Chciałbym zaufać
Witam serdecznie wszystkich w czwartkowym rozdziale!!!
Co tam u was? Pogoda dopisuje czy też nie?
Jutro macie wolne czy jednak nici z długiego weekendu?
Zbliżamy się małymi kroczkami do maratonu!!! Oj będzie się działo biorąc pod uwagę, że dość szybko przyspieszymy akcję!
Co mogę powiedzieć miłego dzionka wszystkim życzę!
Perspektywa Grzesia
Stałem patrząc w niebo. Miałem kontrolę całkowitą nad wspomnieniem w którym się znalazłem, ale co to za życie. Wszyscy są tu tacy prawdziwi, ale nie mogę wiecznie spać. Patrzyłem się w niebo siedząc przy zgaszonym już ognisku. Chciałbym być przy Erwinie, ale on żył, a raczej miałem taką nadzieję, że żyje. Westchnąłem cicho i spuściłem wzrok na swoje dłonie. Byłem teraz Lordem byłem jednym z rodziny. Nie powiem, że nie kocham tej rodziny, bo tęskniłem za nimi w jakiś sposób, ale aby przeżyć musiałem uciec choć rozłąka bolała. Teraz tęsknię za tym co straciłem gdy zyskałem po ucieczce. Wiem, że ojciec nie pozwoli mi na szczęście i choćbym chciał je wywalczyć to nie mam nic do powiedzenia. Erwin nigdy nie wybaczy mojemu ojcu za zabicie jego lidera więc jestem winny tego samego przestępstwa. Jednakże tęsknię i w cholerę tęsknię. Wiem jednak, że nic z tym nie zrobię. Skontaktowanie z nimi to głupota, a oznajmienie, że żyje jeszcze większa. Siedząc w swoim umyśle zrozumiałem, że nie ma sensu walczyć skoro i tak nic się nie zmieni. Kui obiecał mi, że nigdy nie zaatakuje Lordów więc obydwie grupy są bezpieczne. Może powinienem się po prostu poddać temu co tu jest, bo i tak bez sensu walczę.
-O co w ogóle walczę skoro nic nie zyskuję, a ciągle tracę? - spytałem samego siebie i zamknąłem oczy. -
Mam nadzieję, że wybaczysz mi to Erwin i na nocnym niebie odnajdziemy siebie gdzie zawsze będziemy już ze sobą połączeni duszami mimo kilometrów między nami, będziemy ze sobą kiedyś pośród konstelacji gwiazd nie będzie nic prócz nas. Może spotkamy się tam na niebie jeśli przeżyje te wszystkie męki. - Przeszedłem do domku i spojrzałem na Erwina śpiącego w "moim" łóżku. Powoli podszedłem do niego i pocałowałem go w czółko. -Kocham cię, ale musimy chyba pozwolić sobie odejść - wszystko zaczęło się rozmazywać gdyż mimo bólu w sercu musiałem obudzić się z tego życia na jawie. Gdzieś tam jest on, nie tutaj i tylko zrobiłbym krzywdę sobie zostając tu.
Otworzyłem oczy i musiałem je zamknąć. Światło było rażące i męczące, ale musiałem się przyzwyczaić do tego. Zastanawiało mnie ile pogrążony byłem w śnie, ale gdy zauważyłem ojca przy sobie aż się zdziwiłem. Z jego oczu i ruchu ciała wyczytałem iż się martwił, to pewnie mama była przerażona tym co się ze mną działo. W sumie to nie był pierwszy raz gdy sam wprowadziłem się w chwilową śpiączkę, ale nie było to łatwe zadanie. Ojciec wyszedł na korytarz, a po chwili wrócił. Po chwili do pokoju wpadła mama z jedzeniem, które podała brązowo włosemu. Znalazła się przy mnie i pogłaskała mnie po głowie aby następnie pocałować w czółko.
-Nie rób nam czego takiego więcej dobrze? - powiedziała cicho, a w jej oczach widziałem ulgę, chociaż ciało było nadal spięte z nerwów.
-Yhym - mruknąłem słabo patrząc się w jej niebieskie oczy. Były ostoją spokoju jak niebo w które lubiłem patrzeć i może dlatego ojciec miał taką słabość do mamy, a ja miałem słabość do złotych tęczówek, które błyszczały jak mówił o napadach bądź mógł robić to co lubił albo gdy byliśmy w łóżku i kochaliśmy się namiętnie. Chciałem się podnieść, ale byłem osłabiony. Mama pomogła mi się podnieść i oprzeć o zagłówek łóżka. Po chwili gdy na tą chwilę się zawiesiłem zobaczyłem jak mama nakłada na widelec jajecznicę. Oznaczało dla mnie to tylko jedno. -Nie jestem głodny - odparłem mimo tego iż mój żołądek domagał się jedzenia.
-Gregory jeśli nie będziesz jeść nie będziesz mógł normalnie funkcjonował. Doprowadziłeś się znowu do stanu po rozstrzelaniu - rzekł ojciec jedząc swoją porcję śniadania - masz jeść! Dwa dni spałeś i tylko dostawałeś kroplówkę abyś się nie odwodnił.
-Twój ojciec ma rację - poparła go mama - musisz jeść - podsunęła pod moje usta widelec z jajecznicą. Nie chciałem być karmiony, ale ledwo siedziałem nawet na dupie. Mój organizm błagał o pomoc gdy rozum odmawiał. Spuściłem wzrok i wziąłem w usta widelec. Byłem zmęczony, ale tata ma rację sam się skazałem na to. Mama uśmiechnęła się do mnie i karmiła mnie szczęśliwa, że w końcu jem. Zjadłem całą jajecznice aż mój brzuch był pełny i zadowolony w końcu, że zjadłem. Czułem na sobie wzrok ojca i nie potrafiłem wyczytać nic z niego co mnie delikatnie martwiło. Mama wyszła z pokoju odłożyć naczynia do kuchni więc zostałem z ojcem sam na sam. Bałem się odezwać i spojrzeć na niego. Usłyszałem jak wstaje z fotela przez to zagryzłem wargę od wewnątrz i zamknąłem oczy bojąc się, że dostanę w twarz. Jednak gdy poczułem jego dużą, delikatnie szorstką dłoń, która ostrożnie pogłaskała mnie po głowie. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc co się dzieje.
-Bądź dobrym synem i nie rób zmartwień mamie hmm? - powiedział spokojnym głosem.
-Ddobrze - zająknąłem się widząc coś więcej w brązowych oczach ojca.
-Powiedz mi - usiadł na skraju łóżka i zabrał dłoń - dlaczego tak bardzo chronisz rodzinę z tamtego miasta - gdy to powiedział zaniemówiłem, bo nie miał prawa widzieć. -Marco wygadał za dużo - dodał widząc moje zdezorientowanie.
-Nie wierzę aby powiedział - wyszeptałem czując jak robi mi się słabo, bo nie po to tyle ryzykowałem swym życiem aby on dowiedział się wszystkiego.
-Powiedział więc teraz pytam na spokojnie - stwierdził - co takiego do zaoferowania miał Mokotów, że do niego dołączyłeś będąc psem? - milczałem nie chcąc mu odpowiedzieć - Śmiałeś się z Owena, że jest moim pieskiem na smyczy więc?
-Nigdy nie zdradziłem policji - powiedziałem cicho i patrzyłem się w ojca oczy w których zobaczyłem zdziwienie.
-To dlaczego nazywasz ich rodziną? Dlaczego w takim razie ich wyznałeś zamiast mafii Lordów. Jesteś jak ja nawet jeśli różnimy się od siebie w swoim zachowaniu i postępowaniu. W twoich żyłach zawsze płynęła krew Lordów, nie mogłeś się tego aż tak wyrzec skoro znalazłeś mafię do której dołączyłeś - mówił to z takim spokojem gdy wszystkie inne rozmowy między nami były pełne krzyków i nienawiści. - Dlaczego oni?
-To odpowiedz mi dlaczego miałem wybrać Lordów skoro co tylko pamiętam to ciebie z kijem przez który prawie umarłem tamtego wieczoru. Złamałeś mi żebra i przebiłeś płuco - powiedziałem ciężko przełykając ślinę, bo mógł się wkurzyć na te słowa - jedyne co pamiętam w tej mafii to tylko to, że nigdy nie byłeś wystarczająco zadowolony ze mnie mimo tego, że starałem się jak mogłem. Chciałem sprawiedliwości wobec wszystkich - oparłem głowę bardziej o zagłówek - chciałem po prostu być sobą.
-I co znalazłeś tam tego co szukałeś i nie było tutaj?
-Tak - spuściłem głowę - teraz na nowo zostało mi to odebrane. Nie zdradzę rodziny, nie powiem ci niczego. Nie ma szans i dobrze o tym wiesz, ale nie dociera to do ciebie.
-Dlaczego jesteś taki uparty? - burknął - Nie wróci to już co było więc dlaczego nie powiesz kto i gdzie.
-Rodziny się nie zdradza - odparłem - nie zdradziłem nikogo nigdy i nie mam zamiaru. Obiecałem i słowa dotrzymam - zamknąłem powieki trochę bojąc się reakcji ojca.
-Czyli nie zmieniłeś się w ogóle - odparł na co kiwnąłem głową i czułem parcie na pęcherz, ale wiedziałem, że nie jestem w stanie sam pójść do ubikacji. Niepewnie spojrzałem na ojca i zastanawiałem się jak powiedzieć mu to. -O co chodzi? - spytał jakbym przeczuwając, że coś chce.
-Ppotrzebuje do WC - mruknąłem bardzo cicho. Nie ufałem mu, ale nie potrafiłem inaczej skoro oni tu byli oznacza, że nie ma Marco, który pomagał mi chodzić do łazienki, a trzymać nie mogłem, bo nie byłem w stanie. Usłyszałem ciche westchnięcie wydobywające się z ust ojca, który wstał i spojrzał na mnie, a następnie ściągnął ze mnie koc. Jego dłonie wsunąły się za moje plecy i nim zorientowałem się o co chodzi on wziął mnie na ręce. Niepewnie wtuliłem się w ojca gdyż bałem się, że mnie upuści. Nie widziałem czy jestem zdolny aby stać w miejscu czy też chodzić skoro miałem wątłe ręce. Nie minęła chwila, a byliśmy już w łazience i z pewnością dziwnie to wyglądało iż ojciec trzymał mnie jak dziecko.
-Masz radę ustać?
-Chyba - odparłem, a on postawił mnie na płytach przy ubikacji, ale nogi ugięły się pode mną i gdyby nie jego ręka to pewnie bym upadł.
-Nie dasz - stwierdził dobijając mnie tym.
-No wiesz co nie zauważyłem - odwarknąłem stojąc przy jego pomocy.
-Załatwiaj potrzebę, a nie, bo mimo iż nie jesteś ciężki to jednak nie jest wygodnie się ciebie trzymać.
-Myślisz, że to tak łatwo wyciągnąć fiuta z gaci gdy nie czujesz rąk? - odgryzłem mu i w końcu udało mi się wyciągnąć napuchniętego członka, który chciał w końcu zaznać ulgi. Po chwili poczułem ją gdy nadmiar wody, który zgromadził się we mnie został uwolniony w postaci moczu. Nie przejmowałem się tym iż ojciec może mi patrzeć się na mój sprzęt, bo w końcu mieliśmy to samo, a na dodatek nie przejmowałem się tym gdyż nie czułem wstydu gdy chodziło o nagość. Po chwili w końcu mogłem odetchnąć z ulgą gdy opróżniłem się, a po chwili umyłem dłonie po załatwieniu potrzeb. Ojciec w ciszy bez odzywania się przytrzymywał mnie aż wróciliśmy do pokoju i przy jego pomocy wróciłem do łóżka. Przykryłem się kocem, a następnie zamknąłem oczy. Byłem zmęczony tą nagłą wyprawą do toalety aby się załatwić no, ale innego wyboru nie było. Nie wiem nawet kiedy dopłynąłem pod kocem, pozwalając swojemu organizmowi na odpoczynek. Mimo tego jednak mój mózg wyłapywał to co dzieje się wokół.
-Zasnął? - usłyszałem cichy głos mamy.
-Tak, byliśmy w toalecie - odparł - to go wymęczyło - prychnął i jak dobrze go znam to przewrócił oczami.
-Nie dziw się mu jest osłabiony - powiedziała mama stojąc po mojej stronie.
-Od zawsze popierałaś moje zdanie i decyzję, ale gdy pojawił się Gregory to jesteś ciągle za nim. Chłopak nie ma pięciu lat.
-Ale nie widziałam go przez osiemnaście lat, a już jutro będzie miał już trzydzieści siedem lat - westchnęła - straciliśmy coś bezpowrotnie kochany.
-Co takiego?
-Możliwość widzenia jak nasz syn staje się tym kim się stał - rzekła - i możesz mówić co chcesz ja jestem z niego dumna, że poszedł na policjanta.
-Natomiast ja nie jestem - odpowiedział i wyszedł z pokoju gdyż było słychać trzask zamykanych drzwi. Pochłonął mnie mrok i głęboki sen gdyż poczułem się pewniej w obecności tylko matki.
Zaufanie ciężko zdobyć tak samo jak łatwo je stracić. Nie miałem za grosz zaufania do osoby, która chciała mnie zabić i krzywdziła mnie z powodów błahych. Poczułem delikatny dotyk na swojej głowie więc z lekkim oporem uchyliłem powieki. Mimo spania prawie 48 godzin to umysł jak i ciało było bez sił do funkcjonowania. Może przez to iż chwila w wspomnieniach przypomniała mi bardziej ten czas gdy ja i Erwin nie byliśmy razem, ale już wtedy coś ciągnęło nas do siebie. Piękne wspomnienia i takie już zostaną. Ja i on tylko wspomnieniami, które nie będą już realne.
-Obiad musisz zjeść - odezwała się mama, która mnie obudziła. Na talerzu widziałem ziemniaki, marchewkę z groszkiem oraz kawałki duszonego mięska w sosie.
-Muszę? - spytałem chociaż czułem jak żołądek mi się kurczy i domaga się jedzenia gdy przypomniałem sobie ranną rozmowę z ojcem. Miałem nie robić przykrości mamie i normalnie jeść. Pomogła mi się podnieść abym oparł się o zagłówek.
-Musisz Gregi - odpowiedziała i podsunęła pod usta moje widelec z jedzonkiem. Nie lubiłem karmienia, ale nie było w sumie wyboru. Zacząłem grzecznie jeść mimo iż gdzieś w połowie jedzenia miałem dosyć to nie chciałem jej robić przykrości tym iż odmówię. Zmieściłem w ten sposób cały obiad jak nigdy przez okres od powrotu do domu nie zjadłem aż tyle. -No widzisz zmieściłeś wszystko.
-Yhym - mruknąłem i zsunąłem się pod kocyk.
-Lekarz powinien za godzinę być aby sprawdzić cię - oznajmiła - więc nie zaśnij dobrze? - podała mi telefon i zdziwiłem się widząc mój telefon. -Ojciec nie chciał ci dawać, ale masz prawo do posiadania swojej rzeczy. Niestety masz nowy numer telefonu i zostało wykasowane wszystko dla bezpieczeństwa.
-Rozumiem - mruknąłem i wziąłem w dłoń telefon. Od ponad miesiąca nie miałem go w dłoni i było to dziwne uczucie.
-Nie rób głupot tylko dobrze? - mruknąła, a ja kiwnąłem głową odblokowując telefon. Od razu zauważyłem zdjęcie mojej corvetty, które kiedyś zrobiłem w czasie ulewy gdy zachodziło słońce.
-Kto robił reset?
-Twój brat - odparła - chociaż ojciec chciał przejrzeć wszystkie informacje zawarte w telefonie. Nie pozwolił on na to. Co takiego miałeś na nim?
-Wspomnienia, które już nie wrócą nigdy - powiedziałem smętnie patrząc w galerię gdzie niczego nie było. Pusta galeria bez moich zdjęć, zdjęć ludzi, którzy byli częścią mej rodziny i nie tylko. Telefon był wyczyszczony, a nawet na twitterze miałem stare konto, które powstało za dzieciaka.
-Wiesz synu wspomnienia to coś pięknego, ale też bolącego - rzekła wstając z łóżka - jednak wspomnienia czasem trzeba przeżyć na nowo aby zobaczyć co się zyskało w życiu, a co może być jeszcze przed tobą.
-Chciałbym aby nic się nie zmieniało mamo - mruknąłem cicho - nic nie zastąpi mi tak wiele chwil za którymi tęsknię. Chciałbym po prostu wiedzieć co z wszystkimi, których opuściłem. Jednak jeśli będę chciał wiedzieć to będą zagrożeni przeze mnie. Ojciec nie odpuści mi tego.
-Dlatego wyznałeś Mokotów? - spytała - Aby chronić tych co nie uchronią się sami przed twoim ojcem?
-Tak - spojrzałem na nią - ojciec od zawsze nienawidził ich. Jednak nie sądziłem, że był zdolny zabić lidera Mokotowa po to aby nie mieć konkurencji - westchnąłem i przymknąłem powieki.
-Ojciec zawsze był zdolny do wszystkiego - stwierdziła - tylko wyłącznie aby chronić nas.
-Jakby dogadał się z nimi to nie byłoby wojny, a siłą chciał zmusić do poddania się i daniny. To nie jest dobre mamo, to nie jest lider za którym ludzie, by chcieli podążać - powiedziałem to co myślałem gdyż przy niej przynajmniej mogłem choć trochę pokazać siebie - to nie jest lider, któremu da się ufać.
Czy Gregory zrezygnował z Erwina?
Czy Duarte wykorzysta informacje na swoją korzyść?
2218 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro