Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chwila jak ta nie zdarza się zbyt często

Witam wszystkich serdecznie!
Witam się z wami ten ostatni raz co jest dla mnie przykre, ale niestety trzeba się pożegnać
Za godzinę powinien pojawić się kończący rozdział. Można powiedzieć, że epilog
Dziękuję <3
Spędziłam dwie godziny w urzędzie pracy mnie szlak trafi jasny
Życzę wszystkim miłego dzionka

Perspektywa Erwina

Monte przebrał mi górę i nie podobało mi się to, że zakwestionował mój wybór, ale pocałunek w usta był wystarczającą zapłatą za ten czyn.

-No nareszcie mogę na ciebie patrzeć!

-Bo się jeszcze obrażę na ciebie! - burknąłem na jego słowa, które mi się nie podobały.

-No takie realio - zaśmiał się i popchnął w stronę salonu od razu zauważyłem iż mama Grzesia patrzy się na zdjęcia rozwieszane po ścianie gdy Morte usiadł na kanapie - coś do picia herbaty, kawy, wody?

-Kawy - oznajmił Morte, który był dość markotny, ale może to przez to, że prowadził samochód zaś tu droga nie jest taka szybka.

-Ja poproszę wody - oznajmiła mama Grzesia i uśmiechnąłem się gdyż ją najbardziej lubiłem ze wszystkich no i Marco o nim też nie można zapomnieć.

-Jak minęła wam droga?

-Dobrze - odparł brązowowłosy mężczyzna swemu synowi.

-Macie urocze mieszkanie - powiedziała czarnowłosa kobieta i podeszła do mnie, a jej dłoń delikatnie pogłaskała mnie po głowie co było przyjemne.

-Ddziękujemy Monte dba o to aby było bardziej przytulnej - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do kobiety, która odsunęła się ode mnie.

-Skoro kawalerce mieszkacie to gdzie mu mamy się zatrzymać? - spodziewałem się, że padnie takie pytanie jako pierwsze.

-W apartamentowcu jest mieszkanie Erwina w którym się możecie zatrzymać na tak długo jak chcecie - oznajmił i w końcu pozwoliłem na to więc nie mogłem być zły iż zamieszkają w mym domku.

-Daleko?

-Kilka przecznic dalej, ale jest w centrum miasta jeśli można tak to nazwać - odezwałem się - widok jest bombowy.

-Na pewno się wam spodoba - uśmiechnął się do rodziców, a ja podszedłem do niego i musnąłem jego policzek. Chciałem coś mu powiedzieć, ale zaczął dzwonić telefon więc westchnąłem wyciągając go.

-To Kui muszę odebrać - odpowiedziałem i wyszedłem na balkon w naszym pokoju - no co chcesz wuja?

-Mamy kolejną rzecz do galerii - powiedział i brzmiał na bardzo radosnego w sumie też chciałem się cieszyć, ale nie mogłem. Nie byłem w stanie gdyż pewnie teraz zwołał bym ekipę i zaczęli napad lecz nie mogłem, bo byli rodzice Grzesia. Chciałem jednak aby jego ojciec mnie choć trochę bardziej zaakceptował. Oczywiście po dwóch godzinach jechaliśmy moim Coil Raidenem w stronę apartamentowca by pokazać i przekazać kluczyki do mego mieszkania. Zaparkowałem na swoim miejscu, a obok mnie stanął ojciec Grzesia. Nie sądziłem iż kiedykolwiek będę udostępniać swoje mieszkanie.

-Spore to jest - mruknął Duarte na co się zaśmiałem i ruszyłem z Grzesiem do windy. Po chwili stanęliśmy przed mieszkaniem i otworzyłem je.

-Ooo myślałam, że będzie to jakieś ciemne mieszkanie!

-Nie trafiłaś mamo - zaśmiał się Grzesiu - całe mieszkanie jest do waszej dyspozycji oprócz tego tu pokoju, który służy na rzeczy Erwina.

-Rozumiemy iż będziesz tu wpadać?

-Na czas waszego przyjazdu zaprzestaje napadów na organizację czy innych mafijnych spraw - odpowiedziałem - nie chcę wam przeszkadzać.

-Z pewnością nie przeszkadzał byś - powiedziała Tilia i uśmiechnąłem się lecz zdecydowałem, a przy okazji spędzę trochę czasu z Monte.

-Potrafią zrobić kilkanaście prób w jednym dniu więc by wpadał co kilka godzin - stwierdził Monte, a ja zauważyłem iż Duarte wszedł do pokoju gościnnego. Oczywiście po pokazaniu im mieszkania oraz zebrania ich na oprowadzenie po mieście pokazaniu najważniejszych miejsc oczywiście zatrzymał nas Hank twierdząc iż przejechałem na czerwony, ale musiał sobie on pogadać z Grzesiem o czymś.

-Hank kurwa dajesz mi ten mandat?

-Nie oszukujmy się Erwin, ale nie pamiętam kiedy ty zapłaciłeś za mandat na czas!

-Sami sobie to pobieracie doliczając do moich wyroków! - odpowiedziałem.

-Miło cię widzieć młodzieńcze!

-Dobry proszę pani - przywitał się, a z jego radia można było usłyszeć iż potrzebują go więc po chwili mogliśmy jechać dalej. Oczywiście po kilku godzinach na wspólnej zabawie jak to można powiedzieć. Pani Tilia była zafascynowana gdy jej mąż był tak średnio zadowolony. Po tym dniu minęły dni szybko i nawet nie wiedziałem kiedy jest już środa, a Monte wydawał się mocno zdenerwowany od samego rana.

-Powiesz mi o co chodzi? - burknąłem nie wiedząc, dlaczego jest taki zdenerwowany.

-Mam coś do załatwienia kochanie - pocałował mnie w czoło gdyż jadłem obiad jeszcze - masz po mamę pojechać, bo chciała go galeri jechać, a tata chce z Leonem coś załatwić nim pojedzie do rodziny.

-Pojedzie... Do rodziny?

-Ma zamiar poznać bardziej rodzinę wiesz chyba o co chodzi - oznajmił, ale ja nie za bardzo rozumiałem o co tu chodzi.

-Okey - odpowiedziałem, ale byłem dosyć podejrzliwy co chyba od razu zauważył - powiesz mi co z rana robiłeś?

-Wiesz miałem coś do załatwienia - odparł omijając me pytanie, co mi się nie spodobało gdyż miałem wątpliwości. Był taki od kilku dni co mnie denerwowało i powodowało panikę gdyż oznaczało to kilka rzeczy. Może Monte dobrał sobie słowa jego ojca i ma kogoś na boku bądź robi coś nieodpowiedzialnego lub pomaga komuś w czymś. Jednak najbardziej przerażało mnie to iż mógł mnie zostawić mimo jego zapewnień, że nigdy tego nie zrobi. Chyba zrobiłem się trochę lękliwy przez ojca Grzesia, który nadal nie pałał do mnie  pozytywnymi emocjami.

-Yhym - mruknąłem cicho, a on pogłaskał mnie po głowie.

-Jadę już, a ty nie zapomnij, że z mamą miałeś jechać!

-Nie zapomnę, bo zaraz też muszę wyjść - poinformowałem go gdy on praktycznie był ubrany do wyjścia. Dojadłem swoje śniadanie i odłożyłem talerz do zlewu, a następnie podjechałem pod apartamentowiec gdzie czekała na mnie pani Tilia. - Dzień dobry pani Tilio!

-Erwin dziękuję, że zgodziłeś się na to aby mnie zawieść do galerii tutaj i spędzić trochę czasu ze mną! - uśmiechnęła się, a ja zerknąłem na nią ze zdziwieniem gdyż myślałem, że tylko ją tam zawożę. Jak widać nie za bardzo.

-Nie ma sprawy! - odpowiedziałem drapiąc się po karku i po chwili ruszyliśmy do galerii, ale nie sądziłem, że małe zakupy mogą być takie długie. - Ile jeszcze będziemy chodzić? - spytałem, ale ona spojrzała na telefon i do kogoś napisała olewając me pytanie.

-Możemy wracać! - powiedziała na co zmrużyłem oczy, bo coś mi tu nie grało. Po co patrzyła na telefon i kto do niej pisał w takim razie. Czułem niepokój, a nie lubiłem go czuć. Wsiadłem do samochodu wraz z mamą Monte i ruszyłem do ich tymczasowego mieszkania. - Wydajesz się być spięty - zaczęła niepewnie.

-Zdaje się pani.

-Nie zdaje mi się Erwin - oznajmiła na co westchnąłem cicho, bo miała rację.

-Grzesiu wydaje się być ostatnio bardzo zajęty i nie chcę mi mówić co robi - mruknąłem cicho zaciskając dłonie na kierownicy - boję się po prostu, że coś zrobiłem nie tak, a on nie chce mi powiedzieć.

-Nic nie zrobiłeś jak będziesz w domu to się przekonasz - powiedziała i spojrzałem na nią.

-Co jest w domu?! - zainteresowała mnie tymi słowami i naprawdę poczułem jak moje dziecko w środku mnie robi się niecierpliwe uruchamiając ADHD.

-Tego nie mogę zdradzić - odpowiedziała więc ruszyłem szybko do apartamentowca by ją odstawić, a gdy to się stało od razu ruszyłem do domu. Zaparkowałem na tyle i szybkim krokiem szedłem przez korytarze do góry. Po chwili otworzyłem drzwi do mieszkania i nic nie zobaczyłem. Westchnąłem zdegustowany i wszedłem do naszego pokoju, a na łóżku widziałem ułożony w kostkę czerwony garnitur, chociaż raczej spodnie i koszule oraz czerwoną różę. Zaskoczony podszedłem do tego i zauważyłem karteczkę.

Zaskoczony czytałem ją kilka razy, ale totalnie nie miałem pojęcia o co w tym chodzi ubrałem się więc w ciuchy, które przygotował dla mnie Monte i zdziwiłem się gdyż teraz zobaczyłem z tyłu kartki słowa bym wyszedł przed blok. Zrobiłem więc to zamykając mieszkanie. Przy sobie miałem telefon i klucze, a nawet nie sądziłem, że dziś gdzieś jeszcze będę się wybierać. Wyszedłem z klatki schodowej i zaskoczyłem się widząc opartego o samochód Die.

-Dia co tu robisz? - spytałem mocno zdziwiony jego obecnością tu.

-Mam dla ciebie podpowiedzi jak i mam być twoim przewodnikiem gdybyś się zgubił!

-O co w tym wszystkim chodzi? - burknąłem marszcząc brwi.

-Nie mogę powiedzieć bracie po prostu słuchaj słów, które są na kartce!

-Gdy pierwszy raz ujrzałem cię, nie sądziłem, że zatracę w twych oczach się! - przeczytał z takiej podobnej kartki co ja miałem.

-Nie rozumiem - mruknąłem, a on podał mi kartę bym mógł spojrzeć na nią.

-Pomyśl jak się poznaliście - oznajmił, a ja zmrużyłem powieki nie widząc co mam powiedzieć. Zamknąłem oczy zastanawiając się, bo w swoich oczach zatraciliśmy się od samego praktycznie początku. Miał takie hipnotyzujące czekoladowe oczy w których potrafiłem się zatopić i nie chcieć wracać. Wiele miejsc przeszło przez moje myśli, ale pierwszy raz spojrzeliśmy sobie w oczy na banku gdy on jako 01 negocjował warunki.

-Bank? - mruknąłem cicho patrząc się na brata gdyż sam stwierdził, że jest mym przewodnikiem.

-Możemy pojechać tylko na który?

-Na kwadraciaku - oznajmiłem, bo w końcu on był pierwszym, który obrabowaliśmy.

-Dobra to pakuj się do auta - rzucił mi kluczyki do samochodu więc przejechaliśmy kawałek dalej i stanąłem przy banku od razu idąc do środka. Wiedziałem co mam szukać, ale nie wiedziałem gdzie dokładnie będzie jego kolejna kartka. Wszedłem do środka i na spokojnie zacząłem szukać wzrokiem podpowiedzi.

-Dzień dobry pan zapewne Knuckles pan Montanha zostawił to dla pana - podszedłem do okienka gdzie był bankier, który podał mi coś przez okienko.

-Dziękuje! - wziąłem w dłoń karteczkę i od razu wyszedłem z budynku wsiadając do auta gdzie czekał Dia. Spojrzałem na kartkę uważnie przyglądająć się jej.

-Grzesiu to chyba odkrył w sobie poetę - zaśmiał się Dia, ale wcale nie wydawał się zaskoczony więc musiał widzieć te kartki wcześniej.

-Co mógł stracić ważnego? - mruknąłem do siebie i teraz zauważyłem obok dwa małe kwadraty, które o dziwo były inne od tych wcześniejszych. Spojrzałem do tyłu, ale nic nie pisało więc zerknąłem ponownie i patrzyłem się na kartkę.

-Jeśli nie wiesz to mogę ci pomóc! - powiedział braciak na co się uśmiechnąłem do niego.

-Dam sobie radę - oznajmiłem i główkowałem nad odpowiedzią - tylko stracił wiele rodzinę, przyjaciół czy młodość.

-To nie w tym kierunku musiał coś stracić, ale zyskał kogoś.

-Kogoś - mruknąłem si skupiłem się na mniejszych kwadracikach gdzie była sylwetka mężczyzny i koc - zakon! Tam Monte dał mi swój koc. Koc, który znaczył dla niego wszystko, ale jednak pozwolił mi go zatrzymać.

-No to jedziemy na zakon!

-Ale oddałem kluczyki na zakrystię - mruknąłem cicho patrząc się na ciemnoskórego.

-Na pewno gdzieś tam jest podpowiedź na dalszą drogę! - powiedział z uśmiechem na ustach więc też musiała być tam podpowiedź. Ruszyłem szybko w stronę zakonu, który służył nam bardzo długo, ale zaprzestaliśmy go używać praktycznie. Był już nie potrzebną przykrywką. Po kilku minutach jazdy stanęliśmy przed zakrystią i na drzwiczkach widziałem przyklejoną karteczkę, którą ściągnąłem.

-A to jest już proste! Chodzi o nasz dach nasz kochany morwinowy - uśmiechnąłem się, bo pamiętałem dobrze swoje urodziny na nim. Wtedy patrzyliśmy w dal na światła miasta i świętowaliśmy moje urodziny.

-To ci szybko poszło! - stwierdził, ale szybko wpadł do auta gdyż sam biegiem wpadłem za kierownicę. Chciałem już skończyć te pochody i w końcu usłyszeć od Monte co wymyślił.

-To chyba dobrze? - mruknąłem marszcząc brwi, bo jego słowa mnie trochę zbiły z tropu.

-Tak oczywiście! Jedziemy na ten wasz dach siwy! - entuzjastycznie odpowiedział, ale ja nie czułem już takiego podekscytowania. Czułem lek, bo co jeśli to ma być coś złego. Ostatnio nie był sobą może nie jestem już tak wystarczający albo znudziłem się mu. Zaczynałem mieć wątpiliwości i złe myśli nad którymi nie umiałem zapanować. Meteor street jak zwykle był spokojną ulicą i podjechałem od tyłu po chodniku nie chcąc mi się iść po schodach do drabiny. - Mogę z tobą na górę?!

-Lepiej nie Dia trzeba umiejętnie przejść przez wąski daszek lepiej zostań jakby mi coś się stało dobrze?

-Uważaj na siebie w takim razie! - odparł, a ja wysiadłem z samochodu od razu ruszyłem po drabinie w górę, ale nie czułem się pewny idąc po daszku. Ma to być jakaś niespodzianka, ale co to ma być. Nie chciałem by było to coś złego. Przeszedłem ostrożnie i szukałem kartki, która o dziwo była przyklejona do podłoża.

-To szpital, bo tylko tam bywał tak często, a ja razem z nim lub razem byliśmy skazani na szpital lecz mieliśmy tyle czasu dla siebie - uśmiechnąłem się słabo i spojrzałem na miasto słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Wziąłem głęboki wdech i wydech, bo gdyby nie szpital nie odważylibyśmy się spać ze sobą czy okazywać sobie większych uczuć - mam nadzieję, że to co szykujesz Monte nie będzie końcem nas.

-I jak masz podpowiedź? - spytał się mnie Dia gdy wsiadłem do auta.

-Tak na szpital mamy jechać - mruknąłem cicho i wyjechałem na ulicę. Na szczęście budynek był blisko więc nie zajęło to nam dużo czasu. Stanąłem na miejscu parkingowym i ruszyłem do szpitala gdzie w holu stał Bartuś.

-Hej Knuckles miałem ci to przekazać byś nie musiał chodzić po całym szpitalu - uśmiechnął się do mnie zielonooki i wręczył mi karteczkę.

-Dzięki! - wziąłem od niego podpowiedź i pomachałem mu uciekając do auta.

-I co masz?

-Mam - pokazałem mu ją i zacząłem czytać - wyruszyłeś hen w dal...

-A to ciekawe - odparł Dia, ale ja nie rozumiałem tego totalnie wyjechałem po niego, ale co ja mam jechać na teren Lordów by zdobyć kartkę bądź do rodziców.

-Nie ciekawie nie wiem o co chodzi! Zaś te podpowiedzi nic mi nie mówią! - warknąłem niezadowolony.

-Tu Grzesiek stwierdził, że możesz mieć problem więc ci mogę podpowiedzieć podpowiedź.

-Mów - westchnąłem.

-Samochód - zmarszczyłem brwi patrząc się na niego jak na idiotę.

-Ten?

-No gdzieś tu jest kolejna podpowiedź - oznajmił więc zacząłem przeglądać schowki oraz tył i każdy możliwy zakamarek. Nawet otworzyłem maskę samochodu aż na koniec zostawiłem bagażnik. Byłem zagotowany gdy okazało się, że ona po prostu sobie leżała na widoku.

Jednak gdy zobaczyłem co na niej piszę moje serduszko zabiło mocniej, a uśmiech pojawił się na mych ustach.
Lecz nie wiedziałem co dalej mam robić więc wsiadłem na miejscu kierowcy i spojrzałem na Dię, który uśmiechał się do mnie.

-I tu moja kolejna jest rola brat. Ostatnią kartę posiadam ja odpowiedź gdzie zaprowadzę cię ja więc przesiadka!

-Dobra - odpowiedziałem i usiadłem na miejscu pasażera, a Dia wyciągnął z kieszeni kartkę.

-Powinienem ci ją przeczytać, ale sądzę iż lepiej odbierzesz ją jak sam zerkniesz - oznajmił więc wziąłem ją od niego, a on wyjechał, ale nim to zrobił wysłał do kogoś SMS.

Patrzyłem się w kartkę i na małe podpowiedzi. Wiadomo iż chodziło o morze, ale mieliśmy całkiem spory odcinek miasta gdzie było ono więc nie dziwiło mnie to, że brat miał zamiar mnie zawieźć na miejsce. Patrzyłem się na miasto przez które jechaliśmy i minął rok odkąd znałem Monte, a czułem się jakbym znał go całe życie. Nie wyobrażałem sobie tego aby żyć samemu bez niego i przetrwaliśmy próbę czasu wierności, a na dodatek nadal jesteśmy ze sobą. Miałem cichą nadzieję, że tak zostanie już na zawsze, bo niepokoiło mnie jego ostatnie zachowanie, które było bardzo dziwne i niestandardowe. Od razu zauważyłem, że wyjeżdżamy z miasta i spojrzałem na brata.

-Gdzie jedziemy? - zapytałem, ale on nic mi nie odpowiedział tylko prowadził na Paleto z tego co zauważyłem. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, ale w końcu stanęliśmy przy parkingu gdzie jak dobrze pamiętam było zejście na dół, a klifie były domki do wynajęcia.

-To tu chyba poznajesz to miejsce?

-Tak - mruknąłem i wysiadłem z samochodu - Nie idziesz ze mną?

-Wiesz Erwin sądzę, że będę wam tylko przeszkadzać, a ja jadę do domu, bo wyjeżdżam do rodzinnego domu! - poinformował mnie i zmarszczyłem brwi na pierwszą część jego słów, ale zrozumiałem iż on też ma rodzinę do której trzeba pojechać.

-To miłego Dia trzymaj się i odpocznij z rodziną! - uśmiechnąłem się do niego, a on odwzajemnił mój uśmiech.

-Ty też - odparł mi i odjechał w stronę miasta więc ja niepewnie ruszyłem w stronę zejścia w dół, które było zbudowane z drewnianych bali.
Tak jak pamiętałem na samym dole był drewniany parkiet centralnie pod skarpą. Nic, a nic tak naprawdę się nie zmieniło nawet mini barek czy domki. Będąc tu drugi raz dalej widok zapierał dech w piersiach i teraz zauważyłem stojącego Grzesia wpatrzonego w fale. Powoli schodziłem po schodach i teraz zauważyłem, że do niego wiedzie dróżka z czerwonych oraz złotych kwiatów. Zarumieniłem się na to gdyż taka mała rzecz, a ile już we mnie emocji buzowało.

-Monte? - mruknąłem cicho podchodząc do niego, a on spojrzał na mnie swoimi brązowymi cudownymi oczami niczym gorąca czekolada.

-Ciesze się, że przyjechałeś i przepraszam za te zagadki, ale wiedziałem iż z mamą nie dasz rady wytrzymać tyle ile będziesz musiał z tego czasu co był mi potrzebny.

-Jak zawsze myślisz do przodu - zaśmiałem się cicho i teraz zauważyłem, że jest w granatowym garniturze, który pięknie opinał się na jego wyrzeźbionym ciele.

-Tak masz rację - odpowiedział i złapał mnie za dłonie - Erwin chciałbym aby ten wieczór był dla nas wyjątkowy dla naszej dwójki.

-Każdy wieczór przy tobie jest wyjątkowy - odpowiedziałem widząc jak wypatruje się we mnie zakochanym wzrokiem.

-Chciałabym aby tak było do końca - oznajmił i opadł na piasek przede mną - Erwin.

-Grzesiu co robisz? - spytałem zaskoczony iż coś takiego robi, ale z drugiej strony moje serce biło mi niesamowicie szybko, bo nic złego nie miało się stać. To była przyjemna niespodzianka dla mnie, która chyba nie kończyła się na romantycznym momencie sam na sam na plaży i w swoich objęciach.

Co Grzesiek właśnie chce zrobić?
Czy teraz zasługują na szczęśliwy koniec?

2787 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro