3
Stałam przed bramą wjazdową, z zadziwiającą łatwością rozbroiłam pierwszych strażników, nie wszczynając alarmu. Wiedziałam, że to był tylko początek, im dalej w las , tym ciemniej. Teren wokół magazynu otoczony był wrakami samochodów, w niektórych z nich leżały wilki patrolując teren. Jedynym widocznym wejściem była główna droga. Po wcześniejszym sprawdzeniu obecności kamer monitoringu postanowiłam obejść magazyn. Poruszałam się bezgłośnie w cieniu, moje stopy ledwo dotykały ziemi, by nie zostawiać widocznych śladów. Głosy wilkołaków z każdym metrem cichły. Na wrakach samochodów były widoczne ślady pazurów,a na pozostałościach fotelów krew.
Wolałabym nie znać ich historii. W pewnym momencie obok mnie przebiegł szary wilk, szybko schowałam się w przypadkowym samochodzie. Chowając się między fotelami zdezelowanego fiata, pech chciał bym nadepnęła na potłuczone szkło. Wilk stanął, wyciągnął łeb i powąchał powietrze. Palec trzymałam na spuście ze środkiem usypiającym. Huk wystrzału byłby głośniejszy, a nie mogłam sobie pozwolić na zdradzenie swojej obecności. Chociaż nie mogłam obiecać, że jej nie podejrzewają. Gdy tylko wbił we mnie swoje nienawistne spojrzenie, strzeliłam idealnie w gruby kark. Rozejrzałam się czy ktoś mnie widział, podczas gdy jeszcze nie napadło na mnie stado wilkołaków, zaciągnęłam do cienia ciało umięśnionego wilka. Był tak ciężki, że na plecach poczułam perlący się pot. Nogą zamaskowałam ślad naszej obecności na ziemi i pobiegłam dalej. Gdy dotarłam na tył magazynu, okazało, się że istnieje drugie wejście, bez strażników. Wiatr wiał w korzystnym dla mnie kierunku, tak więc nikt nie powinien mnie wyczuć. Jeszcze raz rozejrzałam się za wilkami, ale żadnych nie widziałam. Pewnie nie sądzili, by ktoś tak daleko zaszedł, ta duma kiedyś ich zgubi, pomyślałam, skradając do środka. Gdy tylko minęłam próg, drzwi za mną zatrzasnęły się z cichym zgrzytem. Odruchowo przylgnęłam do najbliższej ściany, w środku nie było wiele światła, ale mimo to czułam ich, jak schowani w cieniu czekają na mój ruch. W jednej ręce trzymałam pistolet a w drugiej sztylet. Starałam się uspokoić oddech, w głowie kołatała mi myśl, że może nie powinnam była porywać się z motyką na słońce. Odsunęłam tę myśl, mówiąc sobie że przynajmniej umrę z bronią w ręku.
- To ty jesteś Cień Śmierci ? - po sali rozniosło się pytanie mrożące mi krew w żyłach . Owszem mam taki pseudonim w tym środowisku, nazywają mnie tak, ponieważ zabijam bez względu na rzucone mi przeszkody u bez widocznych śladów. Jak cień. A gdy czasem sprawa trafia do telewizji, mówi się o przykrych przypadkach. Moim znakiem rozpoznawczym są dwa płytkie równoległe nacięcia na szyi. Nie wtajemniczeni ludzie uważają to za zwykłe zadrapanie. Dziadek jest dumny z moich osiągnięć. Atakuję w nocy, zawsze mając w kieszni kilka planów zapasowych, a teraz sama się podkładam. Nie zniosłabym sekundy dłużej siedzieć bezczynnie wiedząc, że ten drań żyje.
- Tak - w pomieszczeniu dało się słyszeć wściekły warkot wilków. Nie wiedziałam, czy tym wyznaniem, ściągałam na siebie większe kłopoty. Jak znam swoje szczęście, większość osób znała moje ofiary i miały zamiar wyrównać rachunki.
Po minucie przesyconej złowrogą ciszą wilkołaki rzuciły się na mnie jak na rozkaz. W tym samym momencie strzeliłam opróżniając magazynek, zdejmując pięć wilków. Pierwszy skoczył na mnie, uderzając głową w mur. Trochę czasu byłam zamroczona. Kątem oka widziałam skradającego się po mojej prawej. Chciałam wymienić naboje, ale jeden z napastników ugryzł mnie w rękę. Wypuściłam magazynek z krzykiem. Skupiona na przyczajonym wilku nie zauważyłam innego, zorientowałam się dopiero, wtedy gdy skoczył mi na nogi, przewracając mnie przy tym.
Obróciłam się na plecy, próbując wstać, ale czyjeś ręce mnie podniosły i spętały. Zakrwawiona i zmęczona wpatrywałam się w wilki. Przekręciłam trochę głowę, by go zobaczyć, ale uderzył mnie tak mocno w potylicę że straciłam przytomność. Ostatnim co pamiętam to myśl, że przynajmniej nie będę czuła bólu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro