Czy jestem w stanie przezwyciężyć ból?
Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!
Co tam u was?
Jakieś plany na weekend?
W niedzielę o godzinie 14:00 na twitchu na kanale RoselynGolden
Rozmowa o książkach i o pisaniu ich! Możecie pytać się o co tylko chcecie związane ze mną oraz z książką i nie tylko!
Do zobaczenia jutro na streamku jak będziecie na nim ❤️
8 dni do czegoś większego co dla was szykuję! Coraz bliżej jesteśmy!
Życzę wam miłego dzionka!
-Jednak obawiam się, że będzie ciężko ci pomóc jeśli będziesz go mieć przy sobie - odpowiedział, a ja wtuliłem bardziej w siebie kocyk.
-Nnie chce abyś mi go brał - może zacząłem zachowywać się jak dziecko, ale to była jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę pomagały zwyciężyć mój ból nad stratą i przypominały mi o brunecie z pięknymi brązowymi tęczówkami.
-Erwin niestety, ale muszę ci go zabrać - oznajmił, a ja bardziej objąłem ramionami kocyś.
-Nnie - wyszeptałem i przymknąłem powieki, ale i tak spod nich wydostały się łzy.
-Wuja może lepiej zostawić mu ten koc? Przecież to zwykły kocyk - w mojej obronie stanął Carbo, który sam przywóz mi go. Chociaż wiedział jaką wartość miał on dla mnie i w sumie dziecinne było płakanie z powodu jednej rzeczy, ale to była moja bezcenna rzecz. W końcu to był pierwszy koc, który zapoczątkował naszą przyjaźń i spowodował, że zbliżyliśmy się do siebie. To nie był tak naprawdę zwykły koc, a pełen wspomnień i życia przedmiot kiedyś należący do niego, a dziś do mnie.
-Właśnie widać jak zwykły kocyk przez który zaczął płakać - westchnął i usiadł obok mnie, ale nie dałem zbliżyć się mu do mego kocysia. -Erwin czy ten koc jest tak naprawdę tak bardzo ci potrzebny?
-Nnie oddam! - warknąłem, nie kontrolując już łez totalnie, ale najważniejszy była puszysta złożona w kostkę przyjemna w dotyku struktura przykrycia.
-No dobrze niech już będzie, ale jak nie będę widzieć postępu, koc wyląduje u mnie rozumiemy się?
-Yhym - mruknąłem niepewnie zgadzając się na jego warunek. Chociaż nie za bardzo mnie to zadowalało. Jednak dosyć szybko poradziłem sobie ze łzami, które wytarłem w rękaw. Spojrzałem na Nico, a on niepewnie uśmiechnął się do mnie. No byłem ostatnio zbyt bardzo porywczy emocjonalnie, a Kui zabronił mi trzymać w sobie tych wszystkich emocji. Więc starałem się je nie zamykać wewnątrz siebie. Wziąłem głęboki wdech i wydech, wtulając się bardziej w koc. Mimo iż było coraz cieplej to jednak był nadal idealny do spania nawet w taką temperaturę. W końcu to był koc Monte, mojego Montisia, którego już nie ma z nami.
-Nie chce nic na złe ci robić Erwin, ale nie bez powodu tutaj jesteś. Tam ciągle wszystko przypomina ci o nim więc nie mogłeś tam zostać. Rozumiesz?
-Nie chce o nim zapominać - wyszeptałem w odpowiedzi i popatrzyłem się w oczy chińczyka.
-Czasami trzeba po prostu zapomnieć aby odrodzić się na nowo - odparł i pogłaskał mnie po głowie - jednak nie chce ci odbierać tych wszystkich wspaniałych wspomnień. Po prostu musisz w końcu pogodzić się, że go nie ma - jego dłoń zaczesała mi włosy do tyłu gdyż urosły i niektóre kosmyki wpadały do moich oczu co delikatnie mnie denerwowało czasami.
-Nie jest to takie proste jak się wydaję - powiedziałem cicho patrząc jak wstaje z kanapy.
-Wiem Erwin straciłem wielu ludzi, przyjaciół, znajomych i rodzinę - oznajmił - Carbo zajmij się bratem. Muszę zająć się papierami w biurze - dodał i ruszył do drzwi przy schodach za którymi musiał być jego gabinet.
-Chodź Erwin pokażę ci gdzie możesz schować ciuchy - odezwał się więc wstałem z kanapy i ruszyłem za nim po schodach do góry.
-Jak to się stało, że wiesz u Kuia zamieszkałeś? - spytałem cicho, a on spojrzał na mnie.
-Mój ojciec kazał mi z Kuiem jechać gdy stało się te nieszczęście - odpowiedział - tak jakoś wyszło, że wziął mnie pod skrzydła gdy miałem 15 lat. Już wtedy z Silnym i Heidi był jako dziećmi, uciekali wspólnie przed wybiciem Mokotowa - oznajmił i wszedł do swojego pokoju, a ja razem z nim.
-Nie wiedziałem - mruknąłem - znałem twego ojca w sumie i nie różnisz się od niego dużo.
-Przynajmniej wdałem się w niego - zaśmiał się - Kui stworzył te miejsce, a następnie restaurację. Długo żyliśmy jako zwyczajna rodzina w sumie nawet Peter dołączył do rodziny gdyż nie miał gdzie się podziać. Tak zostało, że są jego adoptowanymi dziećmi, a dla mnie jest wujkiem.
-To szlachetne z jego strony - mruknąłem wtulony w szary kocyk.
-To Kui zawsze mącił, ale jest rodziną - uśmiechnął się i otworzył szafę, która w połowie była pusta. - Tutaj sobie wypakuj to co ci przyniosłem. Jak coś będzie ci brakować pisz bądź dzwoń to ci przywiozę.
-Yhym.
-Czuj się tutaj jak u siebie - stwierdził - możesz sobie przeglądać wszystko co tylko chcesz to co moje to twoje!
-Dziękuję - odpowiedziałem cicho.
-Daj szansę Kuiowi mimo iż jest mącicielem to jednak wie jak stworzyć prawdziwą rodzinę - rzekł i pociągnął mnie do uścisku.
-Postaram się - westchnąłem cicho, ale skoro mówił to Carbuś to musiał mieć rację, bo nawet Heidi zawsze stała za chińczykiem. Rozmawiałem z Nico o wszystkim i niczym. Byłem wdzięczny, że nie ciągnął tematów, które mnie męczyły, ale jak rozglądał się na temat długiego etapu tworzenia jego eliksiru życia zwanego bimbrem limonkowym, nie wiem w którym momencie nawet usnąłem.
Znowu znalazłem się na Lordowskim terenie przy ścianie śmierci. Tylko tym razem zabolało jeszcze bardziej gdyż byłem jak duch i widziałem z dwóch perspektyw. Z mojej i z Monte. Nienawidziłem takich snów i czułem się bardzo źle, bo czułem każda kule, która przeszła przez ciało. Mimo tego, że widziałem to już poraz kolejny to ból był taki sam. Koszmary i poczucie winy nie pozwalały zapomnieć o słowach, które skierowałem do niego. Jednak wiedziałem, że to sen, ale nie potrafiłem tego olać. Obudziłem się podnosząc się do siadu. Od razu poczułem, że nie mogę zaczerpnąć powietrza, a łzy ciekły po moich policzkach. Zastanawiałem się czy iść do Kuia w końcu kazał mi mówić o wszystkim, ale czy byłem zdolny do tego aby się przełamać i pozwolić na to aby mi pomógł. Jednak wiele razy zawiodłem się na nim, wyrządził mi i Grzesiowi krzywdę. Pozwolił na te krzywdy rozstania, ale z drugiej strony robił to wszystko aby mnie chronić, aby chronić lidera Mokotowa. Dalej nie umiałem się uspokoić i brakowało mi powoli powietrza. Na nogach jak z waty wyszedłem z pokoju i przeszedłem te kilka kroków do drzwi z sypialnią mąciciela. Raz grozi śmierć więc delikatnie zapukałem do drzwi i wszedłem do środka.
-Co się stało? - usłyszałem jego zaspany głos, a ja jedynie potrafiłem pociągnąć nosem. Od razu się rozbudził widząc w jakim jestem w stanie. -Chodź tu do mnie - powiedział cicho więc niepewnie podszedłem, a on zagarnął mnie w ramiona. Trochę dziwnie się czułem z tym, ale z drugiej strony czułem się w jego uścisku bezpiecznie jakkolwiek by to dziwnie by nie brzmiało. Schowałem twarz w jego klatce piersiowej i cicho wylewałem z siebie łzy, a on po prostu był i uspokajająco głaskał mnie po plecach. -Chodź zrobię ci herbaty z miodem na uspokojenie myśli - powiedział cicho gdy w miarę uspokoiłem się więc odsunąłem się od chińczyka, który podał mi chusteczki. Wziąłem dwie od razu i wysmarkałem nos, który był pełny glutów. Wytarłem oczy z łez i szczerze mówiąc psychicznie zmęczony, ruszyłem za Kuiem na dół domu. Usiadłem przy wysepce i oparłem głowę o zimny blat. Ten rodzaj bólu był inny i wymęczał mnie odbierając siłę do życia. Po chwili przede mną został postawiony duży kubek z herbatą i jak się okazało Kui również sobie zrobił.
-Ddziękuję - powiedziałem i podniosłem się łapiąc w dłonie ciepły kubek z parującą herbatą.
-Jak długo masz koszmary?
-Od kiedy go zabito - odpowiedziałem szczerze i patrzyłem się w kubek.
-Dlaczego nie mówiłeś wcześniej?
-Nie było potrzeby - mruknąłem i wziąłem łyka herbaty, która przyjemnie rozgrzewała i o dziwo uspokajała moje skołatane serce oraz psychikę.
-Wiesz, że jakbyś powiedział o tym to jakoś byśmy zaradzili na to - zasugerował i patrzył się na mnie, bo czułem jego wzrok na sobie.
-Nie chciałem zamartwiać wszystkich - wyszeptałem.
-Erwin twoja psychika jest w opłakanym stanie. Możesz oszukiwać ludzi wokół siebie, ale nie mnie. To, że psycholog stwierdziła u ciebie lekką depresje nie oznacza, że się nie pogłębiła! - westchnął i napił się więc ja zrobiłem to samo.
-W sensie? - mruknąłem nie za bardzo rozumiejąc.
-To nie jest byle jaka choroba co możesz zlekceważyć, bo potem ona robi się coraz cięższa i człowiek upada od niej - wyjaśnił patrząc się na mnie z nutką smutku w oczach. -Dlaczego takie radykalne zmiany ci daliśmy, bo nie chcemy cię stracić - oznajmił gdy ja piłem cały czas herbatę aż nie skończyłem jej całej. Jak to tak tłumaczył zacząłem chyba rozumieć co chce przez to mi powiedzieć. -Wypiłeś?
-Tak - potwierdziłem kiwając głową.
-To idziemy spać - oznajmił, ale od razu poczułem, że nie chce spać, bo znowu będą mnie nawiedzać koszmary. Od razu pokiwałem głową na nie, a on ciężko westchnął. -Erwin potrzebujesz spać, każdy potrzebuje spać. Zawsze po złym nadchodzi dobro. Daj chociaż sobie szansę na sen. Zostanę z tobą tyle ile będzie trzeba - wstał z krzesła uświadamiając mnie o tym iż nic nie mam do powiedzenia. Zatem ruszyłem do góry po schodach, a za mną szedł niski brunet. Położyłem się do łóżka i przykryłem kocykiem. Kiuczak wszedł zaraz za mną i podszedł do szafki z której wyciągnął książkę. Przesunął bujany fotel bliżej łóżka i zapalił lampkę tak aby świeciła mu na książkę. Byłem zdumiony tym, ale z drugiej strony czułem tą dziecięcą ciekawość. Pamiętam dobrze jak Victor czytał mi na dobranoc gdy nie mogłem zasnąć, a tym razem to Kui wcielał się w rolę ojca.
-Nicollo zawsze pomagały - stwierdził i napił się herbaty, którą wziął ze sobą. -Postaraj się zasnąć - kiwnąłem głową na zgodę, bo w sumie co mi szkodziło aby spróbować.
- Gdy na sawannie zaryczy lew, cała ziemia drży, a inne zwierzęta zaczynają trząść się ze strachu. Jeśli stado antylop zabawi zbyt długo u wodopoju po zapadnięciu zmroku, szybko otoczą je chciwi drapieżcy. A gdy już lwy rzucą się do ataku, dla wielu antylop nie będzie ratunku. Jeśli jednak lew zhańbi się niegodnym uczynkiem, musi opuścić stado i odtąd liczyć wyłącznie na łut szczęścia, który z każdym dniem maleje (...) - wtuliłem się bardziej w koc i uważnie oglądałem mimikę twarzy mącicela, który mimo zmęczenia siedział przy mnie i chciał mi czytać - Biedny lew nie ma już nawet siły, by zaryczeć! Głód całkiem cię ogłupił i stępił zmysły, że nawet małego lisa nie jesteś w stanie wywęszyć - odezwał się ni stąd ni zowąd jednorożec.
- Takiś pewny swego? Uważaj, bo za chwilę możesz wylądować na moim talerzu! - odparł lew groźnie warcząc (...) - ziewnąłem cicho i wsłuchiwałem się w opowieść.
Perspektywa Kuia
Nie widziałem innego wyboru jak siedzenie przy nim. Kiedyś to przy Carbo siedziałem gdy miał koszmary i ciężko było mu się przestawić do tego, że już nigdy nie zobaczy swego ojca. Musiałem więc zastąpić i jemu go. Jednak sytuacja z Erwinem była znacznie inna. Chłopak męczył się co noc próbując zasnąć. Tak naprawdę przespał z 4 godziny, bo Carbo mi poinformował kiedy odleciał w krainę Morfeusza. Jeśli nie mógł dłużej sypiać to co robił przez ten cały czas, na chodziło mnie takie pytanie do głowy. Jednak teraz najważniejsze było to aby go uspać trochę. Trochę jak dziecko go traktowałem, ale nie miałem wyboru albo nie chciałem go mieć, bo inaczej raczej nie dotarłbym do niego.
- Biedny lew - powiedział współczująco jednorożec. - Chyba mam sposób na twoją niedolę. Zagraj ze mną w szachy. Jeśli wygrasz, nakarmię cię do syta najlepszym mięsem, a potem odejdziesz w swoją stronę. Jeśli jednak przegrasz, nadal będziesz mógł zjeść do syta. Po wszystkim jednak zostaniesz, aby mi służyć do końca twoich dni.(...) - Czytałem spokojnym głosem i po prostu miałem nadzieję, że podziała to na niego. -(...) Lew jadł i jadł, aż zaczął się robić coraz bardziej okrągły, ciężki i rozleniwiony, by w końcu stać się potulny jak kanapowy piesek gotowy stawić się na każde zawołanie jednorożca. Z czasem nie miał już nawet siły ryczeć i tylko skomlał i leniwie łypał okiem na jednorożca.(...) Jednorożec zamarł, zadając sobie pytanie
- Czy przez własną nieroztropność zmieniłem lwa w owcę? Wkrótce jego ogon skurczy się, a na grzbiet pokryje owcza wełna. Jednorożec zamyślił się przez chwilę i zrozumiał, jaką krzywdę wyrządził lwu swoją żądzą władzy. - Popełniłem wielki błąd - oznajmił jednorożec. - Zmieniłem majestatycznego niegdyś króla sawanny w udomowione zwierzątko! - spojrzałem na Erwina kontem oka i jak okazało się, że usnął, oddychając spokojnie. Wstałem z krzesła bujanego po cichu i odłożyłem książkę na swoje miejsce, a następnie wyszedłem z tymczasowego pokoju Erwina, nie zamykając za sobą drzwi.
-Zasnął? - spytał subtelny, cichy głosik.
-Idź spać skarbie nie chciałem cię obudzić - wyszeptałem patrząc się na nią przepraszająco - ale tak usnął - dodałem.
-Dobranoc tato - powiedziała, a ja przeszedłem do siebie do pokoju po koc, a następnie wróciłem do pokoju. Usiadłem ponownie w fotelu i przykryłem się kocem. Czekała mnie niezbyt przyjemna noc na fotelu, który już przeżył swoje lata. Do piłem herbatę i zamknąłem powieki. Czekała mnie naprawdę ciężką praca nad tym aby choć trochę ulżyć Erwinowi w tym co go dręczy i nie pozwala spać oraz zapomnieć. Przez prawie rok znajomość tak szybko znaleźli w sobie emocje, które zawładnęły nimi obojga. Szkoda, że to tak się, a nie inaczej skończyło. Z pewnością policjanta bolało to co zrobił, ale dotrzymał danej mi obietnicy. Erwin był bezpieczny i co najważniejsze cały chociaż nie tak dokładnie, bo jego psychika trochę upadła, ale przy naszej pomocy powinien się pozbierać. Z czasem ten ból powinien zniknąć, ale bałem się, że przeobrazi go w nienawiść do Lordów. Nie żeby mi jakoś to przeszkadzało, ale nie chciałem ryzykować niepotrzebnie.
Czy Kui dopilnuje aby nie atakować Lordów?
Czy Erwin pokona swe koszmary?
2154 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro