Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44 Jest tak naiwna, że manipulowanie nią to czysta przyjemność

pov: Nadine Richardson

Trzy lata wcześniej...

Jestem w ciąży. 

Nie wiem z kim, bo kandydatów na ojca mam kilku. Być może to Allan, albo Zane? Chase? 

A może rzeczywiście Tony, choć zawsze się zabezpieczał, nawet wtedy, gdy był pijany, a ja bardzo niecierpliwa. Prezerwatywy jednak nie dają stuprocentowej ochrony przed ciążą, więc może akurat się nam trafiła jakaś wybrakowana i to mój obecny chłopak naprawdę tego dokonał.

Nie interesuje mnie to. Zamierzam jedynie zmusić go do ślubu, bo gówniarz dopiero co skończył liceum i związek ze mną jawił się mu jako dobra rozrywka. Pewnie planował zabawić się kilka razy i mnie zostawić, ale nie dam się tak łatwo wykorzystać...

Doskonale wiem, ile Tony dostaje pieniędzy za każdy wygrany wyścig. Wiem też, że muszę zostać jego żoną, żeby móc położyć rękę na kasie zgromadzonej na koncie chłopaka. Pasowałoby również dobrze ubezpieczyć go na wypadek śmierci... Jakiś taki super pakiet mu wykupić...

Kto wie, kiedy może się przydać...

Taki żarcik. Oczywiście, że ja wiem. Planuję to przecież nie od dziś...

***

Nie musiałam się specjalnie wysilać, żeby zmusić Anthonego do ślubu ze mną. Wystarczyło dobrze podburzyć Lottie, a ona już zrobiła robotę. Tony nie jest zadowolony z tej ciąży, jednak nic mu na to nie poradzę. Mógł chcieć się żenić bez przymusu? Mógł.

Dobrze, że jego matka jest taką dewotką i mogę to wykorzystać. Dobrze też, że chłopak ma w sobie skumulowaną jakąś taką nienawiść w stosunku do ojca i chce zrobić wszystko, żeby nie okazać się chujem, jak i on.

Długo się z tego śmieję, gdy mówię o tym Allanowi. On też nie kryje wesołości.

- Po ślubie zadbaj o swoje sprawy, bo chcę się szybko pozbyć chłopaka. W tym czasie zacznij działać ze starą suką i tym doktorkiem, którego przygruchałaś sobie w szpitalu – wytyka mi znajomość z Cooperem. Niby wie, że nic szczególnego nas nie łączy, bo seks to tylko rozrywka, ale w pewien sposób jest o mnie zazdrosny, co trochę irytuje.

Nie jestem własnością żadnego faceta i nigdy nie będę.

- Wszystko jest pod kontrolą – zapewniam spokojnym tonem. Nie lubię pracować z Allanem, bo strasznie się rządzi, ale na razie nie mam innego wyjścia. Chcę dobrze zarobić, to muszę się poświęcić i wytrzymać humory mężczyzny.

- A Ayleen? Pracujesz nad nią?

- Oczywiście – potakuję od razu – jest tak naiwna, że manipulowanie nią to łatwizna. Nie ma swojego zdania, a i rozumem nie grzeszy, a do tego wydaje się jej, iż jesteśmy przyjaciółkami. Wprawdzie w szkole ma ze trzy koleżanki, ale udało mi się wmówić Tonemu, że dziewczyny tylko ją wykorzystują, więc trochę pilnuje siostrę i ogranicza jej kontakty z innymi w trosce o nią.

Tony pod tym względem jest beznadziejny. Kto normalny dbałby o takiego śmiecia, jakim jest Ayleen? Nawet własna matka jej nienawidzi, przyznała mi się kiedyś do tego. Lottie za to to prawdziwa idiotka, jeszcze głupsza od córki, a do tego zakłamana i przemądrzała. Ledwie wytrzymuję jej jazgotliwy głos, gdy siedzę w ich domu i czekam na Tonego. Okropne babsko.

- Znalazłaś naszyjnik? - dopytuje Allan.

Kolejna rzecz o którą mnie męczy i nie wyjaśnia, dlaczego. Niby enigmatycznie stwierdził, że chce odzyskać pamiątkę rodzinną, którą nieopatrznie dał Lottie, ale wydaje mi się, że chodzi o coś więcej.

Najgorsze w tym wszystkim, że stara suka nie chce mi nic pokazać, ani tym bardziej dać do ręki. Gdy czasami zostaję sama w domu Richardsonów, to staram się systematycznie przeszukiwać pomieszczenia, jednak to, na którym najbardziej mi zależy, zawsze jest zamknięte. Sypialnia Lottie. Kobieta chodzi z kluczem przy dupie, dlatego też nie mam jak jej go zabrać, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

Oczywiście ten pierdolony naszyjnik nie jest moim priorytetem, więc jakoś tak bardzo nie przykładam się do jego odzyskania. Jeśli Allan koniecznie chce dostać go w swoje ręce, to niech przestanie mnie okłamywać, albo sam załatwia własne sprawy.

- Nie. Nic też o nim nie mówiła. Może pozbyła się już go? - podjudzam mężczyznę.- Może nie był dla niej ważny i już dawno leży w lombardzie?

Allan nie komentuje tych słów. Wstaje z łóżka i idzie do łazienki. Ja również muszę się zbierać, bo wybieram się do Richardsonów. Czas ustalić szczegóły ślubu.

***

- Jak się czujesz? Zrobić ci herbatę? Może coś do jedzenia? - głupia Ayleen skacze nade mną, jak nad jajkiem. Od kiedy dowiedziała się o ciąży, wpatruje się we mnie tym wkurwiającym sarnim wzrokiem i jest upierdliwie uprzejma.

- Tak. Może być herbata i jakaś sałatka. Masz może indyka? Lubię z indykiem – odpowiadam niewinnym głosem. Wiem, że jeśli czegoś nie ma, to i tak zaraz to zdobędzie, bo Lottie nie pozwoli, żebym nie dostała tego, co chcę.

Miałam rację. Ayla musiała pobiec do sklepu po filet z indyka, a potem jeszcze go usmażyć w przyprawach, żeby zrobić mi kolację. Siedziałam w tym czasie z jej matką i rozmawiałyśmy o ślubie. Będzie skromnie, tak jak chcę. Żadnych zbędnych gości, ale w to konto mam dostać piękny komplet biżuterii. To też mi odpowiada.

- Oczywiście, że zamieszkacie z nami. Szkoda pieniędzy na wynajem, a dom jest duży – planuje Lottie. Ayleen kończy przygotowywać kolację, a Tony musiał na chwilę wyjść, więc zostałam w damskim gronie.

- Nie wiem, co ze studiami... - wzdycham z udawanym smutkiem. - Dziecko nie da mi się wyspać po nocach, a przecież muszę zdawać egzaminy i dużo się uczyć, bo to nie jest łatwy kierunek...

- Ayla się wszystkim zajmie – deklaruje Lottie – sama nie idzie na studia, więc zaopiekuje się dzieckiem. Będzie wstawała w nocy, więc o nic się nie martw. Chcemy mieć w rodzinie choć jedną wykształconą osobę – dodaje z uśmiechem.

- Mamo... - protestuje cicho Ayleen – wiesz, że ja też chciałabym kiedyś iść na studia. Na razie sobie na nie zbieram, ale może w następnym roku mogłabym zacząć? Myślałam o wyjeździe do Phoenix...

Nie kończy, bo Lottie przerywa jej ostrym tonem:

- W następnym roku urodzi się dziecko, więc nigdzie nie pojedziesz. Pomyśl o rodzinie, Ayleen. Masz obowiązki! Nie wymyślaj z tymi studiami, bo i tak nic ci z tego nie wyjdzie. Szkoda pieniędzy. Wystarczy, że Zane będzie wykształcony, przecież już o tym mówiłam! - podnosi głos. Dziewczyna nie chce kłótni, dlatego też po podaniu nam kolacji, zbiera się do pizzerii, dziś ma nocną zmianę. Lubię słuchać, jak Lottie gnoi Aylę i pokazuje, gdzie jej miejsce.

Takie jak Ayleen mogą być jedynie na dnie. Na samym dnie.

***

- Za godzinę będzie. Pisał mi, że może się chwilę spóźnić, ale ponaglałam go – relacjonuję Allanowi. Mój towarzysz kiwa głową i nic nie mówi.

Otulam się mocniej płaszczem. Siedzimy przy starej, nieczynnej stacji paliw, gdzie moje auto oficjalnie „padło i nie może się ruszyć". Tony już jedzie, żeby mi pomóc.

- Chcesz wziąć w tym udział? - pyta po dłuższej chwili.

- Nie – odpowiadam po zastanowieniu, na co mężczyzna krzywo się uśmiecha.

- Masz sentyment do gówniarza?

Prycham z pogardą. Oczywiście, że nie mam. Nie mam sentymentu do nikogo.

- Raczej mój sposób działania może być niezgodny z tym, co ustaliliśmy, pamiętasz?- przypominam – brutalne pobicie i zastrzelenie. Nie będziemy go ciąć, bo to będzie za długo trwało, w końcu lubię się tym delektować. Auto oczywiście zabierasz. Gdy tylko zauważę, że się zbliża, będę próbowała się do niego dodzwonić, ale rozłączę, zanim odbierze. W razie przesłuchania powiem, iż samochód jednak zaczął działać i dlatego dawałam znać, bo odjechałam z tamtego miejsca. Nie może mnie tu być, gdy go zabijesz. Przynajmniej, oficjalnie.

- A nieoficjalnie po prostu chcesz popatrzeć, prawda? - dopytuje Grimes. Ma rację. Lubię patrzeć na krew i mam nadzieję, że będzie jej tu dużo.

Tony jest mi obojętny. Wkurza mnie skakaniem nad siostrą, jakby nie wiadomo kim miała ona być. Zawsze o niej myśli, a ostatnio nawet zaczął mi wytykać, iż jestem dla niej wredna i nakręcam matkę. Nie spodobało mi się to. Cieszę się, że dziś zostanie zabity, bo staje się wkurwiający. Chyba zaczyna się orientować, iż tak naprawdę nienawidzę Ayleen i tylko udaję. Czas się go pozbyć...

Allan się postarał. Gdy chłopak wysiadł z samochodu i szedł w moją stronę, mężczyzna od razu sprzedał mu kulkę prosto w udo. Tony upadł. Nie trzymał przy sobie broni, ponieważ zostawił ją w aucie, dlatego też nie miał szans z rozszalałym Allanem. Muszę przyznać, że Grimes zna się na rzeczy i jest brutalny, a przy tym cholernie seksowny. Nic na to nie poradzę, że pieprzyliśmy się potem na masce samochodu Anthonego, gdy ten leżał martwy kilka kroków od nas. Ten widok dodatkowo mnie nakręcił.

- Niezłe auto. Od razu zabieram je za granicę stanu i daję do zaprzyjaźnionego warsztatu – cieszy się Allan. Ma rację, samochód Tonego był bardzo doinwestowany i zadbany, a także porządnie stuningowany.

- Ja wracam do domu. Powiem starej, że mój mąż dziś jeździ i wróci dopiero nad ranem, dlatego też masz kilkanaście godzin na zniknięcie. Trochę też zajmie, zanim ktoś go tu znajdzie, w końcu to takie wygwizdowo, jakiego jeszcze nie widziałam. - Rozglądam się po rosnących dookoła stacji drzewach. Kiedyś był tu większy ruch, ale ta droga prowadziła przez most, który był zbyt kosztowny w utrzymaniu i wymagał równie obciążającego finansowo remontu, dlatego wybudowano nowy, a ten kawałek drogi i znajdująca się przy nim stacja, odeszły w zapomnienie. Idealne miejsce na nielegalne interesy lub... zabicie kogoś.

- Zmyj spermę z maski – rzucam znaczące spojrzenie na auto. Trochę nabrudziliśmy. Allan tylko się śmieje.

Mijam zakrwawione zwłoki Tonego i idę do swojego pojazdu. Muszę stąd odjechać, bo chłopak porządnie mnie wkurwił. Idiota śmiał mi grozić! Wiedział, że zginie i domyślił się, iż zwabiłam go w pułapkę, ale mimo to musiał pokazać, jak ta pierdolona dziwka jest dla niego ważna. Obiecał, że i tak mnie dopadnie, jeśli Ayleen spadnie choć włos z głowy... Karma wraca i takie tam pierdolenie... 

Żeby się nie zdziwił, jak odrąbię tej suce kiedyś cały łeb... Zrobię to z przyjemnością. Wyrwanie kudłów to za mało... Nie usatysfakcjonuje mnie. Nie lubię półśrodków.

***

Po zabiegu czułam się gorzej, niż zwykle. Postanowiłam sobie, że to ostatni raz, gdy zachodzę w ciążę, bo to jednak nie dla mnie, nawet, jeśli tylko na chwilę.

Uzyskałam okrągłą sumkę z ubezpieczenia i udało mi się wmówić Lottie chorobę. Cooper bardzo się przydaje. Wystawia tak pięknie wysokie rachunki, a do tego długi plan leczenia, iż już po miesiącu Ayleen jest zmuszona namawiać matkę na sprzedaż domu i wynajęcie mikroskopijnych kawalerek.

Cieszę się, że udało mi się uzyskać dostęp do konta Tonego. Odłożył tam naprawdę dużo. Dom Richardsonów kupuje podstawiony przez nas człowiek za mniej niż połowę jego wartości. Głupiej Ayleen wmawiamy, że to i tak była świetna okazja i powinna się cieszyć, iż doktor Cooper jej pomaga, a nie jeszcze kręcić nosem, że mało.

Niestety coś musiało się spierdolić.

Plan zakładał szybki rozwój choroby Lottie i zmuszenie Ayli do szukania innych form zatrudnienia. Allan miał pewien pomysł, ale no właśnie... Grimes zniknął.

Zadzwonił do mnie jedynie z informacją, iż mam zrobić wszystko, żeby utrzymywać tę farsę do jego powrotu.

- Podtruwaj Lottie, tresuj Ayleen. Muszę zniknąć na trochę dłużej, bo pierdolone gnoje są blisko i mogą mnie dorwać, a tego przecież nie chcemy.

Mnie w zasadzie jest obojętne, czy ktoś go dorwie, czy nie. Chcę zniszczyć tę wkurwiającą dziewczynę. Marzę, żeby oglądać jej upadek, jej upodlenie. Pragnę widzieć ją na samym dnie, tam gdzie przecież jest jej miejsce.

Nikt nie uprzedził mnie, iż Allan zniknie... aż na trzy lata.

Trzy pierdolone lata...

***

Cztery miesiące wcześniej...

Grimes w końcu się pojawił. Przez trzy lata czasami się do mnie odzywał. Pytał, jak sytuacja i czy wszystko idzie zgodnie z planem. Muszę przyznać, iż na początku byłam wkurzona, bo to trwało i trwało, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre. Ayleen jest wrakiem – niepewnym siebie, zniszczonym i niesamodzielnym odpadkiem.

Idealnie się spisałam w manipulowaniu nią i uzależnianiu od siebie. Dziewczyna nie potrafi samodzielnie myśleć i nie umie się przeciwstawiać, a dla matki zrobi wszystko, co jest nawet śmieszne, bo Lottie nie ukrywa, iż wolałaby odwiedzać grób córki, a nie ukochanego syna. Do tej pory nie może się pogodzić ze stratą.

Dobrze, że ma mnie... Ukochaną synową, która może wejść w rolę uwielbianej córeczki. Ayleen i tak nie będzie mogła się sprzeciwić. Nie ma siły przebicia i prawa głosu, już o to zadbałam. Nawet w ich mieszkaniu wszystko jest tak, jak ja chcę. Kupują produkty, które lubię, a do tego podburzyłam Lottie, żeby kazała Ayli gotować obiady dla mnie, bo przecież wracam zmęczona po dyżurze i nie mam na to czasu, a dziewczyna jakby nie było zajmuje się banalną pracą w pizzerii, więc może mnie trochę odciążyć w codziennych obowiązkach.

Na początku lutego wreszcie pojawia się Allan. Twierdzi, iż chwilowo uśpił czujność swoich wrogów, więc może bezpiecznie ze mną rozmawiać.

- Czas wykorzystać Ayleen – planuje. - Musisz sprawić, żeby nie miała wyjścia i musiała skorzystać tylko z jednej opcji.

- Ta opcja na pewno będzie wybrana przez ciebie – zachęcam go do mówienia. Niestety nie jest zbyt wylewny i dość pokrętnie wszystko tłumaczy.

- Tak – potwierdza. - Wyślemy ją do domu tego chuja Stewarda – mówi z nienawiścią. - Skoro dobrze ją wytresowałaś, to zrobi dla nas wszystko, prawda?

- Stewarda? - dopytuję – TEGO Stewarda?

Sprawa zaczyna nie wyglądać zbyt dobrze. Nie chcę mieć problemów z kimś takim... to nie moja bajka, ale Allan naciska. Ma osobisty zatarg z capo bostońskiej mafii. Cholera. Gdybym wiedziała wcześniej, to zastanowiłabym się dwa razy przed wejście w układ z Grimesem. Nie wiem, czy jakakolwiek kasa jest warta oszukiwania takiego człowieka jak Steward. Nie jest tajemnicą, że facet to świr. Gdy miał osiemnaście lat zorganizował egzekucję w swoim ogrodzie i zastrzelił kilkudziesięciu wrogów! Nikt niczego mu nie udowodnił, a sam zainteresowany nigdy nie potwierdził tych zarzutów, ani też im nie zaprzeczył...

Nie chciałabym mieć z nim do czynienia...

Uśmiecham się sama do siebie.

Wysyłanie do niego Ayleen coraz bardziej do mnie przemawia... Przecież on ją zniszczy... To jak dawanie porcelanowej lalki w dłonie samego diabła. Zmiażdży ją jednym ruchem. Wykorzysta i zabije. W jego rękach nigdy nie będzie bezpieczna.

- Dokładnie tego. Twój doktorek z nim pracuje, wiesz?

Udaję, że tak, choć w rzeczywistości Cooper nie mówił mi o tym. Czuję się oszukana. Wiem, że nie odpuszczę mu za to... Już niedługo trzeba będzie pożegnać się z chciwym lekarzem raz na zawsze...

- W każdym razie musisz zrobić tak, żeby to wyglądało na spawkę doktorka. Ma umówić Ayleen na rozmowę o pracę. Nie powiemy jej wcześniej, iż facet nie szuka nikogo do swojego domu, tylko do burdelu. Dziewczyna jest raczej płaczliwa, prawda? Tak kiedyś mówiłaś...

- Dokładnie tak. Jest żałosna i słaba. Wzbudza jedynie odrazę – mówię z niechęcią.

- Ma wzbudzić litość, więc to dobrze, że ciebie odrzuca. Ty nie znasz takiego pojęcia – wytyka mi.

- W kim tę litość ma wzbudzić? Chyba nie w Stewardzie? - unoszę pytająco brew – temu człowiekowi to słowo też podobno jest obce.

- Pamiętaj, że miał siostrę, którą kochał. Niestety Ayleen ma już – zastanawia się – dwadzieścia jeden lat?

- Za miesiąc skończy dwadzieścia dwa. - Informuję „ojca roku" o wieku córki.

- Kurwa. Młodsza byłaby lepsza, ale niestety, wyszło, jak wyszło. Chciałem zacząć działać jak miała piętnaście lat, ale głupia spanikowała i zaczęła krzyczeć na środku ulicy – mówi sam do siebie.

- Po co niby ma wzbudzać w nim litość i przypominać jego siostrę? - dociekam. Mam wrażenie, że Allan jest nieźle odklejony i tak naprawdę nie ma żadnego planu, bo to, co mówi to absurd.

- Żeby nie odesłał jej do burdelu tylko zostawił w domu. Będzie musiała mi tam czegoś poszukać.

- Dlaczego niby ma nie odesłać jej do burdelu? - dziwię się – bo się nad nią ulituje? To bez sensu.

- Być może i bez sensu, a być może jest w tym większy sens, niż ci się wydaje. Steward może i jest skurwysynem, ale brzydzi się gwałtem. Gdy wyślemy do jego domu Ayleen, która będzie myślała, że idzie do pracy jako, no nie wiem, sekretarka, asystentka, czy chuj wie co, a w rzeczywistości będzie to rekrutacja do agencji towarzyskiej, to jak moja droga córeczka zareaguje? Znasz ją przecież, na pewno wiesz. - Rzuca mi wymowne spojrzenie.

- Będzie wyła i błagała, żeby tego nie robił. - Odpowiadam znudzonym głosem. To takie w stylu Ayli, że aż niedobrze mi, gdy uświadamiam sobie, jaka ta laska jest beznadziejna i słaba. DNO.

- Steward nie da jej odejść tak po prostu, bo on zawsze płaci z góry. Zdążyłem trochę poznać sposób działania jego i doktora Coopera – wyjaśnia widząc mój pytający wzrok.

- Czyżbyś już kiedyś wysłał do Stewarda jakąś dziewczynę? - wnikam.

Mężczyzna uśmiecha się tajemniczo.

- Do jego agencji tak, do domu nie, bo niestety żadna nie dała się tak zmanipulować, żeby robić to, czego chcę.

- Sądzisz, że Ayleen się da...

- Sama mówiłaś, że łatwo nią sterować, bo jest naiwna – przypomina – a dla rodziny zrobi wszystko.

- To prawda. - Muszę przyznać mu rację.

- Więc jak już ją tam umieścimy to będzie się słuchać, zgadza się?

Potwierdzam. Ayleen nie potrafi samodzielnie myśleć, dlatego też jest idealną kukłą – można z nią robić, co się chce, a ona nigdy nie zaprotestuje.

- Nie masz pewności, że będzie chciał ją zostawić. Sam pomysł, że z litości jakoś mało mnie przekonuje. Wydaje mi się, iż i tak wyśle ją do burdelu, przecież to Steward. - Wytykam. W dalszym ciągu nie jestem pewna powodzenia tego pomysłu.

Allan wzrusza ramionami.

- Znam Stewarda nie od dziś. Nawet, gdy mnie nie ma w okolicy Bostonu, to bacznie go śledzę, mam od tego ludzi. Wiem, że nie zrobi z dziewczyny dziwki na przymus, bo to nie jest jego sposób działania. Zatrudnia te, które chcą, nie zmusza żadnej. Jeśli Ayleen sama nie wyrazi chęci zostania prostytutką, to on jej nie zmusi.

- Na pewno nie będzie chciała. Powiedzmy, że zadbałam o to, żeby seks kojarzył się jej jak najgorzej – uśmiecham się wrednie do mężczyzny – sama z własnej woli przy tych doświadczeniach, które ma... nie zostanie dziwką. Ale... jak ktoś ją zmusi, to nie będzie miała wyjścia.

Prawdę mówiąc pragnę, żeby Allan się mylił i żeby Steward wysłał Aylę do tej agencji. Niech zrobi z niej kurwę. Chcę tego.

- Jeśli Steward rzeczywiście okaże się inny niż zakładaliśmy i odeśle Ayleen do burdelu, to już nic z tym nie zrobimy. Będę musiał dalej kombinować, jak dostać się do jego domu, a już kilku rzeczy próbowałem, między innymi z ochroną i pracownicami. Nie możemy wysyłać dziewczyny do pracy jako gosposi czy sprzątaczki, bo on zatrudnia na te stanowiska tylko starsze kobiety i to spokrewnione z innymi pracownikami.

- Czego ty dokładnie chcesz? Co Ayleen miałaby tam robić dla ciebie? - dopytuję.

- Miałaby umożliwić mi wejście do tego domu. Potrzebuję czegoś, co może się tam znajdować. Steward kiedyś to wywiózł i schował gdzieś, gdy zburzył swój rodzinny dom, ale wiem, że się tego nie pozbył. To coś, co należy do mnie...

Przypomina mi o naszyjniku, ale przez te lata kompletnie o nim zapomniałam. Obiecuję zabrać go z mieszkania, bo w końcu kawalerka Lottie jest tak mała, że szybko przeszukam każdy kąt.

Kilka dni później dzwonię do szwagra pracodawcy Ayleen i namawiam go, żeby załatwił z Brandonem z pizzerii pracę dla swojej córki. Sugeruję, że dobrze byłoby zwolnić Aylę, bo dziewczyna ma doświadczenie i na pewno coś szybko znajdzie. Przekonuję, iż nie ma co się nad nią litować, bo przecież Boston niedaleko, więc powinna sobie poradzić, a mężczyzna przede wszystkim powinien myśleć o rodzinie.

Co do przekonywań i różnych propozycji...

Jestem pewna jednego.

Allan coś kręci. Nie mówi mi wszystkiego.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi... To chodzi o pieniądze.

I to na pewno niemałe pieniądze... 


😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰


Jutro pewnie będzie współczesna Ayleen :) Ale same nudy - pójdzie do łazienki, trochę tam posiedzi... 🤣


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro