Jezioro pełne życia
Witam wszystkich serdecznie w wtorkowym rozdziale!
Jak tam u was?
Dziś ciekawy rozdział
Ogłaszam iż rusza kolejna zabawa challenge więc zapraszam na moją tablicę chętnych, którzy chcą dołączyć do zacisza limonek by uzupełnić formularzyk!
Jak już wiecie jestem praktycznie na końcu książki, ale wpadł w moje rączki konkurs literacki, który mocno mnie intryguje i zastanawiam się czy wziąć udział. Lecz będzie się to wiązać z tym, że prawdopodobnie spędzę miesiąc na pisaniu konkursowego opowiadania. Więc kolejna książka może być opóźniona, bo też nie wiem czy nie wyjdą jakieś komplikacje itp.
Życzę wam wszystkim miłego dzionka
Perspektywa Arona
Nie mogłem uwierzyć, że zgodziłem się na wyjazd nad jezioro z Montanhą. Jason prowadził nasz wóz gdzie byłem ja, Daniel, dwójka bliźniaków oraz Jessica. Wszystko wydawało się być dobrze i mocno zdziwiłem się gdy jechaliśmy w stronę Violetów zamiast na północ. Ktoś wsiadł do ich wozu, ale z takiej odległości nie byłem w stanie zauważyć kto to jest. Po tym zaczęliśmy jechać na odległe trochę jezioro, które było naprawdę duże i zawsze w lecie dużo się nad nim działo. Wiele młodych osób zawsze jeździło tam w sumie przez to wszystko co ostatnio się dzieję zagubiłem się trochę w rytmie życia. Zwykle zajmowałem się swoją grupą i myślałem nad wyciąganiem ludzi z konwoju. Byliśmy dobrzy, ale nie tak dobrzy jak kiedyś to robiliśmy z Wężem. Patrzyłem przez okno i obserwowałem mijające nas otoczenie. Droga prowadziła przez łąki i lasy aż w końcu po godzinie jazdy byliśmy już na miejscu. Zaparkowaliśmy autami obok siebie na parkingu, a ja w końcu wysiadłem z auta. Jezioro miało ponad 15 hektarów połaci, a molo było gigantyczne, ale względem jeziora było malutkie. Budki stojące przy molo wraz z barami były już okupowane przez młodzież i młodszych starszych. Dawno nie byliśmy tutaj, a pogoda była idealna na to aby rozłożyć się na plaży, która tutaj była. Jezioro otaczały praktycznie wyżyny więc dawało to dużo majestatu dla miejsca i cieszyło to nieskazitelnie mieszkańców Coco. Mieliśmy coś niesamowitego w swoimi górzystym terenie. Powoli wyciągaliśmy torby z potrzebnymi rzeczami.
-No to co Aron! Gramy w wodą siatkówkę?! - spytał się szczęśliwy Daniel, który był dla mnie trochę jak młodszy braciszek.
-Z przyjemnością - odpowiedziałem, ale no była nas dziesiątka. Dziewczyny pewnie będą chciały się opalać więc zapewne będzie nas siódemka to stanowczo za mało.
-Gdzie się rozkładamy? - zapytała Jessica, ale nie mnie tylko Węża z którym konkuruje o to kto jest lepszy. Jednak od zawsze to on był większym autorytetem dla wszystkich i w sumie dla mnie też lecz teraz jest moim rywalem. W końcu Morte jasno mi przedstawił sytuację, że to nie jest mój stary przyjaciel, którego znałem kiedyś. Z czasem jednak widziałem iż jednak Grzesiek nie chce by być Lordem więc przyglądałem mu się uważniej i jedyny wniosek, który wyniosłem to to iż nie zmienił się za bardzo z biegiem czasu. Był tym samym upartym chłopakiem z wielkimi ambicjami, ale te ambicję zmieniły się z biegiem czasu. Dobry strateg teraz jest idealnym wręcz strategiem, który potrafi rozpatrzeć wszystko na spokojnie.
-Co robimy? - zapytałem wpatrzony w przyjaciela, który patrzył na mapę miasta. Byliśmy w bibliotece aby móc omówić akcje, którą dostaliśmy do wykonania, a czas uciekał nam bardzo szybko. Musieliśmy działać szybko i całą siódemką wiedzieliśmy o tym.
-Konwój z informacji, które otrzymaliśmy będzie jechać przez tunel podziemny - pokazał dłonią na tunel w danym miejscu - zrobimy zasadzkę w nim, bo jest wystarczająco długi gdy zgasimy światła będziemy mieć wystarcząco czasu aby wyciągnąć skazanego!
-Czyli co wjeżdżamy tam i odbijamy?
-Robimy zastawę - rzekłem - Jason ogarniesz autobus, który odetnie konwój w połowie tak aby zostały dwa radiowozy i radiowóz konwojowy - rzekł z taką charyzmą i pewnością. Jego oczy błyszczały gdy patrzył i znaczył coś na mapie.
-Dobra rozumiem.
-Ty John i Monia razem będzie odpowiedzialni za rozstrzelanie reflektorów aut policyjnych.
-Jasne - odparli, a ja uśmiechnąłem się gdyż to brzmiał jak sensowny plan, który powinien się udać.
-Jess i ty Aron zajmujecie się przetransportowaniem naszego skazanego. Daniel ty zajmujesz się oświetleniem w tunelu - skierował to do naszej trójki i jak zawsze kiwnęliśmy potwierdzająco głową.
-A ty?
-Ja na siebie ściągnę ostrzał - odparł - każdy wie jakie ma rolę? To jedziemy, bo czas nas je!
-Tak wąż! - powiedzieliśmy szybko i ruszyliśmy w stronę wyjścia z biblioteki. Wszystko musiało się udać przecież to jest plan idealny i dopracowany bardzo mocno przez Grzesia. Nie braliśmy nawet pod uwagę to iż wpadniemy, bo nie mogliśmy tego zrobić. Byliśmy nieuchwytni i byliśmy gangiem węża.
No właśnie byliśmy. Westchnąłem, bo czasu nie da się cofnąć ani tego co się stało. Jednakże Gregory nie wydawał się zły no oprócz takich momentów gdy atakowałem go bezpodstawne bądź chciałem zastrzelić jednego z bliźniaków. W sumie to nie chciałem, bo Wielki Morte mi kazał pogrozić śmiercią, ale nie sądziłem iż będę w stanie strzelić do bliskich mych osób. Wybaczenie zdobyć od nich było ciężkie i kosztowało mnie naprawdę wiele przeprosin, ale wybaczyli mi, ale otwarcie powiedzieli iż nie chcą pode mnie już należeć. Miałem kilka grup, ale to była moja grupa, która rozpadała się właśnie przez bruneta, który nawet chyba nie chciał tego aby wrócić do pracy przy robocie z bronią czy w ogóle z czymś przeciwnym prawu. Stał się posłusznym pieskiem na posyłki i to denerwowało mnie najbardziej. Poniekąd był taki sam i nie zmienił się, ale z drugiej strony nie był tym samym Wężem za którym chciałabym podążyć choćby nawet na koniec świata. Jedynie co mnie przekonało aby przyjechać tutaj to tylko Danielek.
Nie zauważyłem nawet kiedy rozłożyliśmy się w dość ustronnym miejscu i podobało mi się to gdyż obok była siatka na wodzie co wiązało się iż będziemy oblegać tą atrakcję. Nagle zauważyłem dużą paczkę ludzi idącą w naszym kierunku. Modliłem się tylko aby nie rozłożyli się obok nas, ale Erwin jeśli dobrze pamiętałem pobiegł w ich kierunku więc to chyba oznaczało iż to musi być Mokotów.
-Hank! - Wąż przytulił się z jakimś brunetem, którego chyba widziałem u nas. - To jest rodzina Erwina - powiedział utwierdzając mnie w myślach.
-Co oni tu robią? - burknąłem niezadowolony z tego. Jak Wielki Morte dowie się o tym będzie mocno wkuriwiony.
-Stwierdziłem, że dobrym wyborem będzie jak się poznacie. Nie musicie pałać do siebie przyjaźnią po prostu postarajcie się zrozumieć i tyle - odparł tak po prostu i od razu mi się to nie podobało, ale Jason i John od razu ruszyli do mokotowskich znajdując z nimi temat do rozmów. Na początku było bardzo drętwo, ale nie powiem chyba się rozluźniła atmosfera między nami więc Daniel zaproponował siatkówkę wodą na co kilkanaście osób z chęcią się zgodziło. Ja również, bo obiecałem memu braciszkowi iż będę grać. Podzieliśmy się na grupy Mokotów przeciwko Lordowie i muszę przyznać iż bardzo mi się to podobało. Ponieważ mogliśmy pokazać iż to my jesteśmy lepsi od nich w każdym aspekcie nawet gry. Zaczęła się zawzięta walka o zwycięstwo i każdy chciał wygrać, a ciągły remis nie był adekwatny i satysfakcjonujący dla nas.
-Dobra dość! - krzyknął Gregory, który opadł na plecy na wodzie. Teraz dopiero zobaczyłem iż wszyscy są zmęczeni, w końcu w wodzie zużywamy więcej siły niż na lądzie.
-Popieram! - krzyknął chłopak w dredach - Zostańmy przy tym remisie i chodźmy odpocząć!
Wszyscy się zgodzili, bo dlaczego nie przecież byłyśmy padnięci, ale wokół były bary i małe restauracje więc z pewnością coś sobie zamówimy aby wspólnie zjeść i odpocząć wystarczająco, a może później dokończymy naszą rozgrywkę. Nikomu nigdzie się nie spieszyło i czas leciał powoli z czego się cieszyłem, bo w końcu jesteśmy całą paczką jak za starych dobrych czasów. Patrzyłem się w niebo zerkając czasem na Marco i Milenę. Od razu zauważyłem te uśmiechy do siebie i ostrożne migdalenie się względem siebie. Gregory siedział przy Mokotowie w kółku i śmiali się z czegoś, a Jess oraz Monia rozmawiały z tymi dwoma dziewczynami od przeciwnej strony. Wydawało się iż niektórzy zaprzyjaźnili się. Daniel grał w piłkę chyba z landrynkami z szóstką osób i widać było iż jego wewnętrzne dziecko się cieszy aż za nad to.
-Siema - nagle ktoś usiadł obok mnie więc spojrzałem na mężczyznę, który uśmiechnął się wrednie - jestem Dorian.
-Aron - odparłem nie za bardzo chętny na to aby rozmawiać z kim od nich, ale no nie miałem wyboru.
-Grzesiek mówi iż jesteś bardzo silny chciałbyś mierzyć się na rękę?
-Proponujesz mi siłowanie na dłonie? - zmrużyłem powieki widząc jego szeroki zadowolony uśmiech z zbiegu okoliczności.
-Nie ja cię wyzywam na walkę, a nie proponuje! - rzekł donośny tonem głosu uśmiechając się szalenie. Nie wiem co pokusiło mnie aby się zgodzić, ale jak się później okazało wygrałem z czego byłem niemiłosiernie dumny. Zaś mój przeciwnik był mocno poirytowany tym iż przegrał. Nie powiem, ale chyba po kolejnych dwóch godzinach przypadli mi do gustu, a wąż świetnie się bawił w otoczeniu nas wszystkich.
-To co chyba pora coś zjeść? - zaproponował Dia jeśli się nie mylę taki mulat z czarnymi dredami.
-Ja jestem za! - odezwała się Monia - Jest taka godzina, że przydało by się coś zjeść.
-Gdzie idziemy jeść? - zapytał się mężczyzna w kominiarce, której nigdy jak się okazuje nie ściąga. Dziwną byli mafią i przede wszystkim Mokotowem, ale jeśli chodzi o to czy odważyłbym zrobić coś im to raczej nie. Widać było iż dla nich relacja jest ważna.
-Jest tu taki wybór, że każdy znajdzie coś dla siebie - oznajmił wąż i wstał z koca uśmiechając się do wszystkich. Tak też rozeszliśmy się po molo aby znaleźć coś interesującego do jedzenia. Robiło się późno, ale to nie był jeszcze koniec tego wszystkiego. Z tego co wiem to jeszcze festyn ma być i w sumie ludzie się jacyś ze straganami rozkładają wraz ze sceną więc spędzimy tutaj zapewne trochę czasu. Zapowiadał się długi, ale przyjemny wieczór i zacząłem wątpić w to co mi mówił lider, bo to nie jest takie jak chyba on sądzi, a ja widzę w końcu na oczy iż nie ma zagrożenia.
Gdyby było to nie byliby tak przyjaźni wobec nas. Wraz z Danielem poszliśmy zjeść ramen przy stoisku najbliższym naszych rzeczy oraz ręczników. Wolałem jednak mieć oko na nasze rzeczy.
-Fajni są - powiedział nagle czarnowłosy więc spojrzałem na niego marszcząc brwi - no oni wydają się na naprawdę super osoby i przede wszystkim nie są fałszywi po prostu są sobą.
-Może - mruknąłem nie popierając aż tak jego optymizmu względem tych osób.
-Nie mów iż uważasz ich jako zagrożenie?
-Nie, nie do końca po prostu rozumiem, dlaczego Gregory stwierdził, że powinniśmy się zaprzyjaźnić z nimi. To znaczy poniekąd wiem, ale nie rozumiem dlaczego teraz.
-Może oni też nie mieli co do roboty i po prostu przyszli przestań trochę dociekać prawdy czy winy w czymś gdzie jej nie ma. Nie da się tu nic znaleźć sensownego!
-Dobra - przewróciłem oczami mi po kilku minutach jedzenia zapłaciliśmy za posiłek i wróciliśmy na nasz kawałek piasku. Najedzony położyłem się na ręczniku i wpatrywałem się w niebo. Niedługo ubraliśmy się w ciuchy, ponieważ mieliśmy przejść bardziej w stronę sceny więc swoje rzeczy wrzuciliśmy do aut. Nie wiem kto i co będzie grane na koncercie, ale mam nadzieję, że będzie warto zostać do samego końca. Szliśmy całą zgrają przez molo i rozmawiałem z Dorianem, który był dość mocno spontaniczny oraz wybuchowy jak coś mu nie spasuje. Jednak dobrze mi się z nim wymieniało zdania oraz poglądy. Wydawało się iż mamy podobne poglądy względem naszych mafii i nie chcemy aby łączyło się niektórych rzeczy. Koncert wraz z festynem zaczął się równo o dziewiętnastej. Niektórzy wzięli sobie alkohol inni coś do przekąszenia i bawiliśmy się wspólnie. Muzyka idealnie nadawała się do szalonych tańców i dobrej zabawy z przyjaciółmi. W pewnym momencie była bardziej taka romantyczniejsza więc z całą moją paczką oparliśmy się o płotek i obserwowaliśmy jak śpiewa mężczyzna o miłości. Jednak mój wzrok skupił się na Grzesiu i Erwinie. Duarte od początku mi mówił iż coś ich chyba łączy i mam to zniszczyć jak tylko umiem, ale nie dało się ich skłócić ze sobą. Nawet wyzywaniem od dziwek.
-Na co patrzysz? - spytał Jason, a ja pokazałem palcem na dwójkę zakochanych, który bujali się do melodii. Ręce bruneta spoczywały na biodrach siwowłosego, który obejmował Grzesia wokół szyi.
-Co jest?! - John zrobił wielkie oczy.
-Naprawdę nie wiedzieliście? - zapytałem mocno zdziwiony, bo widać było aż za bardzo.
-Ja na przykład nie byłam pewna czy na pewno są razem - odezwała się Jess - jednak widać było po nich, że coś ich łączy.
-Ja domyślałam się coś - mruknęła Monica.
-Nie wiedzieliśmy! - wtrąciły się bliźniaki i widząc reakcje Daniela było widać iż też nie wiedział.
-Fajnie, że teraz się skapliście - zaśmiał się Marco.
-A ty skąd wiesz? - zapytałem zainteresowany tym czy wiedział już wcześniej czy też nie.
-W ich mieście poznałem prawdę - rzekł Assassino z uśmiechem na ustach - pasują do siebie - dodał po chwili i poklepał mnie po ramieniu - bawcie się i korzystajcie z tego wszystkiego co tu mamy! Jak wrócimy do domu to będziecie mogli opierać ściany!
-Jasne Assassino! - odkrzyknął Jason - Ma rację korzystajmy, bo Wielki Morte może być nie zadowolony jak wrócimy późno!
Zgodziliśmy się z tym i zaczęliśmy korzystać z pięknej pogody oraz bawiliśmy się do super piosenek nie przejmując się niczym innym niż to co jest teraz tu i teraz. Jednak wszystko się kiedyś kończy tak też było z tą chwilą. Około 23 godziny wszyscy zebraliśmy się przy samochodach aby zebrać się do domu i zapewne na teren Lordów dojedziemy o równej dwunastej.
-Dziękujemy za dobrą zabawę - powiedział Wąż, który żegnał się z Mokotowem. Każdy był wystawiony choć trochę przez alkohol, ale kilka osób było trzeźwych, bo przecież trzeba było jakoś wrócić do domów.
-Narka Mokotów - pomachałem im i ruszyliśmy do aut. Jason nie pił aby prowadzić nasz wóz, a Gregory również nie pił więc mieliśmy kierowców. Musimy jeszcze odstawić Milenę pod jej dom i pewnie nie będzie ciekawie, ale to Assassino będzie się tłumaczyć jej ojcu, dlaczego tak późno i tym podobne. Powoli przysypiałem na fotelu, ale przez to iż byłem padnięty. Jeszcze aż tak długo nie bawiliśmy się, bo wiecznie byliśmy na robocie bądź trzeba było domu ogarniać. Jechaliśmy szykiem gdyż ci od Knucklesa nie orientowali się za bardzo więc trzeba było ich poinstruować. Wydawało się iż jest okey gdy rozdzieliliśmy się, a potem znowu się rozdzieliliśmy, bo nasz wóz od razu skierował się w stronę domu. To był ciekawy dzień, którego nie zapomnę chyba nigdy.
Czy między Marco i Mileną będzie coś więcej?
Czy wszystkie akcje Arona były zaplanowane przez Duarte?
2244 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro