36 Nawet tobie nie pozwolę na to
Collin Steward 😈😈😈
Ayleen ma przede mną tajemnice. Nie podoba mi się to, że zawsze muszę wyciągać z niej prawdę za pomocą podstępów czy prowokacji. Gdyby sama powiedziała mi o tym całym Kirku od razu zacząłbym poszukiwania. Byłem jego dłużnikiem skoro jej pomógł, gdy nikogo przy niej nie było.
Niestety sprawy z Allanem nie idą tak, jakbym chciał. W miejscu, które udaje się nam namierzyć, znajdujemy jedynie zwłoki właścicieli domu. Trochę zastanawia mnie sposób działania Widma, bo widzę zdecydowaną zmianę. Grimes zazwyczaj zabijał swoje ofiary strzałem w czoło, natomiast osoby, których ciała znaleźliśmy w piwnicy drewnianego domku, nosiły ślady wielokrotnych nacięć i to nie takich, które od razu powodowały śmierć. Raczej takich, które były robione, żeby kogoś torturować przed zakończeniem życia.
Cay lubił się czasami tak zabawiać z ludźmi, którzy nam podpadali, ale on zazwyczaj był w gorącej wodzie kąpany i szybko nudziły się mu powolne tortury, to była raczej moja działka. Brat wolał zdecydowane, brutalne akcje, które nie zajmowały wiele czasu.
Gdy myślę o Caydenie, jestem pewny, iż już niedługo będę musiał mu wyznać prawdę o mojej Ayleen. Nie zamierzam utrzymywać w tajemnicy jej pochodzenia dłużej, niż to konieczne. Muszę mieć gwarancję tego, że Cay nic jej nie zrobi. Co więcej, chcę przedstawić mu sytuację dziewczyny w ten sposób, żeby zgodził się ją chronić. Mam nawet pomysł jak tego dokonać.
Moja kobieta próbuje mnie sprowokować, więc daję się wciągnąć w jej gierkę i pokazuję, że lepiej mnie nie denerwować. Cholernie tęsknię za jej bliskością, za pocałunkami i dotykiem, ale czekam, aż to ona wyjdzie z inicjatywą naszego zbliżenia, co nie znaczy, że nie mogę się trochę z nią podroczyć.
Nie podoba mi się, że zachowała się nierozważnie podczas zakupów. Jestem bardzo wyczulony na różnego rodzaju pożary w miejscach publicznych, bo w ten właśnie sposób Allan dorwał moją mamę i siostrę. Były w szkole na jakimś dniu rodziny, czy innym festynie, gdy w jednej z klas wybuchł pożar. Zrobił się chaos, a pierdolony Grimes wykorzystał to, żeby porwać moje bliskie.
Podejrzewam, iż pożar w centrum handlowym mógł być jego sprawką. Cieszę się, że ochrona zareagowała. Clark musiał wynieść moją nieposłuszną dziewczynę, ale zrobił to dla jej dobra, dlatego darowałem mu to, że śmiał jej dotknąć. Zamierzam nawet dać mu podwyżkę, bo praca z Ayleen będzie należała do kategorii tych zaliczanych do wykonywanych w trudnych warunkach.
Widzę, że jest bardzo zła, iż nie dokończyłem tego, co robiłem z nią w garderobie. Takie igranie z moją kobietą sprawia, że sam muszę często rozładowywać swoje napięcie, a to oczywiście nie to samo, co seks z Aylą. Jestem cierpliwy i czekam, aż to ona nie wytrzyma i będzie chciała naszego zbliżenia.
Gdy zobaczyłem ją w tej cholernej sukience w klubie, miałem ochotę przerzucić dziewczynę przez ramię i wynieść do samochodu, żeby nikt nie miał możliwości na nią patrzeć. Ayleen grubo przesadzała z irytowaniem mnie. Miała szczęście, że pierdolony studencik nawet jej nie dotknął, bo wtedy nie byłbym już tak miły. Za to, że śmiał na nią patrzeć i na pewno myśleć w kategoriach, które mi się nie podobają, załatwiłem mu szybką podróż do mojej jaskini. Na razie po prostu tam siedzi i czeka, co dalej. Jeszcze nie wiem, jak bardzo chcę go skrzywdzić.
Niedzielny poranek wita nas niemiłą niespodzianką. Nie mówię tu o łbie łosia, nie ruszają mnie takie rzeczy, ale Ayleen jest porządnie wystraszona. Wiem, że będę musiał potem porządnie opieprzyć Caya za to. Wpierw muszę mu wszystko wytłumaczyć, bo to, że domyślił się prawdy, to oczywistość. Wystarcza mi jeden rzut oka na niego, żeby zorientować się w sytuacji. Mój brat jest wściekły i jak na razie kieruje swoją złość w stronę mojej partnerki.
Wychodzę razem z nim z sypialni. Kierujemy się w ciszy do mojego gabinetu. Mam tu wbudowaną szafę, gdzie trzymam kilka kompletów odzieży tak na wszelki wypadek, więc gdy tylko przekraczamy próg mojego biura, a Cayden od razu kieruje się do barku, zrzucam z siebie koszulkę i spodnie, żeby przebrać się w swój standardowy zestaw.
- Długo zamierzałeś mnie trzymać na tej pierdolonej Alasce? - pyta brat, gdy siada w fotelu naprzeciwko biurka. Wcześniej raczy się porządną porcją alkoholu.
- W zasadzie to nie. Miałem ściągać cię tu jutro, w końcu w środę musimy cię zaręczyć. - Odpowiadam.
- I tylko dlatego chciałeś mnie ściągnąć? Nie masz mi nic do powiedzenia, Col? Nic ważnego? - docieka. Nie spuszcza ze mnie wściekłego spojrzenia.
- Przecież już wszystko wiesz, prawda? - podkreślam – sam się domyśliłeś. Ale to fakt, mam ci jeszcze trochę do powiedzenia, bo na pewno przekręciłeś wiele rzeczy.
- Pieprzysz córkę Allana! - brat nie wytrzymuje. Gwałtownym ruchem odkłada pustą szklankę na blat i nachyla się tak, żeby jeszcze bardziej piorunować mnie swoimi oczyma – żebyś jeszcze ją pieprzył, a potem torturował i pieprzył, to byłbym w stanie to zrozumieć, ale nie... Pozbywasz się mnie, żeby ją chronić! Co jest z tobą nie tak, Col! Nie na to się umawialiśmy! - krzyczy. Dawno nie widziałem go aż tak wkurzonego.
- Pozbyłem się ciebie, bo musiałem pomyśleć, co z nią zrobić. Na początku zareagowałem podobnie jak ty i bardzo ją wystraszyłem. Żałuję tego. Jak dobrze wiesz, udało się jej uciec ode mnie, a gdy w końcu ją znalazłem, nie chciała wracać. Nie mogę jednak pozwolić, żeby nie była blisko mnie. Chcę ją mimo wszystko. Jest moja, Cay. Jest moją partnerką i już przez sam fakt tego jest nietykalna. - Tłumaczę mu spokojnie.
- Przysięgałeś na grobie mamy i Lissy, że zabijemy każdego, kto jest spokrewniony z tym śmieciem! Mamy pod nosem jego córkę. CÓRKĘ, rozumiesz!!! Ona nie ma prawa żyć! Grimes nie miał litości dla naszych bliskich, to dlaczego my mamy mieć litość dla jego dziecka? My tak nie działamy, Col i dobrze o tym wiesz. - Kręci głową, bo nie podoba się mu moje wyjaśnienie.
- Pamiętam, że przysięgałem. Myślę, iż wystarczająco wypełniłem tę przysięgę. Muszę dopaść Allana i to jego ukarać. Ayleen nie jest niczemu winna, nawet nie znała tego chuja. Nigdy nie odwiedził jej jako ojciec, choć dwa razy porządnie ją przestraszył. Przez niego wszyscy traktowali ją jak wariatkę, bo nie wierzyli, że facet z blizną mógł wciągnąć ją do archiwum w muzeum i straszyć. Miała naprawdę trudne dzieciństwo i to wszystko z jego winy. - Widzę, że Cay zaczyna się uspokajać, więc kontynuuję mój monolog:
- Ayleen nie jest niczemu winna – powtarzam – nigdy nikogo nie skrzywdziła, a jak sam wiesz, to ona była ofiarą choćby tego pseudo chłopaka, którego jakiś czas temu kroiłeś w jaskini. Jest dobrą osobą, całkowicie różną od Grimesa. Od nas też i może dlatego tak bardzo jej potrzebuję. Przypomina mi mamę i Clarissę. One też były wspaniałe. Na pewno nie pochwaliłyby zabicia dziewczyny tylko dlatego, że jej ojciec to morderca i gwałciciel. Mama nie była taka, pamiętasz? Posuwała się do brutalnych rozwiązań dopiero w ostateczności. To, co robiliśmy przez ostatnie lata było za to bardzo w stylu wuja Johna, a z nim raczej nie chcielibyśmy być porównywani – wytykam mu.
Nie podoba mu się, iż wyciągam teraz znienawidzonego opiekuna, bo aż zaciska dłonie w pięści.
- Poza tym – kontynuuję. Mój brat jest jakoś tak wyjątkowo mało rozmowny – mam poważne podejrzenie, że Allan zabił brata Ayleen, czyli swojego syna. Te dzieci nic dla niego nie znaczą, dlatego też zabicie Ayli nie zrani Grimesa, bo zapewne sam będzie chciał się jej pozbyć. Nie mogę na to pozwolić. Tobie też nie pozwolę wyręczać Widmo w jego planach.
Cay przez chwilę się zastanawia. Chyba dochodzi do podobnych wniosków, jak i ja.
- Możesz mieć rację. Skoro Allanowi nie zależy na Ayleen, to jej zabicie nie będzie miało na razie sensu. Nie wiem, czy mimo wszystko pozwolę jej żyć, gdy już w końcu załatwimy jej ojca. Będę czuł się jak zdrajca mamy i Lissy.
Doskonale go rozumem. Przez jakiś czas czułem się tak samo. Obiecałem pomścić dwie najważniejsze kobiety w moim życiu, ale zamiast tego, znalazłem trzecią, która swoją ważnością przebija wszystko. Ayla stała się dla mnie priorytetem.
- Czułem podobnie, ale pomyślałem sobie wtedy, że mama chciała, żebym był szczęśliwy, a tylko z Ayleen mogę taki być. Tylko jej potrzebuję. Wiem, iż cała ta sytuacja jest cholernie trudna dla ciebie, dla mnie, a przede wszystkim dla mojej dziewczyny. Wierzę, że w końcu dojdziemy do porozumienia.
Poprawiam się na fotelu tak, żeby być bliżej brata. Skupiam na nim poważne spojrzenie.
- Nie wyobrażam sobie życia bez Ayleen. Nie chcę życia bez niej. Nie dam jej nikomu skrzywdzić, nawet tobie, Cay.
Brat wstaje i zaczyna nerwowo krążyć po gabinecie. Przesuwa dłonią po włosach gdy tak chodzi i rozmyśla nad tym, co mu powiedziałem.
- Tak po prostu mam jej odpuścić? - nie może to do niego dojść. To naprawdę pierwszy raz, kiedy nie chcę pozwolić mu kogoś zabić i nie podoba mu się ta sytuacja.
- Chciałbyś ją skrzywdzić? Zrobiłbyś jej coś patrząc prosto w oczy? - Pytam. Cayden zatrzymuje się i spogląda na mnie z konsternacją.
- W zasadzie to nie... Gdy tak o tym wszystkim myślę, to rzeczywiście wydaje mi się, że nie chciałbym jej nic zrobić. Na Alasce chciałem i to bardzo. Praktycznie odrąbałem łeb temu łosiowi, bo wyobrażałem sobie Aylę, ale w drodze powrotnej trochę mi przeszło.
- Liczę, że całkiem ci przejdzie, bo jak już mówiłem, Ayleen jest nietykalna.
Nachylam się i sięgam do jednej z szuflad biurka. Ta konkretna jest zamknięta na zamek z kodem, ponieważ trzymam tam ważne dokumenty. Reszta oczywiście grzecznie leży w sejfie.
- W czerwcu podpisała mi to przy sędzim i dwóch świadkach – podsuwam mu jedną ze stron mojej umowy z dziewczyną. Brat szybko podchodzi do biurka i czyta dokument. Na jego ustach pojawia się ironiczny uśmiech.
- Ty naprawdę zrobisz wszystko, żeby ją ochronić... - mówi, jakby wcześniej w to nie wierzył. - Jesteś szalony, Col.
- Dla niej jak najbardziej. Zrobię wszystko. Kocham ją – wyznaję szczerze.
- Ona o tym wie?
- O tym konkretnym dokumencie? - Dopytuję – nie sądzę, żeby zauważyła go pośród innych papierów. Niestety nasza relacja nie jest ostatnio szczególnie dobra i na pewno nie zgodziłaby się na to, choć to najlepsze rozwiązanie.
- Dla niej na pewno najlepsze. Masz rację, teraz jest nietykalna, a do tego będę zobowiązany ją chronić.
- Zgadza się – przyznaję. - Wolałbym, żebyś chronił ją nie ze względu na to, co ci pokazałem, tylko dlatego, że też ci na niej zależy. Musisz szczerze przyznać, że ją lubisz. Przypomina ci trochę Lissy, prawda? Może nie z wyglądu, ale na pewno z charakteru.
Brat przez chwilę się zastanawia. Odkłada dokument na biurko, więc chowam go w bezpieczne miejsce. Jest bardzo ważny.
- Tak. Przypomina mi Lissy. Chyba masz rację co do tego, że w głębi ducha nie chciałem jej skrzywdzić. Nasza Ayleen jest dobrą dziewczyną, a teraz jest już tak naprawdę nasza.
Rzucam mu ironiczne spojrzenie.
- Jest moja – podkreślam, na co tylko się uśmiecha.
- Ja i tak wiem swoje i będę mówił po swojemu.
Mam ochotę przewrócić oczami na te jego farmazony.
- Skoro tak wszystkim się dzielimy, to o twojej przyszłej żonie też mam mówić, jako o naszej Rosalie?
Cay zaczyna się głośno śmiać.
- Oczywiście, że nie. Gwiazdeczka jest nasza, Różyczka natomiast jest tylko moja... - odpowiada z zadowoleniem. - Obiecuję, że będę dbał o bezpieczeństwo Ayleen. Nie zrobię jej krzywdy, ani nie pozwolę, żeby ktoś ją skrzywdził.
Wierzę, że mówi prawdę. Cieszę się, iż rozmowa przebiegła tak, jak tego oczekiwałem.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? Coś mnie ominęło przez ten miesiąc?
Waham się przez chwilę, czy podzielić się z nim moimi przypuszczeniami, ale ostatecznie decyduję się na szczerość. Przez Alaskę jestem mu to winny.
- W zasadzie to tak, jest jeszcze jedna sprawa... - zaczynam. Krótko opisuję mu sytuację i podkreślam, że zależy mi na dyskrecji. Cay z powrotem siada na fotelu, bo jest naprawdę porządnie zaskoczony.
- Nie próżnujesz – kiwa głową z zadowoleniem.
- Tak jakoś wyszło.
- Samo wyszło? - unosi brew i spogląda na mnie wymownie. Uśmiecham się lekko do niego. Zna mnie lepiej, niż ktokolwiek inny.
- Zrobisz dla niej wszystko... Nie dasz jej odejść – uświadamia sobie to, co wykładam mu od początku tej rozmowy.
- Tak. Jest najważniejsza. To w końcu mój skarb – przyznaję.
- I to jaki skarb! - potwierdza brat.
Ma rację. Ayleen jest wyjątkowa. Jedyna taka. Moja.
***
Gdy udaje mi się uspokoić Caydena, zabieram go do jadalni. To pomieszczenie nie jest tak bezpieczne jak mój gabinet, dlatego też rozmawiamy tu o neutralnych sprawach. W pewnym momencie orientuję się, że nie jesteśmy sami. Widzę, iż ktoś chowa się za drzwiami, ale robi to nieudolnie. Dzień jest słoneczny, a mój dom dość dobrze naświetlony, co może się wydawać zaskakujące, przecież mieści się w lesie. Postać ukrywająca się przed moimi oczyma zapomina, że jest coś takiego jak... cień.
Rzucam porozumiewawcze spojrzenie bratu i zmieniam temat na ten dotyczący Ayleen. Chce podsłuchiwać, to niech się cieszy, że usłyszała coś ważnego.
Nie kłamię. Naprawdę zamierzam ją rozpieszczać i pokazywać, iż jestem idealnym facetem dla niej. Lepszego nie znajdzie. Żadnego innego nie będzie chciała.
Moja niegrzeczna dziewczyna robi jednak coś, co sprawia, że nie wytrzymuję. Zamawianie wibratorów do naszego domu to gruba przesada, a podważanie moich umiejętności przed Caydenem... Jestem pewny, że muszę ją ukarać.
Nie chcę jej skrzywdzić, dlatego też nie daję jej mocnych klapsów. Na początku jest zaskoczona, ale potem zaczyna się jej to podobać. Wyraźnie widzę, że jest podniecona, gdy podnosi się z moich kolan. Ayleen oczywiście zaciska uda i stara się nie pokazywać po sobie tego, co czuje, ale nie umie udawać.
Moja partnerka lubi mocniejszy dotyk... Wiem o tym nie od dziś. Dziś natomiast dowiaduję się, że kobiecie podoba się, gdy jest zdominowana, skrępowana i gdy nie widzi, co jej robię. Zamierzam raz na jakiś czas powtarzać z nią te zabawy, bo mi też się podobają.
Gdy Ayla pada wyczerpana kilkoma orgazmami, przytulam ją do momentu, aż twardo zasypia. Przykrywam ją wtedy kocem i kieruję się do łazienki. Zaczynam przyzwyczajać się do tego, iż po bliskości z nią czeka mnie tylko wzięcie spraw we własne ręce i rozładowywanie napięcia w samotności. Na razie. Jestem pewny, że moja piękna dziewczyna w końcu mi wybaczy. O niczym innym nie marzę.
***
- Ten młody chłopak w jaskini to siedzi tam z konkretnego powodu, czy tak dla rozrywki? - Pyta mnie brat, gdy opuszczam sypialnię zostawiając w niej śpiącą Ayleen. Idę odebrać zamówiony dla mojej kobiety bukiet. W tym tygodniu chcę dawać jej kwiaty każdego dnia, żeby pokazać, iż jest wyjątkowa i najwspanialsza.
- Chciał zatańczyć z Ayleen w klubie, więc musiałem pokazać mu, że dziewczyna nie jest dla niego, bo ma z kim tańczyć – mówię obojętnym tonem. Brat oczywiście reaguje wesołością na moje wyznanie.
- Zaraz, zaraz... czy przypadkiem kilka godzin temu nie zarzucałeś mi, że brutalne rozwiązania są bardzo w stylu wuja Johna, a my nie powinniśmy się na nim wzorować? - wytyka.
- Pierdol się, Cay – odburkuję mu, na co reaguje jeszcze większą wesołością. - Zamierzam wypuścić chłopaka gdzieś daleko stąd. Żywego i w jednym kawałku – dodaję, żeby nie wyobrażał sobie nie wiadomo czego.
- A już myślałem, że zostawiłeś go dla mnie. Niestety lista osób, które muszę zlikwidować wzbogaciła się ostatnio o jednego chujowego informatora, ale zajmę się tym dopiero po zaręczynach z Różyczką.
- Informator mówił ci to, co mu kazałem.
- Przez niego zajebałem bogu ducha winnych ludzi, bo tak właśnie mnie naprowadził. - Wykrzywia się z niezadowolenia – trojaczki, kurwa. Mówił o trojaczkach, to znalazłem trojaczki. Było zadanie, wykonałem je, jak zawsze.
Nie mogłem mu zarzucić braku stanowczości w działaniach, a także tego, że doprowadzał sprawy do końca za wszelką cenę. Wierzyłem, że skoro obiecał dbać o bezpieczeństwo mojej partnerki, to dotrzyma słowa.
***
Nie podoba mi się, że Ayleen chce sama załatwić sprawę z Camille. Bardzo mi się to nie podoba. Mam ochotę pozbyć się brunetki, ale Ayla na pewno by się o tym dowiedziała i czułaby się zawiedziona mną. Muszę pozwolić jej na samodzielne działanie, choć jest to cholernie trudne dla mnie, bo córka senatora to idiotka, która nie rozumie słowa n i e.
Już kilka razy tłumaczyłem jej, iż nic dla mnie nie znaczy, ale ta dalej uparcie próbuje zachęcić mnie na spotkanie, najlepiej w sypialni. Nie ma takiej opcji, żebym ją dotknął. Mam przy swoim boku najwspanialszą kobietę, nie potrzebuję taniej i sztucznej podróbki. Cami nawet w jednym procencie nie umywa się do mojej partnerki i to pod każdym względem.
Ayleen radzi sobie z nią bardzo dobrze. Nie chcę, żeby brat myślał, iż ulegam mojej dziewczynie i pozwalam jej na za dużo, ale ja też dotrzymuję obietnic. Miała załatwić wszystko sama, więc mogę ją jedynie w tym wspierać. Chcę, żeby widziała, iż nie ograniczam jej tak bardzo, jak to mi czasami zarzuca. Zależy mi na jej bezpieczeństwie, ale nie mam problemu z tym, żeby czasami wychodziła gdzieś beze mnie. Jeśli tylko zacznie być ze mną szczera, pozbędę się aplikacji szpiegowskich z jej telefonu.
Może rzeczywiście robię się zbyt pobłażliwy i za bardzo ugodowy?
***
Budzę się we wtorek wcześniej, niż Ayla. Muszę zająć się kilkoma sprawami przed przyjęciem zaręczynowym Caya, dlatego też każda minuta jest na wagę złota. Decyduję się na szybki prysznic, ale po każdej nocy spędzonej z moją dziewczyną, ranek jest dość problematyczny, bo jej bliskość działa na mnie bardzo pobudzająco.
Znowu muszę wziąć sprawy w swoje ręce...
Nie mogłem się spodziewać, że moja Ayleen sama do mnie przyjdzie. Piękna, rozespana i kompletnie naga.
- Kończysz już? - pyta niewinnym głosem, gdy zasuwa za sobą drzwi kabiny – też chcę skorzystać, a nie mam ochoty na kąpiel.
Robi krok w moją stronę i przymyka oczy, gdy wystawia twarz w stronę deszczownicy. Nie potrafię oderwać wzroku od jej mokrej skóry. Od kropel wody spływających po jej włosach, policzkach, ustach... Pragnę całować ją do utraty tchu, a potem jeszcze i jeszcze. Zdobyła mnie całkowicie.
Ayleen przysuwa się do armatury, żeby odciąć dopływ wody. Przez chwilę spogląda na mnie przepełnionym pożądaniem wzrokiem. Widzę, jak wpatruje się w moje ciało. Muszę mieć podobny wyraz twarzy, bo nie robię nic innego, niż ona. Podziwiam jej piękny biust, długie nogi, szczupłą talię... Jest idealna.
- W zasadzie to dopiero zacząłem – mówię ochrypłym głosem. Jej widok działa na mnie tak bardzo, że nie potrafię tego ukrywać. - Kabina jest przestronna, oboje się zmieścimy. Mogę ci pomóc umyć plecy, jeśli chcesz – oferuję.
Dziewczyna przygryza wargę, jakby rozważała moją propozycję. Mam ochotę przycisnąć ją do siebie i całować, aż w końcu sama przyzna, że jest moja i nie chce żadnej umowy. Niczego innego nie pragnę jak jej zapewnienia, że ze mną zostanie.
Nie, żebym miał ją kiedykolwiek wypuścić z moich rąk. Chciałbym jednak, żeby ona też tego chciała. Żeby dotarło do niej, jak bardzo jesteśmy dla siebie. Żeby znowu mnie kochała tak, jak ja ją kocham.
- Może to ja ci pomogę? - proponuje niespodziewanie – wydaje mi się, że tobie bardziej przyda się pomocna dłoń... - spogląda w dół na mojego penisa.
Fakt. Nie pogardzę wsparciem w pewnej kwestii. Nie spodziewałem się, że ona mi to zaproponuje, tak całkiem sama z siebie.
Czyżby... zaczynała mi wybaczać?
Ayla przykłada jedną dłoń do mojego torsu i przez chwilę przesuwa palcami po mięśniach. Wiem, że ją fascynuję. Podobam się jej pod względem fizycznym, nie jest w stanie tego ukryć.
Druga ręka dziewczyny chwyta mojego członka i go obejmuje. Kładę dłonie na biodrach mojej kobiety, gdy spoglądam jej głęboko w oczy. Chcę ją pocałować i ona dobrze o tym wie.
Przysuwa się powoli. Dociska swoje piersi do mojego torsu, gdy unosi twarz w oczekiwaniu na pocałunek.
Jej wargi są idealne. Uwielbiam je całować. Uwielbiam, że Ayleen perfekcyjnie reaguje na mój pocałunek i ochoczo się w niego włącza. Dziewczyna jest stworzona dla mnie, tak jak i ja jedynie dla niej.
Wspólny taniec naszych ust jest szalony i długi. Dłoń mojej kobiety nie przestaje pieścić mojego penisa, a nawet w pewnym momencie przyspiesza ruchy. Kiedy Ayla przerywa pocałunek, mam ochotę przyciągnąć ją z powrotem do siebie, ale ona ma inny pomysł. Z diabelskim błyskiem w oku przykłada do mojej klatki piersiowej otwartą dłoń.
- Chyba potrzebujesz nie tylko pomocnej dłoni, ale i pomocnych ust – mówi zalotnie. Po chwili rzeczywiście zaczyna osuwać się na kolana.
- Nie musisz... - zaczynam, ale szybko mi przerywa.
- Wiem, że nie muszę. Chcę. - Podkreśla.
Przysuwa twarz do mojego członka, a następnie rozchyla swoje cudowne wargi. Doprowadza mnie do szaleństwa i dobrze o tym wie, bo nagle przechyla głowę i zaczyna całować mój brzuch i uda, omijając to, czym miała się zająć.
- Ayleen... - mówię ostrzegawczym tonem. - Jeśli robisz to tylko, żeby się ze mną droczyć, to...
- To co? - wchodzi mi w słowo. Zaczyna składać powolne pocałunki na moim fiucie – ukarzesz mnie? Wiesz, że tamta kara nie była prawdziwą karą? Podobało mi się, więc kompletnie ci nie wyszło – wytyka szyderczo. Nie daje mi nic odpowiedzieć, bo zaraz po tym, jak te słowa opuszczają jej usta, wsuwa do nich mojego penisa i zaczyna swoje czary.
Ja pierdolę. Moja kobieta jest idealna w każdym calu.
Cieszę się, że „kara" się jej podobała. Tak właśnie miało być. Nie chciałem jej zniechęcić do zabaw w łóżku, a wręcz przeciwnie – pragnąłem ośmielić ją i pokazać różne możliwości, żeby mogła odkryć to, co najbardziej jej pasuje, w końcu przyjemność mojej kobiety jest też moją przyjemnością.
Mam ochotę wyznać jej swoje uczucia, ale obawiam się, że to za wcześnie i mogę ją tylko tym przestraszyć, a tego nie chcę. To jeszcze nie ta chwila, a na pewno nie powinno się to odbyć pod prysznicem podczas seksu oralnego.
Dziewczyna ma inny pomysł na finisz naszej zabawy, ale nie chcę zrobić tego, co planuje. Gdy czuję, że zaraz dojdę, stanowczym ruchem odsuwam ją od siebie.
- Myślałam, że faceci lubią, gdy dziewczyny pozwalają im kończyć w ustach – zastanawia się chwilę później.
- To prawda – przyznaję.
Zabawialiśmy się już podobnie kilka razy i Ayleen robiła mi dobrze ustami, ale kończyliśmy zawsze tradycyjnie, więc nie spodziewałem się, że teraz będzie chciała czegoś innego.
- To dlaczego teraz nie chciałeś? – spogląda wymownie na swoje piersi – tylko wolałeś tutaj.
- Żeby mieć wymówkę do pomocy w umyciu ciebie, skarbie. Teraz naprawdę muszę to zrobić – odpowiadam jej szybko. Chwytam dłoń dziewczyny i pomagam jej wstać. Od razu też włączam deszczownicę, żeby zmyć z jej ciała ślady naszego szaleństwa.
- Nie musiałeś mieć wymówki, pozwoliłabym ci się umyć i bez niej – wytyka wesoło.
Biorę żel i nalewam go na dłoń, żeby po chwili powolnymi ruchami rozprowadzać go na biuście mojej dziewczyny. Widzę, że podoba się jej, gdy to robię.
Po skończeniu zadania jedną ręką blokuję dopływ wody, ale drugą dalej obejmuję moją kobietę.
Przesuwam dłonie niżej i bardziej do tyłu, a ona sama wtula się we mnie i pozwala ponownie pocałować. Korzystam z chwili i odkręcam nas tak, żeby przycisnąć dziewczynę do ściany.
- Może i masz rację. Nie musiałem mieć wymówki. - Mówię tuż przy jej ustach w trakcie przerwy od pocałunków – Czy muszę ją mieć, żeby chcieć doprowadzić cię teraz do szaleństwa? - Pytam.
Ayleen wplata palce w moje włosy i pociąga za nie delikatnie. Spoglądam w jej piękne oczy. Jest cholernie podniecona, więc podejrzewam, że nie odmówi mi małej przyjemności.
- Nie musisz – szepcze. Jej piersi unoszą się w rytm szybkich, urywanych oddechów. Wkładam dłoń pomiędzy jej uda i zaczynam dotykać ją tak, jak lubi.
- W jaki sposób mam się tobą zająć, skarbie? Zrobię wszystko, czego sobie życzysz – deklaruję. Zaraz potem kradnę jej kolejny pocałunek. Marzę, żeby wreszcie pozwoliła mi na odpowiednie zajęcie się nią, choć obawiam się, że jeszcze nie jest na to gotowa. Niestety...
- Ustami – wydusza z siebie. Nie wiem, czy jej skóra jest zaróżowiona z powodu zawstydzenia, podniecenia czy to wpływ gorącej atmosfery w zaparowanej kabinie, ale podoba mi się ten widok tak, jak żaden inny. Moja Ayleen jest cudowna.
Robię to, czego ode mnie oczekuje. Uwielbiam, jak krzyczy moje imię, kiedy osiąga swoje spełnienie. Uwielbiam tulić ją po wszystkim w ramionach i czuć jej miękkie, ciepłe ciało tuż przy swoim.
- Tak w ogóle to dzień dobry – uśmiecha się do mnie leniwie, gdy po intensywnym prysznicu zamierzamy w końcu opuścić kabinę.
- Dzień dobry. Teraz już na pewno będzie dobry – odpowiadam jej wesoło.
Moja dziewczyna jest zaskakująca. Nie spodziewałem się takiej akcji z rana, ale bardzo mi się podobała. Ayla robi się coraz śmielsza przy mnie i z tego też się cieszę.
Podczas śniadania rozmawiamy o jutrzejszych zaręczynach mojego brata. Ayleen nie widzi Caya w roli męża i niestety muszę się z nią zgodzić. To małżeństwo będzie horrorem dla panny Verdi, ale jej ojciec nie ukrywa, iż samopoczucie córki niewiele go obchodzi. Liczą się tylko kontakty i wpływy.
- Straszne – podsumowuje moja partnerka, gdy pokrótce streszczam jej treść umowy, jaką zawarłem z Leonardo. - Nie mogę uwierzyć, że ojciec tak traktuje swoje własne dziecko. Wystawia ją jak na jakimś targu i dąży tylko do zysków dla siebie. Ona się całkowicie nie liczy – kręci głową ze smutkiem. - Jak tak można? Że ta jej matka nie protestuje...
- To w zasadzie macocha, więc pewnie nie ma nic w tej kwestii do powiedzenia. Rosalie jest dzieckiem Verdiego, nie jego żony. Zresztą – zamyślam się na chwilę – nawet gdyby to była jej córka to decyzje dotyczące losu dziewczyny podejmuje ojciec, w końcu jest głową rodziny.
- To głupie i krzywdzące – wytyka Ayleen – zrobiłbyś coś takiego własnemu dziecku? - pyta mnie nagle – bo ja nigdy w życiu. Chciałabym, żeby moje dziecko było szczęśliwe i samodzielne, a nie wykorzystywane w jakimikolwiek celu. Nie pozwoliłabym na to.
Dobrze wiedzieć...
Zresztą nie spodziewałem się niczego innego. W końcu moja Ayla jest wspaniała pod każdym względem.
- Ja też bym na to nie pozwolił – odpowiadam szczerze – mam trochę inne podejście do kwestii rodziny, niż Verdi. Może to dlatego, że przez większość życia jej nie miałem? Byłem tylko z Caydenem, Johna nie traktuję jako kogoś bliskiego. - Zwierzam się jej – w każdym razie zarówno dla mnie, jak i dla Caya rodzina jest najważniejsza. Nie pozwolilibyśmy krzywdzić naszych bliskich i na pewno nie załatwialibyśmy spraw biznesowych wykorzystując przy tym własne dzieci.
- Małżeństwo Caya i Rosalie to jednak takie trochę wykorzystywanie twojego brata w sprawie biznesowej – wytyka kobieta.
- Masz rację, ale pamiętaj, że sam się na to zgodził. Do niczego go nie zmuszałem, a nawet przeciwnie, odradzałem mu je. Byłem gotowy iść na wojnę z Verdim. Nie chciałem, żeby brat się żenił. Zresztą chyba dalej nie chcę, ale on utrzymuje, że będzie szczęśliwy.
- Rosalie na pewno nie będzie – mówi smutno Ayleen. Nie mogę się z nią nie zgodzić.
- Wiem.
Dziewczyna myśli nad czymś, bo dopiero po chwili odpowiada.
- Skoro rodzina jest dla was ważna, a Rosa za kilka tygodni wejdzie do rodziny, to czy to nie znak, że Cay będzie musiał się o nią troszczyć i zapewnić jej bezpieczeństwo?
- Cayden na pewno nie pozwoli, żeby ktokolwiek ją skrzywdził. Jest zaborczy chyba jeszcze bardziej, niż ja – spoglądam na nią znacząco, na co tylko przygryza wargę, żeby się nie roześmiać – nie gwarantuję jednak, że nagle się zmieni i zacznie ją szanować, bo tak zapewne nie będzie. Raczej zrobi to, co mówi cały czas: zamknie ją w tym nowym domu, który właśnie skończy budować i będzie oczekiwał, iż żona posłusznie zajmie się rezydencją i dziećmi, jeśli kiedyś jakieś się pojawią. Sam natomiast dalej będzie szalał z dziwkami. Taki już jego urok.
Ayleen wzdycha ciężko. Nie podobają się jej moje słowa.
- I my mamy go jutro zaręczyć z tą biedną dziewczyną? - upewnia się. - To będzie dramat.
- Przy Caydenie wszystko jest dramatem, w końcu on lubi być w centrum zainteresowania jak niejedna teatralna gwiazda. Całe życie to dla niego niekończący się show.
- Zobaczymy w takim razie jak odnajdzie się w nowym akcie i czy to będzie raczej tragedia, czy komedia – dopowiada moja ukochana.
Nie chcę psuć jej i tak niezbyt dobrego humoru na myśl o jutrzejszym dniu, ale jak dla mnie „nowy akt" w życiu brata będzie tragedią.
Tragedią dla jego przyszłej żony.
😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘
No to jutro jedziemy na zaręczyny :D Czas podenerwować trochę biedną Różyczkę :D
Jutro wrzucę ostatni rozdział z mikołajkowego tygodnia. Potem wracamy do "ustawień fabrycznych", czyli rozdziałów we wtorki i czwartki, bo nie będę w stanie pisać jednego dziennie. W tym tygodniu miałam trochę luzu i korzystałam z tego, niestety dwa najbliższe tygodnie będą ciężkie. Od 20 grudnia pewnie znowu będę dodawać rozdział każdego dnia, zresztą wtedy ta historia będzie się już kończyła (do zakończenia tomu zostało 24 rozdziały...)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro