Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26

...nie zdążyłam się obrócić, gdy w tym samym momencie do samochodu wsiadł Alarick. Widać było jak na dłoni, że wkurzyła go ta sytuacja. Wolałby mnie już nigdy nie spotkać, urządził sobie życie z inną kobietą, a jak znam życie chyba założył już rodzinę. Wpatrywał się we mnie szukając jakichkolwiek oznak strachu.

— I co się teraz ze mną stanie? — spytałam ignorując jego jego żonę.

— Zostaniesz u nas, a później zdecyduję co z tobą zrobię.  — Nachyliłam się do niego, czując jak świeże siniaki się odzywają.

— Alaricku — zaczęłam spokojnie — Dlaczego mnie tu trzymasz? Twoja żona zarówno jak i stado mnie tu nie chce.

— Tu nie chodzi o to co nas łączyło, posiadasz ważne dla mnie informacje.

— Znasz mnie, wiesz dobrze, że prędzej zginę niż zdradzę swoich. A tak między nami czy ona — wskazałam na Sabinę głową, która głaskała swój płaski brzuch i przyglądała mi się spode łba. Nawet nie dopuszczałam myśli do siebie o ciąży. — naprawdę była tylko przynętą?

— Nie jestem tobą by dla własnego dobra wystawić do wiatru swoich — To zabolało, udało mi zamaskować grymas niezadowolenia. Chciałam mu odpowiedzieć, jednak dojechaliśmy już do stada. Sabina z mężem wysiadła, a mnie wyciągnęły wilkołaki z obu stron. Posłusznie szłam za nimi do budynku który tak wiele przeżył. Wrzucili mnie do pokoju pod dachem, gdzie stało jedynie łóżko i szafa z kilkoma ubraniami, a drzwi po prawej stronie musiały prowadzić do łazienki. Wyciągnęłam prostą szarą bluzkę i czyste spodnie. Czułam, że jeden z moich ochroniarzy został i teraz przygląda mi się z kąta pokoju. Powoli zdjęłam podartą koszulkę na sekundę dłużej zatrzymując się na piersiach. W głowie rozkwitł mi bardzo śmiały i ryzykowny plan. Miał bardzo małe szanse na powodzenie, ale teraz liczyła się każda chwila.

— Skoro już tu jesteś, czy mógłbyś mi zapiąć stanik, wydaje mi się, że się odpiął. — powiedziałam cicho, ukrywając drżenie głosu. Bałam się, że przejrzy mój plan i zawoła Alaricka, albo co gorsza Sabinę. Podeszłam do niego i stanęłam w spodniach oraz sportowym staniku. Mruknął coś cicho lustrując mnie od stóp do głów zatrzymując wzrok na biuście. — Przecież nie mam zamiaru zaciągnąć cię do łóżka, po prostu nie sięgam.— przez chwilę nic nie mówił. Ściągnął kurtkę i rzucił ją na podłogę obok. Gestem polecił mi bym się odwróciła tyłem do światła.

Czułam jak jego palce wodzą po skórze moich ramion. Dotykał wgłębienia na mojej szyi i zaciągnął się zapachem mojego ciała. Dawno nie czułam by ktoś tak mnie traktował.  Z troską.

— Gabe.

— Co? — odparłam jak wyrwana z transu.

— Gabe, to moje imię.

— Moje już chyba znasz. Katja Vasylia. — czułam jak uśmiecha się ponad moim ramieniem. — Gabe czy wreszcie mógłbyś zapiąć mi stanik. — nagle jego palce odpięły mi jeden hafcik.

— Przepraszam, zagapiłem się — zapiął i pocałował mnie w szyję. — jesteś piękniejsza niż nasza Luna. — zamarłam pod wpływem jego ust na mojej skórze.

— Dziękuję — powiedziałam obracając się twarzą do niego. W jego oczach błyszczało pożądanie. Zbliżyłam twarz do niego, została mi ostatnia szansa. Musiałam ją wykorzystać.

— Co tu się dzieje?! — ryk Alaricka niósł się po ciemnym pokoju. Gapił się na nas z wściekłością, którą widziałam tylko raz. Wyciągnął zza pasa...

Miało go nie być, ale pojawił się rozdział Mikołajkowy( taki prezent ode mnie i od bardzo nudnych zajęć).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro