Czy ja dobrze robię?
Witam serdecznie w tym wyjątkowym dniu do którego odliczaliśmy już kawałek czasu!
Zapewne ciekawi was co to za dzień!
Już mówię dziś są moje urodzinki!
Z tej okazji jakże inaczej!
ZACZYNAMY URODZINOWY MARATOOOON!!!
BRUHBRUH!
Będzie się działo!
Kilkanaście rozdziałów wleci w tym tygodniu!
Z tej okazji też mam w planach zrobić challenge dla każdego chętnego aby świetne się zabawić i sprawdzić!
Kto chętny to zapraszam na link do ankiety, bo bez was się nie uda! Razem zróbmy coś wielkiego świetnie się przy tym bawiąc!
https://forms.gle/SM8Ka6yYcC6Af6rn9
Życzę wam miłego dzionka i zaczynamy MARATOOOON!
Perspektywa Kuia
Nie sądziłem, że ta teczka znajdzie się w kartonie z innymi. Heidi nie mówiła mi, że brała coś z biurka, ale musiała przez przypadek wziąć z dwoma innymi teczkami, które były tam. Widziałem w oczach Erwina tą nadzieję na to, że może uda mu się to aby mnie przekonać. Wiem, że nie powinienem go okłamywać z tym, ale robiłem to aby mógł wrócić do siebie. Jednak nie wiedziałem czy to nadal dobry pomysł.
-Erwin dalej sądzę, że to zły pomysł aby iść na Lordów.
-Ale mamy wszystko wystarczy, że... - przerwałem mu nie dając mu dokończyć.
-Misiu kolorowy nie mamy na tyle ludzi aby zaatakować ich. Nie będę ryzykować, bo jest nas mało Erwin.
-Gdybym znalazł ludzi do tego?
-W sensie? - spytałem nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
-Gdybyśmy połączyli tak nasze mafie? Nie będzie nas więcej?
-Erwinku nadal jest nas za mało - oznajmiłem - ich jest więcej o wiele więcej.
-Nie da się jakoś zebrać więcej ludzi?
-Mamy za dużo wrogów, a mniej sprzymierzeńców - rzekłem i spojrzałem na teczkę z informacjami.
-Proszę chociaż spróbujmy. Jak zrobimy dobry plan to ogarniemy wszystko i nawet ucieczkę.
-Ja...muszę się zastanowić - odpowiedziałem - naprawdę chciałbym i pragnę tej zemsty jak ty, ale muszę zapewnić wam wszystkim bezpieczeństwo.
-Czyli nie? - popatrzył na mnie z bólem w jego złotych tęczówkach.
-Pomyślę nad tym i zastanawię się czy da się przeprowadzić jakiś zwiad - rzekłem dosyć niepewnie, bo wiedziałem, że może ktoś stracić życie na takim zwiadzie na obcym terenie, ale jeśli to miało pomóc aby utrzymać Erwina w miejscu. Zrobię wszystko aby choć trochę ulżyć jego sercu oraz psychice. Tylko kto ruszy na taką trochę samobójczą misję aby to zrobić i zniknąć na kilkanaście dni aby przejrzeć kilka cmentarzy na obcym terenie. -Proszę ty nic nie rób na ten czas dobrze?
-Ale...
-Proszę Erwin obiecaj mi to!
-Dobrze poczekam - spuścił wzrok na ręce - cco jeśli on żyje?
-Erwin rozmawialiśmy na ten temat - westchnąłem ciężko - nikt nie przeżywa rozstrzelania.
-Ale jak my go rozstrzelaliśmy to przeżył - oznajmił i zacisnął szczękę - dlaczego tym razem nie mógł przeżyć?
-Erwin, misiu skazali go na śmierć nie wiem dlaczego masz przeczucie, a raczej wyobrażenie iż on nadal żyje - powiedziałem z zrezygnowaniem nie wiedząc jak do niego dotrzeć w tej sprawie. Wiedziałem, że nie jest łatwo z siebie wyrzucić osobę, którą się kochało, ale nie sądzę aby on przeżył to. W końcu kara śmierci to śmierć. Jednak nadal miał nadzieję chociaż tyle razy mówiłem, że ona umiera ostatnia to on nadal ją miał w sobie i trzymał się jej zawzięcie aby nie zniknęła.
-Daj mi chociaż wierzyć, że żyje.
-Co jeśli znajdziemy jego grób i co dalej? Na nowo się załamiesz, bo wierzyłeś w to iż żyje? Co jeśli się rozczarujesz tylko przez to?
-Nie - powiedział - ja wiem co chce i wiem co może być. Jestem przygotowany na wszystkie opcje, ale chcę mieć tą nadzieję wujku - wytarłem kciukiem jego mokre policzki po łzach chociaż jego oczy nadal były załzawione. -Nie odbieraj chociaż mi jej.
-Przepraszam - wyszeptałem - postaramy się coś zrobić z tym, ale daj mi działać. Nie jesteś gotowy aby wrócić do panowania nad swoją mafią.
-Więc ją połączmy - powiedział co zszokował mnie trochę tym ponownym stwierdzeniem - stworzymy Zakshot taki jaki Monte widział gdy współpracowaliśmy - podał mi teczkę z podpisem nowej nazwy mafii oraz każdym członkiem rodziny, który miał należeć do niej. -Od rodzimy Mokotów na nowo pod wspólnym projektem i ideą. Pod nową nazwą i nowym przywódca, którym będziesz ty - gdy to powiedział zamurowało mnie to do końca. To nie ja miałem stanąć na cele mafii, którą stworzył Victor.
-Erwin to ty powinieneś stanąć na czele tej mafii - rzekłem.
-Sądzę, że ty jednak będziesz lepszy wuja. Sam wiesz, że jestem niezdolny do władaniem ludzi i posiadaniem kogoś pod sobą. Najlepiej będzie jak ty to zrobisz.
-Erwin tyle razy cię zawiodłem i okłamałem perfidnie zatajając informacje, a ty chcesz mi oddać pod moją władze swoich ludzi i samego siebie pod moją kontrolę? - z niedowierzaniem patrzyłem się na chłopaka, który bawił się swoimi palcami.
-Mimo tego i tak będziesz lepszy niż ja w obecnej sytuacji - oznajmił - pora aby ziściły się nasze plany, bo i tak współpracujemy od ponad pół roku.
-No dobrze - wypuściłem powietrze z płuc - jesteś pewny?
-Jak nigdy dotąd - odparł patrząc się na mnie z nadzieją na lepsze jutro. Jak dotąd miałem pod sobą mała garstkę osób, a tu już będzie większa garstka i to nie byle jakich. Wiedziałem, że opanowanie ich wszystkich nie należy do najłatwiejszych rzeczy, ale jeśli Erwin stanie się drugim liderem to wszyscy powinni być zadowoleni i zgodni z tym gdyż nie wykluczę chłopaka z gry, ale nie oddam mu całej władzy póki nie weźmie się w garść.
-Czyli zwołujemy spotkanie i od dziś jesteśmy zakshotem - rzekłem i wstałem z kleczek oraz wyciągnąłem dłoń w stronę siwowłosego, który zawahał się przez chwilę, ale przyjął moją dłoń.
-Tak - poparł mnie, a ja pomogłem mu się podnieść.
-Trzeba ogarnąć tą twoją szopę na włosach - oznajmiłem.
-W sensie?
-Nie przeszkadzają ci te włosy? - zadałem mu pytanie na które pokiwał głową na tak - Więc je przytniemy - dodałem i wszedłem z biura. Erwin może jest teraz spokojny, ale koszmary oddziałują na to jak się czuje więc z pewnością w nocy obudzi mnie na ten temat przez który trochę się pokłóciliśmy. Nie chciałem, ale nie będę kłamać mu o tym iż Gregory żyje. Nie mogliśmy niestety przeskoczyć pewnych sytuacji gdzie kłótnia jest i będzie. Zdziwiło mnie i tak to iż posłusznie ruszył za mną bez żadnych ale. W kuchni zrobiłem dla nas herbatę, ale że było gorąco to dodałem kilka kostek lodu aby ochłodzić napar z ziół. Postawiłem kubek przez Erwinem, który zaczął powoli pić patrząc się w stół. Natomiast ja poszedłem do łazienki po nożyczki fryzjerskie oraz grzebień aby przyciąć mu te za długie włosy. Mimo iż fajnie w nich wyglądał to jednak było powoli za gorąco na takie włosy. Zszedłem do chłopaka, który siedział w bezruchu. -Misiu kolorowy wszystko w porządku?
-Tak po prostu przepraszam za mój wyskok.
-Rozumiem więc nie przepraszaj po prostu jesteś emocjonalny więc wybuchasz tymi emocjami nim je przetrawisz w sobie - rzekłem spokojnie - siadaj na podłodze tak abym mógł widzieć twoje włosy.
-Yhym - mruknął i grzecznie usiadł na panelu. Jeden plus jest taki, że jego włosy będzie widać na tym panelu.
-Tniemy tak jak były czy ścinamy do bardzo krótkiego?
-Tak jak były.
-Dobrze - odparłem i zacząłem ciąć od dołu włosy aby stopniowo cieniować je w górę. Nie byłem jakimś zawodowym fryzjerem, ale trzeba było trochę przy chłopakach i Heidi się natrudzić z włosami, bo nie chcieli chodzić do fryzjera. Więc w ten sposób nauczyłem się trochę przycinania włosów i cieniowania ich aby było zdecydowanie mniej, ale lepiej. Po pół godzinie pracy Erwin wyglądał jak nowy. - Idź się opłukaj pod prysznicem aby nie przeszkadzały ci włoski.
-Okey - odparł i grzecznie poszedł do góry do łazienki, a ja za ten czas mogłem pozamiatać włosy z ziemi. Kiedy tylko posprzątałem mogłem na spokojnie napić się przygotowanej herbaty. Po kilku minutach przyszedł siwowłosy z mokrymi włosami, ale zdecydowanie lepiej wyglądał w swoich sterczących włosach niż tych zaczesanych do tyłu. -Dziękuję.
-Nie masz za co - uśmiechnąłem się do niego - trzeba obmyślić jak powiedzieć reszcie o tym iż łączymy nasze mafię.
-Raczej nie będą zdziwieni skoro i tak ich przejąłeś na ten czas. Raczej przyjmą to na spokojnie - odpowiedział i usiadł na krześle jednak widziałem w jego oczach tą nutkę smutku, którą starał się ukryć głęboko w sobie.
-Może zadzwonię po Carbo i niech cię gdzieś zabierze? - spytałem chcąc aby zajął się czymś gdyż czułem, że ja tutaj nic nie za działam. Potrzebował kogoś aby z nim pobył, a ja musiałem załatwić coś odnośnie sprawy, która powstała.
-Yhym - mruknął zgadzając się ze mną, a ja wstałem z krzesła. Już rozróżniałem jego mruknięcia za tak czy też nie. Poszedłem do biura po telefon i zadzwoniłem do Nico. Poprosiłem go aby wziął Erwina na jakąś przejażdżkę, bo tego potrzebuje. Po kilku minutach Carbo wpadł do domu.
-Chodź braciszku jedziemy na przejażdżkę! - zawołał - Oho wuja cię obciął! Wyglądasz zajebiście! Hej Wujku!
-Jedzcie już - powiedziałem do nich - muszę załatwić kilka rzeczy, a niestety nie mogę cię tu zostawić samego Erwin.
-Rozumiem już idę - rzekł i ruszył do drzwi aby zapewnie ubrać buty.
-Zajmij się nim Nico - rzekłem do chłopaka w kapeluszu kowbojskim w którym nie chodził już trochę czasu.
-Spokojnie zajmę się - odparł - za ile go przywieźć?
-Potrzebuje godziny - oznajmiłem - jednak zajmij go tyle ile chcesz.
-Okey to pojedziemy nad rzekę - mruknął, a ja kiwnąłem głową zgadzając się na to. - Do później wuja!
-Uważajcie na siebie - pożegnałem się z nimi i zamknąłem drzwi frontowe. Wybrałem numer do Dii aby dowiedzieć się o pewnej rzeczy. -Dia mam sprawę do ciebie - palnąłem na dzień dobry.
-O co chodzi?
-Potrzebuje człowieka, który będzie gotowy zaryzykować życiem aby coś sprawdził.
-Mam ci kogoś znaleźć?
-Tak - powiedziałem.
-Gdzie chcesz posłać tego kogoś?
-Na teren Lordów - odparłem, a Dia jakby zaniemówił.
-Wiesz, że to samobójstwo?
-Wiem dlatego masz kogoś znaleźć aby był gotowy - rzekłem i usiadłem na kanapie - nie mogę wysłać nikogo z naszych, bo sam wiesz co tam jest i jak jest niebezpiecznie.
-Jednak obcej osoby też nie mogę znaleźć - stwierdził - em na pewno? - usłyszałem jak ścisza głos.
-Co jest?
-Chyba mamy ochotnika - odpowiedział - nie wiem jednak czy ci przypasuje - dodał.
-Ochotnik to ochotnik. Ma zrobić to co należy, a jak nie da rady to trudno ważne aby spróbował i co najważniejsze aby przeżył - rzekłem.
-Przyjedź na zakon to ci przedstawię sytuacje i sprawę oraz jak możemy bezpiecznie to zrobić.
-Jasne będę do 10 minut - rozłączyłem się ubierając na szybko buty aby wsiąść do auta i pojechał na zakon.
Perspektywa Erwina
Przyjechał Nico i zabrał mnie nad rzekę aby połowić ryby. Nie przeszkadzało mi takie zajęcie, ale wędkarstwo nie było zbyt odpowiednie dla mnie. Wziąłem głęboki wdech i czekałem na to aby rybka złapała zanęte. Carbuś natomiast miał szczęście gdy ja nic nie złapałem do tej pory. Jednak szum rzeki uspokajał mnie, a Carbo dał mi swój kowbojski kapelusz aby słońce nie grzało mnie tak bardzo. Pół leżąc na krześle miałem przymknięte powieki i uśmiechałem się delikatnie. Chociaż bolało serduszko to wiedziałem, że mam rodzinę, która zrobi wszystko.
-Carbo jakbyś zareagował na to jakby nasza mafia połączyła się z mafią wujka Kuia?
-Jakbym zareagował? Cieszył bym się, bo rodzina to rodzina, której się nie wybiera. Mógłbym na spokojnie z rodziną się spotykać wraz z Silnym.
-No w sumie - mruknąłem.
-A masz zamiar połączyć?
-Mokotów chcemy odrodzić pod nazwą Zakshot - odpowiedziałem i spojrzałem na niego. - To chyba jest dobry wybór co nie?
-Jeśli tak sądzisz to jest - odparł - tylko żeby to była twoja decyzja.
-Chyba jest moja - mruknąłem - chce dobrze zrobić aby dla każdego było dobrze, bo wiem, że wspólnie z wami damy radę, ale jest czasami takie uczucie we mnie, że naprawdę nie wiem co robię.
-Może przez to iż Grzesiu ci mówił i doradzał dane sytuację? - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. -Dasz radę zdecydować to co jest najlepsze poza tym wuja dba o nas wszystkich aby było dobrze i wyciąga nas z problemów. Współpraca była dobrym wyborem, ale może pora na ten krok w przód?
-Masz chyba rację - odwzajemniłem jego uśmiech - to chyba pora połączyć nasze mafię.
-Kui już tak ma, że zawsze będzie mącił jednak nie zapominaj, że gdyby nie on nie byłoby nas wszystkich teraz. W końcu myślał o nas i powiększał naszą rodzinę jak i swoją.
-Tak masz rację - kwitnąłem głową i w końcu coś złapałem więc szybko zacząłem wciągać i złapała mi się dorodna sztuka. Czasami chyba lepiej poczekać i osiągnąć coś więcej niż robić coś na szybko. Spędziliśmy nad rzeka z kilka godzin aż nie trzeba było się zebrać na Burgershota gdyż Kui dzwonił i przypominał o spotkaniu w lokalu. W końcu mieliśmy spotkać się i omówić wszystko odnośnie naszego połączenia współpracy w jedną zorganizowaną super przestępczość. Wydawało mi się, że raczej nikt nie będzie kwestionował mojej decyzji o oddaleniu się od władzy, bo tak naprawdę nie nadawałem się do tego aby rządzić wszystkimi w takim, a nie innym stanie chociaż niektórzy mogliby kwestionować moją decyzję, ale raczej tak będzie najlepiej. Jechaliśmy przez kręte drogi aby dojechać do miasta. Wypad na łono natury uspokoiło mnie znacznie, a łowienie rybek chociaż momentami było nudne to jednak miało w sobie ten ukryty urok. Byłem zły na Kuia i to bardzo, bo w końcu zataił przede mną takie istotne informacje, ale zrozumiałem dlaczego to zrobił aby po prostu mnie chronić przed nieodpowiedzialnymi decyzjami, które bym zrobił przez swoje napady niekontrolowanych emocji. Kiedy podjechaliśmy na Burgershota większość już była i zapewe na nas czekali. Z Carbo w sumie byliśmy jeszcze mokrzy po zabawie w rzece do której zostałem wrzucony siłą, ale nie bylem dłużny Carbo. Wszedliśmy do środka od zaplecza i zamurowało mnie widząc policjanta tutaj.
Kto zgłosił się na ochotnika?
Co robi policja na Burgershocie?
2109 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro