3
Wpatrywaliśmy się w siebie, ale żadne z nas się nie odezwało. Pokręciłam głową i wyszłam nie zamykając za sobą drzwi. Bóg jeden wie, jak bardzo się staram się, być przy Alaricku, ale nie miałam zamiaru rezygnować przy tym z siebie. Alarick powiedział, że chce naprawić przepaść między nami, ale skupiając się tylko na przeszłości przyszłość nie ma sensu. Objęłam się ramionami, wchodząc do samochodu. Nie odwróciłam głowy, gdy drzwi po stronie pasażera otworzyły i zamknęły się z hukiem. Pogoda za oknem zwiastowała dobry dzień i mimo wszystko zarażała nadzieją, która nie miała najmniejszego sensu. Zamknęłam oczy, gdy ruszyliśmy.
Nawet nie patrząc na Alaricka wiedziałam, że jest równie podminowany jak ja. Od dłuższego czasu próbowaliśmy udawać, że nie potrzebujemy szczerej rozmowy. Nasza więź służyła jedynie jako komunikator negatywnych emocji.
— Wysiądę na światłach. — odezwałam się po raz pierwszy odkąd ruszyliśmy spod Hierka. — Co robisz?
Skręcił w jedną z licznych dróg prowadzących do lasu.
Odwróciłam się na fotelu. Alarick siedział zaciskając palce na kierownicy, a w wzrok miał wbity w daleki punkt przed sobą.
— Jak długo Katja będziemy jeszcze krążyć wokół siebie?
— Nie wiem, naprawdę nie wiem.
Wziął moją dłoń i przez chwilę pocierał kciukiem wierzch dłoni. Było to przyjemne i w zaskakujący sposób uspokajało nas oboje. Przez więź posłałam mu podziękowanie, na które zareagował uśmiechem.
— Wiem, że nie będziesz osobą, która będzie stać w jednym miejscu kiedy wyzwania ją wołają. Szlag mnie za to jasny trafia, gdy rzucasz się niebezpieczeństwo bez żadnego przygotowania. Wiem, że uczono cię na tropiciela i wolisz działać na własną rękę, ale nie miałaś racji, gdy powiedziałaś, że nie należysz do stada. Należysz Katja, musisz to zrozumieć, a należąc do stada sprawisz, że każda decyzja nie wpływa już tylko na ciebie. Chcę by nam się udało, zasługujemy na to oboje.
— Podobno każdy związek to ustępstwa. Sądzę, że powinniśmy i u nas podobne wprowadzić.
— Chcę byś odsunęła się od śledztwa. To tak naprawdę teren Hierka, a on chce po prostu zlecić nam brudną robotę. Będę trzymał rękę na pulsie, ale nie pozwolę wciągnąć w to swojego stada.
— Wtrącę się jedynie wtedy, gdy sytuacja będzie poważna i to za twoją zgodą. Chcę byś pozwolił mi pracować u Lindy i na wypady w góry. W bezpieczne tereny. — dodałam.
— Zgoda, zobaczymy co z tego wyjdzie. — pierwszy raz od dawna poczułam prawdziwą ulgę. — Jest szansa, że późne popołudnie zarezerwujesz dla mnie? Chciałbym cię gdzieś zabrać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro