21 Jak w kalejdoskopie
Zmieniam zdanie. Umowa jest fantastyczna.
Od tygodnia, a w zasadzie od ośmiu dni, gdy obowiązuje, Collin spędza ze mną tak mało czasu, iż czasami zastanawiam się, czy on tu jeszcze mieszka. Całe dnie siedzę albo sama, albo z Vanessą czy Jane, bo Steward ma inne zajęcia. Ani razu nie próbował zachęcać mnie do czułości czy zbliżeń, ani razu też nie zrobił niczego, co by mi nie odpowiadało. Gdybym wiedziała, iż tak to ma wyglądać, to nie wahałabym się i podpisała wszystko wcześniej.
Jutro minie już połowa czerwca, więc zostanie mi tylko dwa miesiące i będę mogła odejść bogatsza o okrągłą sumkę.
Przez ostatnie dni w zasadzie nic nie robię. Trochę kręcę się po domu lub po kuchni, bardzo dużo czasu spędzam z Lucky na podwórku, ponieważ uczę ją aportować (swoją drogą kupiłam jej kilka zabawek, a i tak zawsze wybiera zwykły patyk), a do tego w pozostałym czasie czytam różne książki – trochę o konserwacji zabytków z biblioteczki Collina, a trochę harlequinów z lat dziewięćdziesiątych, które przyniosła mi Jane.
Opycham się serniczkiem Augustine, ale to chyba tak za ten tydzień głodówki, a gdy już naprawdę wszystko mi się nudzi, oglądam różne makijażowe tutoriale i ćwiczę sama na sobie.
Po ośmiu dniach moje lenistwo zaczyna mi ciążyć. Nie jestem przyzwyczajona do aż takiego nic nie robienia, więc kolejnego dnia (chyba poniedziałek, bo tak trochę straciłam rachubę) idę po śniadaniu prosto do gabinetu Collina.
Ciężko jest mi przyznać przed samą sobą, ale minimalnie za nim tęsknię. Niby co wieczór jemy razem kolację, ale oprócz tego nie mamy żadnych bliższych ani dalszych kontaktów. Steward traktuje mnie z szacunkiem, jednak brakuje mi czegoś w naszej relacji. Tak, wiem... brakuje mi seksu, ale z tym radzę sobie sama. Codziennie...
Trudno się do tego przyznać, ale ostatnio wystarcza mi samo wspomnienie tego, co w tamtym miesiącu robiłam z Collinem, żeby się nakręcić i to tak porządnie. Nigdy wcześniej nie byłam aż tak niewyżyta, jak teraz. To na pewno przez to, że mam tyle wolnego czasu i tylko głupoty się mnie trzymają.
Brakuje mi Collina tak po prostu. Jego bliskości. Dotyku (bez podtekstu seksualnego). Brakuje mi rozmów z nim i zwierzeń. Niby jest codziennie, niby widzę go wieczorami w łazience, a nawet czasami (jak nie zasnę wcześniej) czuję, jak materac po jego stronie się ugina, co znaczy, że kładzie się ze mną spać.
Nie wiem, czy dotyka mnie w nocy, albo czy krzyczę przez sen, bo nic mi nie mówi, a rano, gdy się budzę, zawsze jestem sama. Chcę mieć jakieś zajęcie, dlatego też odważnie staję pod drzwiami jego gabinetu i delikatnie w nie stukam.
Wchodzę, gdy mężczyzna zaprasza mnie do środka.
Widzę, iż jest zaskoczony moim przybyciem. Spogląda na mnie poważnie, choć mam wrażenie, że w jego oczach kryje się zadowolenie.
- Coś się stało? - pyta mnie od razu. Na początku nic nie mówię. Podchodzę powoli do jego biurka i siadam na wolnym krześle.
- W zasadzie to tak. Nie mam co robić... - żalę się od razu.
- A co chciałabyś robić?
Dobre pytanie. Jedyne, co mogę robić, to wrócić na stanowisko asystentki, ale to wiązałoby się z częstszym przebywaniem z Collinem, którego mam nienawidzić, choć z każdym dniem coraz ciężej jest mi to sobie wmawiać. Mężczyzna nie robi niestety nic, za co mogłabym go hejtować, a wręcz przeciwnie: jest miły, spokojny i co drugi dzień zostawia mi ogromny bukiet kwiatów przy łóżku. Nasza sypialnia niedługo zamieni się w kwiaciarnię.
- Cokolwiek, bo obecnie tylko się objadam, śpię i tyję – silę się na mierny żart. Steward powoli przejeżdża spojrzeniem po mojej twarzy, szyi i... no piersiach.
- Nie wyglądasz, jakbyś przytyła. Jesteś idealna – podkreśla uprzejmie. Rumienię się na ten komplement jak i na to, iż jego spojrzenie w dalszym ciągu parzy moją skórę.
- Chodzę co drugi dzień na siłownię, żeby choć udawać, iż trzymam formę. Naprawdę chciałabym coś robić. Mogę pomagać Mary w sekretariacie? Albo tobie tutaj? - pytam z nadzieją.
- Tutaj? - udaje, że jest zdziwiony.
- Tak, tutaj. Przecież jeszcze nie wyrzuciłeś mojego biurka – macham ręką w stronę mebla.
- Mam do niego sentyment. Przywołuje dobre wspomnienia – wyznaje cicho, na co ponownie się rumienie. Seks na biurku może i nie był zbyt wygodny, bo kant blatu wbijał mi się w podbrzusze, ale nie mogę odmówić mu szaleństwa i jakiejś takiej niepokorności. Podobało mi się.
- Zgadzam się co do wspomnień – wyznaję chyba zbyt szczerze, bo Collin nie jest w stanie ukryć zaskoczenia.
- Przecież jestem wszystkim najgorszym, co cię spotkało. Nie możesz mieć ze mną dobrych wspomnień – wyrzuca mi wrednie.
- Życie potrafi zaskakiwać – odpowiadam neutralnym głosem.
Wiem, że to niesprawiedliwe, iż obwiniam go o wszystko. Głupio mi, że wykrzyczałam mu wtedy w samochodzie te słowa o nienawiści. Nie myślę tak o nim. Collin naprawdę się stara, żeby niczego mi u niego nie brakowało i doceniam to.
- Masz rację, potrafi – potwierdza moje słowa. Przez chwilę przygląda mi się i nic nie mówi. Chyba rozważa wszystkie za i przeciw.
- Dobrze, Ayleen, jeśli tylko sobie życzysz, możesz wrócić na stanowisko asystentki. - Stwierdza. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością. Mężczyzna nachyla się w moją stronę i podaje mi tablet – zapoznaj się z terminarzem moich spotkań i potwierdź wszystkie. Sprawdź, czy Mary rozliczyła faktury dostaw z ostatniego miesiąca i czy kadry wysłały przelewy do pracowników. Zarezerwuj na jutro stolik w Menton dla dwóch osób na moje nazwisko na godzinę siódmą wieczorem. Zapewne w pierwszej chwili powiedzą, iż rezerwacje trzeba składać z minimum ośmiomiesięcznym wyprzedzeniem, ale przypomnij im, że ich właściciel bezterminowo trzyma dla mnie mój ulubiony stolik. - Poleca. Kiwam głową.
Przez kilka uderzeń serca czuję się niezręcznie, bo nie mam pojęcia z kim Collin wybiera się na kolację, ale domyślam się, iż to nie będzie spotkanie biznesowe, bo Menton jest zbyt romantycznym miejscem na pracownicze interakcje.
Gdy tak w kolejnych godzinach dzwonię wszędzie i wszystkiego pilnuję, muszę przyznać sama przed sobą, iż bardzo za tym tęskniłam. Lubię coś robić. Lubię mieć kontakt z ludźmi, mimo iż czasem są dość opryskliwi, jak kelner w Menton, jednak wystarczyło wspomnieć nazwisko Collina, żeby szybko zmiękł i stał się jak do rany przyłóż. Lubię też te wszystkie papierkowe roboty, które czasami zostawia mi Steward.
Spędzam w gabinecie Collina kilka godzin, ale nie czuję się niezręcznie w jego obecności. Wiem, że jego spojrzenie często błądzi w moją stronę i on nawet tego nie ukrywa, ale nie zagaduje mnie, ani nie prowokuje do niczego. To kolejna rzecz, którą lubię. Lubię z nim pracować.
Zaczynam wątpić w swoją poczytalność, bo moje uczucia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Z miłości do nienawiści w ciągu jednego tygodnia, a w następnym do... no właśnie do czego? Ciężko jest mi jednoznacznie określić, co tak naprawdę czuję. Na pewno niczego mi nie brakuje. Trochę martwię się o Kirka i chyba będę musiała poprosić Collina o pomoc w odnalezieniu staruszka, bo bardzo go polubiłam i chciałabym mu się jakoś odwdzięczyć za wszystko.
Martwię się też tym, że niedługo wróci Cayden. W następnym tygodniu ma się odbyć ta kolacja dla najważniejszych wystawców i kupców tutaj, w domu Collina, więc podejrzewam, ze i młodszy Steward będzie w niej uczestniczył zwłaszcza, że kilka dni później odbywa się licytacja, a zaraz potem zaręczynowe przyjęcie Caya i Rosalie. To będzie intensywny czas dla nas wszystkich.
Tego wieczoru wracam sama do sypialni, ponieważ Collin dostaje jakiś ważny telefon w trakcie kolacji i wraca do swojego gabinetu. Nie lubię samotności. Do tej pory zawsze byłam otoczona ludźmi w pracy, albo zajęta mamą w domu. Rzadko kiedy zostawałam sama (choć wtedy akurat się z tego cieszyłam), teraz jednak chciałabym, żeby Collin był ze mną... często.
Biorę długi prysznic i cały czas myślę o tym, że jestem dziwna. Nie potrafię określić swoich uczuć, przez co chce mi się płakać, co z kolei jest głupie, bo przecież nie mam powodów do rozpaczy. Nic mi się nie dzieje. Nikt nie robi mi nic złego. Niczego mi nie brakuje. Pracownicy domu są dla mnie mili, Jane i Vanessa obchodzą się ze mną jak z jajkiem, a Lucky jest cudownym pieszczochem. Wszystko jest tak, jak powinno być. Dlaczego teraz siedzę pod tym prysznicem i wyję? Co jest ze mną nie tak?
Nie wiem, co mną kieruje, ale tego wieczoru wybieram trochę inną piżamę, niż zazwyczaj. Nie jest to jedna z tych wyuzdanych, które namiętnie nosiłam w maju, ale też wygląda dość odważnie. Wprawdzie długość ma odpowiednią, a pod spód zakładam oczywiście majtki, żeby nie było, że czegoś chcę, bo przecież nie chcę, no gdzie ja i jakieś frywolne fantazje, phi... Nie ten adres.
Koszulka ma cienkie ramiączka i przód wykończony dość mięsistą koronką, także nie wygląda wulgarnie, choć mam niejasne wrażenie, że mój biust za bardzo się z niej wylewa, a chyba tak to wcześniej nie wyglądało.
Postanawiam sobie, że definitywnie koniec z sernikiem od Augustine... nawet z tym z brzoskwiniami. Ta... wystarczyło wspomnienie o cieście, żebym zrobiła się głodna, ale szybko zaczęłam myśleć o czymś innym. Kładę się do łóżka i planuję następny dzień. Mam trochę rzeczy do zrobienia z Mary, a potem jeszcze muszę przypilnować jednego spotkania Collina...
Nie wiem, kiedy zasypiam, ale wiem, kiedy Steward wsuwa się pod kołdrę, bo wyczuwam jego zapach i jego obecność. Mężczyzna kładzie się na swojej stronie i nawet nie próbuje do mnie przybliżyć, co nie za bardzo mi się podoba. Zaczynam się kręcić, ale nie otwieram oczu. Liczę, iż pomyśli, że mam koszmar i mnie przytuli. Chcę tego.
Collin przysuwa się do mnie. Wkłada dłoń pod kołdrę i umieszcza ją na moim brzuchu tak, jak pierwszego dnia. Mam wrażenie, iż w moim wnętrzu szaleje stado oszalałych motyli, gdy tylko mężczyzna delikatnie zaczyna gładzić moje ciało przez materiał koszuli nocnej.
Czy będę miała siłę, żeby wmawiać sobie nienawiść do Stewarda? Moje ciało ma swoje własne zdanie na ten temat. Pewnych reakcji nie ukryję. Dobrze, że jestem zakryta praktycznie pod samą szyję, bo mężczyzna mógłby zauważyć coś, co wolałabym ukryć...
Nie mam pojęcia, jak długo tak leżymy, ale wyraźnie słyszę, iż oddech Collina zrobił się miarowy, co pewnie oznacza, że zasnął. Ja w dalszym ciągu tego nie potrafię. Cieszę się, że mnie dotyka. Lubię nacisk jego ciepłej dłoni na mój brzuch i naprawdę czuję się z tym dobrze, ale... chcę czegoś więcej. Z premedytacją przekręcam się na bok tak, iż moja twarz znajduje się naprzeciwko tej Stewarda. Wzdycham głośno, ale nie otwieram oczu. Wolę, żeby myślał, iż to wszystko nie jest zaplanowane, tylko przypadkowe.
Collin przesuwa swoją dłoń z mojej talii na moje plecy i przyciąga mnie do siebie. Od razu też podnosi drugą dłoń tak, żeby wsunąć ją pod moją głowę. Moja twarz ląduje w zagłębieniu jego szyi, a klatka piersiowa zostaje przyciśnięta do męskiego torsu.
Jak ja za tym tęskniłam! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo. Wtulam mocniej czoło w szyję Collina i biorę kilka głębszych oddechów. Pachnie tak, jak uwielbiam.
- Nie udawaj, że śpisz, Ayleen – mówi cicho Steward. Opiera swój policzek o moją głowę, a jedna z jego dłoni powoli gładzi mnie po plecach – co się dzieje?
- Ty się dziejesz – odpowiadam zgodnie z prawdą. Mężczyzna odsuwa się ode mnie na chwilę.
- Światło dwadzieścia procent – poleca. W sypialni robi się jaśniej. Nie na tyle, żeby nas oślepić, ale wystarczająco, żebyśmy mogli się widzieć.
- Co dokładniej, skarbie? Zdenerwowałem cię czymś? - dopytuje Collin. Jego dłoń cały czas uspokajająco gładzi mnie po plecach. Patrzę mu w oczy i nie wiem, co powiedzieć. Tyle sprzecznych myśli kotłuje się w mojej głowie. Nie mam pojęcia, o co mi chodzi.
- Jestem łatwa, prawda? - pytam – miałam być na ciebie obrażona, ale z każdym kolejnym dniem dochodzi do mnie, że to wszystko nie ma sensu. Nie chcę ci wybaczyć tego, iż chciałeś mnie zabić, ale nie potrafię też cię tak nienawidzić, jakbym chciała. W ogóle nie potrafię cię nienawidzić. - Wyznaję zgodnie z prawdą.
Collin przez chwilę nic nie mówi. Po prostu wpatruje się we mnie błyszczącym od emocji wzrokiem.
- Jesteś najbardziej skomplikowaną kobietą, jaką znam, Ayleen. Nigdy nie powiedziałbym, że jesteś łatwa – stwierdza ochrypłym głosem. Już samo jego brzmienie powoduje dreszcz na moim ciele, przez co tylko zaczynam się krępować, bo na pewno to wyczuł. Collin nie komentuje tego jednak, tylko nachyla się, żeby złożyć na moim czole czuły pocałunek.
- Uwielbiam cię taką, jaka jesteś. Cieszę się, że mnie nie nienawidzisz. Zaczynam łudzić się, iż może kiedyś wybaczysz mi na tyle, żebym znów zagościł w twoim sercu – dodaje cicho.
Na pewno zdaje sobie sprawę, że za wcześnie na takie deklaracje. Nie wydaje się obrażony, gdy nic mu nie odpowiadam, a jedynie mocniej się przytulam.
- Miałeś ciężki tydzień? - zmieniam temat. W ramionach mężczyzny czuję się tak dobrze, że zaczynam powoli zasypiać.
- Tak. - Potwierdza – nadrabiałem pracę z poprzedniego. Teraz jednak powinienem mieć więcej czasu dla ciebie – deklaruje. Upajam się jego ciepłem i bliskością. Jego dotykiem. To też lubię.
Nie mam pojęcia, kiedy zasypiam, jednak po miłej nocy rano nie zostaje nawet ślad. Znowu jestem sama.
Dopiero po lunchu udaje mi się złapać Collina w jego biurze, wcześniej cały czas był w rozjazdach.
- Pamiętasz o kolacji na dziewiętnastą? - pyta mnie, gdy przekłada jakieś dokumenty na biurku, jakby czegoś szukał.
- Pamiętam. Wszystko zarezerwowałam. Będziesz miał swój ulubiony stolik – potwierdzam.
- Dobrze – odpowiada. Chyba znalazł to, czego szukał, bo przez chwilę spoglądał na jakiś akt, żeby za chwilę schować go do teczki.
- Bądź gotowa na osiemnastą – rzuca, kierując się w stronę drzwi. Mrugam kilka razy, bo sens jego słów dociera do mnie z opóźnieniem.
- To ja idę tam z tobą? - pytam w ostatniej chwili. Collin zatrzymuje się z ręką na klamce.
- Oczywiście. Z kim innym miałbym tam iść, jak nie z tobą? To miejsce nie nadaje się na kolacje biznesowe, zresztą dobrze wiesz, że na takie zapraszam gości do Trattatorii, sama nieraz rezerwowałaś mi tam miejsce – przypomina. Muszę się z nim zgodzić. Tak było. Wszystkie spotkania biznesowe odbywały się w innej restauracji, niż Menton.
- Dlaczego nie możemy zjeść tak jak zawsze w domu? - dociekam. Do tej pory nigdzie mnie nie zabierał, więc co się tak nagle zmieniło?
- Bo idziemy na randkę, Ayleen – oznajmia spokojnie – obiecałem ci kiedyś, że cię zabiorę i naprawdę zamierzam to robić. Często. Ta dzisiejsza będzie naszą pierwszą.
Muszę mieć głupią minę, bo tylko delikatnie się uśmiecha i przypomina o gotowości na osiemnastą. Zaraz potem wychodzi z gabinetu.
Korzystam z tego, iż zostaję sama i bezceremonialnie siadam na swoim biurku. Cały czas myślę tylko o jednym...
Idę na randkę z Collinem???
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Poniedziałek i środa są dla mnie trudne, dlatego też umówmy się dla bezpieczeństwa na wtorek i czwartek z tą randką Collina i Ayleen :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro