Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Gdy to powiedział, wybiegł z pokoju, znowu mnie zamykając. Nie mogłam zmarnować takiej okazji, by trochę nie pomyszkować w jego szufladach. Znam ludzi, którzy daliby się zabić za taką szansę, a ja miałabym zaprzepaścić? O nie!

Na biurku leżały same dokumenty do podpisania ze zleceniami na morderstwa największych bogaczy w okolicy. Wśród nich był...Dimitr Vasylia, mój dziadek. O sekundę za długo wpatrywałam się w zdjęcie naszego domu na obrzeżach miasta. Słysząc szczęk klucza w zamku, szybko schowałam papier do kieszeni.

— Już jestem, maleńka — ręce miał mokre, jakby niedawno je mył. Wzrok szalony, a zęby zaostrzone jak u wilka.

— Gdzie byłeś? — spytałam, dyskretnie odsuwając się od biurka na bezpieczną odległość.

— Dać nauczkę starym, a nowym pokazałem, że nie warto mnie okłamywać. A ty co robisz ciekawego? — odparł jakby nigdy nic. Wolałabym, nie wiedzieć co robił.

— Nic, a co niby miałam tu robić? Usychać z tęsknoty za tobą? — parsknęłam na samą myśl o tym.

— Na początek. Mogłabyś też pozbyć się tych ubrań i poczekać na mnie w łóżku — dosłownie w tamtej chwili szczęka mi opadła. On żartował, prawda?  Pocałował delikatnie mnie w brodę, uśmiechając się przy tym.

Przejechał palcem po gumce dresów i powolnym ruchem włożył rękę pod moją bluzkę dotykając mojego brzucha.

— Co ty na to? — zamruczał mi do ucha.

— Jesteś dla mnie za stary — prychnęłam i wyciągłam jego rękę przemieszczającą się w niebezpiecznym kierunku. — Górna różnica wieku wynosi trzy lata, a nie pięć.

— Za stary? Kotku, znam młodsze od ciebie dziewczyny, które by się z tobą nie zgodziły.

— To do nich idź, nikt cię nie zatrzymuje — odparłam, kładąc ręce na biodra.

— Jesteś pewna? — powiedział, podnosząc zalotnie brwi.

— Jak nigdy w życiu .

— Masz rację, chyba pójdę do nich. One przynajmniej nie wyglądają jak potwór. — Przyrzekam na wszystko, co kocham, że gdybym była zdrowa i miała broń. zatłukłabym go, i nawet jego psy by mu nie pomogły.

— To przynajmniej w jednej kwestii się zgadzamy! — krzyknęłam mu prosto w twarz i podeszłam zdecydowanym krokiem do drzwi — Kundle, otwierać, Alaric już mnie nie potrzebuje, słyszycie?! — Nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, bo alfa Czarnych Istot podniósł mnie i przerzucił przez ramię. Pisnęłam i zaczęłam okładać jego plecy pięściami.

— Kochanie, oni ci nie odpowiedzą. — Klepnął mnie w pupę. — Zaraz pokażę, ci jak bardzo jestem młody — te słowa tylko podsyciły mój i tak narastający niepokój. Bałam się co miał na myśli. Jego ręce na...nie, to ohydne. Z całych sił starałam się mu wyrwać. Jego uścisk był bezwzględny, z ostatnim błyskiem nadziei spojrzałam na drzwi. Chciałam by, wszedł nimi dziadek Dimitr, uwalniając mnie od tego potwora.  Wbiłam paznokcie mu w plecy, czekając aż, ustąpi. Na próżno.

— Przestań! proszę! Nie rób tego!  — poczułam na wilgoć policzkach, nie chciałam, by widział moje łzy, ale nie mogłam ich powstrzymać. Parę kroków przed łóżkiem postawił mnie na ziemi i obrócił mnie do siebie. Spuściłam głowę, czułam jak ze łzami pali mnie wstyd.

— Katja — powiedział łagodnie jak do dziecka — spójrz na mnie. Proszę — ujął delikatnie mój podbródek, bym na niego spojrzała. Kciukiem otarł łzy i odgarnął mi włosy z twarzy. — Posłuchaj mnie uważnie: Nie zrobię nic, czego będziesz żałować. Na wszystko przyjdzie kiedyś czas, dobrze? A poza tym pociągają mnie uparte i mstliwe dziewczyny — Nie odpowiedziałam, usiadłam jedynie na fotelu blisko okna i patrzyłam jak ludzie, spędzają kolejny w dzień nie znając prawdy o świecie w którym żyją. Byliśmy na piątym piętrze, czyli byliśmy około trzynaście metrów nad ziemią...

Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale ostatnim co zapamiętałam były dachy budynków o zachodzie słońca.

Gdy następnego dnia otworzyłam oczy, leżałam w łóżku. Sama.Poczułam pieczenie na całym ciele. Spojrzałam na siebie, gdy spałam, zostały zdjęte mi szwy. Niepodobał mi się sposób, w jaki mnie traktował. Usypiał i rozbierał, kiedy chciał. Rozejrzałam się po pokoju, Alarica nigdzie nie było. Przeciągłam się szukając złudnie jakiegoś telefonu. Wstałam i podeszłam do drzwi, nasłuchując odgłosów z zewnątrz. Cisza. Nacisnęłam klamkę która ku mojemu zaskoczeniu puściła. Na korytarzu świeciła pustka. Na palcach wyszłam z pokoju, zamykając cicho drzwi.

— Cień Śmierci? - Zamarłam obracając się do właściciela głosu. Kilka metrów ode mnie stał młody chłopak. Patrzył na mnie uważnie, nie wiedząc jak się zachować.

— Nie — powiedziałam szybko.

— To, kim jesteś?  Jedną z jego kobiet? — miał ufny wyraz twarzy. Biedny młodzik, pomyślałam. 

— Tak jakby? — Teraz to ja nie wiedziałam jak się zachować. — Miałam do niego przyjść osobiście, ale zostałam zaatakowana. Wiesz, może jak stąd wyjść? - Teraz to się rozpromienił i odetchnął z ulgą.

— W prawo później w lewo po schodach na sam dół i znowu w prawo. A jak ją spotkasz, to wołaj?

— Jasne i dzięki — szybkim krokiem poszłam za wskazówkami.

Gdy wyszłam na zewnątrz wzięłam potężny wdech świeżego powietrza. Wokół mnie toczyło się życie miasta, jedyne co mi zostało to przejść się domu oddalonego o dziesięć kilometrów.

Chyba oszalałam że dodałam dwa rozdziały, do zobaczenia pod koniec sierpnia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro