52 Pruderyjna
Rozglądam się niepewnie po lokalu. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać, zwłaszcza, gdy Cay opisywał mi wcześniej atrakcje, jakie zaplanował na swojej urodzinowej imprezie. Na razie wszystko wygląda... dość normalnie. Znaczy: jest na bogato i z przesadnym przepychem, do tego wszędzie kręcą się jakieś kobiety, ale... tak bez kontrowersji. Na szczęście wszyscy są w większości ubrani i nikt nie robi jeszcze nic niestosownego.
- Nie podoba ci się? - Collin zauważa, jak nieśmiało zerkam na scenę, na której za chwilę ma być pokaz taneczny. Ten w wannie...
- Nie wiem. Nie widzę nic kontrowersyjnego. Może właśnie to mnie zaskakuje? - odzywam się do mojego mężczyzny. Mocniej chwytam go za rękę, bo nie chcę zostać sama wśród obcych osób nawet na chwilę.
- Spodziewałaś się orgii? - pyta mnie wesoło Cayden. Cały czas też uśmiecha się do obecnych w lokalu ludzi i co chwilę z kimś wita.
Chyba przez całe życie nie uzbieram tylu znajomych, ilu on tu dziś zaprosił, a przecież godzinę temu narzekał, że nie wszyscy wpadną, ponieważ jest połowa lipca i część koleżanek wyjechała na wakacje z mężami i rodzinami.
Rzucam młodszemu z braci szybkie spojrzenie. W zasadzie chyba nie chcę go okłamywać.
- Tak trochę... Po tych twoich opowieściach o żywych talerzach na sushi i tańcach w wannie, coś takiego mogło mi przejść przez myśl – potwierdzam.
- Wszystko w swoim czasie, gwiazdeczko – mężczyzna mruga do mnie – przecież przy Collinie muszę być grzeczny, bo znowu będzie mi groził odcięciem od konta.
- Nie wracajmy już do tej sprawy – reaguje mój partner – dobrze wiesz, dlaczego chciałem tak zrobić – spogląda sugestywnie na brata.
- To tylko przypadkiem! - Cay przewraca oczami – skąd mogłem wiedzieć, że to jego córka...
- Może byłbyś w stanie domyślić się po tym, że mówiła do doktora Browna „tato"? - sugeruje Collin.
- O co wam chodzi? - pytam, bo wymiana zdań nie do końca jest dla mnie jasna – jaka córka i jaki doktor?
- Wielkie mi rzeczy – Cayden odzywa się beztrosko – Col wkurza się, bo kolejny terapeuta odmówił pracy ze mną i chyba teraz naprawdę będzie musiał mi odpuścić, albo szukać jakiegoś spoza Bostonu. To wszystko przez to, że za dobrze dogadywałem się z jego córką.
- Przespałeś się z córką swojego terapeuty?! - otwieram oczy ze zdziwienia – Cay! Tak nie można!
- E tam, przespałeś... - młodszy z braci wzrusza ramionami – uwierz, że do spania to było nam daleko...
- Zwłaszcza, że robiliście to w gabinecie doktora, a do tego na jego biurku. To niezbyt wygodne miejsce do spania – wytyka mu Collin.
- Zaliczyłeś córkę doktora w jego gabinecie! - krzyczę, przez co kilka osób odwraca się w naszą stronę, ale nikt nie wydaje się jakoś specjalnie zaskoczony. Cay uśmiecha się do każdego i pozdrawia machnięciem dłoni.
- Tak jak już mówiłem, nie miałem pojęcia, że to córka. Myślałem, iż to kolejna pacjentka z tym samym problemem, co ja – tłumaczy się mężczyzna – dlatego też stwierdziłem, że musimy się bliżej poznać, bo kto mnie zrozumie tak dobrze, jak ktoś podobny do mnie? No właśnie nikt.
- Dziewczyna nie ma takich problemów jak ty... - mój partner nie odpuszcza.
- Takich jak ja to na pewno nie, ale ma jeden poważny – Cay spogląda na mnie z ironią – z ojcem. Chyba nie będzie chciał, żeby tak prędko odwiedzała go w pracy.
- I ty dziś kończysz 30 lat? - pytam z niedowierzaniem – zachowujesz się niepoważnie.
- Jestem wiecznie młody – odpowiada od razu Cayden – i zawsze taki będę bez względu na wiek. Col za to zawsze będzie stary. Nawet te dziesięć lat temu zachowywał się jak ponurak, dalej nic się u niego nie zmieniło.
- Powaga to nie ponuractwo – bronię mojego partnera – a tobie trochę jej by się jednak przydało. Za miesiąc się żenisz! Może kiedyś będziesz miał jakieś dzieci... Trzeba się w końcu ogarnąć...
Cay oczywiście nic sobie nie robi z moich słów. Docina mi jedynie, iż za dużo przebywam z jego bratem, bo robię się gderliwa, jak i Collin.
- Pójdziemy na górę. Obejrzymy występ z loży – decyduje mój facet. Nie chce, żebyśmy cisnęli się pod sceną, a w pokoju VIP będziemy mieli osobny bufet i przede wszystkim prywatność. Podoba mi się jego pomysł.
Lokal, w którym dziś się znajdujemy jest trochę inny od klubu, gdzie kiedyś zabrał mnie Steward. Loża wprawdzie znajduje się na antresoli, ale jest całkowicie obudowana lustrami weneckimi, nie ma też części z barierką i balkonem. Gdy do niej wchodzimy, od razu rozsiadam się na dużej, czerwonej kanapie umieszczonej centralnie naprzeciwko przeszklenia.
Mam stąd idealny widok na scenę, a do tego wiem, iż nikt nie może mnie zauważyć. Collin proponuje mi jakieś przekąski i sok, ale grzecznie mu za to dziękuję. Na razie nie jestem głodna. Mój mężczyzna siada obok mnie i od razu kładzie dłoń na moim udzie. Rzucam mu ironiczne spojrzenie.
- Nie zamierzasz kończyć, to lepiej nie zaczynaj... - w dalszym ciągu nie mogę zapomnieć, jak wczoraj podczas podpisywania umowy zaczął mnie zaczepiać, a ostatecznie i tak musiałam wrócić sama do domu. Steward miał wiele załatwień na mieście. Pojawił się w naszej sypialni, gdy już spałam, a dziś z kolei znowu od rana ganiał po wybrzeżu i pilnował jakichś dostaw.
- Zamierzam skończyć wszystko, co zacznę, Ayleen – odpowiada mi poważnym tonem. Jakby na potwierdzenie swoich słów od razu wsuwa palce pod materiał mojej sukienki i delikatnie mnie nimi muska po wewnętrznej stronie uda.
- Lubisz mnie torturować, prawda? Nakręcać i zostawiać... To twój sposób na karanie mnie, bo na nic innego nie możesz sobie jeszcze pozwolić...
- Za kilkanaście miesięcy będę robił z tobą takie rzeczy, że jeszcze zatęsknisz za czasem, gdy nakręcałem cię i zostawiałem, bo wtedy nie przerwę nawet na chwilę. - Mówi spokojnie.
Spogląda przy tym na mnie tak drapieżnie, że... naprawdę nie mogę się tego doczekać. Chcę robić z nim to wszystko, czym niby mnie straszy. Wiem, iż to będą intensywne i niezapomniane przeżycia.
Już teraz wystarcza, że rzuci kilka słów z podtekstem, a do tego patrzy na mnie, jakbym była jakimś smakowitym kąskiem, a zaczynam się podniecać. Oczywiście, że wszystko zrzucam na hormony, choć to słaba wymówka. To po prostu on. Collin tak na mnie działa, iż mam ochotę na niego w zasadzie zawsze i wszędzie. Jednocześnie nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek inny miał mnie dotykać. Od razu czułabym się z tym źle i cholernie niezręcznie.
Gdy światło w głównej sali zostaje przygaszone, a lampy oświetlają jedynie scenę, od razu skupiam na niej mój wzrok, co jest trochę trudne, bo palce Stewarda w tym samym momencie zaczynają zahaczać o brzeg mojej bielizny.
- Oglądam – burczę na niego z obrażonym wyrazem twarzy.
- Nie przeszkadzaj sobie. Ja też oglądam – stwierdza gładko.
Kurtyna rozsuwa się. Jestem zaskoczona, bo gdy Cay mówił o wannie, w myślach widziałam... no wannę. Na scenie stoi jednak coś, co wygląda jak... ogromny kieliszek... Tancerka, która się w nim znajduje jest trochę ubrana, co też mnie zaskakuje. Jak na razie nikt nie jest goły...
Jej taniec jest bardzo zmysłowy, ale nie powiedziałabym, że wulgarny. Podoba mi się, choć ciężko jest mi się skupić, bo mój facet w tym samym momencie zaczyna wsuwać swoje palce w to miejsce w moim ciele, które szybko wyłącza u mnie logiczne myślenie, a włącza tryb: ekstaza.
- Jak ci się podoba burleska? - pyta mnie spokojnym tonem, chociaż widzi, że przymknęłam oczy i wiję się pod wpływem ruchów jego dłoni.
- Ciekawa... - wyduszam z siebie. Nic mądrzejszego nie przychodzi mi w tym momencie do głowy.
- Może podejdź bliżej szyby, będziesz lepiej widziała wielki finał – zachęca. Od razu też przerywa to, co robił, choć zaczynało być mi coraz przyjemniej.
Spoglądam na niego z rozczarowaniem. Miał skończyć to, co zaczął, ale wychodzi, iż dalej zamierza mnie dręczyć. Dupek.
Poprawiam sukienkę i na drżących nogach podchodzę do szyby. Nawet opieram o nią czoło, ponieważ czuję, iż potrzebuję dotyku czegoś chłodnego na mojej rozgrzanej skórze.
Tancerka podczas pokazu w wodzie zrzuca z siebie poszczególne części garderoby, ale nie jest to obsceniczne, raczej... sugestywne. Do tego muszę przyznać, iż ma niezły głos, a piosenka, którą śpiewa, jest żartobliwa, ale jednocześnie... pobudzająca. Mogę zrozumieć, dlaczego takie występy podobają się mężczyznom. Cay siedzi na dole przed samą sceną i z uwagą ogląda show, jakie robi dla niego artystka. Pozostali kumple również nie mogą oderwać oczu od kieliszka. Wyjątkiem jest jeden mężczyzna...
Ten mój, który podchodzi do mnie cicho i jak gdyby nigdy nic zaczyna podwijać moją sukienkę.
- Co robisz? - odwracam na chwilę wzrok od przedstawienia, żeby skupić się na Collinie.
- Kończę to, co zacząłem. Oprzyj ręce o szybę, skarbie – poleca. Nachyla się nade mną i zsuwa ze mnie majtki. Rozchylam usta ze zdziwienia. To sobie wybrał moment... i miejsce.
- Teraz? Tutaj? - dopytuję. Czuję jak narasta we mnie podniecenie, kiedy mój facet sięga po sprzączkę od paska i zaczyna ją odpinać.
- Teraz, tutaj. - Potwierdza – nikt cię nie zobaczy, Ayleen – uspokaja mnie.
- Ale może usłyszeć, prawda? - dopytuję. Odwracam głowę w stronę sceny, ale jakoś tak automatycznie wypinam pośladki w stronę Collina. Zaskoczył mnie, iż jednak chce kontynuować... Podoba mi się to.
- To już zależy od ciebie... Jeśli będziesz bardzo głośna to owszem, ktoś może cię usłyszeć. Myślę, że mimo wszystko piosenka cię zagłuszy – wyjaśnia spokojnie, gdy jego penis zaczyna wypełniać mnie bardzo powoli. Mężczyzna jedną dłonią zakrywa moją rękę opartą o taflę lustra i splata nasze palce. Drugą chwyta moje biodro, gdy raz po raz wbija się po sam koniec i przyciska swoje lędźwie do moich pośladków.
- A ja myślę, że może być różnie – sapię cicho. Nie potrafię skupić się na przedstawieniu, kiedy mój facet pieprzy mnie podczas występu. Nie mam tak podzielnej uwagi, jak mi się wydawało, że mam.
- Spójrz w lewo – szepcze tuż nad moim uchem. Robię to, co każe. Wyginam wargi w lekkim uśmiechu, gdy zauważam, iż w kącie loży zostało postawione duże lustro. Że też wcześniej go nie widziałam? W tym momencie boje się w nim odbijamy.
Mój facet wie, co lubię.
- Zaplanowałeś to, prawda? Każdy szczegół – wyduszam z siebie. Ciche jęki co chwilę opuszczają moje usta. Wiem, że zaraz dojdę, bo już to, co mi robnił na kanapie niesamowicie mnie pobudziło. Teraz natomiast... To wszystko we mnie narasta i staje się coraz intensywniejsze.
- Jak zawsze – odpowiada pomiędzy muśnięciami swoich ust na mojej szyi.
Nie oglądam tańca. Przymykam oczy, ponieważ Collin intensyfikuje swoje ruchy i robi to teraz szybko i mocno. Do tego czuję jego wargi na moim karku – cały czas składa na nim gorące pocałunki. Słyszę słowa uwodzicielskiej piosenki i cholernie się wczuwam w to, co właśnie robimy. Nie umiem być cicho... Jęczę imię mojego mężczyzny w rytm jego pchnięć. Nie mam pojęcia, czy na dole ktoś mnie słyszy i nawet nie za bardzo mnie to interesuje. Skupiam się na tym, co dzieje się między mną i Collinem.
Nie wiem, czy mój orgazm po prostu się przedłuża, czy po tym jednym następuje od razu kolejny, ale nie przeszkadza mi to. W całości daję się porwać fali pożądania i przyjemności, jaką sprawia mi mój mężczyzna.
Krzyczę jakieś niezrozumiałe słowa w tym samym momencie, gdy występ się kończy i sala rozbrzmiewa ostatnimi nutami utworu wymieszanymi z oklaskami publiczności. Mój partner kładzie dłoń na moim brzuchu, żeby przytrzymać moje drżące od spazmów rozkoszy ciało. Przyjemność, którą mi przed chwilą sprawił, na pewien czas odcięła mnie od zewnętrznych bodźców. Nie mam pojęcia jak długo stoję z czołem opartym o szybę i próbuję odzyskać czucie w kończynach. Nie mam też pojęcia, dlaczego ostatnio każdy orgazm sprawia, iż czuję jego echa w każdej części mojego ciała i to długo po tym, jak nastąpiło spełnienie. Lubię to...
Collin cały czas jest przy mnie. Nie przestaje składać czułych pocałunków na moim karku i szyi. Uśmiecham się sama do siebie, gdy przypomina mi się, jak kiedyś mówił, iż nie lubi się całować. Od kiedy jestem z nim w związku mam wrażenie, że nie może oderwać ode mnie swoich ust. Od żadnej części mojego ciała...
- Chyba jednak mam ochotę na przekąski – odwracam się i posyłam mu lekki uśmiech. Mężczyzna oddaje mi moją bieliznę i po tym, jak szybko ogarniam się w łazience, wracam na kanapę.
Kolejną godzinę oglądamy występy, bo Cay zamówił kilka tancerek. Nie wszystkie tańczą w wodzie – niektóre po prostu kręcą się po scenie i zrzucają części swojej garderoby w rytm muzyki. Jest to na pewno bardzo erotyczne, ale mimo wszystko po Caydenie spodziewałam się czegoś bardziej perwersyjnego.
- Wychodzicie już? - dziwi się młodszy z braci, gdy jakiś czas później schodzimy na parter – próbowałaś sushi? Tam leżą dziewczyny – wskazuje dłonią w odpowiednią stronę. Moje oczy robią się okrągłe ze zdziwienia. Rzeczywiście na stole znajdują się... kobiety, które są praktycznie nagie, a na ich ciałach leży rozłożone jedzenie.
- Dobrze, że mają te liście w niektórych miejscach, bo byłoby... niesmacznie – wyrywa mi się.
- Myślisz? - Cay spogląda na mnie z udawaną powagą – a tak się właśnie zastanawiałem, czy podawać na liściu, czy bez... Ja mam jednak wrażenie, że bez mogłoby być ciekawiej... - mruga do mnie, na co tylko się uśmiecham.
- Szkoda, że już idziecie. Zabawa dopiero się zaczyna – kontynuuje Cayden – ale rozumiem, że nasza gwiazdeczka jest zbyt pruderyjna na takie akcje. Dobrze, iż podczas występu siedzieliście na górze, bo jakąś parę ostro poniosło w łazience... Takie krzyki się tu niosły, że trochę zagłuszały występ – dodaje niewinnym głosem, a ja od razu robię się cała czerwona.
- To... eee... my już naprawdę pójdziemy – dukam. Młodszy Steward doskonale wie, co słyszał i przede wszystkim, kto był sprawcą hałasów, ale udaje głupiego. To takie typowe dla niego...
Cay nie chce nas wypuścić, dopóki nie spróbujemy tortu, więc nasz powrót trochę się opóźnia. Korzystam też z okazji i porywam mojego mężczyznę do tańca, gdy słyszę powolną piosenkę, co jest rzadkością podczas imprezy, bo DJ cały czas puszcza szybkie i bardzo energetyczne kawałki.
- Wkurzasz mnie, wiesz? - mówię mu, kiedy tak bujamy się powoli w rytm muzyki.
- Myślałem, że na to czekałaś. Chciałaś, żebym dokończył – odpowiada mi z pewnością w głosie. W ogóle nie jest zawstydzony.
- Fakt – przyznaję – ale teraz mi głupio, bo wszyscy mnie słyszeli – wydymam usta na znak niezadowolenia. Collin od razu odrywa jedną z dłoni z mojej talii i kładzie na moim policzku.
- Nikt cię nie słyszał, Ayleen. Tylko ja. Powinnaś wiedzieć, że nie lubię się dzielić moją kobietą i nie pozwolę, żeby ktokolwiek słyszał to, co należy tylko do mnie – nachyla się tak, że nasze twarze dzielą dosłownie centymetry – a każdy jęk i krzyk, który opuści te piękne usta podczas naszego zbliżenia, jest mój, skarbie. Tylko mój. - Przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze chwilę przed tym, zanim zacznyna mnie delikatnie całować.
- Cay twierdzi co innego – przypominam mu chwilę później. Przytulam skroń do jego policzka, a on powoli przesuwa dłońmi po moich plecach. Jest mi przyjemnie.
- Cay zmyśla. Gada głupoty, jak to Cay. Na pewno nic nie słyszał, bo loża jest dźwiękoszczelna. My słyszeliśmy występ tylko dlatego, że znajduje się tam głośnik. Mój brat mógł się jedynie domyślać, co możemy tam robić...
- W takim razie powinien wziąć udział w jakiejś loterii zdrapkowej, bo na pewno by trafił – wzdycham.
- Mnie się jednak wydaje, iż zakładanie, że będziemy uprawiać seks podczas imprezy, to żadne wielkie odkrycie.
W zasadzie może i ma rację. W dalszym ciągu jednak jestem na niego trochę zła.
- Dlaczego kazałeś mi myśleć, iż wszyscy mnie słyszą? Przecież wiesz, że nie umiem być cicho...
- Wiem, skarbie. Podobało mi się to, jak przez chwilę próbowałaś nad sobą panować, ale potem po prostu poszłaś na żywioł i byłaś sobą. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi się to podobało – szepcze tuż przy moim uchu.
- Czyżbym odkryła słabość pana Stewarda? - uśmiecham się przebiegle – lubisz, gdy jęczę i krzyczę?
- Tylko, gdy jęczysz i krzyczysz moje imię – dodaje od razu. Tym razem to ja odchylam się tak, żeby pocałować go w szorstki policzek.
- Żadnego innego nie zamierzam wymawiać. Ja też się nie lubię dzielić i jestem zaborcza w stosunku do mojego faceta. Mój jest całkowicie mój.
Collinowi podoba się to, co mówię. Chce być dla mnie najważniejszy tak jak i ja chcę być najważniejsza dla niego. Zdaję sobie sprawę, iż na świecie istnieją różne rodzaje związków i niektórzy lubią, gdy kocha ich więcej niż jedna osoba, ale ja do takich nie należę. Interesuje mnie jedynie związek na wyłączność w konfiguracji jeden na jeden. Tak właśnie chcę.
***
W ciągu następnego tygodnia mój mężczyzna zdobywa klucze do magazynu. Ekipa remontowa wchodzi, żeby zrobić wszystko tak, jak chciałam. Oczywiście Collin wynajął osobę, która razem ze mną zajęła się projektem wnętrza – ja mówiłam, co chciałabym tam mieć, a pani projektantka przelewała moje wizje do programu graficznego. Dbała też, żeby wszystko było zgodnie z przepisami.
Jestem tak podekscytowana tym wszystkim, że nie mogę się doczekać, aż mój punkt pomocy ruszy. Tak bardzo się niecierpliwię, iż w ciągu ostatnich dni chodzę i jęczę Collinowi, że chciałabym już wszystko mieć gotowe. To nie są te jęki, które lubi, ale nocami mu to wynagradzam. Niestety mój partner jest zapracowany i nie może towarzyszyć mi za każdym razem, gdy jadę do portu zobaczyć postępy, a jeżdżę tam... codziennie, więc prosi Caydena o wybieranie się tam razem ze mną.
- Chciałaś, żebym spoważniał, bo się starzeję to teraz masz. - Mówi Cay, gdy w przedostatnim tygodniu lipca jedziemy do magazynu – zamierzam zmienić swoje życie i od teraz być nudny jak mój brat. Od dziś jestem twoim osobistym wolontariuszo-asystentem, Ayleen. Pomyśl sobie, jakie to ekscytujące: ty byłaś asystentką Collina, a teraz to ja jestem na każdy twój rozkaz – mruga do mnie wesoło.
- I mam uwierzyć, że to wszystko dlatego, że poważniejesz? - poddaję jego słowa w wątpliwość.
- To przede wszystkim. Trzydzieści lat to nie przelewki. Myślisz, że już powinienem zamawiać sobie miejsce na cmentarzu, czy raczej zakładać, że Col już o wszystkim pomyślał? On lubi mieć przecież kontrolę.
Parskam na te słowa. Z kontrolą się zgadzam. Mój facet uwielbia wiedzieć wszystko i na wszystko mieć wpływ.
- A poza tym chcę właśnie pokazać Collinowi, że może mi zaufać i musi odblokować dostęp do konta. Tygodniowy foch powinien mu wystarczyć. Nawet i na kolejną terapię się zgodziłem – kontynuuje mężczyzna.
Kręcę głową, bo wiem, że mój partner i tak nie odpuści bratu zbyt szybko. Nowego psychologa sprowadza aż z Nowego Jorku i naprawdę uparł się, aby Cay w końcu zaczął poważnie podchodzić do tematu. Tym razem nie widzę szansy, żeby mu darował.
- A jeszcze tak na marginesie, to podobały mi się te dziewczyny, które ostatnio zajmowały się sprzątaniem po remoncie, gdy wpadliśmy tam z Collinem trzy dni temu i z chęcią bym im... pomógł. Z dobroci serca – dodaje lekko.
- Jako mój wolontariuszo-asystent nie opuszczasz mnie na krok, słyszysz? I nie robisz niczego, na co nie wyrażę zgody – zastrzegam ze stanowczością w głosie.
Cay wzdycha.
- Psujesz zabawę, gwiazdeczko.
- Myślę, że mimo wszystko będziemy się dobrze bawić. Zobaczysz – mówię z nieśmiałym uśmiechem, choć tak za bardzo sama w to nie wierzę. Collin zalecił bratu, żeby się mną opiekował i mnie pilnował, ale mam wrażenie, że to raczej ja będę musiała go nadzorować...
Tak jakoś... mam takie przeczucie...
😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁
Na Nowy Rok Ayleen dostała jeszcze kilka dni spokoju :P Ale... że ostatnio naprawdę było za miło, to niebawem trzeba będzie to zepsuć :) Ostatnie 8 rozdziałów do końca :D
Do soboty :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro