20
- Katja posłuchaj, jako że jesteś moją przeznaczoną staniesz się Luną. Dodatkowo jutro będzie pełnia więc sprawa jest oczywista. - Mówił to z takim przejęciem, że aż nie chciałam mu przeszkadzać. Jeśli on myśli, że będę siedzieć wśród samych wilkołaków bez jakiejkolwiek broni i jeszcze nie wychodziła z jego sypialni to chyba mnie nie zna.
- Alaricu, a może byś chciał żebym w ogóle nie wychodziła z domu i była posłuszna, prawda? - Dałam mu ostatnią szansę na zrehabilitowanie. Wilkołak złapał mnie delikatnie za rękę i na moich oczach zmienił się w jaskiniowca.
- Katjo, już i tak złamałem wiele zasad. Dałem sobą pomiatać i niemal doprowadziłem do upadku swojego stada. Nie mogę dłużej tego ciągnąć, a to, że powiadomiłem cię o jutrzejszej podróży to tylko dlatego, że cię szanuję. - Już nie rozumiałam z miłym mężczyzną tylko z facetem, który zawsze stawia na swoim. Zrozumiałam że tak naprawdę go nie znałam, dotychczas grał kryjąc prawdziwego siebie. Skryłam dumę wiedząc, że tej rozgrywki nie wygram. Jego oczy powoli stawały się z powrotem ludzkie. Byłam wściekła że muszę mu ulec, obiecałam sobie że pożałuje tą decyzję.
- Jest tu mój dziadek? - Spytałam nie chcąc go na razie widzieć. Pokiwał głową i bez słowa wyszedł na korytarz. Po chwili obok mnie pojawiła się jedyna żyjąca osoba z rodziny. Dimitr miał zmęczony wyraz twarzy, widać że męczy go to wszystko. A może było by lepiej gdybym na jakiś zniknęła? - Dziadku, jutro wyjeżdżam.
- Wiem moje dziecko, powiedział mi. - Odparł cicho dławiąc napływające łzy. Serce mi się krajało, na widok kolejnego cierpienia, który mu przynoszę.
- Nie martw się, nie zrobi mi nic złego. Zadba o mnie - ujęłam jego dłoń i lekko ścisnęłam. Wiedział że kłamię, to było oczywiste. Nasz ród ma nienawiść do wilkołaków w genach, a teraz jedno z członków musiało dobrowolnie i bez walki do nich odejść. Kłóciłabym się z Alarickiem gdybym...coś do niego nie czuła. Przerażały mnie emocje względem niego, tym bardziej, że były one pozytywne. Im bardziej z nimi walczyłam tym one stawały się coraz silniejsze.
- Wiem. - Kolejne kłamstwo. - Będę na ciebie czekał - powiedział i odwróciwszy się ode mnie odszedł. To było jego pożegnanie, nie mówić że kiedyś się nie spotkamy.
Z oka spłynęła mi jedna łza, która spadła z policzka na poduszkę i wsiąkła zostawiając po sobie maleńki ślad, który kiedyś zniknie.
***
- Obudź się maleńka. Już czas. - Stanowczy głos Alarica skutecznie wyrwał mnie ze snu. Otworzyłam leniwie powieki i ujrzałam twarz wilkołaka, który na mój widok się uśmiechnął.
- Na co? - Spytałam nie rozumiejąc co się dzieje. Moja głowa jeszcze nie zaczęła funkcjonować, będęc nadal w krainie snów.
- Wracamy do domu kochanie. - Powiedział przytulając mnie do siebie. Nadal senna wtuliłam się w jego twardą pierś i znowu zasnęłam. Czułam jak otacza mnie ramionami i podnosi mówiąc do kogoś szeptem. Ciepło i bezpieczeństwo otuliło mnie jak miękki koc w nocną zimową noc. Czas minął mi jak z bicza strzelił, nim się obejrzałam delikatny oddech Alarica owiał moje ucho, oznajmiając nowy początek. - Witaj w domu maleńka. Stąd już nikt mi cię nie zabierze.
Trochę dawno mnie tu nie było i właśnie zrozumiałam, że dopiero teraz ta historia naprawdę się zaczyna. Mam nadzieję, że się podoba 🤓🤓🤓
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro