Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29

Gabe wyszedł zza drzew patrząc na nas zdezorientowany. Przez chwilę wydawało mi się, że w jego oczach widzę zdradę. Rumieniec wstydu wpełz mi na policzku, tak że musiałam spuścić wzrok speszona. Alarick zmierzył go krytycznym spojrzeniem i syknął coś tak cicho, że nie usłyszałam. Gabe drgnął jakby poraził go prąd i odszedł nie przerywając kontaktu wzrokowego z alfą. Wilkołak wziął mnie na ręce, wczepiłam się w jego szyję zaciskając zęby z bólu. Bałam się tego jak dalej będzie, mimo rozłąki nasza więź przetrwała a wraz z nią nadzieja. Krew przesiąkła już opatrunek brudząc ubranie mojego bohatera. Mój wybawca. Gdybym tak nie cierpiała, wybuchła bym śmiechem. Zamiast kierować się do swojego domu Alarick wbiegał do garażu, łapiąc wolną ręką kluczyki. Nie potrafiłam dostrzeć dokąd się kierujemy przez senność, która ogarnęła mnie nagle i nie puszczała tylko wciągała coraz głębiej i głębiej.

— Trzymaj się Katja — głos Alaricka przebijał się do mnie z daleka. Nie wiem czy to ja podniosłam powieki, czy to on zrównał się ze mną, ale zobaczyłam jego zbolały wyraz twarzy. Chciałam coś powiedzieć, by powiedzieć mu że się trzymam, ale żadne słowo nie opuściło moich ust.

Alarick

Katja zwiotczała w moich ramionach, a ja ledwo się trzymałem by nie poddać się emocjom. Odkąd ją zobaczyłem wiedziałem, że tak naprawdę to nigdy nie minie. Myślałem, że jeśli zgodzę się na małżeństwo z Sabiną choć trochę osłabi moją  więź. Zajeżdżając pod klinikę obok mnie przejechał samochód z moimi najwierniejszymi ludźmi. Wysiedli, a ich zdezorientacja działa mi na nerwy. Podczas naszej rozłąki wmawiałem im jak i sobie, że Sabina jest prawdziwą Luną, a teraz? Wystarczy spojrzeć jak ledwo się trzymam pod naporem tych wszystkich uczuć.

— Alfo . — powiedzieli zgodnie, pochylając głowy na znak szacunku.

Zignorowałem ich wpadając na sterylny korytarz od razu zwracając uwagę personelu. Jedno moje spojrzenie wywołało cichą panikę, z pokoju wyszedł lekarz, który chyba jako jedyny zachował spokój i bez zbędnych słów wskazał na pustą izbę przyjęć. Gestem nakazał mi wyjście cały czas, a ja będąc już w strzępach nerwów posłusznie wyszedłem z powrotem na korytarz. Byłem wściekły na wszystkich i na nikogo. Chęć rozwalenia była prawie niedopanowania.

— Mówcie. — warknąłem do wilkołaków czekających przed kliniką.  Może chociaż chłodne powietrze pomoże. Spojrzeli po sobie jakby nie byli już tacy pewni jak na początku. Na ich szczęście wśród nich nie było Gabe'a. — Nie powtórzę jeszcze raz.

— Podczas ataku chroniliśmy Lunę. — ostatnie słowo niemal wyszeptał. — Ale otoczyli nas jakbyśmy wpadli prosto w zastawioną przez pułapkę. No i...

Szczerze jakoś nie obchodził mnie los Sabiny, żyje i to powinno wystarczyć.

— Wysłów się do cholery, inaczej zginie z patrząc na śmierć swojej mate! 

— No... bo... — Jąkał się, placząc się w wymowie. — Luna poroniła. 

— Że co?!

Nie znałem słów by opisać co się ze mną działo. To. Było. Niemożliwe. Złapałem wilkołaka za gardło z lubością przyglądając się jak sinieje na moich oczach w szybkim tempie. Puściłem go chwilę po tym jak stracił przytomność. Nie wiem jak ale dotarłem do Katji jak pijany. Usiadłem na podłodze i schowałem twarz w dłoniach.  Uczucie amor ustąpiło niekontrolowanej furii. W oczach zapłonął ogień, dawny Alarick powrócił. Gdy wrócę, w stadzie zapanują dawne rządy i nikt mi już nie pisknie, nawet ze strachu. Jeśli Sabina była w ciąży znaczyło to, że...

Na początek informuję, że prawdopodobnie(nawet bardzo) widzimy się już ostatni raz w tym opowiadaniu w tym roku. Jak zwykle mam nadzieję, że rozdział się podoba i dziękuję za komentarze.  Mam nadzieję,  że nowa część W klatce tortur pojawi się na początku stycznia. Liczę że spotkamy się w innych opowiadaniach.

Wesołych Świąt

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro