Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak stałem się potworem?

Witam serdecznie w wtorkowym rozdziale!!!
Jak tam u was?
Jak wasze samopoczucie!
U mnie nawet w porządku choć trochę nuda w sumie.
Dziś potężny rozdział więc będzie ciekawie! No, ale więcej nie spojleruję!
Życzę wszystkim miłego dzionka!

Minął miesiąc od kiedy siedzę w rodzinnym domu i nigdzie więcej nie wolno mi się ruszać. Westchnąłem cicho gdyż była noc i patrzyłem się w gwiazdy. Znowu nie mogłem spać, ponieważ tym razem ojciec dziś na kolacji powiedział kilka słów, które mnie przerażały. Jutrzejszy dzień miał pokazać po mnie czy nadaję się do tego wszystkiego. Cały tydzień ojciec nie dawał mi spokoju i pytał, pytał oraz pytał. Wszystkie rzeczy związane z naszą mafią i starał się dowiedzieć odnośnie mego wcześniejszego życia, ale wtedy po prostu wychodziłem. Tym razem było tak samo. Uciekłem przed mówieniem tego kim byłem z kim byłem i jaki byłem. Bałem się i to bardzo się bałem, ale wiedziałem, że już nic mnie nie nie uratuje. Zagubiłem się w swym życiu i nie potrafiłem odnaleźć sensu życia, co wiązało się z cichym cierpieniem pod maską uśmiechu. Pamiętam dzień gdy szedłem z Erwinem w czasie jesieni po nocy gdyż nie mieliśmy czasu aby za dnia spotkać.

Szliśmy spokojnie przed siebie przez park i cieszyliśmy się chwilą ciszy oraz spokoju, bo nie mogliśmy tego zaznać w towarzystwie swych towarzyszy, a przy sobie zawsze znaleźliśmy czas na spokój.

-Jak minął dzień w pracy? - spytał ciekawsko Erwin.

-Spokojnie, ale nadal uważają mnie za korumpa.

-Ale jesteś przynajmniej moim korumpem - zaśmiał się, a ja zerknąłem na niego z politowaniem - no co, a tak nie jest?

-Nie jest - odrzekłem cicho, ale mimo tego uśmiechnąłem się do niego i poczochrałem go, po jego szarych włosach.

-Ej nie wolno tykać!

-Za późno - wystawiłem do niego język, a uśmiech nie chciał zejść z moich ust.

-Jakieś plany? - spytał.

-Erwin jest już późno to chyba wiadomo, że o tej godzinie raczej brak - oznajmiłem kręcąc głową na boki nie dowierzając iż pyta się o coś takiego gdy było już grubo po 22.

-Nie każdy idzie spać po powrocie do domu - rzekł, ale i tak nadal kiwałem głową na boki, bo nie wierzyłem mu w to. -To w takim razie ty idziesz od razu?

-Nie zawsze - stwierdziłem, a on zwycięstwo uśmiechnął się.

-No widzisz! Więc jakie plany?

-Umyć się i iść spać - odparłem mu i delikatnie tyknąłem go pomiędzy żebra przez to odskoczył w bok.

-Monte!

-Tak to ja panie pastorze - zaśmiałem się z jego miny, ale z oburzonej zmieniła się ona na radosną.

-Jesteś głupi! - odparł, a ja poczochrałem mu włosy.

-Nie bardziej niż ty Erwin.

-Ja jestem mądry!

-Yhym chciałbym to zobaczyć - patrzyłem jak marszczy brwi i patrzy się na mnie z złością. Jego złote oczy błyszczały, ale w nich tej złości nie było.

-Obrażam się!

-Obrażaj ile chcesz i tak nie wytrzymasz bez gadania!

-Może - odparł i oparł się o moje ramię gdy stanęliśmy przy fontannie - nawet nie wiesz Grzesiu jaką jesteś odskocznią od tych wszystkich spraw, które zaprzątają mą głowę!

-Cieszę się, bo też pomagasz mi zapomnieć o stresującym dniu w pracy - odpowiedziałem szczerze i byłem zadowolony z naszej przechadzki w końcu życie na chwilę zwolniło swoje tępo i mogłem odetchnąć z ulgą. Chociaż nie do końca, ale to i tak była odskocznią od życia policjanta.

-Zawsze do usług Grzesiu! - zaśmiał się i ruszył w stronę mostu. -No chodź!

-Idę, idę za tobą - powiedziałem i spokojnie ruszyłem za nim.

Jutrzejszy dzień był dla mnie zmorą i rozdrapaniem starych ran. Spuściłem wzrok z nieba. Cały tydzień ciężko pracowałem na rolniku, ponieważ nie miałem nic innego do roboty, a denerwować Morte nie chciałem. Wiedziałem jednak, że nie odpuści nim nie przejdę ważnego etapu każdego pełnoletniego członka Lordów.

-Synu - poczułem dłoń na swojej ręce i spojrzałem na dłoń, którą okazała się mojej matki.

-Nie chce jutra - rzekłem - naprawdę nie chcę ja nie jestem w stanie tego zrobić.

-Nie masz wyboru Gregory - powiedziała smutnym tonem głosu. Współczuła mi tego co ma się dziać - chodź tu do mnie - rozłożyła ręce więc wtuliłem się w nią i oparłem głowę o jej.

-Dlaczego muszę to być ja? Dlaczego po prostu nie może mi dać spokój? - zacząłem pytać chociaż wiedziałem, że znam na to odpowiedzi jednak nie chciałem się do tego przyznać.

-Wiem, że może być dla ciebie to ciężkie skoro tyle czasu ratowałeś czyjeś życie - oznajmiła i pogłaskała uspokajająco po głowie - jednak ojciec nie da ci możliwość ucieczki przed tym. Nie tym razem.

-Wiem - wyszeptałem i powstrzymałem się od płaczu. Musiałem być silny i stać się silniejszy, aby chronić mą rodzinę przed ojcem, który pragnąłby jeszcze więcej władzy.

-Wracajmy do domu, już dwie godziny chodzisz tak wokół domu i martwię się o ciebie.

-Nic mi nie jest - odpowiedziałem i odsunąłem się od niej. Chociaż bardzo źle się czułem z tym wszystkim. Jednak maska, którą założyłem na twarz kryła moje obawy i zmartwienia chociaż nie potrafiłem zapanować nad oczami, które były zwierciadłem do mej duszy. Zranionej, zmęczonej i samotnej duszy, która była rozdarta na dobro oraz zło. Wiedziałem, że nie miałem wyboru, ale chciałbym go posiadać niż robić wszystko na przekór siebie. Nienawidziłem tego życia, siebie oraz ojca, bo byłem potworem, a jutro udowodnię to. Weszliśmy do domu przez główne drzwi i zauważyłem ojca, który uśmiechał się do mnie zadowolony. Osiągnął to co chciał nie w takim stopniu jakim chciał, ale jak widać złamał mnie trochę, a jutro złamie mnie do końca. Jednak nie zdradzę mimo tego co wiedziałem, bo nie mogłem. Obiecałem na mafię i dotrzymam tego nawet jeśli zdradziłem ją dołączając na nowo do tej od której uciekłem.

-Jutro wielki dzień Gregory! - uśmiechnął się do mnie, a ja spuściłem wzrok - Udowodnisz to do czego jesteś zdolny! Czyż nie?

-Tak - mruknąłem cicho i skierowałem się do góry po schodach do swojego pokoju. Chciałem zostać sam i przetrawić to jakoś mimo iż nie miałem w sumie co rozmyślać. Byłem postawiony w kropce, pomiędzy młotem, a kowadłem. Usiadłem na łóżku i skuliłem się, chowając twarz w nogach. Bardzo nie chciałem tego i to naprawdę. Może się powtarzam, ale jak nigdy nie chciałem zrobić coś co do mnie należało abym zrobił. Przerażała mnie jutrzejsza sytuacja, ale byłem na tyle zmęczony fizycznie i psychicznie, że usnąłem nie wiedząc kiedy. Obudziłem się z samego rana i patrzyłem się w sufit nie mogąc pojąć dlaczego tak musi skończyć się moje prawe życie. Byłem przybity i niechętny do życia, ale kiedy ostatnio byłem chętny raczej wtedy gdy Erwin był przy mnie, a teraz go nie ma i co ja zrobię z tym teraz. Nic nie było w stanie mnie pocieszyć i uleczyć bólu, który był we mnie. Do moich drzwi zapukał ktoś i mogły być tylko trzy osoby, ale przeczuwałem iż to jest ta osoba z którą nie chciałem się widzieć. -Proszę - odpowiedziałem gdyż raczej nie ucieknę przed tym. Do pokoju wszedł Wielki Morte z garniturem i koszulą.

-Nadszedł ten dzień - rzekł wchodząc do pokoju i kładąc garnitur na stole.

-Mam dziwne deja vu - mruknąłem i nie podnosiłem się nawet z łóżka.

-Nie dziw się skoro przed pierwszą inicjacją uciekłeś - odpowiedział - dziś masz wolny dzień inicjacja wiesz o której jest chyba, że nie pamiętasz i mam ci powiedzieć?

-Punkt dwudziesta - odparłem patrząc się w górę i próbując wyrzucić z głowy to wszystko, ale nie byłem w stanie.

-Nie spóźnij się na śniadanie - rzekł, nim wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Podniosłem się z łóżka i gdy moje stopy dotknęły parkietu zrozumiałem, że to nie jest sen. Ja naprawdę muszę to zrobić i naprawdę on tu był. Wstałem z łóżka i powolnym krokiem podszedłem do stolika na którym były czarne spodnie, a koszula była czerwona z czarnymi detalami.

-Nie ma drogi ucieczki Grzesiek - westchnąłem biorąc koszulę w dłonie - nie ma innego wyjścia i innego zakończenia niż to, które się szykuje - przełkąłem ciężko ślinę i ubrałem na siebie przygotowanie ciuchy przez ojca. Poprawiłem kołnierz i patrząc na siebie w lustrze widziałem cień samego siebie. Osobę, którą nie chciałem być i gardziłem sobą jak bardzo upadłem oraz pozwoliłem wejść sobie na głowę. Pozwoliłem się zniewolić i tego najbardziej się bałem, że stanę się potworem, ale już nim byłem gdyż nie potrafiłem nic już czuć, a łzy cieknące po mojej twarzy były ostatnim co łączyło się ze starym mną oraz uczuciami, które gdzieś zniknęły. Zszedłem na dół do kuchni, a po drodze spotkałem brata.

-Przykro mi bracie - powiedział cicho, ale ja się nie odezwałem. Myślami byłem gdzie indziej, bo nie było odwrotu. To było gorsze od rozstrzelania. Weszliśmy do kuchni gdzie siedziała matka wraz z ojcem. Widziałem po niej, że się martwi i nie dziwię się, bo ostatnio byłem mocno przybity, osłabiony i nie chciałem niczego, nawet żyć. W sumie nie wiem czy coś się zmieniło oprócz tego, że będę musiał zrobić coś przeciwko samemu sobie.

-Nareszcie! - uśmiechnął się do nas, bo mój brat był ubrany w strój Lorda. - Nie sądziłem, że tak długo będę musiał czekać na ten dzień! No, ale Gregory cieszę się, że w końcu postąpiłeś słusznie!

-Nie miałem wyboru - odpowiedziałem cicho i zasiadłem na swoim miejscu. Mama zrobiła moje ulubione omlety, ale nie byłem w stanie nic dziś przełknąć. Czułem jak historia się powtarza tylko tym razem będzie miała ona katastroficzny wpływ na mnie i moją przyszłość.

-Zjedz coś - upomniała mnie rodzicielka, ale widziałem, że sama nie je za bardzo zaś jej kok czarnych włosów był niechlujnie związany przez to kosmyki włosów jej wystawały. Była również zestresowana tym dniem jak ja, ale mój żołądek nie chciał niczego przyjąć i mimo tego, że chciałem po prostu nie byłem zdolny. Pustym wzrokiem patrzyłem się na omleta i nie miałem siły nic zmieścić. Musiałem przetrawić to co się stanie wieczorem i pogodzić się z moim losem przed którym tyle lat uciekałem, a jak widać nie uciekłem. Nie zdołałem zmienić swego przeznaczenia i to bolało, bo myślałem, że dam radę i zawiodłem. Nie tylko siebie, ale i rodzinę, którą była rodziną mojego Erwisia.
Wziąłem kubek z kawą i bez słów wyszedłem na zewnątrz. Musiałem to przetrawić. Dziś była niedziela ostatni dzień w miesiącu, który spędziłem bez siwowłosego mężczyzny z pięknymi złotymi oczami. Usiadłem na trawie i piłem kawę patrząc się w dal bez jakiegokolwiek celu.

-Dzień dobry - podeszła do mnie mała blond włosa dziewczynka i złączyła dłonie z tyłu.

-Dobry - odpowiedziałem jej i odwzajemniłem jej uśmiech.

-Czy pomożesz nam ściągnąć latawiec z drzewa? - spytała trochę niepewnie, ale widać po niej, że jej zależało.

-Jasne - odparłem i wstałem z ziemi - gdzie wam utknął?

-Tam! - pokazała palcem na najwyższe drzewo na całym terenie i zauważyłem fioletowego smoka, który utknął na najwyższej gałęzi.

-Dosyć wysoko - stwierdziłem, ale do piłem kawę i obejrzałem uważnie drzewo oraz jak pnie się do góry.

-Nnie musi pan jak nie da rady. Po prostu może kupią nam rodzice nowy - powiedziała.

-Jak masz na imię? - zapytałem, a ona spojrzała na mnie.

-Kate!

-Ładne imię, a ja jestem Gregory! Możesz mówić mi Grzesiu - stwierdziłem i klęknąłem przy niej - po pilnujesz mi kubka?

-Tak! - radośnie powiedziała więc dałem jej w dłonie kubek i rozciągnąłem ramiona.

-Najlepiej odsuńcie się od drzewa - oznajmiłem i sam podszedłem do niego, ściągając koszulkę aby jej nie rozedrzeć. Powiesiłem ją na gałęzi i wskoczyłem na nią podciągając się bez trudu. Trochę miałem problem z utrzymaniem równowagi, ale szybko przyzwyczaiłem się do tego i zacząłem wspinać się coraz wyżej i wyżej. Nie bałem się, że spadnę gdyż z gorszej wysokości zdarzało mi się upaść. Chociaż czułem niepokój to adrenalina wystarczyła aby mnie zmotywować aby iść coraz wyżej. W końcu stanąłem na odpowiedniej gałązce i zacząłem powoli iść w stronę zaplątanego latawca. Serce biło mi niemiłosiernie szybko, ale było to przyjemne uczucie i ostrożnie odplątałem zabawkę dzieci z gałęzi, a gdy byłem pewny, że jest cały. Musiałem tylko teraz zejść na dół aby nie upaść i dotrzeć na ziemię. Zauważyłem jak schodziłem matkę stojącą przy dzieciach, a jak zszedłem na dół przez skok w dół. Podniosłem się z ugiętych nóg i uśmiechnąłem do wszystkich. Był to pierwszy prawdziwy uśmiech od długiego czasu. Od razu zauważyłem w dłoniach matki moją koszulkę więc podszedłem do Kate.

-Dziękuję bardzo! - powiedziała z uśmiechem gdy dałem do jej dłoni latawiec.

-Do usług - odparłem i spojrzałem na matkę, która była szczęśliwa, ale tarła lewe oko. Podała mi koszulkę, dzieciaki pobiegły w swoją stronę aby zapewnie się bawić.

-Rozumiem dlaczego tak bardzo chciałeś zostać policjantem - odezwała się moja matka - jednak nie będziesz pomagać tu ludziom, a ich ranić i to cię boli - patrzyłem się zdziwiony na nią gdy trafiła w sedno.

-Taki mój los - odparłem - nie zmienię nic w tym matko. Będę cierpieć z każdą rzeczą, którą będę robić przeciwko sobie.

-Tak bardzo cię przepraszam za to, że twój ojciec nie może zmienić praw.

-Nawet gdyby chciał to i tak nie zmieni tego - rzekłem - muszę więc grać tak jak mi zagra - spuściłem głowę gdyż byłem po prostu słaby na to wszystko chociaż się starałem. Poczułem dłoń matki na swoim policzku.

-Boję się o ciebie - oznajmiła co mnie zdziwiło - wydajesz się taki niezłomny na zewnątrz, ale w środku siebie jesteś kruchy i emocjonalny o dobrym sercu jak ja.

-Zdaje ci się mamo - mruknąłem i odsunąłem od niej gdyż potrzebowałem spokoju oraz chwili dla siebie. Odebrałem swoją koszulę od niej i ubrałem się w nią.

Jednak czas leciał niewyobrażalnie szybko i to za szybko. Nie zostawiając mi wyboru. Siedziałem na drzewie nad garażami i widziałem jak zjeżdżają się mafię, które będę musiał przejąć i to mnie martwiło. Bałem się potwora w środku siebie i czułem, że nie jestem w stanie go już powstrzymać. Jedynie mogłem zamknąć uczucia i to co jest dobre w środku siebie. Nie mogłem dziś się zawahać, dziś ani w żadnym kolejnym dniu mego piekła. Zszedłem z drzewa i stanąłem przed drzwiami do siedziby Lordów, a po chwili podszedł do mnie Marco.

-Bracie...ja wiem, że może być ci ciężko więc spróbuj po prostu nie myśleć o tym. Im szybciej pociągniesz tym będzie lepiej.

-Nie zawahałeś się na swojej inicjacji?

-Na chwilę, ale chciałem być pełnoprawnym członkiem rodziny więc zrobiłem to co do mnie należało - odparł i poklepał mnie po barku - wiem, że nie jest to dla ciebie takie proste, ale... - przerwałem mu.

-...ale nie mam wyboru - odparłem i wyprostowałem się dumnie chociaż nie chciałem, ale musiałem ubrać kolejną maskę, która może pozwoli mi przeżyć ten wieczór.

-Wchodzimy - oznajmił ojciec więc ruszyliśmy za nim będąc o krok oddaleni. Czułem się tak jak gdy miałem 18 lat. Wewnątrz mnie było tyle emocji, które rozdzierały mnie na to co słuszne i to co złe. -Witam wszystkich serdecznie! Spotykamy się tutaj, ponieważ mój pierworodny syn się odnalazł i wyznał mafię co łączy się z inicjacją, która dopełni wszystko! - Jednak wyłączyłem się aż do momentu gdy wszyscy zaczęli wychodzić do pomieszczenia obok - Nie zawiedź mnie lepiej, bo twoje kochane miasto ucierpi jak coś zrobisz źle!

-Wiem - mruknąłem cicho i ruszyłem za nim. Jako ostatni przekroczyłem drzwi do pokoju tortur i gdy zobaczyłem na krześle młodego chłopaka z góra dwadzieścia lat, znieruchomiałem.

-Proszę - powiedział Leon i otworzył szkatułkę, a w niej był pistolet, który bardzo niepewnie wyciągnąłem z wnętrza. Czułem jak dłoń chciała mi się zatrząść, ale powstrzymałem swój odruch przerażenia.

-Dziś staniesz się jednym z nas i pełnoprawnym członkiem rodziny! - uśmiechnął się ojciec mówiąc to do wszystkich jak i głównie do mnie, a po chwili odszedł kawałek w tył. Czułem na sobie wzrok ludzi, których kojarzyłem gdy miałem osiemnaście lat. Jak za starych lat podniosłem pistolet, odbezpieczyłem i wymierzyłem w głowę chłopaka. W jego oczach widziałem błaganie mnie o życie, ale jeśli nie zabiję go to Lordowie zranią kogoś kogo znam. Nie miałem wyboru.

-Wybacz mi - z mych ust nie wydobył się żaden dźwięk, ale te słowa były skierowane do chłopaka, który miał całe życie przed sobą jednak ja nie mogłem pozwolić aby przez moje słabości cierpiała rodzina, która może mnie nienawidziła, ale dla mnie byli wszystkim. Samotna łza spłynęła po moim policzku, a w pomieszczeniu rozbrzmiał huk wystrzału.

Czy naprawdę Grzesiu pociągnął za spust?
Czy nie miał innego wyboru?

2578 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro