Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co zrobić aby..

Witam serdecznie wszystkich w czwartkowym rozdziale!!!
Co tam u was? Jak wiecie bądź nie skończyłam już pisać tą książkę :c
Myślę, że koniec nie wyszedł tak źle, ale coś wy to ocenicie za jakiś czas!
Jak u was samopoczucie i wyspani?
Wcale nie piszę przywitania o 00:20 XDDDD no tak jakoś wyszło
Życzę wszystkim miłego dzionka ❤️

Perspektywa Erwina

Widziałem po moim Grzesiu, że jest przymulony i poniekąd smutny choć udawał, że jest dobrze, ale ja widziałem po jego oczach, które nie błyszczały tak cudownie jak zawsze. Relacji ojca z synem to nie przypominało i bałem się, że swoją obecnością zniszczę jeszcze bardziej tą relację, która wisiała wręcz na włosku, ale jednak jakaś była jeszcze. Nie wiem jak wygląda dobra relacja ojca z synem, bo ja swojej nie miałem lecz Victor starał się jak mógł aby zapewnić mi dzieciństwo takie jakie chciałem zawsze mieć. Monte siedział na balkonie w pufie i choć mogłem siedzieć wraz z nim to wiedziałem, że potrzebuje on chwili dla siebie. Każda kłótnia oddziaływała jakoś na niego, ale tym razem było chyba najgorzej. Odciął się od wszystkiego wokół i siedział sam skulony. Nie reagował na mój głos i martwiłem się, że naprawdę coś się mu stało, ale był cały fizycznie lecz chyba nie do końca psychicznie. Morte za dużo sobie pozwolił aby sprowadzić do takiego stanu mego chłopaka i bałem się, że naprawdę pewnego dnia wstanie. Następnie powie iż to nie ma sensu i wyjdzie. Zastanawiało mnie jednak, dlaczego cierpi skoro powiedział najczystszejszą prawdę o Liderze Lordów. Może to właśnie przez to tak bardzo go boli. Gdyby Victor żył może inaczej by to się potoczyło nasze życie i wszystko. Jednak nie oddałbym tego co teraz mam. Grzesiek to jednak najcudowniejszy człowiek, mężczyzna i chłopak. Tylko teraz ma trudny czas. Z tego co odpowiedział mi oraz Kuiowi było zrozumiałe dla mnie, dlaczego taki był na początku zdystansowany, ale z czasem to zmieniłem lecz nigdy tak naprawdę nie wyleczyłem tego co w nim siedzi. Tyle cierpienia, treningów, poświęceń wszystko po to aby uwolnić się z mafii, która tak naprawdę nigdy z niego nie wyjdzie. Może się wyrzekać i kłócić, ale on sam wie iż to nie ma sensu. Jest mafiozą tak czy siak, ale jest moim policjantem. Wstałem z łóżka nie mogąc patrzeć na niego w takim stanie i ruszyłem na balkon. Cicho podszedłem do niego i usiadłem na kolankach, a w dłonie złapałem jego twarz i nakierowałem na siebie.

-Gdzie jest mój Monte? - wyszeptałem i musnąłem jego wargi, które tak bardzo kocham. Nieobecny wzrok, który zobaczyłem w jego oczach nagle się ożywił i zetknął z moimi złotymi tęczówkami. Uśmiechnąłem się więc delikatnie do niego i zacząłem całować go po jego kącikach ust. Poczułem jak jego ciepłe i silne ramiona mnie objęły, a te cudowne brązowe ślepia skupiły się na mnie.

-Już wrócił - wyszeptał i pociągnął mnie go do namiętnego pocałunku na który oczywiście odpowiedziałem. Był jak narkotyk jego bliskość, dotyk czy ciepło. Kochałem go całym swoim sercem bez względu na to co się wydarzy. Jednak on tyle zrezygnował dla mnie więc może i ja powinienem zrezygnować coś. Pogłaskałem go po zaroście, który delikatnie kuł me palce jednak było to przyjemne uczucie.

-Nie bądź smutny - mruknąłem opierając czoło o jego.

-Nie jestem - uśmiechnął się do mnie, ale nie okłamie mnie tak prosto.

-Nie dam się nabrać na ten uśmiech - odparłem, a on cicho westchnął - więc o co chodzi?

-Chodzi o to, że przez tyle lat starałem się być dobrym dzieckiem. Robiłem wszystko mimo iż nie zawsze mi się to podobało, ale starałem się. Jednak nie rozumiem gdzie straciliśmy tą więź. Był kiedyś całkiem inny, ale wiem iż ludzie się zmieniają lecz zmienił się on na gorsze.

-Bardzo na gorsze? - spytałem cicho.

-Nigdy nie podniósł na mnie dłoni nawet głosu, a teraz to - westchnął cicho, a w jego oczach widziałem ból.

-Teraz to robi - mruknąłem, a w oczach widziałem potwierdzenie - może po prostu nie wie jak ma do ciebie dotrzeć?

-Jak mam zgadzać się na morderstwa i inne rzeczy to odmawiam. Walczę by nie zniszczyć się do końca w tym całym mafijnym życiu.

-Walczysz, ale i niszczysz się bardziej - stwierdziłem na jego słowa.

-Zawsze tak było, bo nigdy nie mam łatwo. Przyzwyczaiłem się do tego iż wszystko jest pod górkę i nigdy nie ma z górki - pocałował mnie w policzek gdy wypuściłem z nosa powietrze niezadowolony.

-Jesteś moim kochanym terminatorem - musnąłem ustami jego nos, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech więc i sam się uśmiechnąłem - a ja twojemu ojcu jeszcze pokaże, że jestem kimś więcej! Zrobię coś co w końcu uzna i mnie zaakceptuje czy będzie tego chciał czy nie!

-Erwin nie musisz tego robić - powiedział, ale mu przerwałem.

-Siadł mi na ambicji, a nikt tego nie będzie robić! - warknąłem niezadowolony, bo denerwował mnie ten mężczyzna. Nie był warty mego zachodu, ale nikt nie będzie mówić czegoś takiego o mnie czy powodować iż mój mężczyzna jest smutny.

-Nie chciał pewnie - przyłożyłem palca do jego ust.

-Nie broń go, bo to nic ci nie da - odparłem schodząc z jego nóg - idę się przejść, a ty przemyśl argumentację - poleciłem mu i ruszyłem w stronę wyjścia z pokoju. Widziałem jak patrzy za mną jednak nie stanąłem. Otworzyłem i zamknąłem za sobą drzwi od pokoju Grzesia i wpadłem na Marco. - Ooo dobrze, że cię widzę!

-O co chodzi?

-Mam pytanie bądź dwa zależności co mi odpowiesz - rzekłem spokojnie, a w jego brązowych oczach widziałem zdziwienie.

-Więc?

-Dlaczego wasz ojciec jest tak uparły i jakby można to zmienić?

-Chcesz go zmienić? - zaśmiał się ze mnie i pokręcił głową na boki - Nie ma szans.

-To jak go pokonać?

-Nie da się to on tu rozdaje karty jako lider, ale dlaczego to chcesz zrobić?

-Siadł mi na ambicję - odparłem prosto z mostu.

-Czym?

-Iż nigdy mnie nie zaakceptuje! Chcę zrobić coś co on nie był w stanie zrobić - oznajmiłem mu, a on stanął przy drzwiach do swojego pokoju.

-Spróbuj więc zrobić coś takiego do czego Grzesiek, by nie zgodziłby się nigdy.

-Dlaczego Monte? - spojrzałem na niego nie rozumiejąc co tu ma mój chłopak.

-On jest problemem według ojca. Nie potrafi do niczego go namówić chyba, że używa argumentacji ty bądź wasze miasto.

-Używa jego dobrego serduszka do złych celów?

-Niestety Erwin, ale musiał znaleźć sposób na niego. Wybacz, ale zaraz mam wideo rozmowę z Mi - powiedział i najpierw nie rozumiałem z kim, ale po chwili połączyłem kropki więc musiał mieć rozmowę z tą Mileną co widziałem nad jeziorem.

-Jasne miłej zabawy - mrugnąłem do niego i ruszyłem do Grzesia z powrotem. Nie wiedziałem co mogę zrobić takiego aby przekonać Monte to czegoś co nie zrobił, a mogło by to mocno wkuriwić Duarte. Spokojnym krokiem wszedłem do pokoju i od razu zauważyłem Grzesia, który był już w środku więc podszedłem do niego i wtuliłem się w jego plecy.

-Przeszedłeś się i uspokoiłeś? - spytał więc kiwnąłem głową na tak choć mógł tego nie widzieć, ale w sumie poczuć już tak. - To się cieszę i proszę nie rób głupot dobrze?

-Ja i głupoty Monte czy ty się słyszysz? - powiedziałem choć obydwoje znaliśmy prawdę.

-Znam cię na tyle długo iż wiem kiedy coś odwalisz i to jest taki moment.

-Zdaje ci się - mruknąłem - wiesz, że mi nie wolno odwalać, bo źle się to skończy.

-Wiem, ale jestem świadomy iż możesz coś kombinować co niekoniecznie może być stosowne i bezpieczne - powiedział i miał rację, bo za dobrze mnie już znał abym bez problemu robił co tylko mi się widzi.

-Nie przejmuj się Monte ja jutro tylko wbiję na chwilę do naszych, bo muszę się doradzić coś i poinformuję, że ty jesteś uziemiony - mruknąłem aby wiedział i nie martwił się jak zniknę na kilka godzin bądź mniej w sumie zależy jak szybko zastanowimy się co odwalić ekipowo.

-Na długo? - spytał wyraźnie zawiedziony więc puściłem go i wsunąłem się na przód, a następnie wtuliłem się w jego klatkę piersiową.

-Na tyle ile będzie trzeba - odpowiedziałem i sunąłem dłońmi po jego klatce piersiowej. Mimo iż brakowało w nim tej masy co miał wcześniej go jednak nadal był mocno umięśniony. Jednak uwielbiałem go takiego jakim jest nawet jeśli gdzieś tam pobłądził po drodze. Czas uciekał i mimo tego, że chciałem zatrzymać czas to jednak nie dało się tego zrobić. Nim się obejrzeliśmy była kolacja, a po niej szybkie mycie i sen. Czekałem aż Monte wróci spod prysznica i zastanawiałem się nad naszą przyszłością. Czy będę musiał zostać z nim na terenie Lordów i czy będę w stanie poświęcić swoją rodzinę na rzecz Grzesia. Po chwili mężczyzna wrócił i położył się obok mnie więc przestałem pisać z Carbo, który chwalił się co robił w naszym mieście z Dante i nie spodziewałem się iż tak szybko pójdzie ich relacja w przód. Może za jakiś czas będą ze sobą chodzić choć bardziej bym się obawiał Rightwilla, który zrobi piekło dla mojego brata. Odłożyłem telefon na komodę i obróciłem się do niego, a następnie usiadłem na jego biodrach.

-Erwin - mruknął gdy poruszyłem się delikatnie na jego czułym miejscu.

-Taak? - uśmiechnąłem się niewinnie patrząc się na niego, a on złapał mnie za biodra i nim się obejrzałem przewrócił nas na łóżku iż to ja byłem na dole.

-Nie możemy - wyszeptał do mojego ucha, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

-Dlaczego - mruknąłem czując jego usta na mojej szyi, a po chwili zassał się na niej robiąc malinkę. Zamruczałem cicho z przyjemności, bo tęskniłem za tym przyjemnym uczuciem, które mnie ogarniało gdy zasysał się na mej skórze.

-Wiesz dlaczego - mruknął w mą szyję i robił kolejną malinkę, a następnie schodził niżej zostawiając mokre pocałunki. Uwielbiałem czuć te jego usta, ale wiedziałem, że dalej nie możemy się zagalopować. Ja i on z przyjemnością byśmy zrobili te zbliżenie między nami, ale chyba lepiej nie denerwować ojca Grzesia. Moja cała szyja i obojczyk były w malinkach i Grzesiu był z siebie bardzo zadowolony - Tyle kochanie nic więcej.

-Ale ja chcę - wyszeptałem patrząc się na niego prosząco.

-Gdybyśmy byli w domu to bym ci uległ, ale nie mogę teraz tego zrobić - rzekł z takim spokojem.

-Chce do domu - burknąłem niezadowolony, bo naprawdę stęskniłem się całym nim całym, a tak to spał w bokserkach bądź w spodenkach.

-Wytrzymaj jeszcze trochę - wyszeptał i pocałował mnie w czółko, a moje serce zabiło szybciej gdyż uwielbiałem jak to robił. Tyle troski i miłości w tym jednym geście. Po prostu był idealny w każdym aspekcie. Opadł na mnie przez to przestał już zwisać nade mną i obrócił nas iż leżałem teraz na nim. Zadowolony wtuliem się bardziej w jego ciało i wypuściłem powietrze z nosa.

-No dobrze - mruknąłem cicho i zamknąłem oczy gdyż trochę już przyzwyczaiłem się do spania o dwudziestej pierwszej najpóźniej dwudziestej drugiej więc byłem wcześniej zmęczony. Grzesiu głaskał mnie po głowie w tak przyjemnie uspakajający sposób, że ekspresowo usnąłem na nim. Obudziłem się z samego rana wypoczęty i przede wszystkim na nim. Jak zwykle nie spał tylko wpatrywał się na mnie więc uśmiechnąłem się do niego, a on od razu odwzajemnił go. Zadowolony wpatrywałem się w jego cudowne oczy, a on w moje. Delikatnie przysunąłem się bardziej jego ust i musnąłem je delikatnie, a on pogłębił bardziej delikatny pocałunek.

-Wstajemy - mruknął mi do ucha więc niechętnie zsunąłem się z niego na łóżko. Brunet podniósł się prędko z łóżka i ruszył do szafy aby wyciągnąć nam ciuchy. Bokserki oczywiście po kupywała mi mama Grzesia, która uparła się iż nie będę chodzić w Monte rzeczach, ale lubiłem to robić. Więc mi nie przeszkadzało to tak naprawdę, ale ciężko było jej odmówić w czymkolwiek. Nawet Grzesiu mi mówił abym odpuścił i tak nic nie osiągnę mówiąc nie, bo ona zrobi to co jest sensowne według niej. Monte podał mi ciuchy i musnął moje ustami w czoło, a po chwili wrócił pod szafę aby wyciągnąć dla siebie ciuchy, dlatego też sam zacząłem się ubierać gdyż musiałem coś wymyślić odnośnie Morte i nie odpuszczę dopóki nie upokorzę go do reszty iż będzie czuł to bardzo mocno. Monte miał coś załatwić dla ojca więc musiał pojechać po coś, chociaż nie mógł bądź inaczej to sformułuje. Nie mógł jeździć do naszych przyjaciół, a po rzeczy, które kazał ojciec już tak. Coś tu nie pasuje w tym szlabanie, ale to on rządził w tym wszystkim niestety i on wydawał rozkazy. Tak więc zostałem sam na sam z mężczyzną oraz kobietą w kuchni i bawiłem się w szklance kostkami lodu iż obijały się o szklane ścianki. Chyba to zaczęło denerwować mężczyznę, bo zerkał co chwilę na mnie.

-Możesz przestać się zachowywać jak dziecko?

-W czym jest problem? - spytałem i wziąłem łyka schłodzonego soku.

-Tak zachowujesz się jak gówniarz!

-Duarte przestań! Dobrze wiesz, że Erwin ma swoją przypadłość i czasem nie może nie robić niektórzy rzeczy! - w mojej obronie stanęła Vida i byłem jej wdzięczny iż była tutaj, bo zapewne nie byłoby kolorowo.

-Co mnie obchodzi jego ADHD! - prychnął i nie spodobało mi się to jak o mnie mówi.

-Wypraszam sobie - burknąłem nie chcąc słyszeć czegoś.

-Nie wiem co widzi w tobie mój syn iż zrezygnował z propozycji ślubu! - warknął i zszokowało mnie to co powiedział, bo Monte nie wspomniał nic o tym.

-Jak widać jestem cenniejszym wyborem!

-Bez sensu wyborem! I tak zostanie liderem, a ty będziesz musiał odsunąć się w mrok!

-Nigdy Monte mnie nie zostawi! - warknąłem i zaczęliśmy walkę na wzrok.

-Duarte przestań! - gdyby nie ona to z pewnością na bitwie o wzrok nie skończyła by się tylko na tym. 

-Skoro mowa o tym to chce jechać do moich.

-Wczoraj byłeś nie wystarcza ci to? - warknął na mnie i widać, że nie spodobał się mu ten pomysł.

-Nie - odrzekłem spokojnie.

-Nie zga... - przerwała mu Vida.

-Jedź jak potrzebujesz.

-Vida!

-Morte - odpowiedziała mu tym samym tonem głosu co on - wczoraj ty pozwalałeś tym razem ja pozwalam i nie masz nic do powiedzenia!

-Dobrze - warknął niezadowolony - o której chcesz?

-Po obiedzie - uśmiechnąłem się zwycięsko do mężczyzny i wiedziałem iż wygrałem tą bitwę, ale jeszcze wojny nie wygrałem.

Co wymyśl Erwin aby upokorzyć Duarte?
Po co jedzie do rodziny?

2234 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro