Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czy będzie jak dawniej?

Witam wszystkich serdecznie w sobotnim rozdziale!!
Co tam u was?
U mnie troszkę słabo z samopoczuciem jak i pisaniem rozdziałów co nie jest zbyt dobre :c
Mam nadzieję, że u was jest lepiej
Jakieś plany na weekend?
Długo wyczekiwany momencik z carberlą?
Miłego dzionka życzę wszystkim<3

Perspektywa Carbo

Mój braciszek był u Gregorego, który miał problemy przez no właśnie przez siwego. Wiedzieliśmy gdyż Kui nas poinformował, a miedzy czasie zajmowaliśmy się tym co najlepiej nam wychodzi. Planowaniem napadu na bank bądź większą instytutcje, a przy okazji mieliśmy zajęcie na kilka godzin dziennie. Obudziłem się o siódmej rano mimo tego iż położyłem się znacznie później niż powinienem spać. Niechętnie podniosłem się z łóżka i rozciągnąłem się starając obudzić jak najszybciej z otoczki snu. Odsunąłem koc do przodu i położyłem stopy na zimnym panelu co wystarczyło aby choć trochę mnie ocucić. Byłem w samych bokserkach oraz luźnej koszulce, która z pewnością należała do mojego ojca. Te miejsce miało w sobie jakiś urok iż czułem się jak w domu pomimo tego iż tak naprawdę nie znałem tego miejsca. Wziąłem telefon do dłoni odłączając go z ładowarki i spojrzałem na Twittera, ale najważniejsze było napisać do Dante.

#Wstałem dopiero, a ty w pracy od samego ranka?#

#Hej Carbo dziś nie jestem w pracy#

Widząc tą wiadomość od razu zacząłem dzwonić do niego na telefon aby porozmawiać z nim.

-No dzień doberek Dante - uśmiechnąłem się do telefonu i zdziwiłem się, że czarnowłosy włączył na rozmowę wideo, ale nie przeszkadzało mi to w sumie pasowało bardziej. Nie widzieliśmy się ponad tydzień jak nie więcej. Dni zlewały mi się w jedną całość i tylko wyróżniały się rozmowy z policjantem bądź poszukiwania rzeczy do bańczyku. Nie byłem nawet przeciwny gdyż my bez nielegalnych rzeczy to długo w miejscu bez adrenaliny nie potrafimy usiedzieć więc Kui stara się nam przydzielać jakieś rzeczy do roboty abyśmy po prostu nie nudzili.

-Hej Carbo - uśmiechnął się do mnie i teraz zauważyłem iż leży na łóżku.

-Co zrobiłeś, że siedzisz w domu?

-Ojciec stwierdził iż powinienem wziąć wolne - odparł i teraz zauważyłem iż na oparciu jego łóżka jest mój kapelusz.

-I zgodziłeś się na to?

-No co ty, oczywiście, że nie! - powiedział delikatnie oburzony przez to na jego policzkach pojawiały się charakterystyczne dołeczki.

-To dlaczego leżysz w łóżku?

-Zamknął mieszkanie twierdząc iż przyda mi się chwila dla siebie - w jego oczach zauważyłem smutek, który starał się ukryć pod maską uśmiechu.

-Co się stało? - poprawiłem się na łóżku i usiadłem w siadzie skrzyżnym.

-Wczoraj rozmawiałem z Polą - powiedział cicho i przeczesał nerwowo włosy.

-Czy...? - nie dał mi dokończyć pytania.

-Zerwaliśmy - odparł cicho patrząc się w górę na sufit.

-Nie była warta ciebie - rzekłem - ostatnio i tak zbytnio wam nie wychodziło co nie?

-Niby masz rację, ale no przyzwyczajony byłem do niej i trochę boli - markotnym wzrokiem spojrzał na mnie.

-Gdybym tylko mógł to bym przyjechał do ciebie i przytulił bym - powiedziałem szeptem - jednak nie jestem w stanie, bo rodzina mnie tutaj potrzebuję, ale możesz na mnie liczyć Dantuś.

-Dziękuję - powiedział i podniósł się do siadu, wtulając w pluszowego białego psa z zieloną obrożą. Uśmiechnąłem się na ten widok gdyż dobrze pamiętam w jakich okolicznościach otrzymał ode mnie pluszaka i byłem trochę zdziwiony iż go nadal ma oraz, że go dostał.

Chłodna noc końcówki zimy, a początku wiosny. Najlepszy moment na to aby przeprowadzić nielegalny wyścig. Tak więc w środku nocy gdy miasto poniekąd jest pogrążone w śnie. Odpowiedni moment wybraliśmy o równej dwunastej w nocy tak zwanej północy i mieliśmy jechać prostą drogą przez autostrady oraz obwodnicę robiąc dwa kółka wokół głównej wylotówki na kwadraciak oraz na Paleto. Wszystko było uzgodnione i uczestnicy również postawili zastawione pieniądze do puli wygranej dla zwycięscy. Nie liczyło się umiejętność szybkiego prowadzenia, a szybkość. Wszystko wyglądało dobrze i prowadziłem do czasu aż nie wyjechał radiowóz centralnie mi przed maskę. Nie byłem w stanie wyhamować i dość mocno uderzyliśmy w siebie. Nie pamiętam dokładnie co się potem działo gdyż obudziłem się w szpitalu na łóżku szpitalnym na sorze.

-Co się stało?

-Uderzyłeś w Capele - odpowiedział Erwin, a z nim był Grzesiek.

-Tobie nic nie jest, ale Dante jest bardziej cierpiący - odparł Grześ jakby przeczuwając to o co chcę zapytać.

-Bardzo?

-Delikatny wstrząs mózgu i złamana ręka, ale szybko to wyleczy - dodał Erwin na co westchnąłem ciężko.

-Kurwa nie miałem nawet kiedy. Ja nie chciałem w niego wjechać. Za późno zareagowałem! - chciałem się podnieść, ale zatrzymała mnie dłoń bruneta.

-Lekarze twierdzą iż też masz prawdopodobieństwo wstrząsu przez uderzenie.

-Hm? - mruknąłem zdziwiony - Powiedzieliście że nic mi nie jest!

-Powierzchownie - wtrącił się Erwin - na obserwacji zostaniesz z dzień może dwa.

-A Dante?

-Chwilowo śpi i jest przy nim Rightwill - oznajmił Grzesiu i nie wiedziałem na kogo już mam patrzeć. Głowa zaczęła mi pękać z bólu. - Idę po lekarza - rzekł i zostawił mnie z Erwinem.

-Powinieneś przeprosić Dante za to co się stało - powiedział co sądził i poniekąd miał rację. To była moja wina ja jechałem nieprzepisowo, cudem jest to iż nie wzięli mnie na przesłuchaniówkę. Pobyt w szpitalu zmył mi się w jeden niekończący się dzień, ale gdy wyszedłem z szpitala od razu zacząłem myśleć nad tym co mógłbym kupić na przeprosiny. Kwiaty odpadały tak samo bombonierka, bo to alkohol. Idąc przez ulicę miasta stanąłem przed sklepem i zobaczyłem misia pluszowego w postaci pudla. Czułem iż to jest to. Dlatego kupiłem przyjemnie miękkiego i co najważniejsze nawet dużego pudelka. Jednak wydawało mi się iż brakuje mu czegoś, dlatego też zacząłem główkować aż zobaczyłem zoologiczny. Może to był głupi pomysł, ale kupiłem obroże o kolorze limonki oraz zawieszkę z imieniem mężczyzny. Z takim prezentem wszedłem do szpitala kierując się do sali gdzie leżał Dantuś. Jednak gdy wszedłem do sali tam była Pola.

-Czego tu chcesz? - spytała mrużąc gniewinie oczy.

-Chciałem przeprosić Dante za to co się stało.

-Nie chcę cię tu widzieć i przy nim! - warknęła, ale i tak położyłem misia na szafce obok jego łóżka.

-Nie masz prawa decydować za mnie - odparłem - zrobiłem źle, ale nie sądziłem, że wjadę w kogokolwiek!

-Nie chce cię tu widzieć Carbonara - rzekła - przynosisz pecha mojemu chłopakowi!

-Idę już. Przeproś go ode mnie! - prychnąłem urażony i wyszedłem.

-Nie masz za co - uśmiechnąłem się do niego - widzę, że Lime ci przypadł do gustu.

-Lime?

-Tak nazwałem go - zaśmiałem się, a jego brwi podniosły się zdziwione.

-Jest od ciebie?

-Nie powiedziała ci ona? - on pokręcił głową na boki - To teraz już wiesz.

-Skoro ma na imię Lime to dlaczego na obroży ma Dante?

-Tak jakoś wyszło - wzruszyłem ramionami.

-Nico! - słysząc z jego ust moje imię aż uśmiech mi się poszerzył.

-Po prostu bałem się iż nie weźmiesz go jeśli nie będzie twojego imienia na nim - odpowiedziałem szczerze, a jego policzki stały się różowe.

-Yhym - mruknął zarumieniony.

-NICOLLO ŚNIADANIE!!! - usłyszałem krzyk Kuia.

-Zejdzę później! - odkrzyknąłem.

-Idź zjeść, ja też muszę wstać śniadanie zjeść - powiedział wtulając w psa.

-Jesteś pewny, że nie chcesz mojego towarzystwa? - spytałem chcąc się upewnić, że nie będzie samotny.

-Możemy jeszcze później pogadać - stwierdził, a ja ochoczo kiwnąłem głową na tak. Rightwill był oparciem dla niego, ale był w pracy, a ja byłem daleko jednak to nie powstrzymywało nas od tego aby rozmawiać. Wstałem z łóżka kładąc telefon tak aby mnie było widać i zacząłem ubierać spodnie na szybko oraz przebierać górę. Gdy spojrzałem na Dante jego twarz była czerwona i starał to ukryć za pluszowym pieskiem.

-Widzę te czerwone pysia - zaśmiałem się i wyszedłem z nim na korytarz.

-Odwal się - mruknął, ale uśmiech sam wchodził na usta widząc go w takim stanie.

-Dobra dobra - prychnąłem śmiechem starając się opanować.

-Jesteś chujem - wymamrotał.

-Wiem ty też masz - odparłem na co schował całą twarz w piseku.

-Carbo dosyć tego romansów chodź na śniadanie! - krzyknął David, ale olałem go.

-Do później Nico - pomachał Dantuś i rozłączył się, a ja westchnąłem ciężko zerkając na Davida.

-Zabiję - warknąłem i usiadłem na swoim miejscu.

-Ty i Capela? - mruknął San, który siedział przy mnie.

-Dajcie spokój - powiedziałem obrażonym głosem, bo miałem nadzieję, że trochę dłużej pogadamy ze sobą przez ten telefon. Gdyż on często nie miał czasu aby dłużej porozmawiać ze mną, bo praca zajmowała mu dużo czasu. Ja nocą ruszałem na miasto gdy on kładł się spać. Zmienialiśmy się po prostu i mijaliśmy w czasie. Wziąłem się za jedzenie śniadania i myślałem nad tym czy możne na pewno myślałem o policjancie jak o czymś większym niż tylko przyjaźń. W sumie nawet jeśli to coś więcej to nie zabroni mi rodzina tego w końcu Monte należy do rodziny. Po śniadaniu oczywiście zajęliśmy się wszystkimi sprawami co nam dał Kui. Powoli zbliżał się czas popołudnia i miałem obchód wokół domu. Stwierdziliśmy, że bezpieczniej będzie jak choć raz na jakiś czas będzie robił taki obchód po terenie. Nagle zobaczyłem białe auto więc pewnie to musiał być Erwin może tym razem nie sam. Podszedłem aby zobaczyć co się dzieje, ale zobaczyłem braciszka trzymającego w swoich ramionach Montanhe. Chciałem coś powiedzieć, ale on pokręcił głową na boki i pokazał abym poszedł. Nie wiedziałem co się stało, ale nie wyglądało to dobrze, dlatego też ruszyłem do środka domu aby poinformować wujka. Znalazłem go w pokoju, który służył do obrad i zdziwiłem się tym ponieważ często siedział w swoim pokoju gdzieś w podziemiach.

-Coś chciałeś? - spytał Kui i patrzył na coś co było rozwalone wzdłuż całego stołu. Jak podszedłem zobaczyłem książki i nie tylko.

-Grzesiu i Erwin przyjechali, ale Gregory jakby to powiedzieć delikatnie - mruknąłem zastanawiając się nad odpowiednimi słowami.

-Powiedz prosto z mostu.

-Wygląda na to iż Gregory upadł psychicznie i Erwin się nim zajmuje teraz - mruknąłem z smutnym wzrokiem i spojrzałem w książkę.

-Gdzie są?

-Byli w aucie, ale może są w salonie? - powiedziałem niepewnie gdyż nie widziałem tak naprawdę gdzie mogłoby być.

-Chodź nie dotykaj niczego - upominiał mnie gdy chciałem wziąć w dłoń książkę. Kiwnąłem głową i ruszyłem za wujkiem - gdzie są? - spytał na wstępie Sana oraz Dii, którzy siedzieli na kanapie, a dziewczyny siedziały w kuchni próbując coś ugotować.

-Do góry poszli - odparł San więc Kui ruszył do schodów, a ja chciałem iść za nim.

-Zostań Carbo - mruknął - muszę wybadać sytuację dobrze?

-Dobrze wuja - odpowiedziałem cicho i skierowałem się na kanapę aby dosiąść się do chłopaków. Nie chciałem ingerować, ale martwiłem się o braciszka. W końcu nie wyglądało to dobrze. Nawet nie wiem kiedy Sky zaczęła wołać na obiad. W ten sposób wszyscy usiedliśmy przy stole na którym były ziemniaki oraz nóżki kurczaka, a do tego dwie sałatki.

-Smacznego! - powiedział San, a wszyscy zawtórowali mu tym samym. Grzesiu wyglądał na spokojniejszego, ale widziałem po jego rękach iż delikatnie niespokojnie się trzęsą. Zacząłem to zauważać przez Dante, który jak zaczynał popadać w panikę najpierw ręce mu drgały.

-Pozmywam - zaproponował Grzesiek, który wstał od stołu gdy wszyscy zjedli.

-Nie trzeba - powiedziała Summer, której nie spodobał się ten pomysł.

-Możemy jechać na miasto? - spytał Michaś kierując te słowa do Dii.

-Tak, ale nie pakujcie się w kłopoty! - odpowiedział na pytanie chłopaka, a landryny ucieszyły się gdyż ich ciężko było upilnować w końcu zachowywali się jak duże dzieci. Chociaż niektórzy byli bardziej pełnoletni niż my.

-Erwin braciszku porozmawiamy? - spytałem siwego, który kiwnął głową zgadzając się na to więc wyszliśmy z domu na patio gdzie usiedliśmy na drewnianym podeście.

-Co się stało, że Grzesiek był w takim stanie?

-Zostaliśmy przyłapani na całowaniu się - jego policzki delikatnie się zarumieniły - wyszła z tego duża kłótnia gdzie padło wiele słów. Nie chcę tam wracać, ale Grzesiek musi, a samego nie chce go zostawiać.

-Martwisz się, ale może to lepiej? Niech każda strona przedyskutuje to na spokojnie, a wtedy będzie może lepiej - powiedziałem patrząc się w dal przed siebie.

-Czuję, że błądzę gdzieś - westchnął - jestem przy Grzesiu, ale z drugiej strony czuję iż to nie jest to samo.

-Bo nie możecie otwarcie być sobą!

-Może masz rację Carbo - ponownie westchnął więc zgarnąłem go w swoje ramiona.

-Grzesiu ma ciężki czas i wiesz to aż za dobrze - na moje słowa mruknął potwierdzająco - musisz być silny za niego widać po Grześku, że stara się trzymać, ale jest zniszczony.

-Nie wiesz jak bardzo! - odsunął się ode mnie wstając na równe nogi - On jego ojciec jest potworem! Ty rozumiesz, że kazał mu patrzeć jak torturuje kogoś, a potem kazał mu zabić?!

-Montanha zabił?! - moje oczy poszerzyły się w szoku.

-Nie miał wyboru - rzekł i stanął w miejscu gdyż chodził w kółko.

-Pewnie czuję się z tym źle - mruknąłem zerkając w stronę salonu.

-Czuję się on paskudnie - westchnął sfrustrowany - dlatego kazałem ci odejść. Potrzebował wyrzucić z siebie to wszystko.

-Czy jego ojciec go złamał? - zapytałem cicho jakby niepewny tego czy chce poznać prawdę.

-Nie jeszcze nie, ale widać po Monte iż niektóre rzeczy robi już bez myślenia.

-Dwa miesiące i to nie całe, a takie pranie mózgu mu zarobili - tym razem ja westchnąłem.

-Nie mów nikomu o tym. Grzesiu sam musi przełamać się do tego aby powiedzieć o tym!

-Możesz na mnie liczyć bracie - podniosłem się z ziemi, a mój telefon zawibrował więc wyciągnąłem go. Dante wysłał mi zdjęcie jak leży sobie na kanapie z popcornem oraz Lime.

-Dante? - zapytał ciekawsko więc kiwnąłem głową na tak i zgarnąłem brata do siebie robiąc nam selfiaczka, który wysłałem mu.

#Jest Grzesiu? #

Wiadomość zwrotna na którą w sumie czekałem, bo czułem iż tak będzie.

#Jest. Chcesz go do telefonu?#

#Poproszę 🥺#

#Już ci go dam #

-Chodź, bo muszę Grzesia zgarnąć do telefonu!

-Jasne - uśmiechnął się słabo do mnie i weszliśmy do salonu.

-Grzesiek, Dante cię chce! - powiedziałem, a brunet spojrzał na mnie. Więc podałem mu swój telefon, bo ufałem mu iż nie zobaczy mi wstecz wiadomości.

-Jasne mogę do niego zadzwonić?

-Raczej tak - odparłem, a były policjant wyszedł przez drzwi przez które weszliśmy dopiero. Siadłem na kanapie, a obok mnie usiadł Erwin.

-Czy widziałem na zdjęciu pudla?

-Tak Lime się nazywa - zaśmiałem się - ty wiesz, że ona nie powiedziała mu, że to ode mnie?

-Naprawdę? - kiwnąłem głową na tak - A to wredna baba.

-Bardzo, ale zerwali oficjalnie - powiedziałem do ucha Erwina, a on spojrzał na mnie zszokowany.

-Myślałem iż jakoś to naprawią choć po Dante widać chyba było iż delikatnie jest rozdarty.

-Ta - westchnąłem opierając głowę o oparcie kanapy przy tym zamykając oczy.

-Jedź do niego przecież nikt ci nie zabrania - oznajmił i spojrzałem na niego z przymrużonych powiek.

-Jestem tu potrzebny.

-Jeśli ci zależy to jedź. Siedzi sam w domu pewnie dużo nie ma do roboty.

-Może, ale nie wiem Erwin - odparłem bijąc się z myślami. Telewizor cicho grał, a w pomieszczeniu było cicho. Landryny gdzieś wybyły, a San i Sky pewnie są u siebie w pokoju. David, Dia oraz Vasquez siedzieli oglądając film. Dorian i Silny gdzieś również zniknęli razem.

-Tyle razy pchaliście mnie w ramiona Grzesia pora aby i ciebie pchnąć! Jedź!

-Erwin ma rację - wtrącił się Dia - jedź my sobię poradzimy!

-Jeśli jest ważny to jedź - uśmiechnął się do mnie Vasquez.

-Spierdaj do niego! - burknął David - I dajcie oglądać!

-No dobrze - westchnąłem ciężko patrząc w stronę patio gdzie był Grzesiek.

Czy Carbo pojedzie do Dante?
Czy Monte i Erwin wrócą na teren Lordów?

2406 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro