Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!!!!
ZOSTAŁ TYLKO JEDEN DZIEŃ!!!! BRUHBRUH LECYMY!
Będzie się działo! Ci kto wiedzą co będzie się działo, wiedzą, że będzie potężnie!
Jakie plany na weekend?
Ja do dziadków się wybieram na niedzielę :3
Dziś dużo wyjaśniający rozdział. Przekonajcie się!
Miłego dzionka życzę wszystkim!
Bank, który zrobiliśmy był ledwie początkiem przed tym co było planowane. Kui miał wielkie plany i raczej sądziłem, że to będzie najlepsze wyjście żeby to on rozpisywał to wszystko. Ja chciałem mieć tylko do tego podgląd aby wiedzieć co i jak. Co odnośnie tego całego banku, to uciekliśmy z łupem. Nie powiem, ale brakowało mi tego po praktycznie miesiącu przerwy w swoim hakerskim życiu. Minęło kilka dni po zrobieniu banku, ale nadal miałem koszmary, które mnie nawiedzały w czasie nocy. Nie powiem, ale Kui chyba przeżył szok gdy przez przypadek do niego powiedziałem wuja. Lecz ten czas spędzony z nim był dobry. Nasz wcześniejszy lider, a mój ala ojciec, który wprowadził mnie w mafijny świat był blisko z Kuiem. Więc miałem możliwość nazywania go wujkiem i chyba przekonałem się do niskiego mężczyzny, który pokazał mi, że nie jest taki bezduszny i bez serca. Po prostu trzeba zobaczyć to w nim pod warstwą tego mącicielskiego uroku, który pozwalał mu na to co chciał osiągnąć. Jednak szanowałem go za to, że nie maci i stara się naprawić mój świat, który rozpadł się na kawałeczki. Żmudna jest to praca, ale jak widać pierwsze owoce pracy wujka nareszcie widać i sam je widziałem. Czułem się nawet lepiej, ale często odczuwałem tą pustkę w głębi serca, bo brakowało mi mojej miłości życia. Miałem nadzieję na to, z Kui będzie chciał przeprowadzić jednak szturm i rozprawić się z Lordami.
Trzeba było pomścić tak wielu ludzi i mego Grzesia. Nie chciałem odpuścić zemsty, ale im dłużej myślałem o tym tym bardziej nie widziałem co robić aby było dobrze, ale zarazem się zemścić dobitnie na tych co strzelili do Grzesia. Na dodatek nie wiadomo jakie zabezpieczenia bądź ochronę posiadają aby się przedrzeć niezauważonym na obcy teren. Nie chciałem ryzykować, ale z drugiej strony nie miałem nic do stracenia, no oprócz rodziny, którą szanowałem i kochałem. Nie mogłem się podnieść z łóżka i nie wiedziałem dlaczego, a łzy ciekły po moich policzkach mocząc poduszkę. Nie wiedziałem co mam zrobić gdyż nie mogłem ruszyć nawet głową.
-Wujku - wypłakałem gdyż bolało mnie całe ciało. Nie wiem czy winą był sen czy coś innego. Jednak czułem przerażający ból w klatce piersiowej i dzwoniło mi w uszach. Nie chciałem tego, bałem się tego co dzieje się z moim ciałem - Wujku!
-Jestem! - przez drzwi wpadł niezbyt świadomy tego co się dzieje Kui, a ja w sumie sam nie wiedziałem - Co się dzieje? Erwin! - podszedł do mego łóżka, ale jedynie ciężko oddychałem chcąc jakoś uśmierzyć ból lecz to nie pomagało. -Zaraz wrócę - oznajmił co słyszałem bardzo cicho. Nie chciałem zostać sam to bolało. Nagle obok mnie pojawiła się Heidi, która zaczęła świecić mi po oczach latarką. -Co się z nim stało?
-Wygląda na paraliż senny - stwierdziła, a ja starałem się oddychać, bo coraz ciężej było gdyż miałem uczucie jakby ktoś ściskał mi klatkę piersiową butem coraz i coraz bardziej mocniej. -Tylko on powinien już minąć - rzekła i zaczęła masować moje dłonie, ramiona i klatkę piersiową.
-Co robisz? - spytał Kui.
-Pomagam mu pozbyć się paraliżu. Zapewne przez koszmary się go nabył i teraz tak ciężko to przeżywa. Erwin no dalej musisz poruszyć palcami u dłoni albo czymkolwiek aby minął ten paraliż - mówiła do mnie, ale słyszałem ją jakby mówiła przez kilku metrową ścianę. Jednakże zrozumiałem i naprawdę starałem się ruszyć chociaż palcami, ale nie potrafiłem. Dopiero po kilku minutach zdołałem poruszyć palcem u dłoni, a paraliż zniknął z mego ciała. Byłem cały zapłakany, ale ból był przeogromny i powoli odchodził w zapomnienie. Nareszcie nie czułem tego bólu i mogłem oddychać spokojniej.
-Misiu kolorowy jest lepiej? - spytał chińczyk.
-Tak - odpowiedziałem z cichym westchnięciem ulgi.
-Zrobię wam herbatę - zaproponował i wyszedł z mojego pokoju.
-Na pewno wszystko dobrze? - spytała i wytarła moje łzy.
-Jest lepiej Heidi - odparłem i zamknąłem na chwilę powieki aby się uspokoić bardziej. Potrzebowałem chwili spokoju co chyba zauważyła i położyła się obok mnie na łóżku.
-Mam taką nadzieję - odpowiedziała i nie wiem nawet kiedy przyszedł Kui z tacką, a na tej tacce miał trzy kubki z parującą herbatą. Podniosłem się powoli do siadu i oparłem o zagłówek łóżka. Wuja podał nam kubki z herbatą, a on sam usiadł na bujanym fotelu z własnym kubkiem.
-W porządku Erwin? - spytał, a ja kiwnąłem głową na tak gdyż nie miałem ochoty na rozmowę o tym. Musiałem to przetrawić nim zdobędę się na odwagę o tym mówić. Zatopiłem usta w kubku i napiłem się gorącej herbaty z miodem. Powinienem brać lekarstwo przy takich napadach jednak wujek zmienił je na herbatę po tym jak stwierdził, że te tabletki nie działają uspokajająco. Może miał rację chociaż nie wiem, ale to on się mną teraz opiekował więc też wie co robić. Wziąłem głęboki wdech i wydech czując przyjemny zapach miodu parującego z wnętrza kubka. -Co dziś ci przeczytać?
-Nie wiem - mruknąłem delikatnie się zawstydzając, ale Heidi ma za ścianą pokój więc z pewnością nie jeden raz słyszała jak jej ojciec mi czyta.
-Może opowiedz o jednej ze swojej akcji z rady cienia albo coś z tamtego czasu? - zaproponowała, a ja spojrzałem na Kuia z zaciekawieniem na co on cicho westchnął.
-No dobrze. - mruknął i widać po nim było, że zastanawia się co ma powiedzieć. - Więc kilka lat temu Victor tak jak innym pomagał, tak samo i mi pomógł. Jednak zobaczył we mnie potencjał i zaproponował współpracę, która miała pomóc mu rozwinąć mafię, którą chciał ożywić gdyż jego poprzednicy poddali się, ale on nie chciał, bo wierzył, że kiedyś wyzwoli świat od Lordów, którzy przybyli na rejony Coco bardzo dawno z Portugalii.
-Czyli mają wszyscy portugalskie korzenie? - spytałem ciekawy.
-Raczej główna rodzina, która włada mafią - powiedział, a moje oczy się poszerzyły.
-Monte miał korzenie portugalskie?
-Tak twierdził Victor i zapewne coś w tym jest - rzekł - więc stałem się prawą dłonią Victora, który cię zaadoptował i z pewnością był dla ciebie jak ojciec. Jednak gdy zaczęliśmy wspólnie pracować pojawiało się coraz to nowsze osoby. Niektóre zostawały czując tą charyzmę ze strony lidera. Gdy powiększyła się nasza rodzina oznajmił, że od tej chwili jesteśmy Mokotowem. Niezłomną i silną mafią, która zawładnie całym światem. Miał sporo nierealnych planów, ale dążył do nich nawet jeśli mówiono mu, że to się nie uda. Wierzył w siebie i swoje umiejętności, które pokazywały, że jest wspaniałym przywódcą. Wiedział jednak, że nie będzie w stanie stworzyć rodziny gdyż mogą być zagrożeni tym co robi. Było nas zdecydowanie za mało aby podskoczyć Lordom, ale mimo to wychodziliśmy z konfrontacji cało. Nie sądziłem jednak, że pewnego dnia przybędzie z tobą. Zgubionym chłopcem o nienaturalnych włosach i oczach, które tak bardzo zafascynowały Victoria. Jednak gdy przybyłeś już Lordowie byli osłabieni. Herdeiro opuścił mafię zostawiając ich na pastwę losu. Dlatego przejmowaliśmy to coraz większe tereny, ale oni i tak robili co chcieli. Było ich znaczenie więcej. Victor jednak robił wszystko aby zapewnić bezpieczeństwo jego rodzinie, którą stworzył i pragnął szczęścia dla nas wszystkich. Ja zajmowałem się wtedy radą cienia jak z przyjemnością wiesz i zniknąłem w mroku aby utrzymać nas finansowo oraz pilnować interesów z przemytów proszków i wszystkiego co mogliśmy sprzedać aby otrzymać zysk. Pracowałem na wspólne zwycięstwo mimo iż zrezygnowałem z bycia prawą ręką to nadal miałem kontrolę nad wszystkim. Nie wiesz jak bardzo Victor był dumny z tego iż odnalazłeś swoje powołanie w hakerstwie, bo to nam otwierało większe możliwości do wszystkiego w mieście. Byłeś jego chlubą i chwalił się cały czas jaki to nie jesteś wspaniały. Jednak nie mylił się do ciebie misiu kolorowy i ty jesteś teraz nadzieją dla ideałów Victoria. Nauczył cię tyle ile mógł i tylko ty wiesz co tak naprawdę oczekiwał od mafii, którą odnowił i teraz ty musisz ją odnowić - słuchałem z uwagą to co mówi i nie mogłem uwierzyć, że Victor tak bardzo pokładał we mnie nadzieję. W końcu byłem dzieckiem wtedy i mimo iż kręcił mnie świat mafijny to jednak nie wiedziałem co chce od świata, ale gdy spotkałem Monte świat wydał się o wiele lepszy i pełny życia, którego wcześniej nie widziałem. Pokazał mi co to naprawdę jest miłość i brakuje mi tego. Spojrzałem na Heidi, która usnęła obok mnie na łóżku. Kui również na nią patrzył i jak widać nie tylko na mnie działa czytanie bajek czy opowiadanie czegoś.
-Dziękuję, że mi pomagasz wujku - mruknąłem cicho, a on wstał z fotela.
-Jesteśmy rodziną - pogłaskał mnie po głowie - a rodziny się nie wybiera - dodał i wziął puste kubki, a po chwili zniknął za drzwiami. Przykryłem kocem blondynkę i sam położyłem się obok niej. Traktowałem ją jak siostrę więc nie przejmowałem się tym iż mogę przy niej usnąć. Nawet nie wiem czy Kui wrócił czy to tylko kwestia mojej wyobraźni czy tego, że usnąłem śpiąć z Heidi w jednym łóżku. Obudziłem się o 9 rano i byłem sam w pokoju co mnie w sumie nie zdziwiło, bo zwykle jak wujek się budził to wychodził po cichu aby mnie nie budzić abym mógł pospać dłużej. Wziąłem głęboki oddech i podniosłem się z łóżka, bo była najwyższa pora aby wstać i ogarnąć się przed tym co dziś będzie się działo. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem świeże bokserki oraz bluzę bez ramion do tego czarne spodnie. Czerwiec powoli w końcu nadchodzi więc było coraz cieplej na zewnątrz. Ubrałem się szybko w ciuchy i wyszedł na korytarz kierując się do łazienki aby przepłukać twarz i umyć zęby. Nie powiem, ale polubiłem tutejsze życie. Z dala od miasta i ludzi, a przy okazji prywatność oraz podwórko na którym często przesiaduje i myślę o wszystkim jak i o niczym. Po prostu potrzebowałem tego aby się wyciszyć, a te miejsce okazało się być idealne do tego. Na dodatek wujek Kui dbał o to abym miał wszystko co potrzebowałem, ale nie rozpieszczał mnie również, po prostu był za co byłem mu wdzięczny. Jednakże dalej odczuwałem tą pustkę w sercu gdy myślałem o Monte i gdy był wspomniany przez innych.
Brakowało mi go i to bardzo, ale poczucie winy nadal nie odchodziło. Chciałem po prostu go przeprosić, że ostatnie co ode mnie usłyszał to pełni nienawiści słowa choć tak naprawdę nie potrafiłem go nienawidzić. Nigdy nie potrafiłem, a on mnie, bo jakby tak było to nigdy nie zostalibyśmy parą. Zastanawiało mnie to co robi Kui, bo nigdzie go nie widziałem w domu chyba, że był w biurze, ale tam mi wchodzić nie wolno chociaż warto spróbować zaryzykować, bo nic innego do stracenia nie mam. Podniosłem się z trawy i westchnąłem cicho, bo naprawdę było tu pięknie. Sztuczny mały wodospad i strumyk do morskiego oczka nad którym był mostek. Po prostu cudowne miejsce i zadbane aż nachodzi pytanie kto się tym zajmuję. Otrzepałem się z niewidzialnego kurzu i wszedłem do domu przez drzwi tarasowe. Od razu skierowałem się do drewnianych drzwi przy schodach i cicho zapukałem w nie.
-Wejdź misiu kolorowy! - padło z ust niskiego mężczyzny więc niepewnie wszedłem do środka pomieszczenia.
-Co robisz? - spytałem ciekawsko i rozglądałem się z fascynacją po biurze w ciemnych kolorach, a po dwóch stronach ścian były potężne regały z papierami.
-Segreguje papiery - odpowiedział, a ja zainteresowany zacząłem przyglądać się półką i temu co na nich jest.
-Pomóc? - zapytałem, bo i tak nie miałem co robić w tej chwili, a chciałem jakoś odwdzięczyć się chińczykowi, który wyglądał jakby sceptycznie do tego pochodząc. Może i miał rację, że nie powinno mnie tu być, ale chciałem coś robić ciekawego niż trochę się nudzić samemu.
-No dobrze, ale masz nie na bałaganić! Rozumiemy się? - spytał, a ja kiwnąłem ochoczo głową na tak. -Koło biurka jest karton, który przywiozła mi Heidi wczoraj. Trzeba uporządkować teczki znajdujące się w nim na trzy kupki. Burgershot, zakon i informacje własne.
-Dobrze - powiedziałem i usiadłem przy biurku opierając się o nie plecami. Wyciągnąłem pierwszą teczkę i ułożyłem ją równo przede mną. Tak powoli czytając tytuły i układając je w odpowiedniej stercie. W moje dłonie dostała się teczka z czymś czego nie powinienem wiedzieć gdyż na niej pisał Lords of the world. Nie mogłem się powstrzymać aby ją otworzyć i przekonać się co takiego wie Kui na temat tych potworów. Pierwsze kartki były normalne, ale trafiłem na kartkę na której był szkic jakiegoś budynku, ale najbardziej zamurowało mnie gdy rozpoznałem ten charakterystyczny styl pisania. To było definitywnie pismo Monte, a z czego tu widziałem to była mapa i rozmieszczenia wszystkich rzeczy na terenie Lordów. Zacisnąłem dłonie w pięści widząc iż wuj znowu mnie oszukał tylko tym razem tu chodziło o możliwość wejścia na rejon Lordów mówił, że nie wie iż nie ma nic na ten temat, ale jak widać znowu mnie oszukał. Zacząłem trochę chaotyczne oddychać przez to poczułem się nie najlepiej.
-Misiu kolorowy wszystko w porządku? - padło z ust chińczyka, rypanego mąciciela, który nie potrafił powiedzieć nigdy prawdy gdy potrzeba.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że posiadasz wszystko na temat Lordów!? - krzyknąłem i poczułem jak z mych oczu zaczynają kapać łzy.
-Erwin? - klęknął przede mną i wziął teczkę w swoje ręce, zamykając ją przed moim nosem. -Nie powinieneś tego widzieć.
-Sskąd to masz? - spytałem nie kryjąc bólu.
-Nie powiedziałem ci o tym aby cię chronić. Nie wiadomo czy to są aktualne rzeczy, bo sam Montanha nie był pewien.
-Ddlaczego to masz?!
-Zmusiłem go do tego aby mi zdradził wszystkie zabezpieczenia, bo inaczej nie pozwolił bym mu być z tobą. Wiem zaszantażowałem go, ale nie miałem innego wyboru. Był jedynym Lordem, który mógł to mi powiedzieć.
-Dlaczego znowu mnie okłamałeś?!
-Musiałem, musiałem, bo byłeś słaby psychicznie i każda pochopna decyzja mogła spowodować twoją stratę.
-Tto dlaczego nie zemścisz się?! - schowałem twarz w kolanach.
-Bo to zbyt ryzykowne - poczułem jak jego dłoń zaczesuje moje włosy. -Nie mogłem pozwolić aby cię stracić.
-To w końcu zemścijmy się! Pozwól mi pomścić śmierć mojej miłości - wyszeptałem - proszę pozwól mi - popatrzyłem na niego załzawionymi oczami i widziałem w jego oczach strach oraz niepewność.
Czy namówi go na zemstę?
Czy Kui ukrywa coś jeszcze?
2260 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro