Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Erwin nieee...

Moje kochane community!
Chciałabym wam wszystkim życzyć wesołych spokojnych świąt, pełnych radości i miłości, a przede wszystkim wytrwałości oraz dążenia do swoich celów i nie poddawania się nigdy!
Wytrwałości przy oglądaniu streamów i wiele pomysłów do pisania abyście szli zawsze za marzeniami <3
Mam nadzieję, że wspólnie spędzony ten czas w rodzinnym gronie będzie obiecujący. A jeśli nie do końca to żebyście znaleźli swoją ostoje spokoju.
W całym tym wigilijnym ambarasie!

Nie rozpisuje się więcej i wesołych świąt dla was wszystkich!
Dziś ciekawy mocno rozdział!
Miłego dzionka życzę każdemu

Od dnia gdy z Erwinem spędziłem czas nad skarpą minęły z trzy dni.
Od tamtego dnia pilnowałem wszystkiego co mogłem zrobić aby zapewnić bezpieczeństwo moim bliskim. Między czasie szukałem podpowiedzi co mogłem zrobić aby uwolnić się z tego brzemienia. Ojciec nie ułatwiał mi życia. Ciągle musiałem być w ruchu i co gorsza trzymał ode mnie daleko Erwina. Jeden plus był to iż mama go pilnowała, a ojciec był wkurwiony z tego powodu. Nie miał podejścia do niego, a ja byłem zadowolony z tego. Ojciec od pamiętnego mego napadu złości w celu ochrony Erwina, był bardzo poddenerwowany i przez to dawał mi to różne zadania, które nieszczególnie mi pasowały. Jednak nie miałem wyboru jak wykonywać zadania, które mi dawał. Tak jak się obawiałem trafiłem na handel i musiałem sprzedawać broń danym organizacją. Nie podobało mi się to, ale ojciec definitywnie powiedział iż jeśli nie będę robić tego co do mnie należy to Erwin szybko pożegna się z życiem. Nietolerował go i to bardzo i nawet tego nie krył. Mama starała się mu przekazać aby tak nie robił, ale dla niego Erwin był zagrożeniem dla mafii. Od kilku dni nie widziałem swojej grupy i zastanawiałem się gdzie ich wcięło, ale z pewnością byli zajęci. Jednak najważniejsze jest to iż Erwin mógł być bezpieczny i mógł ruszać się swobodnie po całym terenie, chociaż ojciec nie chciał tego. Otworzyłem oczy i westchnąłem cicho gdy w swoich ramionach miałem śpiącego Erwina. Byłem zmęczony nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem i skąd się on wziął w moich ramionach.

Rozejrzałem się wokół aby zobaczyć gdzie jest książka. Czytałem prawa mafii Lordów z starych lat i starałem się jak najwięcej uzupełnić wiedzy, którą miałem w głowie, ale czułem, że gdzieś coś ominąłem. Coś ważnego co było moją przepustką do wolności. Przetarłem twarz dłonią, czułem się padnięty. Od samego rana byłem w pracy do samego wieczoru, a następnie czytałem prawa. Erwin mi pomagał w tym, ale nie ma w bibliotece ojca to co chyba bym chciał. Będę musiał przejść się do najstarszego z radnych aby spojrzeć na główną księgę mafii Lordów. Te to tylko rozpiski niby ważnych przepisów, ale aktualną wersję ma właśnie on. Problemem było to aby dostać tą książkę na wyłączność żeby ją przeczytać od deski do deski. Dziś miałem tylko w sumie pomóc z oborą i ścinaniem traw w polu. Więc to zajmie mi ponad pół dnia. Ostatnio zbyt dużo się dzieje i nie wyrabiam z tym powoli. Zmęczony jestem, ale muszę wstać na równe nogi.

-Śpij jeszcze - wyszeptał Erwin więc zerknąłem na niego nie rozumiejąc go.

-Dlaczego? - spytałem cicho patrząc się na niego.

-Twoja mama mówiła wczoraj abyś pospał dłużej - mruknął cicho i pogłaskałem go po plecach.

-Co? - zdziwiony patrzyłem w jego oczy, które były delikatnie mętne gdyż nie obudził się jeszcze dokładnie.

-Usnąłeś z książką w ręce nie przychodząc na kolację, co mnie zmartwiło. Wtedy twoja mama stwierdziła iż dać ci czas więcej czasu do spania. - wytłumaczył na spokojnie więc schowałem twarz w jego włosach i zamknąłem powieki.

-Skoro tak to idziemy spać - wyszeptałem cicho gdyż nadal byłem senny. Zmęczony tym wszystkim wokół. Robiłem wszystko przeciwko sobie, a towarzystwo Erwina nie leczyło mojego poczucia sumienia. Widziałem jak bardzo się starał i byłem mu wdzięczny, ale nikt nie wykupi mnie z rąk szatana. Zasnąłem bardzo szybko, ale czułem jak Erwin delikatnie głaszcze mnie po torsie. Jego bliskość koiła moje myśli, które zaprzątały mój umysł.

-Chłopaki trzeba wstawać! - usłyszałem głos mamy, która była uśmiechnięta od ucha do ucha. Musiał to być jej dobry dzionek.

-Która godzina? - spytałem cicho starając się ocucić do końca z otoczki snu.

-Punkt siódma rano - odpowiedziała, a ja podniosłem się do siadu przy tym budząc Erwina, który spadł z mojej klatki piersiowej gdyż nie zwróciłem uwagi na to iż leżał na niej.

-Zaspałem?! - zadałem pytanie mamie, a serce zaczęło mi szybciej bić. Ojciec nienawidził spóźnień.

-Twój ojciec zgodził się na wolny dzień dla ciebie. Dlatego też mogłeś troszkę dłużej pospać - wyjaśniła i byłem miłe zaskoczony taką niespodzianką - śniadanie czeka na was na dole więc szybko, szybciutko się ubierać.

-Okey - mruknąłem mocno zaskoczony, a mama wyszła z pokoju.

-Na spokojnie Monte - mruknął Erwin i wstał z łóżka rozciągając się przy tym. Na jego ciele były ślady po moich malinach choć większość znikła bądź zmieniła barwę na mniej intensywną. Wstałem z łóżka i podszedłem do niego obejmując go ramionami wokół tali.

-Jestem spokojny diabełku - mruknąłem cicho i uśmiechnąłem do niego całując go w szyję.

-Widać właśnie - przewrócił oczami i po chwili byliśmy gotowi aby zejść na dół. Śniadanie o dziwo były wafle ryżowe z dodatkami owoców. Moje zdziwienie było takie, że najadłem się kilkoma wafelkami i przygotowanymi owocami do nich.

-Miło, że w końcu się obudzieś - usłyszałem głos ojca, który zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego. Nie wstałem o piątej nie ogarnąłem podstawowych spraw. Będzie z tego mocna kłótnia. Duarte usiadł na przeciwko mnie przy stole, a ciarki przeszły po moim ciele z niepokoju.

-O co chodzi? - spytałem cicho, a usta zatopiłem w szklance soku.

-Skoro on - pokazał głową na Erwina - tutaj jest to ma zachowywać się jak Lord.

-Co?! - wraz z Erwinem gdy usłyszeliśmy to zdanie aż zaczęliśmy się krztusić.

-Nie będę utrzymywać darmozjada - warknął patrząc na Erwina z nienawiścią - nie ufam mu i nie będę. Jednakże ma zarabiać na siebie!

-Na banki go wysyłaj - oznajmiłem, bo skoro ma już coś robić to niech robi to co lubi. Ja go wprowadzę w swoich i oni go wdrożą w działanie banków. Jednak sądzę iż to nie będzie mu potrzebne skoro mój diabełek był istnym szatanem w łamaniu zabezpieczeń.

-Hm?! - mruknął zdziwiony Erwin.

-Wiesz, że każdy... - przerwałem chamsko ojcu.

-Nie nadaje się do tego - odparłem - nie jest na tyle wytrwały aby pracować cały dzień w polu czy też aby strzelał z broni. Jedyna dobra opcja to bank - ojciec patrzył na mnie aż zerknął na Erwina.

-Zaufam ci w tym, ale jak mnie oszukałeś!

-Wypraszam sobie! Jestem mistrzem w hakowaniu! Nigdy nie widziałeś takiego hakera jak ja! - prychnął urażony Erwin gdyż uraziły słowa ojca jego delikatnie ego.

-Zobaczymy - warknął i wstał od stołu - mam na was oko więc lepiej uważajcie - wyszedł na zewnątrz zostawiając mnie z Erwinem w kuchni.

-Co teraz? - spytał cicho Erwin. Widać było po jego ciele, że jest spięty więc delikatnie pogłaskałem go po udzie.

-Muszę cię zapoznać z moimi - odparłem wstając od krzesła.

-Z twoimi? - mruknął nie rozumiejąc.

-Powinni być jak co rano przy altanie - stwierdziłem sam do siebie - chodź idziemy, bo im szybciej to załatwimy to ojciec nas nie zabiję.

-No dobra - kiwnął głową i podążał za mną. Kierowaliśmy się do altany pełnej róż, ponieważ dzieciakom nie wolno było się bawić przy nich dla bezpieczeństwa ich i zabawek.

-O patrzcie kogo nasze oczy widzą! We własnej osobie Wąż, który jak zwykle przez nas jest nieuchwytny chyba, że sam przyjdzie! - mogłem usłyszeć głos Jasona, który zażartował ze mnie, ale rozumiałem go gdyż szukali mnie jakiś czas temu i nie znaleźli, a sam nie miałem czasu aby spytać o co chodzi.

-Jason ostatnio mam dużo na głowie - odparłem szczerze i uśmiechnąłem się do części paczki. Ponieważ byli bliźniacy i dziewczyny. Brakowało tylko dwójki mężczyzn należącej do grupki.

-Spokojnie wężu wiemy! - powiedziała Jessica i jej wzrok skupił się na Erwinie, który był cały spięty. Nie wiedział jak ma się zachować przy nich.

-To jest Erwin - pokazałem dłonią na złotookiego.

-Hejka! - powiedzieli razem bliźniacy.

-Cześć! - mrukła Monica.

-Siemanko! - przywitała się Jessica

-Erwin będzie przynależeć do grupy ogarniające banki będzie waszym hakerem - oznajmiłem czując wzrok mego diabełka na sobie.

-Nowy w ekipie? - spytał zaskoczony John, a ja potwierdzająco kiwnąłem głową.

-Czy ty nie jesteś przypadkiem tym chłopakiem co nas otoczył i kazał skuć? - zapytała podejrzliwie Monia.

-Tak - odparł drapiąc się po karku.

-Czyli Morte nie gadał głupot - z wymalowanym szokiem na twarzy Jason patrzył na mnie to na Erwina - naprawdę jesteś liderem Mokotowa?!

-Można powiedzieć, że prowadzę mafię, ale głównie robi to mój starszy przyjaciel.

-Szacun - powiedzieli bliźniacy.

-Przestań mnie małpować! - widząc do czego to powoli szło złapałem ich za kołnierze koszul.

-Spokój chłopaki - mruknąłem do nich karcąco patrząc się na jego to na drugiego.

-Wybacz wężu - powiedzieli, a ja ich puściłem.

-Mamy go wdrożyć? - spytała Jessica.

-Nie trzeba Erwin da sobie radę bez tego. Mam nadzieję, że jak będziecie mieć akcję, a z pewnością będziecie to uciekniesz Jason - chłopak chyba aż za nad to poczuł mój wzrok, ale musiałem mieć pewność iż nie wrzucam Erwina na głęboką wodę gdzie utonie. Nie byli to jego przyjaciele z którymi bez trudu mógł zrobić każdy bank. Tutaj musiał nauczyć się i poznać jak wszystko działa.

-Jeśli wąż twierdzi, że nadajesz się na hakera to musisz być bardzo dobry - rzekła Monia - chyba, że się mylę.

-Nie mylisz się - odparł Erwin - nie znam was wy nie znacie mnie, ale ja chcę jedynie wrócić do domu z Grześkiem - rzekł, a wszyscy popatrzyli na mnie.

-Tylko policja tak? - zmrużył oczy John.

-Dobra też miałem swoje za uszami skoro Mokotów przybył po mnie, ale policjantem byłem! - zacząłem się bronić od tego gdyż nie zrobiłem żadnego występku przeciwko prawu. Po prostu zakochałem się i tyle.

-Proszę proszę kogo my tu mamy! - gdy usłyszałem ten głos popatrzyłem na Arona, który szedł w naszym kierunku. W jego oczach widziałem nutkę złości i arogancji.

-Aron proszę nie mam ochoty na kolejną kłótnię! - oznajmiłem marszcząc brwi.

-To coś? Ten dziwoląg ma być w naszej paczce? - prychnął - To nawet nie potrafi nic zrobić! Tym bardziej zabić! Wygląda na tchórza! - nie widziałem do czego to idzie, ale nie podobało mi się to jak obrażał Erwina, który zaczął gotować się w środku siebie.

-Aron weź spierdalaj - powiedział Jason w obronie siwowłosego.

-Nie mam zamiaru! Chce zobaczyć na co go niby stać, że od tak ma być jednym z nas! Obcy mafioza w naszej rodzinie! - wystarczał, a ja nie utrzymałem Erwina, który tym razem nie miał zamiaru chyba się mnie słuchać.

-W dupie cię mam i to co masz zamiar o mnie mówić, bo nic o mnie nie wiesz! - warknął wściekle, a jego złote oczy zabłysły gniewem.

-Erwin proszę cię nie rób głupoty! - powiedziałem czując, że coś złego się stanie.

-Nosisz przy sobie kaburę tylko po to aby grozić pistoletem!

-Mam ci przypomnieć jak ty zesrałeś się w gacie jak mierzyłem w ciebie z broni?!

-Chłopaki dość! - wiedziałem, że jak ich teraz nie rozdzielę to będzie problem.

-Nie boję się niczego! No proszę strzel do mnie! - prowokował Erwina i to był błąd, to wielki błąd. Rzucił mu nawet pistolet aby nie brudził swojego.

-Chłopaki przestańcie! - dziewczyny były przerażone, ale z ust Moni wyszły słowa aby przestali.

-Zostaw przecież nie strzeli - powiedział cicho Jason, ale nie znał Erwina jak ja. Był zdolny by strzelić i nie bał się tego zrobić gdyż na swoim koncie z pewnością miał czyjąś śmierć oraz kilka prób mojej śmierci.

-Mokotowskie kurwy jak zawsze wszystkiego się boją - usłyszałem głos Arona.

-Jason on... - chciałem się wyrwać aż w końcu usłyszeliśmy strzał. Spojrzałem przerażony w stronę Erwina, który uśmiechał się, a Aron złapał się za klatkę piersiową. Wyszarpałem się z uścisku blondyna i podszedłem szybko do Arona. - Erwin coś ty zrobił?! - z niedowierzaniem widziałem jak czarnowłosy oddycha ciężko, a rana nie nadawała się do wyleczenia przez mamę.

-Co tu się dzieje!? - jeszcze ojca brakowało do tego aby tu był.

-Strzelił do Arona - poskarżył się Daniel.

-Erwin masz mi go ożywić! - warknąłem.

-Obraża mnie ciebie i jeszcze mam marnować księgę na niego?!

-Erwin! - patrzyłem się na niego błagając. Może Aron nie był najlepszy, ale był częścią rodziny. Rozumiałem za co się mści lecz Erwin nie wiedział. -Proszę!

-Dobrze - westchnął, a ja odsunąłem się od ciała Arona. Lepiej będzie jak umrze i potem wróci.

-Dlaczego nie pomagasz mu?!

-Zamknij się - warknąłem w stronę ojca - Aron lepiej abyś przemyślał sobie wszystko!

-Tty - wydusił ledwo, a z ust ciekła mu krew. Po chwili jego oczy stały się matowe, ale pewnie bym płakał nad tym gdyby nie to iż po prostu już widziałem kilka rzeczy gorszych od tego.

-Gregory! Co tu się stało!?

-Sprowokował no to strzelił Erwin - odparłem spokojnie - sam był temu winien.

-Zabił jednego z nas! - ojciec gotował się i widziałem po nim, że jest wkurwiony. Jedyny trzymałem rękę na pulsie gdy reszta była przerażona. Monia płakała gdyż Aron był dla niej jak starszy brat. Po chwili wrócił Erwin, który był zdyszany, a w ręce trzymał rzecz, która była naszym wybawieniem.

-Monte nie każ mi tego używać. Dobrze wiesz ile ze mnie bierze to energii - mruknął w moją stronę, ale patrzyłem na niego złym wzrokiem. Mówiłem mu aby nie robił głupoty i nie posłuchał więc teraz będzie musiał przepłacić to w ten sposób. Ojciec miał w planach go zabić widziałem jego wzrok na sobie i zapewnie na Erwinie. Jeśli ojciec będzie miał jeszcze bardziej jakieś, ale odnośnie mnie i mego diabełka to zaczynam obawiać się co z nami będzie.

-Popełniłeś błąd więc teraz za niego zapłać - rzekłem spokojnym głosem, ale widziałem jego wzrok, który mówił, że nie chciał. Jednak nie cofnie to tego co zrobił, posunął się do zastrzelenia członka rodziny. Morte miał prawo potraktować w ten sam sposób, ale na szczęście chłopacy go trzymali aby nie zrobił czegoś złego.

Czy Erwin użyje księgi odnowienia?
Jak wielkie konsekwencje będą z tego co zrobił?

2150 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro