Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37 Obowiązki pani Steward

Ayleen

Nie mam pojęcia, co mną kierowało, żeby zachowywać się tak swobodnie pod prysznicem z Collinem, ale niczego nie żałuję. Z każdym dniem zapisy naszej umowy odchodzą w niepamięć, bo pozwalamy sobie na coraz więcej. Nawet dziś, w dzień zaręczyn Caydena, zamiast zbierać się do Nowego Jorku, przedłużamy pobyt w łóżku i nie szczędzimy sobie czułości.

Wiem, że mój facet chciałby, żebyśmy wrócili do tego, co było w maju, ale trochę obawiam się takiego kroku. Gdy oddam się mu tak całkowicie, to nie będę potrafiła od niego odejść, a chcę mieć jakąś alternatywę, takie wyjście awaryjne. Chcę chociaż wierzyć w to, że mogę o czymś decydować sama.

Collin jest wspaniałym partnerem. Gdyby nie to wszystko, co nas różni, nie wahałabym się tak bardzo i zgodziła na to, czego oczekuje. Nie potrafię jednak tak do końca uwierzyć mu w to, że mnie chce, że jestem dla niego ważna. To wydaje się wręcz abstrakcyjne.

Cholernie się boję, że jeśli teraz za bardzo zaangażuję się w tę relację, a on znowu mnie skrzywdzi, to nie poradzę sobie z odrzuceniem. Przecież na początku czerwca wręcz myślałam o skończeniu ze sobą, bo wszystkie problemy się spiętrzyły. Trudno było poskładać na nowo serce, które zostało złamane.

Steward nigdy mnie nie uderzył, tak jak to zdarzało się Zane'owi. Nigdy nie zmuszał mnie do seksu, więc w tej kwestii też różnił się od mojego partnera. Niestety zranił mnie tym, co mówił, choć, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, kiedy emocje opadły, muszę przyznać, że trochę wszystko wyolbrzymiłam. Zareagowałam impulsywnie i uciekłam, podczas gdy on miał plan, żeby ukryć mnie na jakiejś wyspie z dala od Caydena. Pokazywał mi nawet dokumenty, które dla mnie zamówił, więc muszę oddać mu sprawiedliwość – w jakiś tam sposób chciał mi pomóc, tylko szkoda, że nie powiedział mi o tym wcześniej. Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.

Widzę, że mężczyzna się stara. Wcześniej też był troskliwy i rozpieszczał mnie jak nikt inny, ale teraz przechodzi samego siebie.

Tak bardzo, jak chcę znowu wpuścić go do swojego serca, tak też się tego boję. Nie zniosę kolejnego odrzucenia, dlatego bezpieczniej byłoby nie angażować się w tę relację i rozstać w przyjaźni. Na pewno rozsądniej, niż po raz kolejny pchać się w związek bez przyszłości.

Myślę o tym wszystkim wtulona w Collina. Obudził mnie dziś pocałunkami i uparł się, że chce wycałować każdy centymetr mojego ciała. Udało mu się to. Leżę odwrócona przodem do niego i zamknięta w jego ramionach. Palcami przesuwam po tatuażach na jego torsie i obojczyku. Wyraźnie czuję, iż ukrywają pod sobą wiele blizn.

- Wyglądasz na zmartwioną – odzywa się cicho mój mężczyzna. Nie chcę mówić mu dokładnie o co chodzi, więc tłumaczę się stresem związanym z podróżą.

- Verdi mnie przeraża. Jest taki... dziwny – odpowiadam.

- Nic ci nie zrobi, masz moje słowo. Nie ma prawa cię dotknąć, bo jesteś moją kobietą. - Podkreśla Collin – Verdi lubi przekraczać granice, ale są w naszym świecie pewne zasady, których i on musi przestrzegać. Jedną z nich jest nietykalność członków innych rodzin, a w szczególności kobiet, które są partnerkami głów rodzin. W naszej rodzinie to ja jestem głową rodu, a ty moją partnerką, Ayleen. Nikt cię nie dotknie. - Wyjaśnia – zresztą może zauważyłaś, że nawet ochrona nie próbuje cię dotykać, gdy nie musi. Ich też się tyczy ta zasada. Za wszelkie przekroczenie jej grożą poważne konsekwencje.

Fakt. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek z pracowników Stewarda mnie dotknął, nie licząc mojego ochroniarza, gdy wynosił mnie z centrum handlowego. Zawsze starają się trzymać w pobliżu, ale nie przekraczają moich granic.

- Ochrona boi się na mnie patrzeć – przypomina mi się, jak Clark unika mojego spojrzenia, gdy gdzieś wychodzimy.

- To też jest jedna z zasad. Nie mogą przyglądać się kobiecie swojego szefa dłużej, niż wymaga tego sytuacja. Tak jest w każdej rodzinie z naszego kręgu.

- Czy Clark miał z tobą problem przez to, co robiłam podczas zakupów? - dociekam. Mój ochroniarz na pewno żyje i jest w jednym kawałku, bo widuję go codziennie, ale podejrzewam, że skoro mnie dotknął, to musiał się z tego wytłumaczyć.

- Nie miał problemu, bo zrobił to, co do niego należało. Zadbał o twoje bezpieczeństwo w jedyny możliwy wtedy sposób. Gdyby jednak sytuacja tego nie wymagała, a on posunął się za daleko i cię dotykał, to żadna umowa nie powstrzymałaby mnie przed pozbyciem się go – dodaje poważnym tonem.

Dziwię się, że Collin ma tak dużą grupę pracowników, skoro trzeba pilnować wręcz wszystkiego, żeby nie stracić życia. Z drugiej strony... do dziś pamiętam dźwięk wystrzału, który usłyszałam w ogrodzie Verdich i wyjaśnienie Rosy, że to egzekucja sprzątaczki, która sprzeciwiła się pani domu...

Godzinę później siedzimy już w aucie i kierujemy się pod apartamentowiec, w którym mieszka Cay. Jestem tu po raz pierwszy, dlatego też rozglądam się ciekawie po okolicy. Collin kupił bratu mieszkanie w naprawdę pięknym miejscu, bo budynek, w którym się mieści, jest najwyższym w obrębie kilku dzielnic, a do tego niespełna ćwierć mili dalej znajduje się zatoka. Cayden musi mieć świetne widoki, zwłaszcza, iż mieszka w dwupoziomowym apartamencie, który w większości jest przeszklony, bo potrzebuje dużo światła, żeby malować.

- Na niższym piętrze ma pracownię, kuchnię, salon i dwie łazienki, a na wyższym cztery sypialnie z łazienkami i garderobami. Pracownia została stworzona z dwóch pokoi, ale mój brat nie potrzebuje ich aż tylu, w końcu od samego początku mieszkał tu sam. - Opowiada Collin. Nie wchodzimy do mieszkania, bo Cay czeka na nas przy wejściu do apartamentowca. Wygląda, jakby był zły i bardzo niewyspany.

- Ja pierdolę. Że to już dzisiaj – mówi, gdy tylko wsiada do auta, w którym się znajdujemy i zajmuje miejsce obok kierowcy.

- Znałeś datę od dawna. Mogłeś lepiej zaplanować swój czas i choć trochę się wyspać, bo wyglądasz, jakbyś imprezował od kilku dni – wytyka mu starszy brat.

- Tu akurat masz rację – przyznaje Cay – imprezowałem od poniedziałku z nową koleżanką. Petarda, nie dziewczyna, zresztą zapytaj Ayleen. Razem podziwialiśmy pośladki Karen na licytacji – odpowiada.

Collin nie komentuje tego, choć rzuca mi rozbawione spojrzenie. Ja również nie odnoszę się do słów Caydena, w końcu on i tak wie swoje...

- Jesteś przygotowany na dzisiaj? - dopytuje mój partner. Brat głośno ziewa i odwraca się tak, żeby na nas patrzeć.

- Jadę w jednym kawałku, więc chyba jestem.

- Pamiętasz o pierścionku? - Collin nie odpuszcza swojego przesłuchania. Cay marszczy brwi i zaczyna klepać się dłońmi po marynarce.

- Cholera - mówi po chwili. Słyszę, jak mój mężczyzna głośno wzdycha, ale wtedy młodszy Steward wyciąga czerwone pudełeczko – oczywiście, że pamiętam. Wyluzuj, Col, bo w twoim wieku stres może być niebezpieczny. Pamiętaj, że masz młodą dziewczynę i dobrze by było zachować sprawność dla niej – mruga do mnie wesoło.

- Pokażesz pierścionek? - pytam, żeby zmienić temat, ponieważ nie chcę, żeby Cay zaczął wnikać w moje stosunki z Collinem, bo to naprawdę nie jego sprawa.

- Pewnie – podaje mi opakowanie – został zrobiony specjalnie dla mojej Różyczki. Sam projektowałem – opowiada.

Muszę przyznać, że Cayden ma dobry gust. Pierścionek jest delikatny, ale też bardzo szykowny. Został tak zrobiony, że przypomina... kwiat róży do którego doczepione są gałązki z delikatnymi listkami. W każdym listku znajduje się mała cyrkonia, choć znając możliwości Stewardów podejrzewam, że to jednak coś innego, natomiast w środku „kwiatu" umieszczony został duży kamień. Nie jest przesadnie wielki, raczej... elegancki i dopasowany do całego wyglądu pierścionka. Zwracam honor Cayowi – naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył.

- Ładny – chwalę szczerze – skąd znałeś rozmiar Rosalie?

- Nie znałem. Został zrobiony na wymiar palca dziewczyny ze sklepu jubilerskiego. - Odpowiada lekko młodszy z braci – Swoją drogą polecam jubilera przy Milford Street koło tej włoskiej knajpy, a w szczególności sprzedawczynię Alexis. Dziewczyna perfekcyjnie rozumie znaczenie słów „obsługa klienta" – rzuca znaczące spojrzenie Collinowi – będziesz czegoś szukał, to bierz tylko od Alexis. Została dokładnie sprawdzona przeze mnie i szczerze ją polecam. Pierścionki też – puszcza oczko, na co tylko się spinam. Nie podoba mi się myśl, że mój facet miałby iść do tego sklepu i rozmawiać z tą całą Alexis.

- Co zrobisz, jak nie będzie pasował? - Wnikam. Oddaję mu pudełeczko, bo tak nagle jakoś nie chcę trzymać tego, co sprzedawczyni miała na palcu.

- Ja? - Dziwi się Cay – nic nie zrobię. Moją rolą jest dać pierścionek narzeczonej, a ona ma go nosić. Jeśli nie pasuje jej, to już nie mój problem – wzrusza ramionami. Zaraz jednak wraca do tematu Alexis.

- Muszę wystawić pozytywną opinię na Google temu jubilerowi, a w szczególności jego pracownicy. - Mówi, gdy wystukuje coś w telefonie.

Reszta czterogodzinnej trasy mija nam spokojnie, choć Cayden co chwila życzy sobie postoju na papierosa i kawę. Collin nie zgadza się na to tłumacząc, iż nie lubię zapachu tytoniu. Młodszy z braci musi ustąpić, choć nie jest z tego powodu zadowolony.

- Ayleen źle się czuje, gdy ktoś w jej obecności pali. Musisz wytrzymać, dopóki nie dojedziemy do hotelu – poucza go brat.

Cay wzrusza ramionami i spogląda na Collina spod przymrużonych powiek.

- Powiesz coś jeszcze po pantoflarsku, Col? - rzuca wrednie.

- Nie uważam, żeby dbanie o swoją kobietę było przejawem pantoflarstwa – podkreśla mój partner. Jakoś tak odruchowo chwytam go za dłoń i ściskam ją. Jest zadowolony z tego powodu i nie pozwala mi jej zabrać aż do końca naszej podróży. Jego brat oczywiście widzi, że trzymamy się za ręce, ale tylko przewraca na to oczami.

Kilkanaście mil przed hotelem Cayden przypomina sobie, iż tak naprawdę mało wie o swojej narzeczonej, dlatego ponownie odwraca się do nas.

- Moja Różyczka jest młoda, ale chyba jakoś ją edukowali? - Zastanawia się – nie będę się wstydził, że walnie gafę w towarzystwie i pomyli indyka z Turcją, albo będzie myślała, że Europa to jeden ze Stanów?

- Skończyła liceum w edukacji domowej i przystąpiła do egzaminów państwowych. Wszystkie zdała na sto procent – informuje go Collin. Jestem pełna podziwu dla dziewczyny. Musiała być świetnie przygotowana. Z takimi wynikami i funduszami jej rodziny, każda uczelnia stała przed nią otworem.

- Co studiuje? - pytam, bo wydaje mi się oczywiste, że rodzina umożliwiła jej dalszą edukację. W końcu dziewczyna nie musi pracować, więc co innego mogłaby robić?

- Nie studiuje. Verdi uważa, że to jej niepotrzebne i nie zgodził się puścić jej na studia. - Kontynuuje mój partner. Obrzucam go zdziwionym spojrzeniem.

- Niepotrzebne? Młodej, zdolnej dziewczynie z bogatej rodzinie niepotrzebne są studia? - Dziwię się. Ja sobie nie mogę sobie pozwolić na naukę, choć było to przez jakiś czas moje marzenie, ale ona? Przecież taka Rosalie na pewno może wszystko... - Ten ojciec jest dziwny. Tak ją ograniczać... - kręcę głową z niezadowoleniem. - Mam nadzieję, że będziesz dla niej lepszy i umożliwisz jej studiowanie, jeśli tylko będzie tego chciała – spoglądam uważnie na Caya, ale on tylko marszczy brwi, jakbym powiedziała coś głupiego.

- Różyczka ma studiować? - Pyta – nie ma takiej możliwości. Wystarczy jej to liceum, teraz będzie musiała się skupić na obowiązkach pani Steward. Nie widzę jej na uczelni, zresztą po co jej to, skoro będzie żyła jak królowa w moim domu? Zrobię jej dziecko albo kilka i będzie miała zajęcie. Do tego została wychowana. Verdi wie, co robi.

Nie podoba mi się jego tok myślenia. Nie podoba mi się takie podejście do kobiet w tej „ich sferze". Przenoszę naburmuszone spojrzenie na Collina.

- Masz takie samo zdanie na ten temat? - Zaczynam – też nie widzisz sensu w edukowaniu kobiet, bo ich rola to siedzenie w domu i rodzenie dzieci?

Mój partner mocniej ściska mnie za dłoń i od razu odpowiada:

- Mam inne zdanie na ten temat. Jeśli chciałabyś iść na studia, to nie widzę w tym problemu, Ayleen. Oczywiście musiałabym sprawdzić uczelnię i upewnić się, że jest odpowiednia dla ciebie i bezpieczna, ale nigdy nie ograniczałbym twojej chęci dalszej edukacji. Powiedz tylko słowo, a wszystkim się zajmę – mówi tak, żebym tylko ja słyszała to słyszała.

- Jak się domyślam, obstawiłbyś sale wykładowe armią ochrony...

- Tak – odpowiada na moje pytanie – jak już mówiłem, twoje bezpieczeństwo jest priorytetem. Zawsze i wszędzie.

Wiem, że jest zafiksowany na tym i nawet mu się nie dziwię, w końcu sytuacja z mamą i siostrą nie należała do łatwych. Głupio mi się zrobiło, kiedy wyznał mi, że Allan użył sposobu z wywołaniem pożaru, żeby porwać jego bliskie. Gdybym wiedziała wcześniej, nie stawiałabym się tak ochronie i szybko wyszła z galerii.

Cieszę się, że Collin, mimo swojej zaborczości i manii kontroli, mimo wszystko myśli inaczej, niż jego brat. Obawiam się, że życie Rosy z Caydenem nie będzie się różniło od tego, jakie dziewczyna ma teraz w willi Verdich.

***

Hotel, w którym na odbyć się przyjęcie zaręczynowe i – jak się dowiedziałam – ślubne za te sześć tygodni – jest bardzo nowoczesny i elegancki. Ktoś, kto go projektował, lubił, gdy wszystko się błyszczy, dlatego też zarówno recepcja, jak i windy, i korytarze są jasne i ozdobione bardzo połyskliwymi powierzchniami: począwszy od polerowanego kamienia na podłogach i ścianach, skończywszy na kryształowych żyrandolach i lustrzanej windzie. Gdzie nie spojrzę, tam widzę swoje odbicie.

Zajmuję jeden z apartamentów na przedostatnim piętrze. Dzielę go oczywiście z Collinem. Pokój naprzeciwko naszego należy do Caydena, a kilka następnych do naszej ochrony. Steward wziął ze sobą potężną grupę pracowników. Tłumaczył mi, że dzisiejsze spotkanie zgromadzi przedstawicieli najważniejszych rodzin w Stanach i lepiej być przygotowanym na wszystko, a do tego pasuje pokazać, iż nie warto wchodzić w konflikt ze Stewardami, bo to może się źle skończyć.

- Pokaz siły na zaręczynach? - dopytuję, gdy rozkładam swoje kosmetyki w łazience. Mój partner przegląda coś w telefonie, ale mimo to potrafi skupiać też uwagę na mnie.

- Jak zawsze na takich przyjęciach. Nikt nie przyjeżdża, żeby cieszyć się szczęściem nowożeńców, w końcu nie jest to tajemnicą, iż małżeństwo zostało zaaranżowane. Każdy z obecnych pokazuje się, żeby okazać szacunek rodzinom wchodzącym w układ, jak również nawiązać własne kontakty. Dziś spotkamy wielu naszych wspólników, tak samo jak i rodziny, które współpracują z Verdimi. Przez to, że nasze rody się łączą, moi współpracownicy stają się przychylne Leonardo, tak samo jak i rodziny, które mają układ z Verdim będą od teraz i ze mną utrzymywały pozytywne stosunki – opowiada.

Zastanawiam się, czy zapytać go wprost o to, czy tak działają rodziny mafijne, bo to słowo nigdy nie pada z jego ust. Zawsze mówi o „naszym kręgu", „naszej sferze", ale nie nazywa tego kręgu i sfery konkretną nazwą. Tylko Nadine raz podczas rozmowy telefonicznej wspomniała mi o mafijnej rodzinie, ale zaraz potem szybko się wycofała.

Jak dla mnie cała ta otoczka jest wybitnie podejrzana. Ta brutalność w ich działaniu, bezkarność, podejrzane interesy i chorobliwe dbanie o bezpieczeństwo... Pozory, które ukrywają coś niepokojącego.

Jem z Collinem lekki lunch w apartamencie, bo do wieczornego przyjęcia zostało mało czasu. Szykuję się dziś starannie, choć brakuje mi pomocy Julii i jej umiejętności, mimo wszystko uważam, że wyglądam dobrze. Wybrałam na wieczór długą, prostą sukienkę w kolorze zgaszonego złota i ciemne, klasyczne buty. Upięłam sobie też włosy w niski kok na karku, ale kilka pasm dookoła twarzy zostawiłam luźno.

Mój mężczyzna chwali to, jak wyglądam. Wierzę w jego słowa, bo na dodatek cały czas się do mnie klei i co chwilę składa pocałunki na mojej skroni, czole czy włosach, jakby nie mógł się mną nasycić. Nawet opierzyłam go delikatnie, żeby nie próbował zepsuć mi makijażu, ale nie powstrzymało go to przed bliskością ze mną. Wprawdzie przestał całować mnie po twarzy, jednak za to zaczął składać intensywne pocałunki na mojej szyi i ramionach.

- Tylko nie zostaw śladów, bo będę musiała je zapudrować! - Pouczam go, gdy zamiast zbierać się do wyjścia, staje za mną i przyciąga mnie do siebie tak, że opieram się plecami o jego tors. Jego usta cały czas błądzą po mojej skórze, przez co czuję, iż mało brakuje, a będziemy musieli odwlec wyjście z pokoju.

- Nic nie będziesz musiała, skarbie. - Zapewnia, ale nie pozwalam mu na intensywniejsze zabawy z moim ciałem. Wiem, że on nie miałby problemu z tym, żeby wszyscy widzieli jak bardzo jestem „jego", ale ja mimo wszystko niezręcznie czułabym się, gdyby na mojej skórze zostały teraz malinki. Co się dzieje w sypialni powinno zostać w sypialni.

Przed wyjściem na przyjęcie Collin zatrzymuje mnie, bo twierdzi, że czegoś mi brakuje. Przypominam sobie, jak te same słowa powiedział, gdy wybieraliśmy się na bal do domu senatora. Wtedy pożyczył mi biżuterię swojej mamy. Teraz też ma dla mnie błyskotkę.

Jestem zaskoczona, bo poznaję, iż to ten naszyjnik z licytacji. Na żywo jest jeszcze piękniejszy, niż sądziłam. Naprawdę robi wrażenie.

- Więc jednak to byłeś ty... - mówię cicho. Przesuwam placami po powierzchni błyskotki – nie widziałam, żebyś choć na chwilę podniósł rękę, czy w jakikolwiek inny sposób dawał znać, że podbijasz cenę – zastanawiam się na głos.

- Masz rację. Nie brałem udziału w licytacji, nigdy nie biorę. - Potwierdza – mam od tego ludzi, którzy kupują za mnie. Niestety zdążyłem się przekonać, iż moje osobiste zainteresowanie jakąś rzeczą powoduje, że cena staje się bardzo wywindowana, a ja przecież nie chcę przepłacać, dlatego ktoś inny zajmuje się licytowaniem w moim imieniu.

Kiwam głową, bo to wydaje się logiczne.

- Chciałeś go mieć w swojej kolekcji i ci się udało – dodaję, gdy mężczyzna wyciąga naszyjnik z opakowania. Informuje mnie przy tym, że biżuteria została profesjonalnie wyczyszczona i nie muszę się obawiać przed jej założeniem.

- Chciałem go mieć, żeby podarować go tobie, Ayleen. - Collin spogląda mi poważnie w oczy – jest twój, nie mój. Nie należy do mojej kolekcji – podkreśla.

- To bardzo drogi prezent – zauważam drżącym głosem. Dziwnie się czuję z tym, że chce dać mi coś, co kosztowało tak dużo. To zbyt wiele jak na mnie.

- Nie ma na tym świecie rzeczy, której bym ci nie kupił, skarbie. Jesteś dla mnie najważniejsza – dodaje cicho. Nie widzę jego twarzy, bo stoi za mną, gdy nakłada naszyjnik na moją szyję i zapina go.

- A jak będę chciała wymyślny dom, albo taki hotel jak ten? Na pewno istnieje coś, na co nie możesz sobie pozwolić – wytykam mu.

- Nie mogę sobie pozwolić, żeby cię stracić, Ayleen. Tylko ty się dla mnie liczysz.

Mężczyzna obejmuje dłonią mój brzuch, a usta przykłada do mojego karku, gdzie składa kilka lekkich pocałunków.

- Dlatego chcesz mnie przekupić? - Wyduszam z siebie. Pocałunki Collina zawsze budzą we mnie to nieznośnie pragnienie, które domaga się spełnienia i wręcz krzyczy, że mój opór jest niepotrzebny, bo przecież serce samo wyrywa się do Stewarda.

- Chcę zapewnić ci wszystko, czego mogłabyś potrzebować, bo na to zasługujesz. Nie chcę cię przekupywać, a jedynie rozpieszczać i pokazywać, że ze mną niczego ci nie zabraknie – dodaje od razu.

Wpada mi do głowy pewien pomysł, jak mogłabym wykorzystać tę szczodrość Collina, ale to wymaga dłuższego przedyskutowania, więc odkładam to na nasz powrót do Bostonu.

Nie potrzebuję wszystkiego, ale jeśli będę mogła pomóc innym, naprawdę stanę się szczęśliwa. Odwracam się do niego powoli i spoglądam prosto w jego ciemne oczy.

- A jak będę chciała czegoś, czego nie da się kupić? - pytam prawie szeptem. Wiem, że może obdarować mnie pewnie wszystkim, co tylko wymyślę, ale jest coś konkretnego, co chciałabym dostać od niego.

Miłość. Taką prawdziwą, nie na pokaz i nie podlegającą umowie. Chciałabym zapewnienia, że zawsze będę bezpieczna. Że nie zostanę zamknięta tak, jak Rosalie i sprowadzona do roli żony na pokaz i matki dla jego dzieci, bez prawa do własnego życia i własnych wyborów. Chcę, żeby mnie szanował i nie próbował wyręczać we wszystkim, tylko wspierał w tym, co będę robiła.

Mężczyzna unosi moją dłoń do ust, a następnie składa na niej czuły pocałunek. Nie puszcza jej, tylko przyciska ją do swojej klatki piersiowej na wysokości serca.

- Dam ci wszystko, Ayleen. Jeśli tylko ze mną zostaniesz – zapewnia poważnym tonem.

- Co masz na myśli przez „wszystko"?

Czuję, jak jego druga dłoń obejmuje moją talię. Collin przyciąga mnie powoli do siebie.

- Moją opiekę, troskę, lojalność i wierność. Wsparcie i pomoc we wszystkim. Moją miłość. Dam ci to, co można kupić i to, co możesz mieć tylko ty, skarbie. Jestem cały twój. - Wyznaje cicho.

Mrugam kilka razy, żeby się nie rozpłakać, bo nie mam już czasu na poprawki. Steward mówi to, co pragnę słyszeć. To wszystko brzmi pięknie, tylko czy jest prawdziwe? Tak bardzo chcę mu uwierzyć, ponieważ wydaje się być szczery. Chcę jego miłości.

Pukanie do drzwi uświadamia nam, że czas opuścić apartament i zjechać na parter do restauracji, w której ma się odbyć przyjęcie.

Chyba nawet cieszę się, że nasza rozmowa została przerwana, bo zaczynała przybierać niepokojący kierunek. Mało brakowało, a rzuciłabym się na Collina i wyznała mu, że dalej go kocham, choć przecież tak usilnie starałam się wyrzucić go ze swojego serca. Niestety prawda jest tylko jedna. Moje serce należy do niego.

Nie chcę być jednak drugą Rosalie i zanim zdecyduję się na zostanie z nim, potrzebuję zapewnienia, że jego słowa to nie tylko pięknie brzmiące frazesy, a konkretne obietnice.

- Wrócimy do tej rozmowy – zaznacza Collin. Kiwam głową, choć na razie nie mam ochoty analizować tego wszystkiego. Muszę się zastanowić i dobrze wybrać, bo nie chcę po raz kolejny cierpieć.

- Gotowi na imprezę? - pyta nas Cay, gdy tylko opuszczamy pokój. Czeka na korytarzu i na szczęście wygląda dużo lepiej, niż w trakcie jazdy. - Idziemy zaręczyć mnie z moją uroczą Różyczką? Swoją drogą, skoro mamy spać w jednym hotelu, to może poproszę Verdiego o jazdę próbną po jego córce, co myślisz, Col? - zwraca się wesoło do brata. - Jemu to pewnie i tak wszystko jedno.

Czuję jak dłoń mojego partnera zaciska się na moim biodrze. Collin posyła stanowcze spojrzenie bratu.

- Jemu może i tak, ale nie zapominaj o braciach Rosalie. Im nie jest wszystko jedno. Do ślubu jest dla ciebie nietykalna. Masz pozwolenie na jeden taniec z nią. Mam wszystko wymienione w umowie. Żadnych numerów, bo może zrobić się nieprzyjemnie.

Diabelski uśmiech Caydena jednoznacznie sugeruje, że mężczyzna nie zamierza się słuchać brata. Na pewno szykuje coś, z czego potem będzie trzeba się tłumaczyć.

Cały Cay...


 😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈


Do wtorku :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro