Co teraz?
N OOOO CNY rozdział!!!!
Witam serdecznie wszystkich!
Jak minął dzionek?
Rozdział na dobranockę!
No co mogę powiedzieć znów ciekawy rozdział się szykuje! I najdłuższy do tej pory
Życzę wszystkim dobrej nocki, a tym co czytają z rana miłego dzionka!
Perspektywa Erwina
Dwa tygodnie minęły od czasu gdy Hank Over został przeniesiony do innej jednostki. Sony Rightwill nie tylko załatwił to w ekspresowym tempie, ale i zrobił wymianę między miastową i teraz mamy jakiegoś kadeciaka na mieście, któremu nie żałujemy robić żartów. Cóż ze mną było coraz lepiej, ale nie mogłem się przełamać w jednym aspekcie, którą była śmierć Monte. Nadal miałem koszmary, ale zacząłem sobie z nimi radzić lecz Kui wolał abym został u niego w domu jak najdłużej się da aby sprawdzić czy na pewno ze mną jest w porządku. Mieliśmy dziś mieć event, ale ja nie brałem w nim udziału wolałem bardziej się przyglądać z boku niż uczestniczyć w tym. Czas teraz był najważniejszy i chciałbym aby szybciej mijał do momentu aż zadzwoni Hank. Jutro miał zdać nam raport gdyż ustaliliśmy żeby tak było bezpieczniej dla niego i dla nas, ponieważ nie chcieliśmy ryzykować jego życie. Wiedziałem, że rozmawiał z Dante i Pisicelą wraz z Sonym. Rozmowa z nimi była bezpieczniejsza niż z nami gdyż byli po prostu policjantami, a my gangusami. Czekałem całe dwa tygodnie aby w końcu móc z nim porozmawiać i dowiedzieć się co się dzieje u niego oraz czy coś znalazł. Nie chciałem wypytywać o Overa w policji gdyż obiecałem wujowi iż nie będę tego robić, a przy okazji zbliżać się do policji. Chociaż ciężko było ten zakaz przestrzegać gdyż praktycznie codziennie mieliśmy styczność z policją, a na dodatek uczyliśmy "nowego" życia i chyba sobie nie radził przez nas.
Westchnąłem cicho opierając głowę o stolik. Brakowało mi osoby, która przytuliła, by się do mnie bez słów i po prostu była. Tęskniłem w cholerę, bo mimo naszych kłótni to jednak nadal był i mogłem go widzieć nawet jeśli nie mogłem mieć go przy sobie. Teraz nie miałem niczego oprócz wspomnień i jego rzeczy, które należały do mnie. Nie było testamentu gdyż Grzesiu nie zostawił go i chyba nawet nie napisał. Więc wszystkie rzeczy należące do niego zostały przypisane do mnie i nikt tego nie kwestionował. Może przez to iż każdy wiedział to, że kochaliśmy się. Smętnie patrzyłem się w stół aż nie zauważyłem jak Kui się na mnie patrzy. Od razu zauważyłem jego zmartwiony wzrok gdyż nie zachowywałem się tak przez kawał czasu, ale sam nie wiedziałem dlaczego tak się nagle zachowuje. Po prostu czułem ból w sercu widząc jak niektórzy są szczęśliwi ze swoimi połówkami gdy ja swoją utraciłem, a nadzieja na to, że żyje była słaba, ale miałem ją. Musiałem ją mieć gdyż póki nie usłyszę od Hanka, że znalazł nagrobek w miejscu pochówku Montanhy, będę wierzyć w to, że jednak przeżył.
-Wszystko w porządku misiu kolorowy?
-Tak - odpowiedziałem cicho i zamknąłem oczy. Mając ochotę wrócić do domu, do bezpiecznej przystani, pod swój kocyk.
-Nie widać jakoś - stwierdził i poczułem jego dłoń na swojej głowie. Przeczesał moje włosy co mnie uspokoiło. -Może lepiej będzie jak sobie odpoczniesz? Za długo siedzisz już na słońcu!
-I co mam innego zrobić? - spytałem cicho i otworzyłem oczy.
-Cokolwiek innego gdyż widać, że nie podoba ci się to co tu robisz - oznajmił - idź coś zjeść i napić się aby ochłodzić organizm.
-Muszę?
-Musisz - odparł i poklepał mnie po plecach abym wstał z krzesła więc też i to zrobiłem. Nie było sensu się spierać z nim, bo i tak wypadło by na to co mówił.
-Dobrze - kiwnąłem głową i ruszyłem do budki z jedzeniem aby coś sobie zamówić gdy Kui zajął moje stanowisko. Jeszcze nie dotarli do naszego punktu więc musieliśmy po prostu czekać. Wziąłem sobie pucharek lodowy na ochłodę w ten ciepły dzień i wróciłem do Kuia aby usiąść przy nim. Event był super, ale jeśli chciało się w nim uczestniczyć. Jako ochroniarz nie za bardzo to działało w moim wypadku, bo jedynie się nudziłem i męczyłem. Jadłem na spokojnie pucharek lodowy czekając na to aż będę mógł uciec stąd w jakieś inne miejsce gdzie nie będzie tyle ludzi. Stałem się trochę introwertykiem niż ekstrawertykiem, którym lubiłem być, bo przebywanie z ludźmi to było coś co mnie cieszyło, ale teraz nie chciałem przebywać wśród nich. Event minął szybko i siedziałem w aucie Kuia, który nie lubił prowadzić, ale gdy musiał robił to. W sumie zjadłem ciutkę za dużo lodów, które okazały się z alkoholem. Ja miałem odwieźć nas pod dom, ale niestety Kui musiał to zrobić gdyż nie chciał dopuścić mnie do kierownicy po tym jak spróbował loda, którego jadłem.
-Jest dobrze? - spytał patrząc się na mnie.
-Tak - odparłem patrząc się przez szybę na otoczenie, które mijaliśmy.
-Na pewno?
-Yhym - mruknąłem i przymknąłem powieki. Chyba zbyt dużo zjadłem lodów - zzatrzymaj się - powiedziałem gdy poczułem się słabo. Kui zajechał na pobocze, a ja odpiąłem szybko pas bezpieczeństwa i wypadłem z auta. Upadłem na kolana. Nie wiem dlaczego zacząłem wymiotować, ale potrzebowałem oczyścić organizm. Może przez nerwy, które mi zaczęły towarzyszyć gdyż zacząłem ostatnim czasem wymiotować po jedzeniu. Jadłem gdyż potrzeba było, ale z nerwów mój żołądek nie wytrzymywał.
-Misiu kolorowy co się dzieje? - spytał Chak i westchnął cicho widząc mnie w takim stanie. Zwróciłem kolejny raz oddychając ciężko. -Już okej?
-Yhym - mruknąłem cicho oddychając ciężko.
-Od kiedy tak masz? Dlaczego nie mówiłeś, że wymiotujesz?
-Tto tylko teraz - powiedziałem nie chcąc robić problemów.
-Erwin nie wygląda na to aby to był pierwszy raz skoro wymiotujesz żółcią - podał mi butelkę wody, którą wziąłem od niego i usiadłem.
-Przepraszam - wyszeptałem i wziąłem kilka łyków wody.
-Erwin.
-Nie wiem od tygodnia zacząłem się tak czuć - oznajmiłem i spojrzałem na mężczyznę przepraszającym wzrokiem - nie chciałem martwić was bardziej.
-Misiu kolorowy Heidi będzie musiała cię sprawdzić, bo naprawdę nie wygląda to dobrze. Dasz radę wsiąść do auta?
-Dam - odpowiedziałem i podniosłem się powoli, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa jednak wuja pomógł mi ustać.
-Nie widać - westchnął i pomógł mi wsiąść do auta. Troszkę słabo nadal było mi, ale starałem się wytrzymać nim dojechaliśmy do domu. Kui pomógł mi położyć się na kanapie. Podał mi jakąś tabletke, ale nie kwestionowałem tego tylko połknąłem od razu popijając wodą. Z cichym westchnięciem zamknąłem oczy kładąc głowę na poduszce. Nie wiem nawet kiedy usnąłem gdyż mój organizm był zmęczony. Na wieczór Heidi popatrzyła na mnie, ale stwierdziła, że to wina nerwów.
Ostatnio byłem nerwowy to racja, ale starałem się trzymać nerwy na wodzy, ale bałem się o Hanka. W końcu to przyjaciel Monte i jeśli on by stracił życie przez moje widzimisię to nie chciałem czegoś takiego. Nie chciałem poświęcać czyjegoś życia za swoją nadzieję, że Monte nadal żyje i jest gdzieś tam. Tylko jaką cenę musieliśmy, a raczej musiałem zapłacić aby dowiedzieć się więcej. Przecież Gregory chciał bronić nas wszystkich, a my teraz ryzykowaliśmy dużo i to jeszcze życiem nie naszym, ale przyjaciela Grzesia, który znaczył dla niego dużo skoro wiedział wszystko o brunecie. Obudziłem się w łóżku i dziś miał być ten dzień gdzie Hank zadzwoni. Poczułem jak skręca mi się w żołądku i mam ochotę zwymiotować. Wstałem szybko z łóżka i ruszyłem do łazienki do której wpadłem. Zdążyłem podnieść klapkę od sedesu i wyczyściłem żołądek wymiotując do muszli klozetowej.
-Erwin wszystko w porządku? - usłyszałem cichy kobiecy głos, a po chwili zaświeciło się światło w pomieszczeniu, bo ja wpadłem tutaj po ciemku.
-Tak - wyszeptałem i przymknąłem powieki zmęczony.
-Erwin może weź coś przeciwko wymiotom?
-Twój ojciec dał mi kilka godzin temu - rzekłem i zerknąłem na nią uchylając powieki.
-Co się dzieje? - no to już wszyscy przeze mnie nie śpią.
-Erwin znowu wymiotuje - westchnęła i Kui również westchnął zmartwiony. Nie chciałem ich martwić, ale bałem się i to cholernie o Hanka. Jeśli on tam zginie to będzie moja wina i tylko wyłącznie moja.
-Pojdę po leki - rzekł Kui i wyszedł z toalety zostawiając mnie z Heidi, która podeszła do mnie i podała ręcznik w który wytarłem usta. Nie miałem siły, a nawet koszmary nie były tak złe jak wyczerpanie z powodu wymiocin. Oddychałem ciężko mając dosyć tego wszystkiego. Chciałem się wtulić w mojego bruneta aby mnie uspokoił, ale nie miałem jak, bo go nie było przy mnie. Heidi zgarnęła mnie do przytulasa więc wtuliłem się w nią szukając wsparcia. -Znalazłem - Kui wrócił do nas i nalał na łyżeczkę syropu - tabletka nie pomogła to może syrop da radę - odezwał się więc zażyłem syrop. Nawet nie wiem dlaczego Kui przetarł mój policzek po którym jak się okazało spłynęła samotna łza.
-O 9 musicie być na Burgershocie - przypomniała blondynka.
-Wiem - odparł mężczyzna - Erwin zaśniesz czy przeczytać ci książkę?
-Dam radę - odpowiedziałem cicho i delikatnie wysunąłem się z ramion Bunny, która również mnie puściła. Pomogła mi jednak podnieść się na nogi gdyż nie mogłem sam tego zrobić o własnych siłach, gdyż nogi odmówiły mi współpracy. Pomogli dojść do pokoju i położyć się na łóżku. Zamknąłem oczy mając nadzieję na to iż szybko usnę i w końcu uwolnie się od tego ciężaru. Jednak coś mówiło mi aby jeszcze nie usnąć.
-Najpierw depresja, koszmary, a teraz to? - usłyszałem cichy głosik Kuia.
-Nie wiem co go tak bardzo stresuje może to jest jakiś skutek uboczny tych jego koszmarów?
-Może jednak błędem było go wprowadzać do tego czym się zajmujemy - westchnął - może za mało czasu mu daliśmy na wszystko?
-Nie sądzę może bezpieczniejsza byłaby wizyta w szpitalu aby go dokładnie sprawdzili?
-Nie wiem zobaczę i zapisze go na kontrolną wizytę, a teraz moje dziecko idziemy spać, bo jest późno.
-Dobranoc tato!
Przygryzłem wargę i schowałem się pod kocem. Było tak dobrze, a ja znowu zaczynam przyswajać problemów dla nich. Nie chciałem, ale tak reagował teraz mój organizm. Nie wiem nawet kiedy z mych oczu wydobyły się łzy, a ja zacząłem płakać ze swojej bezradności. Chciałem, pragnąłem aby Monte tu był i uspokajająco zgarnął mnie w swoje ciepłe ramiona. Nowy dzień nastał bardzo szybko, ale ja nie zmrużyłem oka tej nocy. Musiałem ogarnąć się i pozbyć dowodów swych łez. Wziąłem ciuchy na przebranie i szybko przeszedłem do toalety aby umyć twarz i postarać się jakoś zatuszować nie przespaną noc. Przemyłem twarz zimną wodą z kranu i ubrałem się w świeże ciuchy. Po kilku minutach gdy ogarnąłem się, wyszedłem z łazienki, a swoją piżamę składającą się z spodenek i koszulki bez ramion zostawiłem w koszu. Na dole już jak zwykle siedział Kui i jak mnie zobaczył aż przymrużył oczy.
-Dzień dobry wuju - mruknąłem cicho na przywitanie i odwróciłem wzrok od jego oczu, ale z pewnością widział po mnie wszystko, bo w końcu od prawie półtora miesiąca codziennie mnie widzi i przejrzał mnie na wylot. Zrobiłem sobie płatki z mlekiem jak codziennie z rana i usiadłem przy wysepce.
-Erwin co się stało? - obawiałem się tego pytania z jego strony.
-Nic.
-Wiesz, że mnie nie oszukasz czyż nie?
-Wiem.
-To mów prawdę.
-Naprawdę nic się nie stało - odpowiedziałem cicho i nie patrzyłem się na niego.
-Misiu kolorowy uciekając od tematu nie pomożesz sobie! - na jego słowa bardziej skupiłem się na blacie. -Więc powiesz o co chodzi?
-Jja... - zawahałem się czy aby na pewno to mu powiedzieć, ale Kui nie naciskał na mnie tylko cierpliwie czekał jak zawsze aż przełamie się z tym co chce powiedzieć. -...boję się, że zrobiłem wielki błąd wysyłając Hanka na Coco... w końcu jest najlepszym albo był najlepszym przyjacielem Grzesia i co by powiedział gdyby dowiedział się o tym, że ryzykuje czyimś życiem - złapałem się za głowę gdyż męczyło mnie to - nie chciałby aby Hank tak ryzykował, a co jeśli umrze tam? Co jeśli przez moją pychę i chęć wiedzy spisuje niewinnego człowieka na śmierć?! Nie chce, ale czuję się winny tego! - uderzyłem głową w blat - Boję się...
-Musiu kolorowy - Kui patrzył na mnie z delikatnym szokiem na twarzy chyba nie spodziewał się, że tak bardzo będę to przeżywać, bo sam tego chciałem, a wręcz zażądałem. - nic Hankowi się nie stanie. To mądry i przebiegły mężczyzna poza tym nikt nie będzie go posądzał o współprace z nami w końcu rozmawiać będzie z nami z mieszkania. Bezpiecznego miejsca gdzie nikt nie usłyszy o nas.
-Na pewno? - spytałem i opuściłem dłonie na blat.
-Na pewno - odpowiedział pewnie i uśmiechnął się pokrzepiająco. Skoro on wierzył w to iż nic mu się nie stanie to może nie potrzebnie się zamartwiam. -Teraz chodź, bo czas nas je.
-Dobrze - mruknąłem i dokończyłem na szybko śniadanie, a po chwili byliśmy w drodze na Burgershota.
Zaparkowałem samochód z tyłu i od tylniego wejścia weszliśmy na zaplecze.
-No nareszcie! - odezwał się Dia - Zaraz będziemy dzwonić!
-Siadajcie - rzekł Carbo więc siadłem na kanapie pośrodku chłopaków. Nie wszyscy wiedzieli o tym co zrobiliśmy i tylko ci co wiedzieli byli z nami w tej chwili. Sami w burgershocie bez wiedzy innych. Dia wybrał odpowiedni kontakt i zaczęliśmy wideo rozmowę czekając na policjanta z drugiej strony.
-Cześć chłopaki - przywitał się z nami neutralnie. -Jak tam na 5city?
-Dobrze, ale nudno bez ciebie przyjacielu - stwierdził Dia.
-Przejdźmy do informacji, które nas interesują - oznajmił Kui.
-A więc jak mówiłeś na Coco jest siedem cmentarzy zwiedziłem cztery z nich dwa razy dla pewności - powiedział - zostało mi do sprawdzenia z trzy cmentarze, ale będąc na szpitalu po tym jak mnie postrzelono w ramie, wypytałem się pani doktor, która uległa pod moją małą manipulacją. Z czego co wiadomo nie było żadnego pogrzebu od ponad dwóch miesięcy ani nie wypisywali żadnych zgonów. - gdy to usłyszałem oparłem się o oparcie kanapy. Czyżbym miał dobre przeczucia od początku?
-Do sedna - ponaglił go wuja.
-Zostały mi trzy cmentarze, ale nie wiem kiedy je obejrzę, bo naprawdę ciężko jest niepostrzeżenie się wymykać, bo ciągle jeździ ktoś ze mną. To 01 czy 02 są mili i pomocni, ale drugi jest czasem wnerwiający i przy nim nie mam szans na luz. Kontroluje mnie od dwóch dni aż za bardzo. Popełniłem błąd chyba w tym iż zacząłem wypytywać o tutejsze mafię - podrapał się po karku.
-Jeśli zrobi się zbyt niebezpiecznie od razu się wycofuj - rzekł chińczyk.
-Jak Lordowie się tobą zainteresują to będzie mała szansa na przeżycie! - powiedział Dia. - Mają dostęp do policyjnej kartoteki co wiąże się, że jeśli znajdą jakiś przypisek gdzie jest mowa o Gregorym to jesteś zgubiony.
-Wiem o tym Rightwill mnie poinstruował jak mam i co mam robić. Postarał się wyczyścić moją kartotekę tak aby była w miarę czysta - odpowiedział, ale nie pocieszyło mnie to gdyż nadal czułem niepokój tym co jest mówione i tym co zostało powiedziane. Nie znalazł grobu i w aktach medycznych nie ma mowy o niczyjej śmieci chyba, że sfałszowali ją, ale to nie ma sensu, bo i tak skazali go na śmierć. Chociaż mogli nie zgłosić śmierci, ale w takim razie gdzie pochowano ciało.
-Czyli jesteś bezpieczny na ten moment - stwierdził Carbo.
-Tak, ale nie wiem na jak długo - westchnął - postaram się jak najdłużej tu przeżyć, bo miasto jest cudowne. Tylko pełne mafii.
-Hank uważaj tam na siebie - odezwałem się poraz pierwszy od całej wideo rozmowy.
-Spokojnie Erwin! Ja nie daje się tak łatwo! Grzesiu mnie tego nauczył - uśmiechnął się słabo.
Czy domysły jednak są prawdą?
Czy życie Hanka jest zagrożone?
2429 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro