Rozdział urodzinowy.
Katja
Zasłoniłam usta patrząc jak Thomas próbuje wstać z podłogi. Alaric stał wkurzony i wbijał we mnie swoje spojrzenie. Dopiero gdy chwycił mnie za ramię i obrócił do siebie zwróciłam na niego uwagę.
- Co to miało znaczyć? - warknęłam próbując wyrwać się z jego mocnego uścisku. Niestety był ode mnie silniejszy i nie miałam najmniejszych szans się wydostać.
- To raczej ja powinienem się o to ciebie spytać. Już cię uwolniłem a ty już się puszczasz - odwarknął mi wbijając we mnie swoje złote oczy. Nie wytrzymałam i spoliczkowałam go wolną ręką. Wpatrywałam się w ślad swojej dłoni na jego skórze. Dotknął miejsca gdzie go uderzyłam i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Co ty mówisz? ! Chodzi ci o ten telefon? Thomas odebrał szybciej ode mnie, nie wiedziałam, że to powie. Alaric! - ale on nie słuchał, puścił mnie i zaczął krążyć niczym wilk wokół mojego rannego przyjaciela. Starałam się go od niego odciągnąć ale to jak przeciąganie się ze skałą. Musiałam szybko coś wymyślić, w przeciwnym wypadku zabiłby go. Wyprzedziłam wilkołaka i pocałowałam go namiętnie w usta. Zarzuciłam mu ręce na szyję i poczułam jak jego silne dłonie mnie do niego przyciągają. Nie musiałam na niego patrzeć by wiedzieć, że się uspokoił, po prostu to czułam. Oddał pocałunek a ja tonęłam w miękkości jego ust. On naprawdę świetne całował, a każde zetknięcie się jego warg na mnie przyprawiało mnie przyjemne dreszcze. Oderwaliśmy się od siebie zdyszani. Uśmiechnęłam się zapominając za co się na niego wkurzyłam, on chyba pomyślał tak samo, bo pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
- Co się odwala? - krzyknął wściekle Thomas, trzymając się za płatki nosa. Podpierał się o ścianę patrząc na nas jak na wrogów.
- Thomas...- zaczęłam, mam nadzieję spokojnie.
- Kim jest ten wilkołak i dlaczego mnie zaatakował - położyłam rękę na piersi Alarica wiedząc, że już szykuje się do ataku. To był ten moment, który nigdy nie miał się wydarzyć, jeszcze do szczęścia brakowało dziadków. W tej samej chwili dało się słyszeć ryk przyjeżdżającego samochodu. Zawiesiłam zmęczona głowę. Bałam się ich reakcji, na tą wiadomość.
- Thomas to jest Alaric Swild, alfa Czarnych Istot i...mój przeznaczony - skończyłam niepewnie nie chcąc spojrzeć na przyjaciela. Mój przeznaczony wypiął dumnie pierś jakby dostał medal. Gdybym nie miała się czego bać śmiałabym się do łez. Chwilę później na korytarz wszedł Dimitr ze swoim przyjacielem, zamarli na widok wilkołaka. Automatycznie chwycili za broń, stanęłam przed nimi. - opuśćcie broń. Nie macie się czego bać, to jest...
- ...jej przeznaczony - dokończył za mnie Thomas, podchodząc do nas chwiejnie. Dziadek wyglądał jakby miał zaraz zejść z tego świata. Upuścił pistolet, który uderzył z łoskotem o drewnianą podłogę.
- Czy to prawda, Katja? - spytał kredowy na twarzy Dimitr. Pokiwałam smętnie głową. - To dlatego było tak prosto. Dlatego jeszcze żyjesz. - mamrotał bardziej do siebie niż do nas.
Nie wiedziałam, czy mogłam go przytulić czy lepiej dać mu chwilę na odpoczynek. Zamiast stać jak ten słup soli i czuć ich rozczarowane spojrzenia, wyszedłam na zewnątrz. Ciepły jesienny wiatr owiał mnie napawając mnie iluzją nadziei na lepsze jutro. Przymknęłam oczy próbując zebrać myśli i plany na kolejne godziny. Alaric przytulił mnie od tyłu i powiedział, że zaraz wraca. Zostałam sama pośród morza problemów, ach jak dobrze było gdy nie poznałam Alarica. Szybko skarciłam się za to myślenie, to nie była jego wina.
Odwróciłam się za siebie słysząc szybkie kroki, to był Thomas. Biegł do mnie trzymając przy nosie czerwoną chusteczkę od krwi.
- Thomas?
- Katja, nie musi tak być. Możesz to zerwać.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? - spytałam mając złe przeczucia. Zdyszany przyjaciel wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie poważnie.
- Katja, ja...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro