24 Złota klatka Stewarda
Allan wie o wszystkim! Cały czas wyrzucam sobie, że to wszystko moja wina... miałam udawać, że jest jak zawsze, a tak bardzo chciałam pomóc, iż zrobiłam największą głupotę: zamiast poprosić o szybkie urwanie głupich komentarzy i podanie do telefonu moją mamę, zaczęłam wchodzić z nim w bzdurne dyskusje! Kompletna idiotka!
- Ayleen... to nic takiego. Nie zrobiłaś nic złego – pociesza mnie Collin. Nie wyrywam się z uścisku jego silnych ramion, gdy prowadzi mnie do domu. W zasadzie potrzebuję teraz bliskości i kontaktu, bo czuję się wybitnie źle.
Mężczyzna przekonuje mnie do dalszego podtrzymywania farsy, choć ja nie widzę w tym sensu. Allan wie... Chyba za mało się starałam. Może byłam ostatnio zbyt zdystansowana wobec Collina i dało się to zauważyć? Na naszych randkach zachowywałam się tak, jak Steward sobie tego życzył: nie uciekałam, nie odpychałam go... jednak on też nie narzucał się mi tak bardzo, jak się spodziewałam.
Niby czasami mnie przytulał czy też trzymał za rękę, ale od czasu podpisania umowy, czyli już dwóch tygodni, jeszcze nawet mnie nie pocałował... Kilka dni temu myślałam, że to zrobi, bo wparował mi tak nagle do łazienki i udawał, iż musi wziąć kolejny prysznic.
Uświadomiłam sobie wtedy dwie rzeczy: Collin jest cholernie przystojny i na sam widok jego nagiego ciała mam ochotę zaciągnąć go do łóżka, żeby robić coś zdecydowanie bardziej pobudzającego, niż spanie, a do tego... tak mocno za nim tęsknię! Dobrze, że ukrywałam wtedy dłonie w wodzie i nie widział, jak mocno zaciskam pięści, żeby tylko go nie dotknąć, kiedy nachylał się nad wanną i ze mną rozmawiał.
Wtedy też podejrzewałam, iż mnie pocałuje, ponieważ tak intensywnie wpatrywał się w moje usta... Niestety do niczego nie doszło. Czyżby czekał na mój ruch?
Nie jestem taka. Nie wychodzę z inicjatywą, tylko zawsze odpowiadam na zagrania innych. Nie miałabym nic przeciwko całowaniu, ale żebym to ja pierwsza kogoś pocałowała... Nie tak zostałam wychowana. Wprawdzie wcześniej przy Collinie zdarzało mi się tracić kontrolę i rzucać na mężczyznę, ale tłumaczę to sobie tym, iż to było w trakcje seksu, więc nie myślałam racjonalnie, tylko dawałam się ponieść emocjom.
Tego wieczoru nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Steward zostawił mnie w jadalni i wrócił do Conrada, żeby ustalać szczegóły poszukiwań, a ja czuję się okropnie. Niby już trochę przeszło mi obwinianie się za niepowodzenie z Allanem, jednak teraz doszły inne obawy. Ojciec wyraźnie powiedział, że chce skrzywdzić Collina. Oszpecić go...
Z tych nerwów nie potrafię przełknąć ani kęsa kolacji i tylko przesuwam kawałki jedzenia po talerzu. Nie chcę, żeby Stewardowi coś się stało. Nie chcę, żeby został ranny... Od samego myślenia o tym robi mi się niedobrze. Rezygnuję z posiłku i kieruję się do sypialni. Ciągle myślę o Collinie. Nie wyobrażam sobie przeżywać tego, co w maju, gdy został ranny. To były jedne z najgorszych chwil mojego życia – myślałam, że go stracę. Nie chciałam wtedy tego i teraz też tego nie chcę.
Mogę udawać, iż jest inaczej, jednak prawda jest taka, że bardzo mi na nim zależy. Nie pod względem związku – do tego niestety się nie nadaję i nie chcę znowu w to wchodzić, ale tak ogólnie, po ludzku.
Dopiero po kilku godzinach Steward wraca do sypialni. Leżę w łóżku i na początku udaję, że śpię, jednak gdy po prysznicu wsuwa się pod kołdrę, od razu obracam się w jego stronę.
- Obudziłem cię? - pyta. Zatrzymuje się po swojej stronie łóżka i spogląda na mnie z wyczekiwaniem. Nie podoba mi się, iż między nami jest tyle przestrzeni, więc powoli zbliżam się do niego.
- Nie spałam – odpowiadam. - Martwiłam się o ciebie. Nie mogłam zasnąć – wzdycham ciężko. Nie próbuję udawać, iż nie pragnę kontaktu z nim. Gdy tylko unosi ramię, żeby mnie objąć, wtulam się w jego ciepłe ciało i ponownie wzdycham. Tym razem z poczuciem zadowolenia.
Collin przyciąga mnie do siebie tak, jak zwykle. Tak, jak najbardziej lubię.
- Już jestem. Śpij, skarbie. Nie zostawiłbym cię samej na całą noc – mówi cicho. Przytula policzek do moich włosów, a jedna z jego dłoni uspokajająco gładzi mnie po plecach.
- Nie zostawiaj – odpowiadam smutnym głosem. Od rozmowy z Allanem cały czas mam ochotę na płacz, więc teraz ostatkiem sił się przed tym powstrzymuję. Stabilny uścisk Collina również dobrze na mnie wpływa, bo po chwili robię się senna. W jego ramionach czuję się bezpieczna, a tak bardzo tego dziś potrzebuję.
Nie chcę udawać, iż „przypadkiem" się do niego przytulam, bo to nieprawda, a on doskonale o tym wie. Pragnę jego bliskości, a wypieranie tego nie sprawia, iż pragnę jej mniej.
Jestem beznadziejnym przypadkiem. Zakochałam się w kimś, w kim nie powinnam i nie potrafię wyleczyć się z tego uczucia.
Może też... i nie chcę?
***
Przez cały tydzień Collin jest zajęty poszukiwaniami, ale zgodnie z obietnicą wraca do mnie każdej nocy. Nie umiem zasnąć bez niego, a i on nie chce zostawać nigdzie dłużej, niż to konieczne. Wiem, że nie udało się pojmać Allana. Mężczyzna niestety zdążył uciec, choć był już tak blisko nas!
W piątek Steward wraca trochę wcześniej i proponuje, żebyśmy na kolację zjedli to zaległe sushi i obejrzeli film tak, jak planowaliśmy te kilka dni temu. Cieszę się, iż w końcu spędzimy trochę czasu razem. Spodobały mi się nasze randki i chciałabym powtarzać je częściej.
Gdy rozsiadam się wygodnie na kanapie i sięgam po talerz z kolacją mężczyzna zaskakuje mnie doborem repertuaru filmowego. Prawie oplułam go ryżem, jak powiedział mi, jaki film wybrał. Czyżby... domyślał się czegoś?
Od jakiegoś czasu próbuję namierzyć Kirka, bo zwyczajnie się o niego martwię. Był jedyną przyjaźnie nastawioną do mnie osobą w czasie mojej ucieczki i chciałabym się mu jakoś odwdzięczyć. Nie mówiłam o tym Collinowi, gdyż to nie jest jego sprawa. Nie chcę wykorzystywać go do tego, co mogę zrobić sama, ponieważ cały czas jestem przekonana, że w końcu uda mi się namierzyć staruszka, albo chociaż tę jego córkę, panią doktor, jeśli oczywiście nie zmieniła stanu cywilnego i nazwiska.
- Nie kojarzę tego aktora – silę się na swobodny ton. Steward przez chwilę przygląda mi się i nic nie mówi.
- Ale imię i nazwisko kojarzysz, prawda? - pyta, gdy tylko przysuwa się do mnie tak blisko, iż nie mam za bardzo gdzie uciec, bo i tak jestem już wciśnięta w kąt kanapy.
Nie chciałam go okłamywać, po prostu zamierzałam nie mówić mu o niektórych sprawach, ale przecież mogłam się domyślić, iż Collin to taki typ, który wie wszystko o wszystkim.
- Prawda. - Odpowiadam – a ty zapewne wiesz więcej, niż mi mówisz i wybór filmu nie jest przypadkowy – rzucam mu wyzywające spojrzenie.
- Tak. Wiem więcej, ale wolałbym usłyszeć to od ciebie – przyznaje.
- Skoro wiesz, to po co pytasz? Myślę, że nie potrzebujesz potwierdzenia, ponieważ na pewno masz doskonałe informacje.
Mężczyzna kładzie rękę na oparciu kanapy zaraz za moją głową, przez co czuję się jeszcze bardziej osaczona jego obecnością. Z tego wszystkiego, żeby czymś zająć ręce, sięgam po miskę z popcornem, na który osobiście się uparłam, bo Collin twierdzi, iż nie pasuje do sushi, ja jednak nie widzę nic złego w tym połączeniu.
- Chcę to usłyszeć od ciebie, Ayleen, ponieważ chcę znowu zacząć ci ufać.
Nie spodziewałam się takiego wyznania i w zasadzie po nim jeszcze bardziej nie wiem, co odpowiedzieć. Kirk miał być tylko moją sprawą... Collin ma jednak rację. Może powinnam mu choć trochę opowiedzieć o tym, co robiłam po ucieczce?
- Gdy uciekłam od ciebie i nie wzięłam nic, okazało się, że nawet nie mam dokąd wracać. Mało brakowało, a wylądowałabym dosłownie na ulicy. Na szczęście spotkałam takiego jednego miłego, starszego pana, który mimo iż sam nic nie miał, zaoferował pomoc. Tylko dzięki niemu przetrwałam i teraz chciałabym się mu za to odwdzięczyć.
Staram się nie wchodzić w szczegóły mojego życia w ciągu tego tygodnia, gdy nie miałam przysłowiowego dachu nad głową, bo Collin reaguje bardzo nerwowo na moje wyznania. Znaczy się... nie krzyczy ani nic takiego, po prostu znam go już na tyle, iż bezbłędnie potrafię rozszyfrować te oznaki jego zdenerwowania, których wcześniej nie zauważałam: napięte mięśnie, nieznacznie przyspieszony oddech, złowrogie spojrzenie...
Steward naciska na moją zgodę w kwestii jego udziału w poszukiwaniach Kirka, dlatego też, po dość długich pertraktacjach pozwalam mu zająć się tą sprawą. Podejrzewam, że poradzi sobie z tym lepiej niż ja i skuteczność jego poszukiwań będzie większa.
Nasza rozmowa chwilę trwa, dlatego gdy w końcu skupiamy się na filmie, nie jestem w stanie stwierdzić, o czym tak naprawdę jest.
- Naprawdę ci to smakuje? - pyta w pewnym momencie Collin. Dopiero wtedy zauważam, iż rzeczywiście, zagryzam sushi popcornem, ale nie widzę nic złego w takim połączeniu.
- Pewnie. Musisz spróbować – uśmiecham się do niego delikatnie, ale kręci głową.
- Chyba jednak spasuję.
Nie daję się tak łatwo zbyć. Biorę popcorn w palce i zbliżam swoją dłoń do ust mężczyzny.
- Nawet jednego kawałeczka nie zjesz? Nie bądź taki... - rzucam mu psotne spojrzenie. Lubię się z nim droczyć, a on doskonale o tym wie. Nachyla się, żeby zjeść popcorn prosto z mojej ręki, a co więcej, nie daje mi tak szybko jej zabrać, a przytrzymuje za nadgarstek, żeby złożyć powolne pocałunki na każdym palcu mojej dłoni. Wpatruje się przy tym we mnie tak intensywnie, iż czuję, jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
- Z twoich rąk wszystko smakuje lepiej – odpowiada poważnie. Nie komentuję tych słów. Lubię, jak tak o mnie mówi: jakbym rzeczywiście była ważna i niezwykła.
Film jest tak „wciągający", iż nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Budzę się dopiero, gdy Collin podnosi mnie, żeby zanieść do sypialni. Przytulam się do niego mocniej. Jest mi po prostu dobrze.
***
W sobotni poranek zostaję zaskoczona, bo mężczyzna nie znika tak, jak zazwyczaj, a nawet śpi dłużej ode mnie. Wprawdzie różnica między naszymi pobudkami wynosi tylko kilka minut, ale mogę w tym czasie bezkarnie się mu przyglądać i zastanawiać, jak to się stało, że dzielę łóżko z takim facetem.
Wkurza mnie jak żaden inny, ale tak samo mocno też go pragnę. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek miał mnie dotknąć tak, jak robi to Collin. Żeby ktokolwiek miał mnie całować... oglądać nagą... To wszystko jakoś tak podświadomie rezerwuję jedynie dla tego jednego mężczyzny. Oczywiście nie podoba mi się to. Nie chcę być uzależniona od niego, ale też jednocześnie nie potrafię przyjąć do wiadomości, że przecież kiedyś, jak odejdę, będę chciała ułożyć sobie normalne życie, mieć jakiegoś partnera, może i rodzinę? Kto wie...
Gdy Collin się budzi, przez chwilę również mi się przygląda. Nic nie mówi, ale jego spojrzenie jest wyjątkowo łagodne i takie jakby... czułe.
- Jakie plany na dziś? - pytam. Lubię takie leniwe poranki i z chęcią nie wychodziłabym jeszcze długo z łóżka, ale zaczynam robić się głodna, więc to chyba znak, iż czas się ogarniać.
- Wychodzimy do klubu, bo mam tam pewne spotkanie. Wcześniej jednak muszę kupić ci jakąś sukienkę. Te, które masz w szafie nie nadają się do miejsca, do którego się wybieramy.
Spinam się na te słowa i od razu zamierzam zaprotestować. Nie chcę, żeby Collin dalej rządził się wszystkim, co ze mną związane. Koniec ubierania mnie jak lalki i decydowania o moim życiu.
Powstrzymuję się jednak przed otwartą krytyką i rzucam mu zdecydowane spojrzenie.
- Wczoraj mówiłeś, że chcesz mi znowu ufać, to prawda?
- Oczywiście. Chcę ci znowu ufać.
- Ja też chcę tobie znowu ufać, wiesz? Nie zrobię tego, gdy będziesz cały czas decydował o mnie beze mnie. - Odpowiadam z coraz większą pewnością siebie.
- Co proponujesz? - pyta z zaciekawieniem. Chyba trochę go zaskoczyłam. I dobrze. Czas walczyć o swoją swobodę, nawet w złotej klatce Stewarda.
- Chcę sama wybierać sobie ubrania. Sama chodzić na zakupy i decydować o swoim wyglądzie. Nie możesz wszystkiego mi narzucać. Chcę wolności chociażby w tych kwestiach – wyjaśniam spokojnie. Z niecierpliwością czekam na jego reakcję.
Mężczyzna wpatruje się we mnie przez jakiś czas i milczy. Rozważa moją prośbę. Gdy tracę nadzieję i mam zamiar zacząć dosadniej się buntować, wreszcie odpowiada:
- Dobrze, Ayleen. Chcesz więcej swobody i samodzielności, to będziesz je miała.
👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌
do soboty :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro