Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7 Sypiając z córką wroga

pov: Collin Steward

Obecnie...

Nie mogę uwierzyć w to, co widzę na szyi mojej kobiety. Zawieszka przekręca się tak, iż od razu zauważam głęboką rysę na jej tyle. To ten wisiorek. Własność Clarissy. Muszę odejść na chwilę od Ayleen, gdy opowiada o tym, jak weszła w jego posiadanie.

Wszystko zaczyna się układać w jedną całość. To Ayla jest jednym z dzieci, na które poluje teraz Cayden!

Moja kobieta okazuje się być córką pierdolonego Allana... Zaciskam ręce w pięści. Mało brakowało, a wyznałbym jej swoje uczucia. Gdy kilka chwil temu powiedziała, że mnie kocha, czułem się pierdolonym szczęściarzem, wybrańcem niebios. Teraz jednak wiem, iż los to dziwka i ewidentnie śmieje mi się prosto w twarz. Nie mogę kochać córki Allana. Nie mogę z nią sypiać i jej całować. Po prostu, kurwa nie!

Każę się jej ubrać i szybko opuszczam sypialnię. Nie chcę powiedzieć ani zrobić czegoś, czego będę potem żałował.

Zamykam Ayleen w pokoju. Kieruję się w stronę mojego gabinetu. Cały czas wyrzucam sobie zdradę mamy i Clarissy. Jak mogłem zadawać się z córką wroga? Jak mogłem dopuścić ją do siebie tak blisko, że stała się dla mnie najważniejsza?

To nie tak miało być.

Nalewam sobie porządną porcję whiskey nie patrząc, że jest dopiero trochę po siódmej rano. Siadam w fotelu i planuję najbliższe ruchy.

Na pewno nie mogę jej zabić. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Przez jakiś czas powinna pozostać w ukryciu, gdyż jestem pewien, że Cay szybko wpadnie na jej ślad, a on może nie mieć tylu skrupułów, co ja. 

Muszę zabrać ją w takie miejsce, gdzie będzie bezpieczna i anonimowa. Sięgam do szuflady biurka, z której wyjmuję dowód Ayleen. Zabrałem jej go podczas naszego pierwszego spotkania i chyba nigdy nie zamierzałem oddawać. Jeszcze kilka kwadransów temu chciałem zatrzymać ją na zawsze przy sobie, jednak teraz wiem, że to nierealne. Ona nie może być ze mną, bo nie jest dla mnie.

Wybieram numer Conrada i każę poszukać mu kogoś, kto szybko zajmie się stworzeniem nowej tożsamości.

- Ten, który zawsze dla nas pracuje, nie nadaje się? - pyta ochroniarz.

- Nadaje. Jest dobry w tym, co robi, ale tym razem to delikatne zamówienie, a ja nie chcę stracić dobrego pracownika – dodaję znacząco. Conrad rozumie, co chcę mu przekazać między słowami. Pół godziny później dostarcza mi kontakt do jakiegoś faceta, który zna się na rzeczy, ale nie jest z nami powiązany, więc utrata go nie będzie dramatem, przynajmniej nie dla nas. Zlecam zrobienie nowych dokumentów dla Ayleen. Wysyłam mu zdjęcie jej dowodowej fotografii i każę spreparować wszelkie dane. Zaznaczam, iż zależy mi na czasie. Mężczyzna obiecuje wyrobić się ze zleceniem do południa. Jestem pewien, że będę musiał odebrać je osobiście.

Cały czas myślę o Ayleen. Nie mogę wyrzucić z głowy jej przestraszonych oczu, gdy zorientowała się, jaka jest prawda. Serce ściska mi się na samą myśl o tym, że ją wystraszyłem. Zaraz potem przywołuję się do porządku. Jej samopoczucie nie powinno mnie obchodzić. Ona nie jest ważna. Już nie.

Nie potrafię się jednak do tego przekonać. Chcę ją nienawidzić tak, jak tego jej cholernego ojca, ale nie potrafię. Za każdym razem, gdy próbuję wmówić sobie, że tylko wydaje mi się, że ją kocham, a w rzeczywistości to nie miłość tylko pożądanie, widzę jej twarz. Jej piękne usta, które uwielbiam całować, jej policzki, które przybierają łagodnie różowy odcień, gdy jest podniecona, jej lekko zadarty nos i wysokie czoło. Przede wszystkim jednak widzę jej niezwykłe oczy. Widzę, jak łagodnie na mnie patrzy, gdy jest wesoła, jak błyszczą, kiedy się ekscytuje, a ich jasnobrązowa barwa przypomina wtedy płynne złoto. Widzę też, jak jej źrenice rozszerzają się, kiedy moja kobieta jest podniecona, a tęczówki stają się wtedy tylko cienkimi, bursztynowymi pierścieniami wokół nich.

Po raz kolejny poprawiam się w myślach. Ayleen nie jest moją kobietą. Nie może nią być.

Zaciskam dłoń na pustej szklance. W dalszym ciągu nie mogę w to wszystko uwierzyć.

- Kurwa! - krzyczę i rzucam naczyniem w drzwi. Tak bardzo nie chcę, żeby to była prawda. Nie chcę, żeby Ayla była jego córką. Każdego, tylko nie pierdolonego Allana.

- Jak ja bez niej wytrzymam? - pytam sam siebie. Nie potrafię wyobrazić sobie, że dziewczyna nagle znika z mojego życia i już nigdy do niego nie wraca. Dopóki nie wymyślę, co z Cayem, będę musiał ją ukrywać, w końcu brat jest moją jedyną rodziną i przysięgałem pomagać mu w zemście na potomkach Widma. Obiecałem też, że żadna kobieta nigdy nie stanie między nami, a w tym momencie zaczynam skłaniać się do kłamstwa.

Planuję okłamać Caya i dać mu fałszywy trop, żeby miał się czym zająć i nie zbliżał do Ayleen, przynajmniej przez dwa, trzy miesiące. W głowie pojawia mi się jeszcze jedna myśl, ale na razie nie dopuszczam jej do siebie. Brat mógłby mi tego nigdy nie wybaczyć.

W ciągu następnych kilku godzin załatwiam milion spraw związanych z wyjazdem dziewczyny. Każę dokładnie sprawdzić nowy samolot. Kupiłem go kilka tygodni temu, ale dopiero przedwczoraj wylądował w Bostonie, ponieważ był przystosowywany zgodnie z moimi wymaganiami. Będę musiał osobiście zobaczyć go przed odlotem i upewnić się, że został wyposażony w to wszystko, czego chciałem.

Dzwonię do znajomej z Birdgrtown. Zdecydowałem chwilowo ukryć Ayleen na Barbadosie. Chcę, żeby była bezpieczna, ale jednocześnie wolę mieć ją nie tak daleko od siebie w razie, gdybym musiał szybko interweniować czy ściągać ją z powrotem.

Ostatni telefon, jaki wykonuję, to połączenie do Caya.

- Co tak wcześnie? - brat ziewa do słuchawki. W tle słyszę jakieś damskie głosy, dlatego też domyślam się, że świętował z „koleżankami" udany wernisaż.

- Mam informacje o dzieciach Widma – rzucam od razu. Wiem, że to szybko go obudzi.

- Mów wszystko – odpowiada przytomniejszym głosem.

- Mój informator twierdzi, że ta kobieta, którą zapłodnił Allan kilkanaście lat temu – przekładam jakieś papiery, żeby słyszał ich szelest – a dokładniej piętnaście lat temu, wyjechała z trojaczkami na Alaskę i tam obecnie mieszka.

- Trojaczki mówisz... jebany – dziwi się brat. Zaraz jednak dociera do niego reszta mojej wypowiedzi – na Alaskę? Kurwa no dalej się nie dało? - zaczyna się złościć – ja pierdolę! Jak przez następne parę tygodni czeka mnie nocowanie pod namiotem w alaskańskich górach, to naprawdę stanę się bardzo zły – odgraża się. Koleżanki zaczynają coś tam do niego mówić, żeby go pocieszyć, ale ja nie zamierzam być litościwy.

- W zasadzie to możesz mieć rację z tymi górami, bo mój człowiek nie znalazł tej rodziny w żadnym z większych miast. Albo siedzą w jakimś małym miasteczku...

- Albo na jakimś wypizdowie. Dzięki Col. Ty to potrafisz zjebać humor od samego rana – kończy brat.

- Znasz mnie – dodaję z zadowoleniem. Od razu wysyłam mu też dane osób, których nigdy w życiu nie znajdzie, gdyż tak naprawdę nie istnieją.

Po zakończeniu rozmowy dłuższy czas siedzę wpatrując się w widok za oknem. W tym momencie pierwszy raz tak otwarcie okłamałem brata. 

Przez kogo? Przez kobietę, która w żaden sposób nie może być moja.

Naprawdę powinienem ją zabić za jakiś czas.

Przed jedenastą w końcu ruszam do jadalni. Muszę wziąć coś dla Ayli, przecież ona też jeszcze nic nie jadła. W międzyczasie przebieram się w sypialni Caya w jego ubrania. Nie mogę cały czas chodzić w tym, w czym śpię. To by było niepoważne.

- Dzień dobry, panie Steward – wita mnie wesoło Jane. Nie podzielam jej radości, więc tylko kiwam jej głową na przywitanie.

- Niestety naleśniki już wystygły, ale Augustine może przygotować nowe dla panny Richardson – proponuje, na co się zgadzam. Ayleen preferuje śniadania na słodko, ja wolę konkrety, dlatego posiłki są tak zaplanowane, że jest coś, co ja lubię i coś, co lubi moja dziewczyna. Zaciskam wargi na tę myśl. To nie jest moja dziewczyna. To nikt ważny. Nie może być dla mnie istotna. Po prostu nie.

Każę Jane zawołać do jadalni Clarka. Od kiedy mój związek z Aylą stał się oficjalny, mężczyzna awansował na jej osobistego ochroniarza, bo dziewczyna go polubiła i nie bała się tak, jak pozostałych. Rozumiałem jej obawy po tej całej sprawie z Kade'em i Jerrym, ale byłem pewien, że nikt nie odważyłby się podnieść na nią ręki, gdyż w takiej sytuacji osobiście zabiłbym każdego. Wszyscy oczywiście o tym wiedzieli.

- Ayleen wybierze się dziś w podróż. Zawieziesz ją w jedno miejsce i zostawisz. Nie zadawaj pytań i nikomu nie mów, że z nią pojechałeś, zrozumiałeś? - pytam, gdy tylko ochroniarz pojawia się w pomieszczeniu.

- Zrozumiałem, szefie.

Clark jest na tyle bystry, żeby wiedzieć, iż dziś lepiej nie denerwować mnie, dlatego wychodzi od razu, gdy mu na to pozwalam. Na pewno widział, że mam zły humor, więc będzie się starał wykonywać wszystko zgodnie z poleceniem.

Gdy wracam do sypialni, moje serce na moment się zatrzymuje. Nie chcę być powodem jej łez, a teraz wyraźnie widzę, że cały ten czas musiała bardzo mocno płakać. Jej twarz jest nienaturalnie blada, a oczy czerwone. Dziewczyna unika mojego wzroku, jakby wstydziła się samej siebie. Pierdolony Allan! Że też to on musi być ojcem tak wspaniałej osoby, jaką jest moja kobieta.

Zamykam na chwilę oczy. Ona nie jest moja. Muszę się w końcu tego nauczyć. 

Zauważam na jej szyi małe zadrapanie. Przez to wszystko zapomniałem, że jest taka delikatna i nieumyślnie ją zraniłem. Nie chciałem tego. Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Już sama myśl, iż mógłbym ją uderzyć sprawia, że czuję wewnętrzny bunt. Gdybym to zrobił, nigdy nie spojrzałbym sobie w oczy. Gdy tak patrzę na to niewielkie zadrapanie na szyi Ayleen uświadamiam sobie coś ważnego: nie jestem w stanie jej zabić. Ani teraz, ani... nigdy. Muszę ją chronić, bo... nie wiem. Po prostu czuję, że jestem jej to winny.

Żeby za bardzo nie ujawniać uczuć, którymi gardzę, każę się jej spakować. Wiem, że w salonie zostawiła kilka swoich rzeczy: ładowarkę, książki o sztuce (od kiedy odwiedziliśmy mój sklep z antykami, Ayleen zainteresowała się tym tematem i lubiła czytać o renowacji starych mebli, a także poznawać historię sztuki), jakieś inne drobiazgi, których dość często używała, dlatego tym razem nie zamykam drzwi. Jestem pewien, że dziewczyna zrobi wszystko, o co ją poprosiłem. Zawsze to robi. Wychodząc z sypialni odbieram telefon od „nowego".

- Wszystko gotowe do odbioru. Może pan kogoś wysłać – mówi facet.

- Odbiorę osobiście. - Informuję go od razu.

Nikt nie może poznać nowej tożsamości Ayleen. Nikt z wyjątkiem mnie.

Przed wyjściem z domu zaglądam do sejfu i wyciągam z niego trochę gotówki, którą chcę dać dziewczynie na drogę. Przyszykowałem też jedną z kart kredytowych w razie, gdyby potrzebowała, choć w to wątpię, bo postarałem się o wygodny dom dla niej i dyskretną obsługę, a także ochronę. Niczego nie powinno jej tam zabraknąć.

Przez całą drogę myślę o Ayli. Dziewczyna opanowała moje zmysły jak nikt inny. Odchylam głowę na zagłówku i przymykam oczy. Od razu ją widzę. Uśmiechniętą i smutną. Przestraszoną i podnieconą. Ciekawą i zrezygnowaną. Widzę jej nagie ciało – znam każdy jego centymetr. Nie raz przesuwałem po nim ustami i dłońmi. Wiem, gdzie na jej skórze znajdują się pieprzyki, a gdzie blizny. Oprócz tych na udach, ma jeszcze jedną praktycznie niewidoczną na przedramieniu, bo kiedyś, gdy była dzieckiem, bardzo mocno otarła się o sznurek w huśtawce. Sama mi o tym mówiła. 

 Znam każdą krzywiznę jej ciała. Każde wgłębienie i wypukłość. Orientuję się w jej pragnieniach. Przede wszystkim zależy jej na matce. Ona jest dla niej najważniejsza. Oprócz tego chciałaby kiedyś w końcu pójść na studia. Kilka dni temu mówiła mi nieśmiało, że renowacja i ochrona zabytków jest interesującym kierunkiem. Ucieszyłem się na te słowa, bo świadczyły o tym, że chciała zostać ze mną i zająć się tym, czym i ja oficjalnie się zajmuję. Chcę, żeby została ze mną. Znaczy... chciałem. Już nie powinienem tego chcieć.

Wpadam na chwilę na lotnisko. Samolot jest zgodny z moimi preferencjami i został wykonany z należytą starannością. Ayleen powinno być w nim wygodnie. Jedynym pomieszczeniem, którego nie chcę w nim oglądać, jest sypialnia. Ona miała być dla nas, ale nie będzie żadnych nas, więc to i tak nie ma sensu.

Facet od dokumentów spisał się wyjątkowo dobrze, bo wszystko wygląda bardzo wiarygodnie. Gdybym spotkał go w innej sytuacji, zapewne nawiązałbym z nim dłuższą współpracę, niestety, gdy chodziło o Ayleen, nie mogłem pozwolić, aby ktokolwiek oprócz mnie znał jej nowe dane. Mężczyzna myślał, że żartuję, gdy wyciągnąłem broń i wycelowałem w niego. Rozumiem jego zaskoczenie, jakby nie było, odwalił kawał dobrej roboty, niestety nie mogłem pozwolić mu żyć. Bezpieczeństwo Ayli było ważniejsze, a zostawianie świadków zawsze jest błędem.

- Pozbądźcie się ciała – polecam dwóm ochroniarzom, którzy pojawili się w pomieszczeniu, gdy tylko usłyszeli wystrzał. Wcześniej kazałem czekać im przy drzwiach, bo musiałem mieć pewność, że tylko ja będę wiedział o tych dokumentach. Nie chciałbym zabijać nikogo z moich ludzi, jednak dla utrzymania tajemnicy zrobiłbym to bez zawahania.

Gdy wracam do domu i spoglądam na zdjęcie dziewczyny w nowym dowodzie, czuję, że to wszystko się nie uda. Mam ochotę coś zniszczyć, ponieważ narasta we mnie gniew. W pierwszej kolejności na Allana. Że też to musiał być on... Ze wszystkich ludzi na świecie... Mój wróg jest ojcem dziewczyny, której nie chcę stracić. 

W drugiej na Caya i przysięgę, którą złożyliśmy na cmentarzu. Te piętnaście lat temu chciałem dać mu cel, żeby wyciągnąć go z nałogu. Nie podejrzewałam, że eliminowanie wszystkich, którzy choćby przelotnie poznali Widmo, stanie się jego obsesją. Nie o to mi chodziło. To miało dotyczyć przede wszystkim Grimesa.

Jestem zły na siebie. Dlaczego nie mogę tak po prostu o niej zapomnieć? Przecież znamy się krótko, to na pewno nie jest nic tak bardzo poważnego, jak może się wydawać. Zauroczenie? Fascynacja? Na pewno pożądanie... Ayleen nie może mnie kochać, bo sama nie wie, czym jest miłość, a ja nie mogę kochać jej... bo po prostu, nie.

Jedyną osobą, na którą nie jestem zły, jest Ayla. Dziewczyna niczym nie zawiniła. O niczym nie wiedziała. Jest niewinna i cholernie bezbronna.

Mam ochotę wpaść do domu i mocno ją przytulić. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że ochronię ją i zadbam jak nikt inny. Nie chcę, żeby stała się jej krzywda ani teraz, ani za ten miesiąc czy dwa. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie będę mógł długo jej ukrywać, ani też wciskać kit Caydenowi i wysyłać go w odległe tereny. To tylko chwilowa zagrywka. Potrzebuję więcej czasu.

Im bliżej domu jestem, tym bardziej zaczynam się denerwować. Nie potrafię wyobrazić sobie, że jej nie będzie przy mnie. Uzależniłem się od jej obecności, smaku, zapachu, dotyku. Od niej całej. Pragnę jej tak mocno, że nawet teraz, gdy znam prawdę... dalej ją chcę. Wiem, że nie powinienem, ale nic na to nie poradzę.

Nie jestem w stanie bez niej wytrzymać.

Czy ta inna opcja, która mi została, byłaby taka zła? Cay wściekałby się, ale ostatecznie musiałby się z tym pogodzić. Zna moje zdanie na ten temat.

Czy ja jestem na to gotowy? To córka mojego największego wroga, nie powinienem aż tak jej chronić.

Nie waham się ani chwili nad odpowiedzią. Zrobię dla niej wszystko. Kiedy to do mnie dochodzi, od razu zaczynam się uspokajać. Tak. To najlepsze rozwiązanie.

Chowam nowe dokumenty dziewczyny do kieszeni. Nie będą jej potrzebne. Nie zamierzam nigdzie jej wysyłać. Musi zostać ze mną. Wychodzę szybkim krokiem z auta i ruszam w stronę domu. Przypominam sobie, że przecież rano wyznała mi miłość, więc jest szansa, że zrozumie, na czym polega mój pomysł i się zgodzi. Jak nie, będę musiał ją zmusić, ale tego na razie nie biorę pod uwagę.

Na pewno się zgodzi, w końcu mnie kocha. Jest moja i zawsze będzie moja. Zrobię wszystko, żeby była bezpieczna.

Z tą myślą wchodzę do sypialni. Nigdzie nie widzę Ayleen, więc przechodzę do łazienki, a potem do garderoby. Od razu zauważam, że wszystkie jej rzeczy wiszą tak, jak wisiały. Nic nie zostało spakowane.

- Kurwa – mówię sam do siebie. Takiego scenariusza nie przewidywałem. Miała tu na mnie czekać. Od razu schodzę na piętro ochrony i pytam o Clarka.

- Jeszcze nie wrócił. Pojechał gdzieś z panną Richardson ponad dwie godziny temu. - Mówi Conrad.

- Jakim prawem Ayleen opuściła ten dom? - pytam niebezpiecznie spokojnym głosem. Nie dopuszczam do siebie myśli, że wykorzystała sytuację i uciekła. Ona taka nie była. Zawsze się mnie słuchała.

- Clark nic mi nie powiedział. Panna Richardson sama do niego przyszła i poprosiła o zawiezienie gdzieś, ale nie wiem, gdzie.

Cholera. To nie może być prawda. Ayleen nie mogła zniknąć.

Wychodzę na zewnątrz i czekam przy wejściu. Wyglądam auta ochrony.

Chyba jednak będę musiał zabić jednego z najwierniejszych pracowników. 


😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰

Tak się rozszalałam z Collinem, że chyba w środę wpadnie kolejny :) Teraz mam jednak pytanie, bo... to, że on w końcu znajdzie Ayleen na pewno nikogo nie zaskoczy, ale teraz... co zrobi, jak znajdzie? Znam opinię alkola808 na ten temat, ale jestem ciekawa Waszych pomysłów.

Gdy Collin znajdzie Ayleen, to : 

A. Jednak będzie chciał ją zabić, bo zdenerwowała go ucieczką

B. Wyzna jej miłość i przeprosi za wszystko

C. Złapie za szmaty i zaciągnie do łóżka, a potem będą sobie wyjaśniać

D. Inna propozycja :D 

Do środy :) (gdyby wena złapała mnie wcześniej, będę dawać znać :) ) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro