Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23 Ciekawy film historyczny

pov: Collin Steward

Ayleen jest zdziwiona, że zamierzam zabrać ją na randkę. Biorąc pod uwagę, iż wcześniej rzeczywiście dużo czasu spędzaliśmy w domu na różnych ciekawych aktywnościach, nie powinienem być zaskoczony jej reakcją. 

Żeby nie było – nie mam nic przeciwko namiętnym wieczorom z moją kobietą, jednak na razie jest uparta i próbuje sobie wmawiać, iż to, co było między nami, nic nie znaczyło, dlatego też bezpieczniejszą opcją są wyjścia w miejsca publiczne, gdzie zgodnie z umową mogę ją dotykać bez oporów, z czego oczywiście zamierzam korzystać. Na początku niewinnie, żeby jej nie zniechęcić do randek, ale z każdą kolejną zamierzam dosadniej pokazywać jej, co tak naprawdę znaczy ta nasza „umowa".

Moja partnerka jest zachwycająca. Wygląda tak pięknie, iż trudno jest mi się skupić na prowadzeniu auta, a dziś dla odmiany to ja robię za kierowcę. Cieszę się, że dziewczynie spodobała się restauracja, a potrawy również trafiły w jej gust. Degustacyjna mini porcja fondantu czekoladowego tak jej smakuje, iż domawiam jej potem cały deser, w końcu jej zadowolenie jest dla mnie najważniejsze.

Po kolacji Ayleen prosi mnie o krótką wycieczkę samochodową po Bostonie, bo tak naprawdę nie zna miasta i chciałaby poznać jego najważniejsze miejsca, a szczególnie... kościoły.

- Dlaczego akurat kościoły? - pytam prawdziwie zaciekawiony. Prędzej spodziewałbym się jakichś galerii czy choć typowo turystycznych miejsc, ale o świątyniach nie pomyślałem nawet przez chwilę. Dziewczyna nic nie mówi, przynajmniej nie od razu. Odwraca się w stronę bocznej szyby i wzrusza ramionami.

- Tak po prostu. Chyba mam sentyment, bo mój dziadek był pastorem, a mama też była bardzo wierząca – mówi. Mam wrażenie, że nie jest to cała prawda, jednak nie naciskam. Jeszcze. Podjeżdżam z nią pod trzy kościoły, ale tylko jeden ją prawdziwie interesuje, jednak tylko dlatego, iż obok znajduje się „Punkt pomocy ubogim" prowadzony przez siostry zakonne.

- Ten punkt działa? Rozdaje codziennie jedzenie? Każdy może przyjść? - zarzuca mnie pytaniami, na które nie potrafię jej odpowiedzieć, bo zwyczajnie nigdy się tym nie interesowałem. To chyba znak, że jednak powinienem, bo ta jej tajemnicza dociekliwość nie daje mi spokoju.

Gdy wyjeżdżamy z miasta i kierujemy się w stronę naszego domu, Ayleen skupia się na swoim telefonie. Zawzięcie czegoś szuka, ale na moje pytania, co tak ją frasuje, odpowiada bardzo wymijająco.

Uśmiecham się pod nosem. Jak to dobrze, że zainstalowałem jej aplikację szpiegującą w obu komórkach. Potem sam sobie sprawdzę, co zaprząta myśli mojej kobiecie.

Wprawdzie brałem szybki prysznic przed wyjściem na kolację i mógłbym teraz jedynie przebrać się i paść na łóżko, jednak wiem, iż Ayleen planuje długą kąpiel, dlatego też zamierzam trochę jej poprzeszkadzać. Kolejny raz gratuluję sobie w duchu, iż nie pozwoliłem zamontować zamka w drzwiach – w końcu ta łazienka miała być moją osobistą, a w tym momencie dzielę się nią z dziewczyną, która kilka razy mruczała coś o „braku prywatności", ale udawałem iż nie wiem, o co jej chodzi.

Rozbieram się w garderobie, a następnie przechodzę pod drzwi łazienki. Gdy słyszę, że Ayleen przestała napuszczać wodę do wanny, naciskam klamkę i spokojnym krokiem wchodzę do pomieszczenia.

Dziewczyna od razu spogląda na mnie. Jej wzrok powoli przesuwa się po moim ciele, a gdy dochodzi do pewnego miejsca, Ayla zaczyna mrugać i szybko odwraca głowę. Jej policzki od razu robią się rozkosznie różowe.

- Zajęte! - mówi z wyrzutem. Udaje, iż nie chce na mnie patrzeć, ale chyba zapomina, że w tej łazience większość powierzchni wykonana jest z tak gładkiego kamienia, że dokładnie widzę, gdzie błądzi jej wzrok, kiedy myśli, iż nie patrzę.

- Ja tylko na chwilę pod prysznic. Nie przeszkadzaj sobie. - Odpowiadam obojętnym tonem.

- Przecież kąpałeś się kilka godzin temu. To marnotrawstwo wody – wytyka mi. Odwracam się do niej wchodząc do kabiny.

- Nie wiedziałem, że interesujesz się ekologią. Jeśli chcesz, wpłacę w twoim imieniu solidny datek na jakąś ekologiczną fundację. - Proponuję, na co tylko parska śmiechem, ale nie takim wesołym, a bardziej ironicznym.

- Myślisz, że pieniądze zawsze wszystko załatwią?

- Oczywiście, że nie, ale pomagają przy załatwianiu prawie wszystkiego. - Spieszę z wyjaśnieniem. Ayleen nic mi na to nie odpowiada, bo nad czymś intensywnie myśli. Nie przeszkadza jej to w niezbyt dyskretnym podglądaniu mnie pod prysznicem. Ach te przeszklone kabiny... Gdy wychodzę owinięty niedbale ręcznikiem na biodrach, zapomina, że przecież miała nie patrzeć i już bez oporów skanuje mnie tęsknym wzrokiem.

Ruszam powoli w jej stronę. Dopiero, kiedy nachylam się, żeby oprzeć dłonie na brzegu wanny po obu stronach głowy Ayleen, ta spuszcza spojrzenie na pianę.

- Nie wstydź się, skarbie. Przecież już wszystko widziałaś. Jestem cały twój – mówię cicho. Dziewczyna spogląda na mnie niepewnie.

- Ty też już mnie całą widziałeś, więc wiesz, że nie ma się czym zachwycać. - Odpowiada ze smutkiem. Szlag mnie trafia, gdy tak ujmuje sobie i ciągle się krytykuje, jakby nie widziała, jaka jest piękna. Musiała otaczać się samymi idiotami, przez których ma teraz takie kompleksy i nie potrafi przyjmować komplementów.

Nachylam się tak, żeby wyraźnie widzieć jej piękne oczy i tym ruchem też zmusić ją do skupienia uwagi na mnie.

- Widziałem wszystko i pragnę widzieć więcej, Ayleen. Chcę cię dotykać i całować... wszędzie. Uwielbiam twoje ciało – deklaruję spoglądając jej z pełną powagą prosto w oczy. Wyraźnie widzę, iż jej źrenice rozszerzyły się, a do tego zauważam, kiedy moja kobieta powoli przełyka ślinę. Chyba musiała przywołać jakieś miłe wspomnienie, bo momentalnie też na jej policzkach pojawia się rumieniec.

- Jak to dobrze, że mamy umowę i nie możesz tego robić bez publiczności – wydusza z siebie niepewnie.

- Zawsze mogę to robić podczas snu, gdy tak chętnie się we mnie wtulasz – odpowiadam. Dziewczyna gwałtownie nabiera powietrza, bo jej klatka piersiowa szybko się unosi, niestety piana zasłania najlepszy widok. - Jednak podczas snu się nie liczy, bo przecież nie robisz tego świadomie, więc to nie podlega umowie, w końcu gdy śpimy, nie panujemy nad pewnymi odruchami – dodaję na co ochoczo kiwa głową.

- Właśnie – podkreśla – jak śpimy to nie wiemy co robimy, i jeśli nawet się wtedy do ciebie przytulam, to nie dlatego, że chcę, tylko tak po prostu, przez sen. To się nie liczy – mówi, jakby chciała przekonać samą siebie.

Odrywam jedną dłoń od brzegu wanny i muskam nią skroń i policzek Ayleen, żeby odsunąć z jej twarzy zabłąkany kosmyk włosów. Dziewczyna wstrzymuje oddech, gdy to robię. Nie przestaje wpatrywać się mi prosto w oczy.

- Czekam w łóżku. Nie rozpuść się, skarbie – rzucam lekko i odsuwam się od niej. Przez chwilę wydaje się być zawiedziona. Pewnie myślała, że ją pocałuję. Oczywiście, iż mam na to cholerną ochotę i z każdym kolejnym dniem coraz trudniej jest mi się powstrzymywać, ale czekam na jej ruch. Chcę, żeby to ona zainicjowała nasz pocałunek i zbliżenie. Na razie próbuje udawać, że nocne przytulanie nic nie znaczy, ale jestem pewny, iż dla niej to ważne. Moja kobieta potrzebuje bliskości, a ja zamierzam jej ją dać.

***

W kolejnych dniach nabieram podejrzeń, iż Ayleen próbuje znaleźć kogoś konkretnego. Nic mi o tym nie mówi, mimo iż kilka razy sugeruję, że mógłbym pomóc, ale zawsze zbywa mnie i udaje, iż nie wie, o co mi chodzi. Sama proponuje, żebym zabrał ją do portu, bo nie widziała USS Constitution, więc oczywiście się zgadzam, choć podczas wycieczki mam wrażenie, że moja kobieta intensywniej obserwuje grupkę bezdomnych kręcących się po porcie, niż podziwia wyposażenie zabytkowego okrętu.

Na szczęście podczas rejsu skupia się już tylko na podziwianiu widoków. Wahałem się przed zabieraniem jej na jacht w obawie o nieprzyjemne wspomnienia związane z marcową kąpielą w zatoce, ale dziewczyna po raz kolejny udowadnia mi, iż ze wszystkim da sobie radę. Nie boi się wejść na żaden statek, a i podczas rejsu wydaje się być dość zrelaksowana.

Każdego wieczoru sprawdzam, co wyszukiwała tego dnia w sieci, jak również, gdzie dzwoniła. Zastanawiam się nawet, czy nie zapytać jej o to wprost, ale już kilka razy zahaczałem o temat, a ona zawsze mnie zbywała, co nie za bardzo mi się podoba. Chcę, żeby mi ufała. Chcę, żeby mówiła mi o wszystkim z własnej woli, a nie dlatego, iż to na niej wymuszam. Ja również chcę jej zaufać, w końcu nasz związek ma być stały i stabilny. Zbudowany na solidnych podstawach.

Zauważam, iż tego dnia dziewczyna wykonała kilka połączeń. Gdy sprawdzam po kolei numery, orientuję się, że obdzwoniła wszystkie punkty pomocy potrzebującym w Bostonie. Ostatnie połączenie... wykonała niecałe pięć minut temu. Od razu wybieram ten sam numer i dzwonię tam, gdzie i ona.

- Przed chwilą rozmawiała pani z pewną dziewczyną. Czego chciała? - pytam, gdy po drugiej stronie odzywa się kobiecy głos.

- A kto pyta?

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Skup się, bo nie będę powtarzał – odzywam się poważnym tonem. Nawet jeśli moja rozmówczyni nie wie, kim jestem, wyraźnie słyszy, iż nie zamierzam z nią żartować.

- Przed chwilą rozmawiałam z koleżanką o nowej dostawie warzyw – wyznaje. Myślę, że nie o tę rozmowę mi chodziło.

- A wcześniej?

- Wcześniej dzwoniła jakaś wariatka i pytała, czy przychodzi do nas Kirk Douglas – kobieta parska śmiechem – myślała, że sobie z nas pożartuje. Ja akurat znam się na aktorach i wiem, kto jest kim. Dziewczyna miała chyba coś z głową – dodaje lekceważąco.

Zaciskam mocniej dłoń na telefonie. Nie podoba mi się takie podejście do mojej kobiety.

- Ta wariatka, jak ją nazwałaś, należy do rodziny Steward. To bardzo popularne nazwisko, ale jestem pewny, że wiesz o którą konkretnie rodzinę mi chodzi. - Robię znaczącą pauzę – o tę jedną, bardzo wyjątkową.

Słyszę, jak rozmówczyni głośno wciąga powietrze. Musiała się w końcu zorientować, że ma poważne kłopoty.

- Przepraszam! Nie chciałam obrazić tej dziewczyny! - zapewnia od razu. - Po prostu pytała o faceta, który nazywa się jak aktor, a do tego opisywała go jak chudego, świętego Mikołaja! Nikt nie wziąłby tego na poważnie – tłumaczy się kobieta. Męczę ją jeszcze kilkoma pytaniami, a następnie szybko się rozłączam.

Moja Ayleen szuka starszego faceta o oryginalnym imieniu i nazwisku... Będę musiał dać jej jakoś dyskretnie znać, iż mogę pomóc. Musi tylko ładnie poprosić.

Wybieram jej numer, choć wiem, iż jest teraz w sypialni, bo zazwyczaj tam się ukrywa popołudniami.

- Tak? - odzywa się po chwili. - Coś się stało?

- Chciałbym, żebyśmy jutro zostali w domu. Zamówię sushi i obejrzymy jakiś film. Mam na oku taki jeden historyczny. Co ty na to?

Ayleen przez moment nic nie mówi, jakby była zaskoczona moją propozycją.

- Dobrze. W zasadzie to lubię oglądać filmy. Niestety nigdy nie jadłam sushi, więc nie wiem, czy mi posmakuje.

Uspokajam ją, iż zamówię rolki z pieczoną rybą, bo surowa nie jest dla wszystkich...

Tego dnia po raz kolejny idziemy do gabinetu Conrada i próbujemy dodzwonić się do Allana, ale znowu się nam nie udaje. Zaczynam wątpić w to, iż Widmo kiedykolwiek odbierze. Być może w jakiś sposób zorientował się w sytuacji? To byłaby jedna z gorszych możliwości.

Następnego dnia nawet nie ukrywam zdziwienia, gdy Grimes... w końcu odbiera telefon. Dobrze, iż Ayleen siedzi w fotelu obok Conrada, bo w jednej chwili robi się blada jak ściana. Od razu staję blisko niej i wsłuchuję się w każde słowo wypowiadane znienawidzonym przeze mnie głosem.

- Córeczka Lottie? Coś długo nie dzwoniłaś – zaczyna mężczyzna. Chwytam dłoń mojej kobiety i ściskam ją uspokajająco. Dziewczyna nie spuszcza ze mnie wzroku, gdy delikatnie drżącym głosem odpowiada.

- Dzwoniłam tak jak zawsze, jednak nikt nie odbierał. Nie podoba mi się to. Chyba będę musiała poważnie porozmawiać z bratową o zmianie ośrodka dla mamy. Kto to widział tak ograniczać mi kontakt! - ostatnią kwestię wypowiada ze złością. Strach zaczyna powoli ją opuszczać, a jego miejsce zastępuje gniew.

- Nie denerwuj się. Są wakacje i sezon urlopowy. Mamy okrojony skład. Nie jesteśmy na każde twoje skinienie. Tu się pracuje... Twoja bratowa mówiła, że ty zapewne i tak nie zrozumiesz – rzuca wrednie Allan. Mam ochotę wyrwać Ayleen telefon i powiedzieć mu, co myślę o takich chujowych tekstach, ale w ostatniej chwili się powstrzymuję. Moja kobieta przekręca dłoń tak, iż teraz to ona ściska moją rękę w uspokajającym geście.

Opieprzam się w myślach za zbytnie pokazywanie emocji. Nie tego uczyli mnie rodzice. Mam nad sobą panować. Zawsze i wszędzie, a szczególnie przy Widmie. Już raz dałem się mu podejść jak pierwszy lepszy amator. Nie będzie powtórki.

Kątem oka spoglądam na monitor, na którym wyświetlają się dane połączenia. Nie podoba mi się, iż jak na razie sygnał skacze po całych Stanach. Ayleen musi jeszcze trochę potrzymać mężczyznę na linii.

- Nie wiem, co pan insynuuje, panie doktorze. Znam się na pracy jak nikt inny – odpowiada Ayla. Jest spokojna i spogląda cały czas na mnie, jakby chciała się ze mną podzielić tym swoim opanowaniem.

- Oczywiście... córeczko Lottie. Mama dobrze cię wychowała, co? Grzeczna z ciebie dziewczyna, taka posłuszna i troskliwa. Każdemu pomożesz... - mówi Allan. Nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza ta konwersacja. Zaczynam mieć pewne podejrzenia. Kurewsko złe podejrzenia.

- Tak. To prawda. Mama mnie dobrze wychowała. Zawsze była bardzo troskliwa – ściskam mocniej dziewczynę za rękę. Mam nadzieję, iż Widmo nie wyłapał czasu przeszłego w jej wypowiedzi – nauczyła mnie pomagać każdemu, kto potrzebuje tej pomocy. Myślę, że jak wróci do domu, to razem będziemy pomagały. Może w kółku parafialnym? - jestem dumny, iż Ayleen od razu załapała swój błąd i potrafiła z niego wybrnąć. Moja bystra dziewczyna.

Zakres sygnału sieci komórkowej ograniczył się do stanu Nowy Jork, co jest tylko trochę pocieszające, bo to w dalszym ciągu dość duży teren. Cały ostatni tydzień spędziłem na lotach pomiędzy Bostonem a Nowym Jorkiem. Musiałem sprawdzić ten podejrzany ośrodek, ale okazał się fałszywym tropem. Cała strona internetowa była spreparowana chyba tylko dla Ayleen. Poszukiwania Allana w tamtych rejonach nie przyniosły oczekiwanych skutków.

- Dobrze się czujesz, Ayleen? - pyta Grimes, na co dziewczyna marszczy brwi i spogląda na mnie z zaskoczeniem.

- Tak, dobrze. Dlaczego pan pyta?

- Nie poganiasz mnie jak zwykle i nie zbywasz, tylko wyjątkowo chętnie wysłuchujesz bredni, które wygaduję... - wytyka jej mężczyzna.

Wstrzymuję na chwilę powietrze.

Kurwa. On wie.

- Ja nie... - zaczyna dziewczyna, ale Allan od razu jej przerywa:

- Pozdrów Stewarda, córeczko. Powiedz, że nie mogę doczekać się, aż oszpecę go tak samo, jak on mnie. Nie będzie już wtedy taki ładny... - rzuca Grines i szybko się rozłącza.

- Cholera... teren zawęził się nam do jakich stu mil kwadratowych. Na tym obszarze jest kilkanaście przekaźników, więc którykolwiek z nich mógł wyłapywać sygnał komórkowy – Conrad pokazuje mi wspomniany obszar. Wie, że nie mamy wyboru i musimy przeszukać wszystko.

Posyłam tam cały oddział ludzi. Szefowi ochrony tłumaczę, iż to, że Allan nazwał Ayleen córeczką nie znaczy, że jest jej ojcem, bo dokładnie słyszał, że wcześniej mówił o mojej kobiecie „córeczka Lottie" i do tego właśnie nawiązywał. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, iż nie powinien za bardzo wnikać w to, co może być dla niego niebezpieczne, dlatego też nie dopytuje.

Jestem zmuszony przełożyć nasz wieczór filmowy o kilka dni. Pocieszam Ayleen, iż to nie jej wina, bo była naprawdę dobra i nie powinna nic sobie zarzucać.

- Grimes to nie człowiek z łapanki. Dobrze wie, jak się ukrywać, w końcu robi to od kilkunastu lat. Musiał zauważyć, iż coś się między nami zepsuło i domyślić się prawdy.

- To w takim razie czy ta umowa dalej ma sens? Dalej udajemy, skoro to było przedstawienie tylko dla niego? - dopytuje moja kobieta. Nie podoba mi się tok jej rozumowania. Bardzo mi się nie podoba.

- Oczywiście, że ma sens. Pamiętaj o Verdich... to przedstawienie jest także i dla nich. Musimy wszystko utrzymywać bez zmian aż do ślubu Caydena – swoją drogą powinienem ściągnąć go z tej cholernej Alaski i wyznać prawdę. Allan kręci się niedaleko, Cay miałby co robić, zamiast ganiać nieistniejące trojaczki po alaskańskich górach. Tu zdecydowanie bardziej by mi się przydał.

Jak mogłem się domyślić, Widmo zmył się, zanim namierzyliśmy konkretny adres. Fiut ukrywał się w niedużym domku w lesie, który zapewne należał wcześniej do jakiegoś starszego małżeństwa, gdyż w piwnicy budynku znaleźliśmy ich rozkładające się zwłoki. Moi ludzie ocenili, iż para zginęła nie dalej, jak sześć dni temu, czyli mniej więcej tyle czasu ukrywał się tu Grimes. Sto pięćdziesiąt mil od Bostonu... Mieliśmy go tak blisko...

Jestem wściekły, ale nie chcę tego pokazywać przy Ayleen, bo dziewczyna i tak jest bardzo przybita całą tą sytuacją. Dodatkowo wkurza mnie, iż nie ufa mi na tyle, żeby wyznać, po co szuka jakiegoś Kirka Douglasa, a przecież doskonale wiem, że codziennie wydzwania do różnych noclegowni i punktów pomocy, a ostatnio nawet i do szpitali w poszukiwaniu tego Kirka, jak i Niny Douglas, lekarza. Żeby nie było – zlecam własne poszukiwana, jednak cały czas liczę, iż moja uparta kobieta w końcu powie mi, o co tak naprawdę jej chodzi.

Gdy w ostatni piątek czerwca w końcu mogę zorganizować dla mojej dziewczyny to nieszczęsne kino i sushi, wpadam na jeszcze jeden pomysł. Skoro Ayleen potajemnie kogoś szuka, a dzwonienie w różne miejsca nie przynosi skutku, a jak na złość mnie nie chce poprosić o pomoc, to zapewne za jakiś czas będzie chciała częściej wychodzić na miasto. Może by tak... dać jej powód do kontrolowanego wyjścia? Oczywiście z oddziałem ochrony, w końcu Allan gdzieś tam się kręci, a nie chcę jej narażać.

Myślę o tym, gdy moja dziewczyna rozsiada się koło mnie na kanapie i sięga po talerz z sushi.

- To co oglądamy? Jaki to fascynujący film wybrałeś? - pyta z jawną ironią. Chyba nie wierzy w mój dobry gust. Rzucam jej tajemnicze spojrzenie i odpowiadam spokojnym głosem:

- „Spartakus". To taki ciekawy film historyczny. Główną rolę gra prawdziwa gwiazda kina: Kirk Douglas. Słyszałaś może o nim?

Przestraszony wzrok dziewczyny od razu pokazuje, że idealnie dobrałem nam rozrywkę na dzisiejszy wieczór. 


😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈


Teraz bardzo długo nie będzie Collina, dlatego dziś wskoczył :) Następny planowo za 30 rozdziałów dopiero (ale po drodze będzie ze 3x Nadine). 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro