Herdeiro
Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!!!
Weekend weekendzik!
Jakie plany na dzisiejszy dzień?
Na moim profilu pojawił się oneshot
"Zrezygnuj dla mnie" jeśli chcecie poznać troszkę rodziców Grzecha zapraszam.
Dziś mocny rozdział więc ja chowam się w kocyku anty "proszę o nocny" i mnie nie ma!
Miłego dzionka życzę wszystkim!
Perspektywa Marco
Braciak wyszedł z domu i było mi naprawdę go szkoda. Robił to wyłącznie po to aby nie krzywdzić matki, a na dodatek zapewne nie chciał aby nasz ojciec zrobił coś głupiego. Znałem go na tyle dobrze, że był gotów zrobić wszystko aby osiągać swój cel bez względu na koszty. Tylko szkoda, że jedynym, który będzie cierpieć jest Grzesiek. Szanowałem brata za to co osiągnął, za to, że nie bał się stanąć oko w oko ze śmiercią. Iż nie okazał strachu gdy został skazany oraz torturowany. Niczego nie zdradził, nic nie powiedział i nic nie powie. Może nie znałem go aż dobrze, ale byliśmy podobni chociaż on był bardziej odważniejszy i pewniejszy gdy ja robiłem się taki dopiero gdy zakładałem maskę. Uwielbiam pracę w mafii gdyż każdy dzień jest inny i na dodatek niepowtarzalny. Zajmowaniem się kilkoma gangami i zbieranie po nich pieniędzy czy też różnych form zapłat był fajną pracą. Jednakże nie chciałem tego robić przez całe życie, a bycie lewą ręką nie jest aż tak ciekawie i wolałbym być następcą mafii gdyż Monte pragnął pomagać i służyć pomocą, a do tego zadania idealnie się nadawał w policji.
Miał tam przyjaciół i rodzinę, która może nie była idealna, ale każdy mógł na sobie polegać i to było cudowne. Nie żeby tu tak nie było po prostu tu była hierarcha, która określała każdego. Każdy przykładał się do ogółu dobra mafii przez to mafia utrzymywała się na stałym i silnym fundamencie. Rolnicy należący do mafii zajmowali się uprawami i zwierzętami, a gdy trzeba było to też potrafili być przydatni do ataków. Grupa do odbijania konwojów to w sumie trochę starsi ode mnie ludzie, którzy wychowywali się z moim bratem. Połowa zajmowała się odbijaniem, a połowa napadami jednak napady większości były dla zabawy niż dla pieniędzy. Chyba, że chodziło o coś ważnego. Kolejnymi pnącymi się w górę i ważnymi osobami byli handlarze do których należałem. Moja grupa dzieliła się na dwa rodzaje tych co handlowali i tych co zbierali. Należałem do zbieraczy jeden z dwóch i to zaufanych najlepszych. Kiedyś mój brat przynależał do handlujących, ale ja lubiłem te zdanie. Kolejną grupą była grupa ochrony terenów do której należeli przyjaciele ojca oraz wyszkoleni ludzie patrolujący teren willi.
Kolejnymi w hierarchii była rada z staruszków, a na samej górze mój ojciec wraz z matką oraz czekające na mnie miejsce po jego lewicy, a na brata prawe. Czekał nas ciężki czas, a najbardziej mojego brata, który został na swój sposób przymuszony do tego aby wyznać mafię. To było przykre gdyż z dnia na dzień zamiast być lepiej to widziałem w jego oczach coraz to większy ból, który ukrywał pod maską, ale ta maska nie zawsze działała gdyż z dnia na dzień pękała coraz bardziej i bardziej aż w końcu pęknie. Jednak obawiam się co szybciej upadnie maska czy sam Gregory przez duszone w sobie emocje. Braciak tęsknił i to bardzo mocno tęsknił za swoim chłopakiem, a to chyba najgorszy sposób tortur. Odległość między dwoma osobami i wiedza o tym, że już nigdy się nie zobaczą. Jednak obiecałem, że nikomu nie zdradzę tego co Monte czuł i jak żył. Miało to zostać między nami braćmi tak aby nikt inny nie poznał prawdy gdyż chciał chronić tych w 5city, a ja nie chciałem skazywać przyjaciół na krzywdę.
-Synu powiedz mi dlaczego Gregory to robi?
-Nie chce cię ranić mamo - odpowiedziałem pijąc kawę - mimo tego, że spędziłem tylko niecały tydzień w mieście gdzie mieszkał brat. Poznałem go nawet dobrze i głównie nie chce nikogo ranić.
-Wybrałby ponownie śmierć? - spytała cicho i popatrzyła się na mnie.
-Tak - odparłem.
-Czyli zmusi się do czegoś czego nie chce?
-Bardzo nie chce on by być w mafii - rzekłem patrząc się w kubek - on nie jest w stanie być jednym z nas gdyż wybrał swoje powołanie i jest to bycie policjantem. Ta praca go cieszyła.
-Czyli wybiera mafię, bo nie ma wyboru - westchnęła - chciałabym abyście byli szczęśliwi i wiem, że uwielbiasz być w mafii jednak obawiam się o twojego brata.
-Podupada psychicznie - oznajmiłem, a kobieta przytaknęła mi.
-Od samego początku było źle, ale mimo powrotu do zdrowia i tego, że stanął na nogi wydaje mi się iż cierpi jeszcze bardziej niż na początku - widziałem ile bólu kosztuje moją matkę powiedzenie tego więc podszedłem do niej i przytuliłem.
-Grzesiu jest silny i raczej poradzi sobie z tym, on po prostu musi przetrawić to co stracił - oznajmiłem cicho i słyszałem jak drzwi do domu się otwierają co oznacza, że wrócił ojciec i nie wyglądał na zadowolonego. Puściłem rodzicielskę widząc co się zaraz stanie.
-Gdzie Gregory?
-Gdzieś uciekł - odpowiedział ojciec matce i zauważyłem iż mama się zdenerwowała.
-COŚ TY ZNOWU ZROBIŁ?!! - wykrzyczała i nie dziwiłem się jej gdyż sama widzi jak psychicznym dołku jest mój brat.
-Wróci tutaj więc dlaczego na mnie krzyczysz?! - odwarknął kręcąc głową na boki.
-Krzyczę gdyż twój syn uciekł i nie bez powodu gdyż musiałeś coś mu zrobić!
-Dobra powiedziałem trochę za dużo.
-Ile razy mówiłam, że masz go zostawić w spokoju?!
-Traktujesz go jak dziecko! Od zawsze go tak traktowałaś i sama widzisz, że stał się miękki!
-Twój syn od zawsze był inny niż sądziłeś! Próbował wiele razy ci przypasować. Teraz nie ma wyboru.
-I dobrze - odparł - jest następcą ma obowiązki i nie obchodzi mnie to co ma on do powiedzenia. Ma zrobić to co jest słuszne i zrobił.
-W sensie? - spytałem cicho.
-Wyznał mafię i to jest najważniejsze - rzekł i skierował się do wyjścia z domu przez drzwi tarasowe. -Marco idziemy! - spojrzałem na matkę i ruszyłem za ojcem. Jeśli mój brat uciekł to musiały paść bardzo bolące go słowa. Chociaż musiało to być coś większego. Ruszyłem za ojcem w stronę pół uprawnych gdyż musieliśmy sprawdzić czy wszystko jest dobrze z pszenicą. Na zimę zostały posiane pola i rosły powoli, ale trzeba było pilnować teraz aby nic się nie stało z młodymi roślinkami. Ruszyliśmy na piechotę na pobliskie hektary gdzie rolnicy zajmowali się uprawami pszenicy. Chociaż nie z niej utrzymywaliśmy się, a z plantacji winogron, które uprawiane były na zboczu pnącej się wzwyż góry.
-Ojcze - odezwałem się po dłuższej chwili ciszy między nami.
-O co chodzi?
-Może zbyt surowo traktujesz mego brata?
-Marco on jest dorosły - odparł chłodno - powinien znać swoje miejsce i to, że przeżył oznacza tylko to, że jest wystarczająco silny aby przejąć władzę. To jest i było jego przeznaczeniem!
-Zrozumiem - odrzekłem idąc za nim. Nie widziałem nigdzie Grzesia chociaż starałem się go znaleźć, ale niestety próżna ma nadzieja. Gdzieś zapadł się pod ziemię i prędko raczej go nie spotkamy. Dopiero gdy wróciliśmy do domu ponownie na wieczór na porę kolacji do domu wszedł Gregory. Jednak skierował się od razu do schodów na górę.
Perspektywa Gregorego
Wróciłem do domu i spokojnym krokiem ruszyłem do schodów. Widziałem wzrok Marco na sobie, ale wszedłem do góry po schodach kierując się do swojego pokoju. Nie miałem ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Pewnie matka się martwiła, ale nie miałem ochoty siedzieć z ojcem gdyż naprawdę byłem wkurzony o to co powiedział do mnie. Byłem wściekły jak i załamany tym do czego będę musiał się posunąć aby nie umrzeć tutaj. Podszedłem do szafy w swoim pokoju i przejrzałem ciuchy aby przebrać się w coś stosownego na jutro. Miałem kilka rzeczy, które pasowały na mnie, ale większość była za mała. Wyciągnąłem świeże bokserski, a na dodatek spodnie. Gdy do moich drzwi zapukał ktoś.
-Proszę - powiedziałem i zamknąłem drzwi od szafki.
-Gregory - usłyszałem głos matki.
-O co chodzi? - spytałem patrząc się obojętnie na swoje ciuchy.
-Nie jesteś głodny? - zapytała, a w dłoniach miała talerz z kanapkami.
-Nie za bardzo - odparłem i spuściłem wzrok na ziemię.
-Synu co się wydarzyło dziś z rana? - obawiałem się o to pytanie.
-Nic się nie stało - mruknąłem cicho i położyłem ciuchy na stoliku.
-Gregi synu widzę po tobie, że nie jest dobrze - położyła talerz obok - porozmawiaj ze mną szczerze.
-Co mam powiedzieć, że mój własny ojciec mnie aż tak bardzo nienawidzi i próbuje mnie zmusić do mówienia szantażem?
-Znasz swojego ojca i wiesz, że on nie przestanie póki się nie dowie.
-Wiem, ale on nie rozumie, że nie zdradzę nic! - ścisnąłem dłonie w pięści - Nie po to wybrałem śmierć aby zdradzić tych na których mi zależało.
-Synu przykro mi, że tak musi być - wtrąciłem się w jej zdanie.
-Ale jednak tak jest! - rzekłem i zamknąłem powieki - Nie chce tak żyć, ale nie mam wyboru.
-Zawsze ma się wybór - pogłaskała mnie po policzku.
-Tylko ja ciągle go nie mam - wyszeptałem i spojrzałem na nią.
-Synu chciałbym ci pomóc jak mogę, ale mój mąż, a twój ojciec jest taki, a nie inny - oznajmiła - jednak kocha cię i to bardzo tylko czasami nie widzi niektórych rzeczy.
-Nie widzi tego, że rani nas wszystkich swoim samolubnym zachowaniem oraz rządzą władzy, która go zaślepia.
-Wiesz, że ojciec bardzo przeżył twoje odejście i te lata bez ciebie były naprawdę ciężkie dla nas wszystkich.
-Nie znaczy, że może mnie szantażować i tak dla moich przyjaciół już nie żyje przez tą jebaną transmisję na żywo.
-Nie przeklinaj - upomniała mnie przez co spuściłem głowę.
-Przepraszam, ale idę się myć - mruknąłem i wziąłem bokserki ze sobą, a po chwili wyszedłem z pokoju. Zostawiając w nim matkę. Przeszedłem do łazienki i zakluczyłem się w niej aby mieć chwilę prywatności. Wziąłem głęboki wdech i odkręciłem kurki w wannie aby nalać ją do połowy. Przeglądnąłem szafki na szybko i znalazłem maszynki do golenia. Musiałem się ogolić z nadmiaru brody, która mi urosła więc ogoliłem ją szybko i tak jak lubiłem aby była krótko ścięta. Zakręciłem wodę i rozebrałem się ściągając bandaż z klatki piersiowej, a po chwili zatopiłem się w ciepłej wodzie. Oparłem głowę o wannę i zamknąłem powieki. Miałem dosyć i to naprawdę, a dopiero zaczęło się moje piekło. Spojrzałem na maszynkę i odtrąciłem tę myśl.
Przecież tyle lat udawałem, że jest ze mną w porządku to czemu nie dałbym rady udawać Lorda w końcu znałem ich aż za dobrze. Patrząc się na biały sufit widziałem same pesymistyczne wizję mego życia, bo bałem się zatracić w czymś co mnie nie interesowało, a byłem zmuszony do tego. Nie bałem się śmieci czy bólu tylko tego, że on odważy się skrzywdzić moją rodzinę gdyż nie wyznałem jego mafii tylko ich, największych wrogów Lordów. Martwiłem się i to bardzo, bo w końcu nie wiedziałem niczego i raczej nie dowiem się gdyż nie posiadałem telefonu oraz byłem odcięty od świata realnego. Powoli zacząłem się myć i zastanawiać czy dobrze postąpiłem. Czy żałowałem to raczej z pewnością jednak nic innego nie mogłem wybrać, a jeszcze utargowałem dla siebie informacje. Jednak za jaką cenę. Herdeiro to potwór i najgorsze jest to, że ja nim byłem. Bałem się swojej natury mafiozy jednakże wiedziałem, że jestem za słaby na bycie nim gdyż nie potrafiłem zabić czy też wykonać tych gorszych rozkazów. Byłem tak słaby i samotny z uczuciami, które we mnie były. Jednak nie miałem wyboru i musiałem przybrać pozę i maskę mafiozy. Wiedziałem co mnie czeka i to było przykre. Skuliłem się i schowałem twarz w kolanach. Nie chciałem być jak ojciec w końcu nie po to uciekłem aby stać się jak on.
-Przepraszam Erwin - wyszeptałem - zawiodłem rodzinę. Przepraszam szefie Rightwill, nie jestem już prawym policjantem - z moich oczu zaczęły spływać łzy gdyż byłem potworem i czekało mnie takie życie. Nienawidziłem się za to, że każdy mówi, że tak bardzo przypominam ojca, ale ja byłem inny od niego.
Jednak musiałem stać się jak on aby przeżyć dla matki aby nie skrzywdzić jej bardziej. Gdyż nie miałem już nikogo innego dla kogo mogłem żyć, bo wszyscy uznają mnie za martwego. Może tak jest lepiej, bo nie daje im nadziei na to, że przeżyłem gdyż nie ucieknę od obowiązków Lorda. Nie da się wypisać z mafii od tak gdyż tradycja mnie trzymała tutaj i niestety pisane było mi aby stanąć na wysokości zadania, przejąć władzę oraz kontrolę nad całą mafią w mieście. Jedyne na co mogłem sobie pozwolić to płacz gdyż nie miałem wyboru, ponieważ wpadłem w to bagno wyznając mafię tylko po to aby przeżyć. Jednak co to za życie będąc czymś czym się brzydzę i nienawidzę. Nienawidze się teraz jeszcze bardziej. Dzięki Erwinowi zrozumiałem, że nic nie zmienię w sobie i to kim jestem mnie kształtuje, ale teraz nie miałem żadnych wyborów przez co cierpiała moja psychika.
Spojrzałem na maszynkę, którą chciałem wyrzucić gdyż zużyłem ją jednak im dłużej jej się przyglądałem to czułem niepohamowaną ochotę aby jej użyć jeszcze raz tylko nie w ten sposób jak się używa maszynki. Sięgnąłem po nią i rozwaliłem ją tak, że ostrza tak zwane żyletki mogłem użyć. Wziąłem jedną w dłoń i zanurzyłem pod wodą aby ją oczyścić. Nie wiedziałem co jeszcze chcę z nią zrobić, ale czułem impuls, który mówił, że tak będzie lepiej iż pomoże mi to z poradzeniem sobie z bólem rozłąki i cierpienia. Wziąłem głęboki wdech i przyłożyłem ostrzę do zagięcia ramienia. Moje serce przyspieszyło niespokojnie, ale nie czułem niepokoju, a raczej coś co było silną potrzebą zrobienia sobie krzywdy. Zamknąłem oczy i przycisnąłem delikatnie ostrzę do skóry.
Czy Monte stanie się potworem?
Czy odważy się pociąć?
2141 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro