzi wóz policyjny. Sam czasem jeździłem po piwku bądź dwóch, chociaż nie zawsze powinienem tak robić. Po kilku godzinach jazdy z sierżantem miałem dobry humor, ponieważ mężczyzna cały czas żartował i nie dało się nie śmiać z nim, chociaż nie każdy żart mu wychodził.
-01 status 1 - padł komunikat.
-Szef na służbie - mruknął Janusz.
-To będzie chyba tyle z naszego wspólnego patrolu - stwierdziłem i po chwili potwierdził to sam szef.
-01 do 98.
-98 zgłasza - odparłem.
-Z kim jeździsz?
-Z sierżantem Modulathorem - odpowiedziałem.
-01 do 46.
-46 zgłasza - odparł Janusz, który kierował pojazdem.
-Oddaj mi kadeta.
-10-4, 46 10-76 na komendę - zakomunikował i skierował się w stronę komendy. Dziwne, że musiał rozmawiać z wyższą rangą zamiast mną, bo w końcu i tak musiałbym się zjawić u niego. Po kilku minutach jazdy zajechaliśmy pod komendę gdzie stał już pod nią Riley. Wysiadłem z auta i uśmiechnąłem się do Januszka.
-Dzięki Janusz do zobaczenia! - pożegnałem się z nim i zamknąłem drzwi od samochodu. -Dobry szef!
-Widzę, że zapoznałeś się już z ludźmi aby brali cię na patrole?
-Wybacz szef trochę wcześniej przyszedłem więc wziąłem się z kimś kto mnie chciał!
-Chodź idziemy na wspólny patrol - oznajmił więc uśmiechnąłem się radośnie, bo mężczyzna był naprawdę dobrym funkcjonariuszem, mający wiele cierpliwości do wszystkich, a naprawdę bywa tak, że ciężko być spokojny w tak stresującym mieście. Wybiła dziewiętnasta i jak się okazało napad na bank.
-01 plus 1, 10-76 na 10-91 - zgłosił za mnie komunikat. Do tej pory nie było żadnego napadu na bank i zaskakiwało mnie to, gdyż u nas wszyscy żyli napadami na banki. Padły jeszcze trzy komunikaty ze strony funkcjonariuszy, a po chwili byliśmy na ulicy Withów gdzie napadany był bank. Po chwili zaparkowały trzy radiowozy.
-01 do wszystkich przechodzimy na radio 2. Superwaizorem będzie Thomas, a negocjatorem - przerwałem mu zgłaszanie na radiu.
-Mógłbym być negocjatorem?
-Niech będzie - odparł i dotknął radia - negocjator Over. Otoczyć i sprawdzić bank czy nie ma kogoś niepowołanego! Zatrzymać ruch drogowy aby było bezpiecznie!
-Tak jest! - odpowiedzieli wszyscy, a szef wyciągnął lornetkę.
-Lordowie - oznajmił cicho szef przez to moje serce zabiło szybciej i spojrzałem w stronę przeszklonych drzwi banku. -Na pewno dasz sobie radę?
-Jasne szef co to dla mnie - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę banku, a dłoń miałem położoną na kaburze dla swojego bezpieczeństwa. Nie powiem, ale trochę bałem się tego kogo spotkam na przeciwko sobie lecz z drugiej strony miałem nadzieję, że coś się dowiem. -Witam tutaj kadet, Hank Over będę negocjatorem ze strony policji, kto będzie z waszej strony?
-Ja jestem! - podszedł wysoki mężczyzna z czarną maską, a na niej związana biała chusta.
-Ile jest zakładników, ile napastników? - przeszedłem od razu do konkretów.
-Napastników czterech, a zakładników siedmiu - odparł i wydawało się, że był miły, ale jego oczy były pełne nienawiści. Zapewne do tego iż jestem policjantem.
-Czy zakładnikom jest coś potrzebne? Picie, jedzenie bądź medyk?
-Wszyscy są cali - rzekł, a ja kiwnąłem głową.
-Negocjator do superwaizora przekazuje informacje - oznajmiłem trzymając za radio. - Czterech napastników i siedmiu zakładników, którzy niczego nie potrzebują oraz są cali!
-Przyjął - odpowiedział Thomas - spróbuj wynegocjować jak najbardziej korzystniej dla nas.
-Dobrze - zwróciłem się do negocjatora - czego żądacie w zamian za uwolnienie wszystkich zakładników bez uszczerbku na zdrowiu?
-Za dwóch chcemy wolny odjazd i bez kolczatek - odpowiedział gdy ja czekałem aż oznajmi mi wszystkie żądania - za trzech brak helikoptera i za ostatnich brak seu.
-Poczekaj chwilę przedyskutuję to z superwaizorem - rzekłem i odsunąłem się kawałek w tył. - Podaję żądania! Za dwóch brak kolczatek na całe miasto i wolny odjazd, za kolejną dwójkę brak seu i za trzech brak helikoptera w pościgu.
-Pierwsze się zgadzam, drugiej jest nie realne, czterech zakładników i opóźniony helikopter na 5 minut albo w ogóle oraz ostatnie jest realne.
-Przyjął - podszedłem do drzwi gdzie stał nadal mężczyzna. - Zgadzamy się na wszystko oprócz helikoptera. Czterech zakładników i tylko opóźnimy go o 5 minut.
-Dobra niech będzie - westchnął przewracając oczami.
-Zgodzili się - oznajmiłem do radia.
-Możesz wyciągać zakładników po twojej lewej czeka dwóch funkcjonariuszy aby przejąć ich.
-Przyjąłem - spojrzałem na negocjatora, że strony crime. - Moglibyście wypuścić teraz dwójkę potem trójkę i z dwójką będziecie mogli opuścić bank.
-Dobrze - kiwnął głową i zwrócił się do swoich - dwójkę wypuszczamy!
-Zakładników zapraszam na moje lewo, a wasze prawo! Funkcjonariusze wam pomogą! - powiedziałem, a dwójka przerażonych ludzi przeszła przez drzwi. Musieli to być naprawdę porwani z ulicy ludzie, bo naprawdę się bali. Wziąłem głęboki wdech. Tu nie było zabawy to naprawdę był napad na bank, który mógł skończyć się śmiercią niewinnych. Chyba już zrozumiałem dlaczego Riley był tak niezdecydowany gdy zrozumiał kto jest po drugiej stronie. Nie chciał abym ryzykował za dużo w tej chwili, bo teraz zauważyłem co ma w dłoni mężczyzna. Był to długi pistolet z tłumikiem więc w każdej chwili mogli kogoś zastrzelić i pozbawić życia.
-Jak bardzo musisz się nienawidzić aby iść na pracę policjanta? - prychnął i niedowierzałem gdy mężczyzna to do mnie powiedział.
-Bycie dobrym nie jest czymś złym - odpowiedziałem, a on zacisnął mocniej rękę na pistolecie.
Gdzie jest Gregory?
Czy Hank dobrze zrobił wchodząc w rozmowę z Lordem?
2366 słów
Rozdziały w wtorki, czwartki i soboty!
O 9:00, ale jak będę miała rozpiskę zmian to zobaczymy jak to wyjdzie godzinowo!
Nowy challenge? Czemu nie! Jeśli jesteś zainteresowany zapraszam do uzupełnienia ankiety!
https://forms.gle/3P3f7CtqLiErawUk9
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro