Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jednak wyjechać też

Witam serdecznie wszystkich w czwartkowym rozdziale
Dziś długi rozdział i sporo się dzieje
Ostrzeżenie +16/+18 jak kto woli!
Jak tam u was?
Przed nami tak niewiele do końca jak sami widzicie (*)
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️

Spakowałem nas i czas leciał nieubłaganie szybko nawet za szybko. Nie chciałem bądź po prostu się bałem jechać czy wracać do tego co było, bo przyzwyczaiłem się do tej rzeczywistości. Z jednej strony to było złe, ale z drugiej strony było dobre. Zszedliśmy na dół z bratem chcąc iść do kuchni gdzie zostawiliśmy ich, ale jak zeszliśmy od razu zauważyliśmy ich w salonie gdzie na kanapie siedział ojciec, Erwin i mama.

-Przyjedziecie niedługo?

-Postaramy się przyjechać - usłyszałem jak Erwin odpowiada mojej mamie.

-Dobrze, że jesteście - oznajmił ojciec, który nas zauważył gdy szliśmy w ich stronę.

-O co chodzi tato? - spytał Marco, a ja tylko spojrzałem na brązowowłosego mężczyznę. W głowie miałem wiele scenariuszy, bo w końcu dowiedział się o tym, że wyjeżdżamy i mógł wpaść na dosłownie wszystko.

-Skoro Gregory wyjeżdża trzeba by było zastanowić się nad przyszłością mafii, która jest teraz w twoich rękach!

-Rozumiem jak najbardziej - odpowiedział ojcu, który spojrzał na mnie, bo te brązowe oczy były wpatrzone we mnie - mam jakąś wizję nad tym i oczywiście przejmę wszystko.

-Chcę porozmawiać jeszcze z tobą na jeden temat synu - podniósł się z kanapy - dopóki mamy jeszcze czas i nim nie odejdziesz.

-Dobrze - powiedziałem i ruszyłem za nim w stronę korytarza do pokoju rodziców. Nie powiem byłem zaskoczony, ale szedłem za nim starając zachować spokój aż nie doszliśmy do miejsca gdzie książki mają swoje królestwo czyli do biblioteki. - Więc o co chodzi?

-Jesteś pewny? - zaskoczony spojrzałem na niego i zmrużyłem powieki, bo nie rozumiem.

-Nie rozumiem pytania - mruknąłem wpatrując się w niego i zaczesałem dłonią włosy do tyłu wpatrując się w niego gdy on oparł się o stolik.

-Czy jesteś pewny, że to dobry pomysł aby wyjeżdżać? - zapytał prostując swoje pytanie i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Naprawdę nie spodziewałem się po nim takiej reakcji.

-Chce jechać z Erwinem i wrócić do swojego życia nawet jeśli oznacza to, że wyjadę z domu.

-Nie chce byś wyjeżdżał - oznajmił prosto z mostu - twoja matka też nie chce!

-Marco zajmie moje miejsce ja jestem wolny.

-Mógłbym cię zatrzymać byś zajął się sprawami, które porzuca twój brat by zająć się twoimi obowiązkami - spojrzałem na niego z lękiem, bo nie przemyślałem tego, że zmiana ról może pogrążyć mnie na nowo - jednak nie chce rozpoczynać wojny między nami, bo nie chce zaczynać z mafią twego chłopaka - zszokował mnie tym iż nazwał Erwina moim chłopakiem gdyż nie akceptował nas, choć może się starał to zrobić.

-My też nie chcemy wojny tylko chcemy wrócić do domu - rzekłem spokojnie i ciekawiło mnie to co on ma jeszcze do powiedzenia.

-Tu też jest twój dom - powiedział z słabym uśmiechem - powinieneś tutaj być i zostać, a chcesz wyjechać.

-Bo nie chce być mafiozą chce być na nowo policjantem - oparłem się o regał wpatrując w niego.

-Wiem - kiwnął głową, a ja westchnąłem - nie podoba mi się, ale Tilia mówiła mi bym odpuścił ci z tym w końcu każdy podąża za własnymi ambicjami w życiu. Jeśli tego chcesz to nie mogę ci tego zabronić... chyba.

-Ciesze się iż to zauważyłeś przy pomocy mamy, ale jednak to widzisz - uśmiechnąłem się do niego obserwując jak przygląda się książkom na regałach.

-Wiesz, że zasmucasz tym matkę i nie będzie to taki prosty powrót? Nie będziesz miał prostego życia jak wrócisz!

-Jestem świadomy, że na zaufanie co niektórych będę musiał zapracować i na nowo w ludzkich oczach budować swój wizerunek, który został zniszczony przez ciebie - powiedziałem zgodnie z prawdą gdyż ta transmisja zniszczyła wszystko i zdruzgotała mą reputację.

-I nie przejmujesz się tym? - chyba zaskoczyłem go swoją odpowiedzią, ale kiwnąłem tylko głową.

-Nie szczególnie gdyż wiem z doświadczenia, że ludzie lubią mówić, ale z czasem ich moc zanika pozostając ciszę.

-Masz to gdzieś po prostu tak?

-Nie oczywiście, że nie - pokręciłem głową na boki - wiem, że nawet największa afera zostanie zapomniana po pewnym czasie, ale gdzieś niesmak jej zostanie - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach, choć nie do końca chciałem się uśmiechać. Ponieważ to naprawdę będzie ciężkie by odbudować swoją reputację i nawet jeśli w policji nie będę traktowany źle to całe miasto może mieć jakieś pretensje do mnie, ale byłem na nie gotowy. Przecież tyle czasu wytrzymywałem te wszystkie skargi na mnie czy też upomnienia, które uprzykrzały mi życie lecz nie poddałem się ani razu. Tym razem też nie mam zamiaru, bo mam dla kogo żyć i po co.

-No dobrze chciałem się tylko upewnić czy na pewno tego chcesz - powiedział po dłuższej chwili ciszy między nami.

-Bo chce - odpowiedziałem.

-Nie wyglądasz na to byś chciał, a raczej wahasz się!

-Zdaje ci się tato i skończmy chce spędzić te ostatnie godziny z najbliższymi w dobrej atmosferze - odpowiedziałem odsuwając się od regału i ruszyłem do wyjścia z pomieszczenia. Oczywiście spędziłem czas w towarzystwie rodziny i nawet Leon przybył gdyż dostał informacje, że wyjeżdżamy więc wtulił nas w siebie i zaczął lamentować, że szkoda iż tak opuszczamy dom. Jednak im bliżej byliśmy wyjazdu ja byłem pewniejszy tej decyzji czy na pewno dobrze postąpiłem. Wziąłem torbę z góry gdyż Carbo, Dia oraz Kui byli blisko. To był czas niestety pożegnania. Wyszliśmy z domu i widziałem jak jadą już, a ja zacisnąłem dłoń na torbie.

-Chodź ten ostatni raz w ramiona matki - powiedziała mama i kątem oka widziałem jak Dia podchodzi do Leona, a do nas zmierzał Kui. Od razu wziąłem mamę w ramiona i schowałem twarz w jej włosach. Już czułem jak bardzo będę tęsknić za jej matczynym dotykiem i radami, które mi pomagały gdy naprawdę było ciężko, a ja traciłem wiarę - proszę nie zapominaj o rodzicach. Wiem, że nie byliśmy najlepszymi, ale staraliśmy się jak mogliśmy.

-Mamo kocham was bez względu na to co się wydarzyło - odpowiedziałem na jej słowa i zauważyłem jak Erwin tuli się do Kuia na przywitanie. Odsunąłem się niechętnie od czarnowłosej kobiety, która przetarła policzki z łez. - Nie płacz.

-Nie płacze - wyszeptała uśmiechając się do mnie.

-Synu - zerknąłem na ojca i nie spodziewałem się, że mnie przytuli więc wtuliłem się w niego. Poczułem spokój w sercu jakbym właśnie tego potrzebował w tej chwili. Zaakceptowania tego co robię i to co chce zrobić ze swoim życiem - wracaj jak najczęściej do domu.

-Zawsze możecie przyjechać do nas znajdzie się miejsce by was ugościć - powiedział Erwin spokojnym tonem głosu i uśmiechnął się do nas.

-Nie mają państwo co się martwić będę miał na oku Gregorego wraz z Erwinem. Razem poradzą sobie z każdymi przeciwnościami losu - uśmiech na ustach mąciciela był jak najbardziej prawdziwy wraz z słowami, które kierował do mych rodziców, by ich uspokoić.

-Zaopiekuj się naszym synem, by żyło mu się dobrze - powiedziała mama i wtuliła się w ojca.

-Postaram się by był bezpieczny - słowa Kuia miały uspokoić nas wszystkich iż wiemy co robimy, choć nie do końca sam już wiedziałem czy robię dobrze. Erwin wtulił się w mój bok i uśmiechał się gdyż doczekał się danego przeze mnie słowa iż wrócimy do domu.

-Jak wrócę do swojego numeru telefonu od razu wam wyśle SMS do was - powiedziałem, a po chwili mama na nowo przytuliła mnie i Erwina.

-Kkocham cię synu i cieszę się ttwoim szczęściem - jej głos drżał od emocji więc wtuliem ją bardziej i nawet nie wiem kiedy uroniłem łzę, która spłynęła po moim policzku. Ciężko było mi powiedzieć do zobaczenia.

-Jedziemy? - spytał Dia na którego zerknąłem i kiwnąłem tylko głową.

-Mam nadzieję, że nie wystawisz mego syna - wystawił dłoń do Erwinka, który złapał ją i potrząsnął.

-Nie mam zamiaru nigdy - odpowiedział puszczając jego dłoń, a ojciec wystawił do Kuia, który ścisnął ją.

-Miłej podróży - dodał i odsunął się od nas. Erwin zgarnął torbę z rzeczami i ruszył do veci, która stała w garażu. Nie mogąc się powstrzymać wtuliłem się w oboje rodziców.

-Będę tęsknić - wyszeptałem gdyż przez ten cały czas miałem z tyłu głowy rady i przestrogi wyniesione z domu. Widziałem osoby, które darzyłem przyjaźnią i te, które obróciły się wobec mnie. Jednak dom zawsze będzie dla mnie domem bez względu na to czy przeżyłem w nim cudowne dzieciństwo czy też nie. Może nie każdy z nas ma miejsce gdzie czuje się dobrze, ale to właśnie dom wiąże się z osobami, które dały nam życie, pokazały jak chodzić, mówić i chociaż nie zawsze docenia się to co się ma, to jednak zawsze można w przyszłości zdobyć tego czego nie miało się za młodu. Życie nauczyło mnie upadać, ale i wstawać, bo za każdym razem wiązała się z tym walka by stać się silniejszym po tym jak się upadło. Wsiadłem do samochodu, do mojej kochanej veci i wyjechaliśmy. W lusterku widziałem jak mama płacze, ale nie mogłem już się zatrzymać. Czasami trzeba zrobić krok w tył by naprawić stare błędy, ale następnie zrobić dwa w przód, by nie stanąć w miejscu, a iść w przód.

-W porządku Monte? - spytał cicho Erwin i widać było po nim, że się martwi.

-Tak jest dobrze - odparłem jadąc spokojnie za rzędem samochodów w których byli nasi przyjaciele.

-Na pewno?

-Nie chciałem ich nigdy zostawiać i przez wiele lat miałem to w głowie, że zrobiłem źle iż to był mój błąd - powiedziałem nie będąc pewnym czy zrozumie o co mi chodzi.

-Jednak tym razem nie wyjeżdżasz na zawsze - odparł - możesz wracać tam tak często jak będziesz chciał, a nawet może się wprowadzą do naszego miasta jak twój dziadek?

-Czy dobrze robię wyjeżdżając?

-Twój ojciec ci namieszał znów? - odpowiedział na moje pytanie pytaniem.

-Nie po prostu spytał się czy na pewno jestem pewny, że chce wyjechać - odpowiedziałem na jego pytanie, a on spojrzał na mnie.

-Robisz to co jest najlepsze i nie uciekasz na resztę życia - oznajmił - po prostu zaczynasz swoje własne przy mnie i bez ciężaru, który miałeś na barkach. Wyjeżdżając na reszcie możesz zacząć żyć!

-Może masz rację - wymamrotałem cicho i jechaliśmy nie za szybko w stronę domu. Nie zwracałem uwagi na to gdzie jedziemy po prostu prowadziłem pojazd. Na wieczór przekroczyliśmy granicę miasta i kierowaliśmy się do centrum. Patrzyłem na wszystko zainteresowany czy coś się zmieniło, ale wszystko było takie samo jakie zostawiłem. Było to dziwne uczucie jechać po ulicach, które się znało, ale jednak gdzieś w głowie zatarły się nazwy i ścieżki dokąd mogą prowadzić. Będzie musiał pojeździć po mieście i przypomnieć sobie wszystko to co pamiętałem. Zdziwiony patrzyłem na to jak wjeżdżamy na komisariat policji i parkujemy auta na miejscach postojowych.

-Co tu robimy? - spytałem nie rozumiejąc gdy wysiadłem z samochodu, ale nim ktoś mi podpowiedział rozbrzmiał huk wystrzału, a z nieba zaczęły zlatywać serpentyny. Zerknąłem w stronę bocznego wejścia, bo stamtąd rozbrzmiał huk.

-WITAJ W DOMU - nagle wszyscy, którzy stali przy drzwiach rzucili się na mnie. Uśmiech od razu wszedł mi na usta widząc co się dzieje. Porwano mnie do grupowego misiaczka, a po chwili i Hanka zgarnęli. Byłem tak rozczulony tym, bo naprawdę nie spodziewałem się po nich takiego przywitania. Nie wiem nawet kiedy moje oczy stały się pełne łez i rozpłakałem się, bo naprawdę nie sądziłem, że tu wrócę. Byłem pogodzony z faktem iż straciłem wszystko, a jednak nie straciłem, a zyskałem tylko. Zaciągnięto nas wszystkich do środka komendy. Nigdy w życiu nie usłyszałem tyle dobrych słów w swoim kierunku i cieszyłem się, że mogłem tu wrócić. Moje wątpliwości zniknęły od razu i mogłem czerpać z życia pełnymi garściami. Polał się alkohol i nawet szef policji pił, ale winowajcą tego był Carbo, który był cały czas przy Dante. Widać było po nich, że są szczęśliwi ze sobą mimo iż nie do końca chyba wiedzieli jak mają opisać swoją relację. Wypiłem drinka jednego gdyż nie chciałem się rozpijać najbardziej cieszyli mnie ludzie i rozmowa z nimi. Może nie ze wszystkimi miałem dobre relacje to jednak byli ważni w części mojego życia, bo w końcu z nimi pracowałem.

-No Gregory wracasz na swoje stanowisko kapitana - oznajmił Rightwill więc kiwnąłem głową.

-Było by świetnie - odparłem i podrapałem się po karku. Nie każdy był tu tym dobrym, bo każdy miał coś na swoim sercu, co ciążyło i było w głębi serca. Na komendzie powstała impreza i każdy się bawił choć nie do końca tak powinno być. Zauważyłem iż San wraz z Sky zniknęli zapewne pojechali do swojego domu. Dia z landrynkami też już poszedł, połowa policji była spita no oprócz Franka i Janka to duo potrafiło pić bez przerwy oraz bez opamiętania. Carbo kleił się do Dante, któremu wcale to nie przeszkadzało. Spojrzałem w stronę Erwina, który podbiegł do mnie.

-Mam kluczyki do twojego mieszkania! Kui mi przywiózł! - no właśnie Kui zniknął jako pierwszy i z pewnością ten czas spędził z córką, której nie widział trochę czasu.

-Czyli idziemy do domu? - spytałem cicho z uśmiechem na ustach.

-Tak chce położyć się w naszym łóżku - musnął moje usta i ruszył w stronę wyjścia.

-Idź Grzesiek! - poklepał mnie po ramieniu Hank - Należy ci się chwilą sam na sam z chłopakiem.

-Nie upij się Hank - odparłem, a on się zaśmiał.

-Januszek pokazał mi wszelakie sposoby na picie i na kaca! Mogę chlać!

-No dobra - odpowiedziałem i pomachałem wszystkim - trzymajcie się!

-Chodź Monte! - krzyknął Erwin więc przyspieszyłem kroku, by po chwili być przy nim. Jednak zdziwiłem się tym iż nie idziemy do auta - Przejdziemy się w końcu masz niedaleko, a ja muszę uspokoić myśli.

-Coś się stało? - spytałem cicho i martwiłem się, że zrobił coś niedobrego.

-Nic - odparł spokojnie i przeszliśmy po pasach na drugą stronę. Na spokojnie przeszliśmy przez kolejne przejście i byliśmy tuż przed blokiem w którym jest tak wiele wspomnień. Na powoli poszliśmy po schodach w górę na piąte piętro i Erwin otworzył drzwi do mieszkania. Na dzień dobry przywit mnie ciemny odcień panelu, którego tak dawno nie widziałem. Erwin przepuścił mnie bym wszedł do środka i od razu zauważyłem zdjęcia powieszone w ramki na ścianach z wspomnień gdzie wszyscy się widzieli czy tylko te gdzie byłem tylko on i ja. Uśmiech sam wszedł mi na usta więc spojrzałem na Erwina gdyż nic nie zmienił.

-Kocham cię - oznajmiłem wpatrzony w niego gdy szedł do mnie.

-Nie byłem w stanie nic zmienić nawet jak chciałem, ale ja ciebie też kocham - odparł podchodząc do mnie i od razu złapałem go w pasie. Przycisnąłem do siebie i zacząłem całować jego szyję do której dał mi dostęp.

-Co powiesz na czas tylko we dwóch - mruknąłem cicho i zassałem się na jego szyi, zostawiając czerwony ślad.

-Z tobą zawsze - odparł wyswobodził się z mych ramion i złapał za rękę ciągnąc mnie w stronę naszego pokoju. Nic się nie zmieniło od czasu gdy byłem tu ostatni raz. Uśmiech sam wszedł mi na usta, bo czułem się spokojny. Erwin zmusił mnie bym opadł na łóżko i od razu zauważyłem w tych oczach te cudowne iskierki, które tak bardzo lubiłem i uwielbiałem. Oblizał swoje kiełki i zaczął rozpinać mą koszulę. Nie byłem mu dłużny i sam zacząłem go rozbierać może przez alkohol w organizmie czy też nie pragnąłem go jeszcze bardziej. Chciałem objąć go w pasie i obrócić nas, ale on pokręcił głową na boki. - Dziś ty leżysz kochanie - odpowiedział mi, a moje brwi podniosły się, ale skoro tak chciał nie chciałem mu odbierać tego.

Złapał moje spodnie i ściągnął je wraz z bokserkami, a następnie sam ściągnął swoje ubranie zasłaniające jego przyjaciela. Zaskoczyłem się gdy z szafki wyciągnął lubrykant gdyż nie używaliśmy go praktycznie w naszych zbliżeniach. Oczy mi się poszerzyły czując zimno na swoim rozgrzanym penisie i jęknałem żałośnie patrząc się na Erwina, który polał lubrykantem mego członka. Nie wiedziałem co ma zamiar robić, ale gdy usiadł na mnie okrakiem, a dłonią złapał ledwo mego penisa i nakierował na swój splot mięśni.

-Erwin nie jesteś... - nie dał mi nawet dokończyć, bo wbił się na mego penisa. Odchyliłem głowę do tyłu biorąc głęboki wdech i słysząc jęk z ust mego diabełka. - ... rozciągnięty - wyszeptałem i westchnąłem cicho czując jaki jest ciasny.

-Bbez znaczenia - powiedział cicho i zaczął się unosić oraz opadać iż wbiłem się w niego mocno nawet jeśli tego nie chciałem. Nasze usta odnalazły się w tym dziwnie uzależniającym tempie i walczyliśmy o dominację choć tym razem to on zdominował mnie. Oddaliśmy się naszym żądzom i bez opamiętania całowałem go gdy w pokoju można było słyszeć tylko ciche jęki i odbijające się ciało o ciało. Nie patrzyliśmy się na nic po prostu oddaliśmy się chwili, która powstała i tęsknocie za wolnością gdzie możemy robić co tylko nam się podoba. Cicho posapywaliśmy w se usta, które były pochłonięte w magicznym i namiętnym tańcu języków. Nie potrafiliśmy oderwać się od siebie. Nawet słodki jęk mego imienia z ust Erwina był czymś cudownym tak znanym, a jednak nowym. Nie wiem nawet kiedy i ja osiągnąłem szczyt i orgazm przyjemnie rozluźnił moje mięśnie na które opadł bezwładnie Erwin.

-Kocham cię Monte - jego cichy głos ledwo słyszałem gdyż nie oszczędzaliśmy się w jękach i stękach przekraczając granice, których nie przekroczyliśmy jeszcze.

-Ja ciebie też Erwin - wyszeptałem i musnąłem jego policzek, który delikatnie się lepił z jego potu. Nowa poza wymagała od nas dopasowania i wiele sił by zaspokoić swoje potrzeby.
Opatuliłem nas kocykiem mimo iż na zewnątrz było naprawdę ciepło to tu w środku było chłodno. Erwin szybko usnął na mojej klatce piersiowej, a ja delikatnie głaskałem go po włosach. Wpatrywałem się w okno i na niebo. Wszystko wydawało się być takie surrealistyczne i nierealne iż wróciłem do domu, do pracy i nikt nie ma do mnie pretensji o to, że okłamałem ich wszystkich. Zerknąłem na spokojną twarz mego diabełka i uśmiechnąłem się wtulając go bardziej w siebie. Nareszcie wszystko wróci do normy.

Czy aby na pewno wróci do normy?
Co ma zamiar zrobić Grzesiu będąc w domu?

2851 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro