8
Gdy to powiedział, wybiegł z pokoju, znowu mnie zamykając. Nie mogłam zmarnować takiej okazji, by trochę nie pomyszkować w jego szufladach. Znam ludzi, którzy daliby się zabić za taką szansę, a ja miałabym zaprzepaścić? O nie!
Na biurku leżały same dokumenty do podpisania ze zleceniami na morderstwa największych bogaczy w okolicy. Wśród nich był...Dimitr Vasylia, mój dziadek. O sekundę za długo wpatrywałam się w zdjęcie naszego domu na obrzeżach miasta. Słysząc szczęk klucza w zamku, szybko schowałam papier do kieszeni.
— Już jestem, maleńka — ręce miał mokre, jakby niedawno je mył. Wzrok szalony, a zęby zaostrzone jak u wilka.
— Gdzie byłeś? — spytałam, dyskretnie odsuwając się od biurka na bezpieczną odległość.
— Dać nauczkę starym, a nowym pokazałem, że nie warto mnie okłamywać. A ty co robisz ciekawego? — odparł jakby nigdy nic. Wolałabym, nie wiedzieć co robił.
— Nic, a co niby miałam tu robić? Usychać z tęsknoty za tobą? — parsknęłam na samą myśl o tym.
— Na początek. Mogłabyś też pozbyć się tych ubrań i poczekać na mnie w łóżku — dosłownie w tamtej chwili szczęka mi opadła. On żartował, prawda? Pocałował delikatnie mnie w brodę, uśmiechając się przy tym.
Przejechał palcem po gumce dresów i powolnym ruchem włożył rękę pod moją bluzkę dotykając mojego brzucha.
— Co ty na to? — zamruczał mi do ucha.
— Jesteś dla mnie za stary — prychnęłam i wyciągłam jego rękę przemieszczającą się w niebezpiecznym kierunku. — Górna różnica wieku wynosi trzy lata, a nie pięć.
— Za stary? Kotku, znam młodsze od ciebie dziewczyny, które by się z tobą nie zgodziły.
— To do nich idź, nikt cię nie zatrzymuje — odparłam, kładąc ręce na biodra.
— Jesteś pewna? — powiedział, podnosząc zalotnie brwi.
— Jak nigdy w życiu .
— Masz rację, chyba pójdę do nich. One przynajmniej nie wyglądają jak potwór. — Przyrzekam na wszystko, co kocham, że gdybym była zdrowa i miała broń. zatłukłabym go, i nawet jego psy by mu nie pomogły.
— To przynajmniej w jednej kwestii się zgadzamy! — krzyknęłam mu prosto w twarz i podeszłam zdecydowanym krokiem do drzwi — Kundle, otwierać, Alaric już mnie nie potrzebuje, słyszycie?! — Nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi, bo alfa Czarnych Istot podniósł mnie i przerzucił przez ramię. Pisnęłam i zaczęłam okładać jego plecy pięściami.
— Kochanie, oni ci nie odpowiedzą. — Klepnął mnie w pupę. — Zaraz pokażę, ci jak bardzo jestem młody — te słowa tylko podsyciły mój i tak narastający niepokój. Bałam się co miał na myśli. Jego ręce na...nie, to ohydne. Z całych sił starałam się mu wyrwać. Jego uścisk był bezwzględny, z ostatnim błyskiem nadziei spojrzałam na drzwi. Chciałam by, wszedł nimi dziadek Dimitr, uwalniając mnie od tego potwora. Wbiłam paznokcie mu w plecy, czekając aż, ustąpi. Na próżno.
— Przestań! proszę! Nie rób tego! — poczułam na wilgoć policzkach, nie chciałam, by widział moje łzy, ale nie mogłam ich powstrzymać. Parę kroków przed łóżkiem postawił mnie na ziemi i obrócił mnie do siebie. Spuściłam głowę, czułam jak ze łzami pali mnie wstyd.
— Katja — powiedział łagodnie jak do dziecka — spójrz na mnie. Proszę — ujął delikatnie mój podbródek, bym na niego spojrzała. Kciukiem otarł łzy i odgarnął mi włosy z twarzy. — Posłuchaj mnie uważnie: Nie zrobię nic, czego będziesz żałować. Na wszystko przyjdzie kiedyś czas, dobrze? A poza tym pociągają mnie uparte i mstliwe dziewczyny — Nie odpowiedziałam, usiadłam jedynie na fotelu blisko okna i patrzyłam jak ludzie, spędzają kolejny w dzień nie znając prawdy o świecie w którym żyją. Byliśmy na piątym piętrze, czyli byliśmy około trzynaście metrów nad ziemią...
Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale ostatnim co zapamiętałam były dachy budynków o zachodzie słońca.
Gdy następnego dnia otworzyłam oczy, leżałam w łóżku. Sama.Poczułam pieczenie na całym ciele. Spojrzałam na siebie, gdy spałam, zostały zdjęte mi szwy. Niepodobał mi się sposób, w jaki mnie traktował. Usypiał i rozbierał, kiedy chciał. Rozejrzałam się po pokoju, Alarica nigdzie nie było. Przeciągłam się szukając złudnie jakiegoś telefonu. Wstałam i podeszłam do drzwi, nasłuchując odgłosów z zewnątrz. Cisza. Nacisnęłam klamkę która ku mojemu zaskoczeniu puściła. Na korytarzu świeciła pustka. Na palcach wyszłam z pokoju, zamykając cicho drzwi.
— Cień Śmierci? - Zamarłam obracając się do właściciela głosu. Kilka metrów ode mnie stał młody chłopak. Patrzył na mnie uważnie, nie wiedząc jak się zachować.
— Nie — powiedziałam szybko.
— To, kim jesteś? Jedną z jego kobiet? — miał ufny wyraz twarzy. Biedny młodzik, pomyślałam.
— Tak jakby? — Teraz to ja nie wiedziałam jak się zachować. — Miałam do niego przyjść osobiście, ale zostałam zaatakowana. Wiesz, może jak stąd wyjść? - Teraz to się rozpromienił i odetchnął z ulgą.
— W prawo później w lewo po schodach na sam dół i znowu w prawo. A jak ją spotkasz, to wołaj?
— Jasne i dzięki — szybkim krokiem poszłam za wskazówkami.
Gdy wyszłam na zewnątrz wzięłam potężny wdech świeżego powietrza. Wokół mnie toczyło się życie miasta, jedyne co mi zostało to przejść się domu oddalonego o dziesięć kilometrów.
Chyba oszalałam że dodałam dwa rozdziały, do zobaczenia pod koniec sierpnia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro