Jesteś silniejszy niż ci się wydaje
Witam serdecznie wszystkich w sobotnim rozdziale!!!
Co tam u was? Jakieś plany na weekend?
Ja się chyba rozchorowałam pierwszy raz od roku jak nie dłużej :c tak ciulowo się pisze gdy głowa boli i jest zatkany nos 🥺
No, ale trzeba pisać do przodu choćby małymi krokami!
Życzę wszystkim miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Sen przy Grzesiu to coś za czym tęskniłem całym sercem. Czułem te ciepło, którego było mi tak brak i najważniejsze jest to iż jest przy mnie. Nie miałem zamiaru go opuszczać choćby na krok. Wiem, że zapewne ma swoje obowiązki i będzie musiał je wykonać gdyż wiedziałem jak działa mafia na wsi, a jak w mieście. Różniły się bardzo biorąc pod uwagę, że to jest spory teren, który na dodatek posiada pola uprawne, zwierzęta i nie tylko. Trzeba się tym zająć potem sprawy mafijne i sporo rzeczy, które trzeba zrobić przed czasem. Wtuliłem się w klatkę piersiową Grzesia i spałem twardym snem. Nie śniło mi się nic złego co było bardzo dobre, biorąc pod uwagę iż dzień w dzień ciężko było mi zasypiać.
-Gregory!!! - ocuciłem się z otoczki snu i poczułem jak ciało mego chłopaka spina się, a on podnosi się do pionu.
-Muszę wstać diabełku - mruknął do mnie i zsunął mnie na łóżko, a sam się podniósł.
-Która godzina? - spytałem cicho.
-Piąta kochanie. Jak chcesz po śpij jeszcze do szóstej a cię obudzę przed śniadaniem - mówił ubierając spodnie ma siebie.
-Nie musisz wstaję również i może ci pomogę w czymś?
-Nie wiem czego chcę ode mnie ojciec więc bezpieczniej będzie jak zostaniesz z mamą?
-Aż tak?
-Może wszystko ode mnie chcieć wolę abyś został i był bezpieczny. Nie chcę aby ci krzywdę zrobił - oznajmił i wyszedł z pokoju. Nie powiem, ale byłem zdziwiony tym. Jednak wstałem z łóżka i ubrałem na siebie wczorajsze spodnie, ponieważ nic innego nie miałem, ale zostałem w za dużej koszuli od Monte. Wziąłem głęboki wdech i wydech, a następnie wszedłem z pokoju biorąc telefon ze sobą. Nie wiedziałem w sumie co mnie czeka, ale zszedłem po schodach w dół. Zaś z nich przeszedłem przez salon, a następnie do kuchni.
-Dzień dobry pani - przywitałem się dosyć niepewnie wychylając za szafy.
-Witaj jak ci się spało? - spytała z uśmiechem na ustach i popatrzyła na mnie. Miała niebieskie oczy co teraz zauważyłem. Były bardzo podobne z barwy do oczu Victora.
-Dobrze - odparłem i podrapałem się po karku. -Gdzie Monte musiał iść? - zapytałem ciekawsko.
-Ojciec go chciał do biura. Zapewne są w siedzibie - odpowiedziała mi szczerze nawet nie wahając się w tym czy dobrze robi mówiąc mi o tym.
-Rozumiem - mruknąłem - nie będzie miał problemów przeze mnie?
-Mój syn ma prawo do szczęścia i jeśli te szczęście właśnie jest w tobie to raczej nie będzie miał - stwierdziła i zaszokowała mnie tym oraz zawstydziła co zauważyła - wiem o was.
-I nnie jest pani zła o to iż pański syn woli mężczyzn?
-Co mam do powiedzenia do tego co się dzieje? Miłość nie wybiera i dobrze chyba o tym wiesz skoro jesteś tutaj.
-Ma pani rację - mruknąłem bawiąc się palcami.
-Vida albo Tilia. Nie mów do mnie pani, bo staro się czuję.
-Przepraszam pa..Vido - poprawiłem się w ostatnim momencie. Cóż czułem respekt do kobiety, która była bardzo miła i wyrozumiała. Nie miała przeciwko temu, że ja i jej syn jesteśmy ze sobą.
-Więc Erwinie, bo tak mogę to ciebie mówić? - kiwnąłem potwierdzająco głową. - Jakim cudem ty i mój syn na siebie trafiliście?
-Cóż to dosyć mocno zabawna historia w sumie zależy dla kogo, ale no zabawna - zacząłem trochę niepewnie, bo nie wiedziałem czy mogę sobie pozwolić.
-Której nie dowie się mama dziś - nagle poczułem dłonie wokół bioder i ciepło, które uwielbiam. Oparłem się o jego tors i zerknąłem na jego twarz podnosząc głowę do góry.
-I tak się dowiem synu! Nie ukryjesz przede mną prawdy!
-Nie kryje ja po prostu unikam jej - oznajmił i spojrzał na mnie, a jego piękne oczy spotkały się z moimi.
-Skoro jesteś to idź po mleko - powiedziała.
-Idziemy - mruknął i pociągnął mnie delikatnie do wyjścia tarasowego.
-Ej zostaw mi go!
-Nie mamo nie ma wyciągania informacji z Erwina!
-I tak się dowiem! - odparła gdy wyszliśmy z domu.
-Dlaczego swojej mamie nie chcesz powiedzieć?
-Bo już i tak zbyt dużo ze mnie wyciągnęła iż mam ciebie. Więcej informacji jej nie potrzeba.
-Chyba należy jej się ta wiedza - zasugerowałem, a Monte pocałował mnie w policzek.
-Innym razem..ojciec będzie chciał wyciągnąć i z ciebie informacje. Nie daj się Erwiś, bo on też ma uszy dookoła głowy. W domu się nic nie mówi.
-Dobrze zapamiętam - odpowiedziałem mu - gdzie idziemy?
-Do krów - odparł i uśmiechnął się do mnie - idziemy je wydoić do kawy i na śniadanie.
-Nie lepiej do sklepu?
-Za bardzo polegasz na sklepach - zaśmiał się - domowe mleko jest lepsze sam zobaczysz!
-Właśnie boję się zobaczyć - odparłem i po kilku minutach byliśmy przy stodole, którą widziałem wczoraj z daleka, ale nie z bliska. Monte przeskoczył przez płot, a ja ostrożnie przeszedłem między szczelinami. Pierwszy raz widzę krowę z tak bliska. Spojrzałem na Grzesia, który spojrzał do środka stodoły. Nagle zaczął gwizdać, a z pastwiska przybiegła czarna krowa, a za nią cala reszta. - Co się dzieje?
-Ogarnął ktoś środek, ale jak zwykle bywa nie słuchają krowy iż pora jedzenia więc wołam je - wyjaśnił mi, a wszystkie krowy jak po prostu posłuszne psy weszły do ich domku. - Chodź trzeba wydoić je - dodał i wszedł za nimi więc niepewnie ruszyłem za nim. Krowy to jednak nie psy i potrafią zrobić poważną krzywdę człowiekowi.
-I to robiłeś codziennie? - spytałem patrząc się niepewnym wzrokiem na duże zwierzęta, które jadły swoje śniadanie.
-Poniekąd, ale proszę nie chce mówić o tym co robiłem. Nie chcę o tym pamiętać - powiedział patrząc się w moje oczy, ale w jego brązowych oczach widziałem uczucia, które dusił w sobie. Zbyt długo go znałem aby ominąć ten wzrok, który mówił, że był taki przerażony i zniszczony od środka. Podszedłem do niego i złapałem jego policzki w swoje dłonie.
-Monte cokolwiek byś nie zrobił... Kocham cię tak bardzo jak wcześniej i nic nie zmieni w moich uczuciach do ciebie.
-Martwię się - wyszeptał.
-Czym?
-Że to tylko kolejny sen gdzie wszystko się rozpłynie, a ja znowu obudzę się w łóżku w pokoju. Sam bez ciebie i z wielkim bólem serca.
-Jestem tutaj Monte - wyszeptałem - jestem prawdziwy i nie zostawię cię. Nigdy mnie nie zostawiłeś nawet jeśli byliśmy skłóceni czy źli na siebie. Zawsze myślałeś o nas. Pora abym to ja teraz ci pokazał iż również cię mocno kocham i jestem gotowy do wszelakich poświęceń dla ciebie.
-Dziękuję - szepnął, a jego dłoń delikatnie ścisnęła moją zaś kciukiem zaczął kreślić kółka.
-To ja powinienem ci dziękować Monte za to, że jesteś i tak dużo musiałeś wycierpieć aby chronić rodzinę.
-Dla ciebie i zakonu zrobię wszystko - odparł przez to zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Wiem - wtuliłem się w niego, a on objął mnie swoimi ramionami. W których czułem się tak bardzo bezpiecznie. Z cichym westchnięciem Monte odsunął się ode mnie.
-Muszę wydoić krowę - powiedział i pocałował mnie w czółko. Po chwili wydoił krowę, a ja patrzyłem na to jak on ją dotykał po tych dyndających różowych cyckach z których leciało mleko. Byłem zdziwiony, ale i zaskoczony tym. Po chwili z butelką pełną mleka ruszyliśmy do willi. - Nie chcesz spróbować?
-Nie, nie chce Monte - odpowiedziałem i podrapałem się po karku. Nie sądziłem iż tak tutaj wygląda dzień, ale było to coś ciekawego i nowego. Idąc tak przez teren Lordów widziałem iż ludzie są na nogach od tej godziny. Nawet dzieci już nie śpią choć mogłyby spać.
-Chodź diabełku - poczułem jego ciepły oddech na moim karku i uśmiechnąłem się radośnie szczerząc ząbki do bruneta. - Proszę mamo - Monte podał kobiecie butelkę.
-Zaraz będzie śniadanie chłopaki - powiedziała - siadajcie już do stołu.
-Dobrze - odpowiedzieliśmy w tym samym momencie więc nawet nie wiem kiedy za śmialiśmy się z tego. Mój chłopak odsunął mi krzesło więc usiadłem na nim, a on dosiadł się obok mnie.
-Chyba będzie trzeba wziąć twoje rzeczy co nie? - zasugerował Grześ.
-W sumie przydałby się wziąć - potwierdziłem zgadzając się z tym.
-Mamo?
-Jedźcie, ale nie na długo dobrze?
-Przed obiadem będziemy z powrotem - odpowiedział więc będziemy musieli wyrobić się w czasie. Mam nadzieję, że nie będzie ten czas zbyt krótki.
-Tylko przed waszym wyjazdem będzie trzeba dzieciakom zrobić i zanieść ciastka - oznajmiła więc pewnie będziemy musieli jej pomóc w tym. Jednak nie przeszkadzało mi to. W towarzystwie mamy Grześka czułem się swobodnie, a przy ojcu nie powiem, ale czułem strach. Mężczyzna miał to coś w sobie co powodowało iż człowiek po prostu się boi. Nawet na mnie to działało lecz moje ego nie chciało się do tego przyznać osobiście i na głos. Wolałem grać odważnego niż aby kulić się przed kimś takim jak Morte.
-Pomożemy - zasugerował mój policjant, a ja kiwnąłem głową iż się zgadzam na to. W sumie klejenie ciastek nie brzmi na ciężką robotę.
-Dzień dobry! - do kuchni wszedł Marco ubrany w dżinsowe spodnie i koszulę. Oni chyba wszyscy tak się ubierają.
-Marco synku dziś coś masz?
-Jade do Blacków odnośnie pewnej sprawy - oznajmił - mam na ósmą więc trochę czasu mam, ale no o siódmej muszę wyjechać mamo.
-A twój ojciec?
-Dopina z Leonem sprawy mafijne i niektóre kwitki - rzekł czym mnie zainteresował gdyż nie powiem, ale byłem ciekawy działania od środka takiej dużej i poważnej mafii. Nie koniecznie tej co prowadzi Morte, ale skoro mam okazję poznać coś więcej na ten temat to dlaczego nie skorzystać i wyciągnąć ile się da z nich. Jednak zemsta była czymś kuszącym i tak bardzo na wyciągnięciu ręki lecz nie realne. Monte stanął w obronie ich mimo iż Ojciec jego nie jest święty i ma dużo za uszami, ale słowa Grzesia dalej chodziły mi po głowie. Teraz jednak nie było czasu aby tym się zająć gdyż dostaliśmy śniadanie, które trzeba było zjeść i dawno nie jadłem tak smacznych naleśników. Po śniadaniu oczywiście pomogliśmy Vidzie w robieniu ciastek. No w sumie to ja próbowałem je robić, ale mi nie szło co zauważył Grześ. Wziął nagle moje dłonie w swoje i nimi wziął trochę masy czekoladowej. Czułem jego oddech na mojej szyi i z uśmiechem dawałem mu się prowadzić w tym jak poprawne powinny być ciasteczka. Było to bardzo miłe i zawstydzające gdyż był tak blisko mnie przy swojej mamie. Nie przejmował się tym co by powiedziała w sumie jakbym go delikatnie podrażnił to pewnie nie przestalibyśmy na całowaniu. Więc po prostu nie dokuczałem mu, bo sam nie chciałem mieć problemu. Po pomocy w kuchni i upieczeniu oraz zaniesieniu dzieciom słodkości. W końcu mogliśmy pojechać do mnie do willi.
-Jak się dostaniemy? - spytałem go spokojnie, a on zaśmiał się ze mnie.
-Jedziemy quadem będzie szybciej - stwierdził i zdziwił mnie tym, ale widząc w garażu trzy quady aż sam miałem ochotę się tym przejechać. Monte siadł z tylu, a ja z przodu między jego nogami. Mogłem tak być cały czas aby tylko nie oddalać się od jego ciała i ciepła, którym emanował. Mimo iż dzień zapowiadał się na upalny to jednak wolałem mężczyznę, którego kochałem całym sercem. Instruowałem go gdzie mamy dojechać, bo ufałem mu bezgranicznie iż ta wiedza zostanie między nami tylko. Wjechaliśmy przez bramę i w oczach Grzesia widziałem zachwyt.
-Więc to tutaj się wychowywałeś?
-Dorastałem też - odparłem z uśmiechem - mam nadzieję, że przynajmniej nie śpią wszyscy.
-Przekonamy się gdy wejdziemy - mruknął do mojego ucha i pocałował mnie w szyję.
-Kocham cię Monte - mruknąłem cicho.
-Ja ciebie też diabełku.
Weszliśmy do środka przez główne drzwi i nie powiem szokiem było to iż wszyscy mieli wymierzone pistolety w naszą stronę. Zaśmiałem się nerwowo, ale wszyscy rzucili się na Grzesia więc ruszyłem do swoich. Oczywiście Carbo jako pierwszy na mnie zawisł, bo pewnie się zamartwiał, ale nie sądziłem iż Dante poprosi mnie o rozmowę. Od razu wychwyciłem wzrok Nico, który o dziwo był zazdrosny. Ciekawość mnie zaczynała zżerać i z Dante wyszliśmy na patio.
-Mam niespotykane pytanie i może brzmieć ono głupio, ale jak odnalazłeś w sobie geja? - patrzył się w wszystkie inne strony niż ja.
-Chodzi ci o to jak pokochałem Grzesia? - zaśmiałem się gdyż chyba powoli zaczynałem rozumieć ten zazdrosny wzrok Carbusia na mnie.
-A jak się upewniłeś w swoich uczuciach? - spytał niepewnie w sumie cały czas był niepewny nie widząc czy dobrze robi.
-Nasz pierwszy pocałunek powiedział nam o tym iż chcemy tego samego i tak jakoś wyszło, że potem było między nami coraz więcej czułości aż w końcu wyznaliśmy sobie uczucia - odpowiedziałem szczerze, bo między nami dochodziło do różnych zaczepek, ale gdy w szpitalu spaliśmy wspólnie i gdy zaczął mnie całować wtedy po szyi wiedziałem powoli iż nasza relacja się zmienia. Kochałem tą relację i teraz kocham Grzesia bez względu na to ile musimy jeszcze przecierpieć byle by być ze sobą już na zawsze.
-Dzięki za to iż mi podpowiedziałeś - powiedział cicho, a ja uśmiechnąłem się do niego.
-Jeśli ty i Carbo coś łączy to może dobrze byłoby abyście spróbowali? Z czego wiem to ty i Pola od długiego czasu jesteście w separacji. Może pora aby dać serce komuś innemu?
-Erwin nie jestem gejem! - oburzył się.
-Ja też, a jednak kocham Grzesia i co w takim przypadku?
-Kurwa - mruknął i schował twarz w dłoniach.
-Jeśli chcesz się upewnić to szukaj w nim sygnałów, które ci wysyła. Szuka cię wzrokiem, jest blisko ciebie i patrzy zazdrosnym wzrokiem na wszystkich, którzy są przy tobie, ale ostatnie to nie musisz szukać. Poczułem ten wzrok - zaśmiałem się i zaciągnąłem go z powrotem do salonu gdzie wszyscy siedzieli. Widziałem od razu miejsce wolne między Grzesiem, a Carbo więc zaciągnąłem Dante ze sobą i usadowiłem go między Grześkiem, a braciszkiem gdy ja sobie usiadłem na kolanach mojego bruneta, który objął mnie w pasie i przysunął bliżej siebie abym wygodnie sobie siedział. Kątem oka widziałem jak Dante jest spięty, ale gdy Carbo delikatnie pogłaskał go po plecach myśląc iż nikt nie widzi, bo błąd ja widziałem. Od razu się rozluźnił. No to chyba nie tylko ja mam słabość do policjantów.
Czy Grzesiowi pomogą uwolnić się z mafii?
Czy Erwin będzie bezpieczny?
2249 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro