Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dowiedzieć się prawdy

Ale, że nocny w poniedziałek?
Bruh bruh! Nie spodziewaliście się mnie tutaj co nie?
Jak tam minął wam dzionek?
Dziś ciekawa perspektywa na którą pewna osoba czekała bardzo długo!
Oj będzie się działo dziś i jutro!
Dobrej nocy życzę wszystkim co czytają teraz, a ci co z rana to miłego dzionka!

Perspektywa Leona

Wyjazd do miasta oddzielonego od nas z sześć do ośmiu godzin jazdy był problematyczny. Zostawić całą mafię w rękach jednej osoby było możliwe i ufałem Gregoremu, że ogarnie wszystko tylko wiedziałem, że to ma być sprawdzenie go. By rada zauważyła, że umie sobie poradzić mimo bycia policjantem. Zostałbym z nim, ale Duarte stwierdził, że moja osoba przyda mu się bardziej niż mu, dlatego też zrobiłem szybkie wytłumaczenie gdzie co jest, a później wyciągnąłem odpowiednią teczkę na biurko by nie musiał tego szukać. Wyjechaliśmy z samego rana. Terenowe samochody Lordów osłaniały Buffalo w którym był mój przyjaciel wraz z synem. Nie przepadałem za długimi trasami czy jechaniem poza terenem Lordów, ale czasami trzeba było. Nadal zastanawiało mnie moje nazwisko i czy jestem jakoś spokrewniony z młodszym ode mnie chłopakiem w sumie to mulatem, ale ja byłem jasnej karnacji więc nie wszystko się łączyło czy zgadzało ze sobą. Miałem wiele pytań, bo nigdy nie zadawałem sobie ich gdyż Teresa wraz z Devonem mnie wychowywali wraz z całą mafią. Nigdy nie zadawałem sobie pytania kim jestem gdyż bycie w Lordach pochłonęło moje życie i byłem z tego zadowolony czy też dumny. Byłem kimś kto dba i szanuję każdego oraz pilnuje porządku. Patrzyłem w telefon i zastanawiałem się nad tym czy zadzwonić do chłopaka, który przybył po resztę gdy byli na terenie Lordów. Schowałem telefon do kieszeni i patrzyłem się przez szybę znudzony oraz znużony jazdą. Lecz po czasie w końcu dojechaliśmy na miejsce. Wraz z Duarte oraz Marco przekroczyliśmy biuro mężczyzny, który chciał z nami zacząć współpracować. Mimo nienagannego ubioru i dobrej gatki, mężczyzna wydawał się być idiotą. Całkowicie inne stawki zaczął proponować od tego co wysłał w propozycji. Widziałem po Duarte jak ciężko jest mu powstrzymać się od zastrzelenia go gdyż grał mu na nerwach, a tego nikt nie lubi. Oczywiście doszliśmy do porozumienia po godzinie delikatnego wykłócania się o postawione stawki aż mężczyzna uległ choć złość Duarte nie zmniejszyła się totalnie. Obawiałem się o życie tego mężczyzny, ale nie chcieliśmy żadnych problemów gdyż zabójstwo go w tym miejscu pełnym kamer bez maski to było po prostu głupie. Gdy tylko to się skończyło cieszyłem się jak dziecko gdyż opornie to szło, a teraz nie muszę słuchać tego paplania o niczym.

-Z tym człowiekiem jest przejebane coś ustalić - rzekł Marco, a ja kiwnąłem głową zgadzając się z nim.

-Ja modliłem się aby już to się skończyło - dodałem przesuwając dłonią po włosach.

-Może pierdolił od rzeczy, ale utargowaliśmy więcej dla siebie - odezwał się Duarte.

-Bo dowóz daleki - wyjaśniłem - inaczej, by nie zwiększył niczego.

-W sumie masz rację - uśmiechnąłem się zadowolony iż przyznaje mi rację i ruszyliśmy do wozów. - wracajmy na nasz teren, bo mam już dosyć.

-Oczywiście - odparłem i chciałem już iść do pierwszego z samochodów, ale Duarte mnie powstrzymał.

-Chodź do naszego to omówimy powoli wszystko związane z bankietem - gdy usłyszałem o czym chce mówić oczywiście kiwnąłem głową zgadzając się, a następnie wsiadłem na tył samochodu wraz z moim przyjacielem. Zapiąłem pasy bezpieczeństwa i ruszyliśmy w drogę powrotną.

-Więc co oczekujesz na swojej imprezie urodzinowej i przede wszystkim gdzie robimy?

-Wynajął bym budynek na obrzeżach wiesz, który to - rzekł, a ja kiwnąłem głową od razu wyciągając telefon aby zanotować to co oczekuje.

-Ten z antresolą nad salą?

-Dokładnie ten - uśmiechnął się więc zanotowałem to co oczekiwał.

-Ilu gości?

-Wszyscy, którzy będą chcieli - odparł - w końcu to będzie duże wydarzenie. Oddam władze komuś innemu!

-Jak ty przeżyjesz to przyjacielu? Zero pracy w mafii? To nie możliwe dla ciebie!

-Wiem, ale chciałbym wynagrodzić Tilii wszystkie te lata, które spędziła w domu - słabo się uśmiechnął - kocham ją i chcę by ona też zaczerpnęła z życia coś!

-Rozumiem - kiwnąłem głową i zanotowałem.

-Wiesz, że ty też skończysz pracować?

-Ja...- nie przemyślałem tego w końcu tyle lat byłem oddany pracy i doradztwu memu przyjacielowi iż nie wiem kiedy zaprzepaściłem swoje życie. - Z pewnością coś wymyślę aby przeżyć swoje życie w ciekawy sposób.

-Cieszy mnie to - uśmiechnął się do mnie więc odwzajemniłem uśmiech.

-Więc wszyscy są zaproszeni. Mokotów również?

-Oni? - prychnął - Nie podlegają pod nas nie mają prawa poza tym lepiej aby nikt nie widział.

-Ciężko ich ukryć przed ludźmi jak integrują się wśród innych mafii czy gangów.

-Co?! Teraz mi to mówisz?

-Gdy starałem się ci powiedzieć zawsze zlewałeś temat, bo nie chcesz słyszeć o Mokotowie.

-Co robią w takim razie? - złapał się za zatoki i spojrzał na mnie.

-Dwójka bierze udział w nielegalnych wyścigach. Kui Chack, który należał do Rady cienia coś kombinuje jak i cała ta ich mafia. Na zakupy i nie tylko jeżdżą. Mają też w policji Overa więc wiedzą co i jak.

-Czyli przejmują na nowo tereny? - spytał nie za bardzo chyba rozumiejąc.

-Nie po prostu korzystają ze wszystkiego co mogą. Zastanawia mnie tylko co ich tu trzyma - odparłem z uśmiechem na ustach, bo naprawdę byli interesującą dla mnie mafią, która nie do końca grała według mafijnych zasad, ale je przestrzegła w jakimś stopniu.

-Zapewne mój syn bądź ich lider - prychnął - chciałbym się ich pozbyć, ale ciężko w ogóle ich ruszyć.

-Wydają się być dość ciekawą grupą - powiedziałem co myślałem, bo naprawdę fascynowało mnie to jak tyle różnych osób było zdolnych do współpracy.

-Do pozbycia - warknął, a ja kiwnąłem głową gdyż wolałem się nie wypowiadać na ten temat.

-Miejsce, ludzie, czas jest, a więc jedzenie, wystrój wnętrz i muzyka.

-Jedzenie jakiś katering zamówimy ktoś zarobi na nas w końcu - odparł i patrzył się przez okno - myślisz, że ogarnął wszystko?

-Gregory jest mądrym chłopakiem, ale jego myśli są gdzieś indziej - wypowiedziałem się - jednakże z pewnością zrobił to co kazałeś. Nie jest głupi aby ci się narażać bardziej przede wszystkim biorąc pod uwagę iż możesz zaszantażować go Erwinem.

-Zdaje mi się iż niektóre me szantaże nie są za dobre dla mego syna - odparł i chyba w końcu zrozumiał iż szantaż tu nie jest rozwiązaniem.

-W sensie?

-Nie działają bądź nie chce on nawet o nich słyszeć.

-Bo to nie jest rozwiązanie. Nie możesz z nim porozmawiać jak ojciec z synem?

-Nie będzie ze mną rozmawiać! - od razu skreślił go mimo, że Gregory naprawdę nie ucieka przed rozmową.

-Może ty uciekasz przed tym? Duarte nie okłamujmy się, bo zbyt dobrze się znamy. Boisz się z nim porozmawiać.

-Niczego się nie boję! - odpowiedział, ale po chwili westchnął - Nie jest on taki jakbym chciał. Próbowałem go zmienić, ale on...

-Jest inny i zawsze taki był - do powiedziałem cicho i zerknąłem na mężczyznę, który kiwnął głową na tak.

-Myślałem, że to czas buntu, ale zmienił się całkiem po tym porwaniu i torturach na nim.

-Był dzieckiem jeszcze Duarte. Drastyczne przeżycia zostają w głowie na zawsze nawet jeśli nie chcemy ich. Robisz mu tylko krzywdę robiąc coś siłą - oznajmiłem cicho, a on westchnął ciężko kiwając głową, zgadzał się ze mną, ale niestety za późno. Choć zawsze ostrzegam przed konsekwencjami, które wiążą się z tym wszystkim.

-Przegiąłem w niektórych aspektach jako rodzic.

-Według mnie trochę za bardzo i według Tilii również - oznajmiłem chcąc go uświadomić dobitnie iż przegiął aż za bardzo z niektórymi rzeczami.

-Tilia mi wybaczyła.

-Bo cię kocha, ale boi się o swoje pociechy potrafisz być brutalny - oznajmiłem spokojnie widząc iż Marco słucha w słuchawkach muzykę - nawet bardzo brutalny.

-Wiesz, że jestem taki aby chronić naszą mafię!

-Ja to wiem, ale przed kim chcesz nas chronić atakując własnego syna? Skoro ma być twoim następcą? - nie odpowiedział mi na moje pytanie więc będzie teraz myśleć nad nim sporo czasu. Nie myliłem się minęły dwie godziny dopiero odezwał się do mnie.

-Nie wiem - wyszeptał - zagubiłem się chyba w tym wszystkim.

-Wiem - kiwnąłem głową nie patrząc się na niego - może jednak powinieneś z nim porozmawiać i przeprosić? - zaproponowałem, ale ponownie nie dostałem odpowiedzi. O dwudziestej pojawiliśmy się na naszym terenie więc zadowolony wysiadłem z auta - Miłego i dobranoc Morte - odparłem i ruszyłem do swojego domku aby położyć się spać. Nie przejmowałem się niczym gdyż wiedziałem, że wszystko jest zrobione i nie trzeba tym się zajmować.
Kolejny dzień zaczął się szybko i byłem ciekawy jak Gregory się sprawił więc od razu po ogarnięciu się ruszyłem na pola winogron aby zobaczyć i wypytać się Duarte. Oczywiście ubrany w spodnie dżinsowe oraz koszulę ruszyłem na pola gdzie jak zawsze był mój przyjaciel.

-Duarte! Jak wczorajszy wieczór?

-Weź mi nawet nie przypominaj - warknął więc zdziwiłem się tym.

-Co się stało? Nie zrobił czegoś z listy?

-Nie o to chodzi! Zostawiłem go na dzień, a oni się przelecieli i jeszcze głupów grali, a wiem jak wygląda człowiek po stosunku!

-To źle iż doszło do czegoś między nimi? - spytałem cicho i nie spodziewałem się iż chłopcy zrobią coś takiego, ale jak widać miłość nie ma granic. Tym bardziej granicy.

-Nie powinno dojść! Ma przejąć mafię, a nie dupczyć mężczyznę! - był wkurzony, ale nie mogłem pozwolić aby za bardzo się wkurzył.

-Spokojnie Duarte przyjacielu przecież możesz zawsze to jakoś wykorzystać! Daj spokój jest młody niech robi co chce - rzekłem spokojnie, a on spojrzał na mnie z szokiem w oczach.

-Czy cię podmienili?

-Nie - zaśmiałem się - nie przejmuj się tym tak. Niech robi co uważa, ale i tak pewnie zrobisz to co ty uważasz.

-Racja - kiwnął głową uśmiechając się - wczoraj zrobił wszystko co do niego należy więc przekonanie wszystkich radnych powinno być proste jak bułka z masłem.

-To dobrze - uśmiechnąłem się, ale czułem iż Gregory nie chce tego. Widziałem jego wzrok wpatrzony w nas, ale szybko on uciekł do środka kuchni. Od tego momentu minęły dwa dni w sumie od wyjazdu trzy, ale to mały nie ważny szczegół. Miałem numer telefonu Dii, ale bałem się zadzwonić do niego więc wymyśliłem inny sposób aby dowiedzieć się prawdy. Z rana przybyłem do domu głównego.

-Leon co ty tu? Duarte jest na polu.

-Ja do Gregorego - odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.

-Syna? Po co?

-Mam pewną sprawę do załatwienia u niego - odpowiedziałem spokojnie i uśmiechnąłem się do czarnowłosej kobiety.

-Wiesz chyba gdzie jest jego pokój.

-Czarne drzwi pamiętam - odparłem i ruszyłem do schodów, a z nich od razu stanąłem przed drzwiami do bruneta. Zapukałem w nie, a ze środka słyszałem głos syna Duarte aby wejść. - Hej? - zdziwiłem się widząc Knucklesa na łóżku leżącego w ubraniach Montanhy.

-Coś ojciec chcę ode mnie skoro cię przysłał?

-Tym razem jestem w innej sprawie - oparłem spokojnie, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni.

-Jakiej?

-Chciałbym spotkać się z Dią.

-Masz numer do niego, dlaczego więc nie umówisz się z nim? - spytał zaskoczony Erwin, a ja patrzyłem się na Gregorego.

-Boisz się prawdy - wyszeptał brunet, a ja kiwnąłem niepewnie potwierdzająco głową, ponieważ dotknął idealnie mego problemu.

-Moglibyśmy zadzwonić do Kuia i spytać się czy możemy cię wziąć do Mokotowskiej siedziby - odezwał się lider Mokotowa i zdziwiłem się jego decyzją iż tak po prostu chcieliby mnie wprowadzić na teren swojego wroga.

-Można byłoby przedzwonić - kiwnął głową Gregory zgadzając się z swoim chłopakiem - zadzwonimy i potem ci powiemy jak wygląda sytuacja dobrze?

-Jasna sprawa - odpowiedziałem - będę czekać w takim razie, ale Duarte ma nie wiedzieć.

-Mam szlaban jak go ściągniesz ze mnie to przejedziemy, bo sam potrzebuje pojechać do naszych - zdziwiłem się iż on uznaję się za jednego z nich, ale z drugiej strony rozumiałem iż czuł się jak członek w końcu był w związku z ich liderem.

-Rozumiem postaram się twemu ojcu powiedzieć iż potrzebuje was do czegoś - rzekłem z delikatnym uśmiechem choć nie chciałem kłamać to musiałem trochę to zrobić aby dowiedzieć się prawdy choć bałem się tego co mogę usłyszeć. Jednakże chcę znać część historii, która mnie ominęła. Wyszedłem z pokoju chłopaka choć może i chłopaków w końcu śpią razem na to wychodzi, ale w sumie zrozumiałe. Zszedłem na dół gdzie Vida zaciągnęła mnie na śniadanie więc nie miałem wyboru niż się zgodzić, dlatego śniadanie zjadłem z nimi wszystkimi. Nagle mój telefon zaczął wibrować więc wyciągnąłem go z kieszeni i od razu zauważyłem wiadomość od Gregorego iż załatwione jest i możemy przyjechać po śniadaniu. Więc reszta zostaje w moich rękach czy Duarte się zgodzi.

-Du - zacząłem spokojnie chowając telefon do kieszeni.

-Tak Leo? - zetknął na mnie znad gazety.

-Mógłbym porwać młodych do sklepu po coś? - zapytałem z uśmiechem na ustach patrząc się w brązowe oczy mego przyjaciela. Nie umiałem kłamać bądź po prostu nie lubiłem tego robić, bo przychodziło mi to z trudnością.

-Po co?

-Chciałbym się doradzić młodych wiesz nna miejscu niż przez telefon - zaśmiałem się nerwowo nienawidziłem kłamać gdyż nie szło mi to.

-Jasne - odpowiedział - tylko przed obiadem bądźcie.

-Dzięki - uśmiechnąłem się do niego i zerknąłem na chłopaków. Zjedliśmy śniadanie do końca i po chwili wybrali samochód, którym mieliśmy pojechać. -Co teraz?

-Zasłonimy ci oczy chustą i jeśli szanujesz choć trochę nas to nie ściągniesz jej - oznajmił Erwin, który podszedł do mnie więc delikatnie kucnąłem aby mógł mi związać na oczach czarną chustę. Pomogli mi siąść do wnętrza samochodu i zapięli mi pasy bezpieczeństwa. Po chwili czułem jak jedziemy więc zgodnie z ich instrukcją nie otwierałem oczu nawet nie próbowałem. Zaufali i tak mi, pozwalając jechać na teren Mokotowa. Czułem jak droga z gładkiej i prostej zmieniła się na nierówną i wyboistą. Jednak siedziałem w miejscu gdy oni rozmawiali na jakiś temat mi nie znany. Nie chciałem podsłuchiwać czy wtrącać się w to gdyż to nie było by miłe z mojej strony.

-Możesz już ściągnąć chustę - rzekł mężczyzna więc zrobiłem to co kazał i widziałem jak wjeżdżamy na teren willi przez bramę.

-Duarte zrobiłby wszystko aby znaleźć te miejsce - powiedziałem cicho widząc mężczyznę w kominiarce zamykający za nami bramę. Niepewnie wysiadłem z auta wraz z Erwinem i Gregorym. Nie spodziewałem się w takim miejscu może być dom. To wyjaśnia, dlaczego nie znaleźliśmy siedziby.

-Witam Leonie - z głównych drzwi wyszedł niski mężczyzna, który uśmiechnął się mącicielsko. Od razu rozpoznałem Chaka w nim gdyż nikt nie jest tak niski jak on z chińską narodowością.

-Witam panie Chack - odparłem spokojnie.

-Od razu ostrzegam iż lepiej nie próbuj żadnych numerów. Teren jest objęty zakłócaczem sygnału więc nie działają telefony - objaśnił - każda próba czegoś co będzie nie dozwolone od razu zostajesz obezwładniony. Radzę więc uważać to co robisz!

-Oczywiście chce tylko dowiedzieć się czy jestem spokrewniony z Dią nic więcej - odpowiedziałem i zaproszono mnie do środka. Od razu zdziwiłem się iż tyle ich tu było.

-Nie nooo! Znów przegrałem! - dobiegł mnie krzyk kogoś.

-Jesteś słaby!

Rozglądnąłem wokół zainteresowany gdyż było to dla mnie całkowicie inne miejsce oraz otoczenie wydawało się, że wszyscy są tu bardziej przyjaźnie nastawieni.

-Grzesiek i Erwin! - wszyscy rzucili się na chłopaków, a oni za śmiali się na grupowy przytulas.

-Właśnie to miałem powiedzieć i mamy gościa! - rzekł chińczyk.

Czy Leon pozna prawdę o sobie?
Czy Grzesiu zdecydował o powołaniu rady?

2380 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro