Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Już niedługo i będę wolny?

Witam wszystkich serdecznie w czwartkowym rozdziale!
Jak tam u was przygotowania na święta?
U mnie powoli, ale do przodu jak to mówią. Tak samo jest pisaniem nowej książki. Ciężko jest się przestawić na inny styl.
Życzę wszystkim miłego dzionka

Perspektywa Grzesia

Wszyscy się na nas rzucili, a Leon zniknął z Dią wychodząc na patio. Oczywiście nikt nie śmiał im przerwać czy też podsłuchiwać, a ja wraz z Erwinem musieliśmy porozmawiać na pewien temat, który był nam znany. Bez słów skierowałem się do sali obrad, by omówić szczegóły z Kuiem. Miałem już dosyć pogrywań ojca i tego wszystkiego. Chciałem robić co chce, kochać Erwina kiedy chce i okazywać mu tyle uczuć na ile zasługiwał on cały. Usiadłem na fotelu przy oknie i czekałem aż Erwin siądzie obok mnie, a Kui naprzeciwko. Jednak siwowłosy usiadł na mnie rozkrokiem i wtulił się w moją klatkę piersiową. Objąłem go więc dłońmi wokół tali i patrzyłem jak Kui siada naprzeciwko mnie, a raczej nas.

-O czym chcecie porozmawiać?

-Sądzę iż bankiet urodzinowy ojca będzie za niecałe dwa tygodnie, co oznacza iż będę wtedy zmuszony przez niego do przejęcia władzy w końcu to tylko kwestia słów - wyjaśniłem to jak ja to widziałem, choć nie byłem pewny, ale ojciec był w niektórych aspektach przewidywany.

-No dobrze - odparł spokojnie i poparł głowę o dłonie - więc do czego dążysz?

-Musimy powołać radę - odpowiedziałem na jego pytanie.

-Po co nagle teraz chcesz to robić?

-To chyba idealny moment, by to zrobić czy twierdzisz inaczej? - zmrużyłem powieki nie za bardzo rozumiejąc do czego dąży, gdyż jego mina nic nie mówiła po sobie.

-Możliwe, że jest to odpowiedni moment, ale nie wiem czy wystarczający byś zyskał wolność.

-Kui mam dosyć ty zapewne też masz dość tego miejsca! Chcemy do domu - rzekłem wpatrując się w ciemne oczy mężczyzny.

-Moja argumentacja nie jest w pełni ułożona - odparł na co zmrużyłem powieki gdyż nie spodziewałem się, że coś takiego powie.

-Z tym co masz wystartujemy i tak mamy mocny argument - rzekłem mrużąc powieki i wpatrując się w niskiego mężczyznę, który nie był zadowolony chyba z obrotu akcji gdyż chyba sądził, że ma więcej czasu. Jednak ja nie miałem go już praktycznie. Jak to się mówi środa minie to tydzień zginie, a potem tylko tydzień. Musiałem powołać radę już teraz albo za dzień bądź dwa. Nie wiedziałem jednak co będzie, bo jeśli nawet mając dobrą argumentację na wysokim poziomie nie przekonam rady będę skazany na porażkę.

-Za ile i jak niby chcesz mnie tam wprowadzić?

-Mówiłem ci ostatnim razem, że muszę porozmawiać z Aldero bądź Leonem. Tego drugiego mamy od razu - rzekłem spokojnie - w telefonie ma kamerę na bramę i najczęściej to on wpuszcza ludzi przez nią.

-To wtedy Dia mógł wjechać. On czekał on wiedział, że będzie więc mu otworzył? - Wtrącił się Erwin, a ja kiwnąłem potwierdzająco głową.

-Dobrze, ale czy nam pomoże?

-Wystarczy spytać, Leon jest bardzo pomocny - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach i głaskałem Erwina po plecach.

-Kiedy chcesz w takim razie wezwać radę?

-Dziś chcę poinformować Aldero i ojca iż w piątek chce wezwać radę punkt jedenasta - rzekłem wiedząc dokładnie czego oczekuje i kiedy. Starałem naprawdę rozumieć ojca, ale on nie rozumie mnie i nigdy tego nie zrozumie jeśli nie pokaże mu iż nie ma nade mną kontroli. Bądź nie porozmawiamy naprawdę, a nie na niby.

-Dajesz mi dwa dni aby zrobić jakąś obronę? Trochę mało, ale chociaż tyle mi dajesz niż aby za godzinę wezwać radę.

-Wybacz mi Kui, ale no niestety czas nie jest po naszej stronie - patrzyłem się na Erwina jak tulił się do mojej piersi i uspokajało mnie to, gdyż był taki niewinny przy mnie mimo iż wiedziałem, że jest niebezpiecznym mafiozą, ale kocham tego mafioze.

-Nic nie szkodzi ważne, że mamy coś co jest przeciw mafii Lordów - podniósł się - czy sądzicie, że Dia i Leon są spokrewnieni?

-Mają podobny charakter choć Dia jest bardziej nadpobudliwy niż Leon - oznajmił Erwin i widziałem jak śledzi wzrokiem chińczyka.

-Wiadomo iż prawa dłoń Wielkiego Morte musi być odpowiedzialną osobą i rozsądną - burknął Kui.

-Czy ty byłeś prawą dłonią Victora? - spytałem zainteresowany tym.

-Prowadziłem Radę Cienia trzymałem się z dala od akcji, które mogły mnie zdradzić.

-Jednak chyba miałeś dobry kontakt z mężczyzną? - byłem ciekawy lidera Mokotowa.

-Wyśmienity wręcz - odparł z słabym uśmiechem wspominanie go musiało boleć - był wspaniałym mężczyzną - spojrzał na nas - honorowym jak i ty Gregory.

-Ja? - nie spodziewałem się tych słów po nim, ale on pokiwał głową potwierdzając me zapytanie. - Nie sądzę abym był jak on. Z waszych opowieści wydaje mi się iż był znacznie lepszym człowiekiem niż ja.

-Ale ojciec był mafiozą, a ty od tego starasz się uciec - dłoń Erwina delikatnie zaczęła głaskać moją klatkę piersiową - jednak wujo ma rację był honorowym człowiekiem i ty też taki jesteś. Załatwmy tą sprawę z Leonem aby mógł Kui dołączyć do tego wszystkiego i na cieszmy się swoją obecnością.

-Zgadzam się z tobą Erwiś - musnąłem jego policzek i podnosiłem nas do siadu. Zaśmiałem się się gdy prawie poleciał w tył, bo nie spodziewał się po mnie tego więc po chwili podnosiłem się na równe nogi ostrożnie odkładając go na ziemię.

-Chodźmy chce dowiedzieć się w końcu czy są ze sobą powiązani! - Erwin ruszył do wyjścia z sali, a ja zerknąłem na Chacka.

-Zobaczymy co z tego wyjdzie - poklepał mnie po plecach - damy sobie radę.

-Dziękuje - wyszeptałem i weszliśmy do salonu gdzie byli wszyscy, a ja sobie przypomniałem o liściku więc podszedłem do Vasqueza. - Vaski mam coś dla ciebie - wyszeptałem do jego ucha i podałem mu liścik.

-Co to? - wziął w dłoń papier i zaczynał go rozwijać.

-Pewien białowłosy mężczyzna mi to dał - mruknąłem, a niebieskie oczy Vasqueza spotkały się z moimi.

-Naprawdę?

-Yhym - uśmiechnąłem się do niego.

-Naprawdę chce się ze mną spotkać i to jego numer? - z niedowierzaniem patrzył się na mnie i nie dziwiłem się jemu gdyż z pewnością byłbym równie zdziwiony, co on. Nie każdy z obcego gangu chcę się umówić i bliżej poznać. Jednak Speedo był niegroźnym mężczyzną i raczej bardziej potulnym niż niebezpiecznym bandytą. Nagle przez drzwi z patio wszedł Leon oraz Dia.

-Leon jest moim wujkiem - uśmiechnął się radośnie, a landrynki rzuciły się na mężczyznę z krzykiem rodzina, który chyba nie spodziewał się tego, ale nie powiedział nic złego na ten temat. Zachichotałem na to gdyż to było urocze.

-Czyli rodzina - rzekł Kui - jak widać Garcone są w Mokotowie!

-Jestem Lordem i nie mam zamiaru zmieniać swojej przynależności panie Chack! - upomniał go obładowany różnymi kolorowymi czuprynami.

-Rozumiem - odpowiedział po chwili i spojrzał na mnie.

-Leon chcemy z tobą porozmawiać w cztery oczy - rzekłem spokojnie, a on kiwnął głową iż się zgadza więc podniosłem się i ruszyłem z powrotem do pokoju obrad, a za mną ruszył trochę wyższy ode mnie mężczyzna oraz Kui.

-O co chodzi?

-Czy dałoby się wprowadzić Kuia na teren Lordów do rady?

-Nie szczególnie chyba można - odparł - jeżeli chcesz powołać radę to bronisz sam siebie dobrze o tym wiesz i tylko jedna osoba z zewnątrz czyli Erwin mogłaby być przy tym.

-Kui wraz z Erwinem prowadzą mafię są liderami - rzekłem nim chińczyk coś by powiedział, a Leon swoimi szarymi oczami spojrzał na mnie.

-Dwójka liderów?

-Tak dwóch - odezwał się Chack z dumnie wypiętą klatką - każdy wie, że lider nie zostawia swoich bez kontroli chyba, że to was ominęło?

-Nie oczywiście, że nie - odparł siadając na fotelu - jeśli jest was dwóch to prawo nie zabrania, ale dlaczego i po co chcesz wzywać radę?

-Dobrze wiesz, dlaczego Leon - powiedziałem - nie nadaje się do tego co chce ojciec i dobrze to wiesz.

-Gdybyś chciał to byś się nadawał - wtrącił się w moje słowa.

-Ale nie chce to jest główny powód!

-Rozumiem - podrapał się po karku - czyli mam wpuścić pana Chacka, by uczestniczył w tej rozprawie co chcesz stworzyć.

-Tak - odparłem spokojnie i wpatrywałem się w oczy mężczyzny.

-Dobrze zrobię to dla ciebie Gregi, bo twoja matka chciałaby twojego szczęścia, a ono jest jak widać gołym okiem tu wśród nich - uśmiechnął się do mnie, a ja odetchnąłem z ulgą.

-Dziękuje, ale tata... - przerwał mi.

-Niczego się nie dowie spokojnie młody nie mam zamiaru być tym złym - podniósł się z fotela - tylko, że słabym jestem kłamcą.

-To chyba rodzinne u Garcone - odparł Kui, a po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

-Powinniśmy wracać do domu Gregory trochę już nas nie ma - poinformował nagle, a mój dobry humor poszedł papa. Jednak kiwnąłem głową zgadzając się z nim, bo miał niestety rację. Trochę nas nie było, a czas tu gra pierwszą rolę.

-Masz rację - skinąłem głową, bo miał rację. Pożegnaliśmy się więc z przyjaciółmi i powoli ruszyliśmy do auta. Leon związał sobie od razu chustę na oczach i cieszyłem się z tego, że jeszcze jego miałem po swojej stronie. Powoli więc ruszyłem na teren Lordów i gdy wyjechaliśmy z polnych dróg wjeżdżając na asfalt. Trochę przejechałem w przód i zerknąłem na Erwina zadając mu nieme pytanie.

-Możesz już ściągnąć chustę! - odezwał się Erwin, a ja zetknąłem na lusterko aby zerkając na mężczyznę z tyłu, który zrobił to co kazał Erwin.

-Już jesteśmy?

-Jesteśmy w połowie drogi, ale to wystarczy abyś już nie miał chusty - oznajmiłem.

-Skoro jesteś poniekąd związany z moją rodziną to ufamy ci iż nie zdradzisz poniektórych informacji - siwowłosy zerknął na Leona wychylając się na tylnie siedzenia.

-Zostanie to między nami oczywiście - odpowiedział na słowa mego partnera więc byłem spokojny o to przecież Leon nie umiał kłamać. Po kilkunastu minutach jechania przez asfaltowe drogi w końcu zajechałem pod bramę, a Leon ją otworzył telefonem. Zajechałem pod garaż i powoli stanąłem w środku. - Jak coś byliśmy w sklepie!

-Jasne - odparliśmy razem z Erwinem i na spokojnie wyszliśmy z garażu. Ruszyliśmy do domu, ponieważ za chwilę powinien być obiad i powinniśmy zjeść, a następnie pójdę do Aldero w odwiedziny aby poinformować go o powołaniu rady.

-Cześć chłopcy mimo, że wróciliście na obiad! Leon gdzie? - mama od razu zapytała się nas na wstępie.

-Nie wiemy w sumie gdzieś podszedł - odparł Erwin z delikatnym uśmiechem na ustach - ale z pewnością się znajdzie.

-Siadajcie - odparła odwzajemniając uśmiech Erwina.

-Hej Marco - przywitałem się z bratem, który uśmiechnął się do mnie.

-Jak tam było z Leonem?

-Dobrze - odparłem - bardzo przyjemnie spędziliśmy ten czas - dodałem po chwili siadając do stołu po tym jak Erwinowi odsunąłem krzesło.

-To dobrze jakieś plany na wieczór?

-Nie raczej brak - odpowiedział Erwin za nas, a mama postawiła zupę przed nami więc każdy sobie zaczął nalewać.

-Jestem! - do kuchni wszedł przez drzwi tarasowe Morte czyli mój ojciec.

-Cieszę się, że zdążyłeś - mama pocałowała tatę w policzek - siadaj i nalewaj sobie.

-Oczywiście kochanie - odpowiedział i spojrzał na nas gdyż czułem jego wzrok - jak było z Leonem?

-Ciekawie było - odparłem gdyż trzeba było odpowiedzieć, ale tak aby nie wpaść w pułapkę własnego kłamstwa.

-Wybrał coś Leon?

-Z pewnością dowiedział się więcej niż na internecie więc z pewnością coś zamówi - odpowiedziałem na pytanie chcąc być bardzo przekonującym w tym co mówię.

-Oby - odparł biorąc się za jedzenie więc też to zrobiłem to co on. Po kilkunastu minutach siedzenia przy wspólnym stole, mogliśmy odejść więc od razu wstałem i ruszyłem w stronę drzwi tarasowych, a za mną ruszył Erwin. - A wy dokąd?

-Przejść się - odrzekłem od razu, bo nie chciałem mu mówić o tym, że idziemy do Aldero w odwiedziny.

-Tylko nie długo, bo za dwie godziny mamy wizytę w siedzibie. Masz być!

-Oczywiście będę - odparłem patrząc na zegar - o piętnastej to jest tak?

-Tak - odpowiedział na me pytanie i tyle było mi potrzeba więc wyszedłem, a za mną podążał Erwin.

-Myślisz, że się domyśla co robimy?

-Nie wiem Erwin, ale on chyba sądzi, że nie ma opcji bym się uwolnił - powiedziałem to co myślałem. Ojciec myślał szablonowo więc dało się przewidzieć niektóre rzeczy związane z jego działalnością i kolejnymi krokami. Teraz dla niego ważne było abym przejął mafię, ale dalej problemem był Erwin więc jeśli na swoich urodzinach czy tym bankiecie co planuje i ogłosi mnie nowym liderem. To jestem skreślony, bo będę musiał ogarnąć jakąś kobietę, a wszyscy będą na tym więc zapewne będę musiał wybrać Felicję. Tak czy siak wyjdzie ojciec na swoim, chociaż nie do końca, bo mam swego asa w rękawie. Dość szybko znaleźliśmy się pod domkiem Aldero i zapukałem w drzwi. Starszy mężczyzna jak ostatnio otworzył nam drzwi i uśmiechnął się.

-Co was sprowadza do mnie młodzieży? - spytał z uśmiechem na ustach i przepuścił nas w drzwiach więc weszliśmy do środka od razu kierując się do saloniku.

-Chciałbym powołać radę w piątek na godzinę punkt jedenastą! - rzekłem gdyż po to tu byłem aby poinformować go jako pierwszego o swoich planach.

-Znalazłeś sposób na to aby uwolnić się? - spytał zaskoczony gdyż również nie wiedział czy da się mnie uratować z tego.

-Tak znalazł ten sposób Chack - odparłem z uśmiechem, a mężczyzna się zdziwił.

-Ten stary mąciciel żyje jeszcze? - zaskoczył słowami mnie oraz Erwina.

-Co? - planął złotooki.

-Myślałem, że został stracony wiesz Duarte nie miał litości dla Mokotowa - spojrzał przepraszająco na Erwina.

-Żyje i ma się bardzo wyśmienicie - warknął Erwin gdyż rozumiałem jego złość w tym momencie.

-No to wychodzi, że Duarte znów nie powiedział prawdy - zdziwiły mnie jego słowa więc ojciec nie był taki święty.

-Jak widać nie tylko ciebie oszukał z inicjacją, ale i oszukuje wszystkich wokół - odezwał się Erwin, ale ja nie sądziłem tak. Ojciec nigdy nie kłamał chyba, że tylko chciał w jakiś sposób chronić innych. Mnie nie poinformował o tym, bo wiedział, że nie zabiję człowieka tylko zmusił mnie do tego bym to zrobił.

-Musiał mieć jakiś powód, by tego nie mówić - cieszę przerwał przyjemny głos mężczyzny, który siedział naprzeciw nas - jednak odkładanie prawdy na później i tak wyjdzie na jaw.

-Racja - poparłem starszego, a on uśmiechnął się do mnie.

-Ojca już informowałeś? - spytał zainteresowany.

-Jutro zostanie poinformowany o tym - odwzajemniłem uśmiech od niego i wiedziałem, że już niedługo znów będę w domu w mieście, w którym jest moje miejsce. Mam gdzie wracać i z kim, to mnie podnosiło na duchu.

Czy wygrają walkę?
Dlaczego Speedo podał numer telefonu Vasquezowi?

2242 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro