25
Alaric. Stałam przed Alarickiem oparta o jego tors i wpatrywałam się w jego złote tęczówki. Przełknęłam ślinę powoli odrywając się od niego. Po takim czasie wszystkie te emocje z nim związane uderzyły mnie z siłą huraganu pozbawiając mnie sił na resztę walki.
— Alaricku, czy...
— Jak śmiesz pojawić się przede mną po tym wszystkim?! — ryknął, łapiąc mnie za ramię i odwracając od reszty widowni. Dawno nie czułam tego strachu przed nim. Odkąd się rozstaliśmy zmężniał nie wiem jak, ale to prawda. Lekki zarost na jego szczęście dodawał mu siły i uroku. Nagle zapomniałam wszystkie polecenia od dowódcy i jedynie co chciałam to przutulić się do niego. Pragnęłam powiedzieć mu co czułam przez pierwsze miesiące odkąd opuściłam jego watahę i że dusiłam w sobie żałobę po śmierci dziadka aż do pierwszej samobójczej misji. — Co tu robisz? — wysyczał mi prosto w twarz. — Dostałaś kolejne zlecenie? Na mnie? Na moją żonę?
— Żonę? — spytałam go zszokowana. Czy on żartował? Na jego ustach pojawił się przebiegły uśmieszek, najwidoczniej cieszył się z mojej reakcji.
— Kochanie, czy mogę wykończyć tego nic nie wartego łowcę? — obok nas pojawiła się ta suka z tymi swoimi jaskrawymi paznokciami. Położyła rękę na jego karku i zaczęła go masować, nagle nabrałam chęć by zadźgać ją srebrem, a później spalić ją w piecu.
— Nie, myślę, że jeszcze się na coś przyda, skarbie. — odparł i pocałował namiętnie swoją żonę. Powiedzieć, że nie wiedziałam co robić to mało. Chciałam umrzeć by nie móc więcej na nich patrzeć. Resztki zdrowego rozsądku podpowiedziały mi by wykorzystać okazję i zwiać, skryć się oraz cierpieć w samotności. Moje powolne kroki zostały jednak zauważone, alfa złapał mnie i rzucił swojemu słudze, który bezczelnie przerzucił mnie przez ramie i pobiegł w noc. Mając na palcach srebrne pierścionki wbiłam mu je w szyję powodując nieznośne pieczenie, ale nawet to nie przeszkodziło mu w biegu. Dopiero gdy zaczynał się las rzucił mnie na ziemię i dla bezpieczeństwa uderzył kilka razy w brzuch pozbawiając mnie jakiejkolwiek drogi ucieczki. Sądząc po ciszy wiedziałam, że jestem otoczona wilkami i nic mi tak naprawdę nie pomoże, żyłam jedynie na łasce Alaricka, który już nic do mnie nie czuje. Nic oprócz nienawiści. Jakbym go przywołała myślami stado rozstąpiło się przepuszczając go do mnie. Bezceremonialnie postawił mnie na nogi i zaczął przeszukiwać. Widząc świeże siniaki mruknął coś, ściągając ze mnie kurtkę i broń. Wyciągał ze mnie każdy metalowy przedmiot, chyba przypuszczał, że mogę coś mieć. Odkąd zaczęła się otwarta wojna wilkołaki musiały szybko przystosować się do rzeczywistości. Będąc prawie w samej bieliźnie rzucił mi koc do okrycia, wepchnął mnie do samochodu, gdzie siedziała Sabina.
— Co to tu robi? — sapnęła z oburzenia, dopijając wodę ze szklanki. Nie odpowiedziałam tylko wpatrywałam się przez okno szukając wzrokiem Alaricka.
— Wygrałam, nędzny łowco. A co najważniejsze zyskałam również główną nagrodę — powiedziała pokazując mi...
Za dużo rozdziałów, kolejny za 2 tygodnie. Kto by się spodziewał że Sabina będzie mieć męża?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro