34 Zajęte miejsce
Znowu spałam tak długo, że gdy się obudziłam, Collina już nie było przy mnie. Ten tydzień dopiero się zaczął, a ja marzę o tym, żeby już był piątek. Impreza w klubie, wczorajsza kolacja, dzisiejsza aukcja... a za dwa dni zaręczyny Caydena. Mam wrażenie, że ostatnio tylko się maluję i ubieram na takie wyjścia.
Jestem typem domatora, więc towarzyszenie Stewardowi podczas tych wszystkich eventów delikatnie mnie męczy. Powinnam być przyzwyczajona do zasypiania nad ranem, w końcu tyle lat pracowałam w pizzerii i tam często zostawałam już po zamknięciu lokalu, żeby pomóc w sprzątaniu, ale ostatnie miesiące w tym domu trochę mnie rozleniwiły: chodziłam spać zdecydowanie wcześniej, niż druga czy trzecia w nocy i na pewno przesypiałam osiem godzin.
Postanawiam w końcu wstać z łóżka. Dość leniwie szykuję się na dzisiejszy dzień: na razie zakładam na siebie letnią sukienkę z przewiewnego materiału, ale jestem pewna, iż na wieczór muszę znaleźć coś spektakularnego...
Gdy schodzę do jadalni, spotykam Jane. Pytam ją, czy jej wnuczka miałaby czas wpaść po południu i zrobić mi makijaż i fryzurę. Dziś chcę wyglądać naprawdę świetnie, chociaż to tylko głupia aukcja. Będzie tam Camille, a do tego na pewno znowu wyleci z jakimiś durnym tekstem o „tylko asystentce" jakby nie widziała, że między mną i Collinem było coś więcej, przecież specjalnie pokazywaliśmy wszystkim, iż jesteśmy parą, a do brunetki nic nie docierało.
Nie mam pojęcia, czy według niej tak bardzo nie pasuję do Stewarda, że nie jest w stanie przyswoić sobie, że taki facet mógłby się kiedykolwiek mną zainteresować? Czy jednak wie wszystko, ale usilnie wypiera to ze swojej głowy? A może po prostu Cami to idiotka i nie rozumie tego, co widzi, dopóki jej się bardzo dosadnie nie wytłumaczy?
Skłaniam się ku tej trzeciej możliwości, choć jest dość krzywdząca...
Nie wiem, dlaczego córka senatora tak bardzo działa mi na nerwy. Przecież nie tylko ona robi maślane oczy do Collina. Miałam okazję przekonać się i w klubie, i wczoraj na kolacji, jak bardzo niektóre kobiety są zainteresowane moim partnerem, jednak przy nich jest taka różnica, iż wystarczy jedno stanowcze spojrzenie Stewarda i przestają go rozbierać wzrokiem, natomiast Camille cały czas nie rozumie, że mężczyzna nie jest nią zainteresowany, choć kilka razy przecież otwarcie o tym powiedział.
Do tego Cay... on nawet nie ukrywa, że przespał się z Cami, choć jak sam twierdzi „przespał to za duże słowo, bo akurat nie spaniem się zajmowali, a tym, w czym Camille jest dobra, bo chciał dać się jej wykazać..." Dziewczyna siedziała wczoraj koło niego podczas kolacji, a Cayden, jak to on, czasami rzucał jakieś głupie teksty o ich spotkaniu, na co reagowała jedynie śmiechem.
Chyba w żadnym momencie nie była zawstydzona. To, że pieprzyła się z młodszym z braci nie przeszkadzało jej próbować flirtu ze starszym. Collin nie zareagował na żadną z jej zaczepek, a nawet dość dosadnie powiedział, co myśli o jej staraniach. Zaśmiała się nerwowo na reprymendę Stewarda i potem rzeczywiście skupiła już tylko na kuzynie, choć często spoglądała zalotnie na mojego partnera.
Nie wiem, czy Steward kazał komuś dać znać, gdy przyjdę do jadalni, ale nie mija chwila mojego śniadania, a mężczyzna pojawia się w pomieszczeniu. Przygląda mi się przez moment w milczeniu. Jeszcze jakiś czas temu pewnie byłabym skrępowana takim obserwowaniem mnie, ale teraz czuję się swobodnie. Nie boję się Collina i dobrze się czuję w jego obecności bez względu na to, czy rozmawiamy, czy milczymy.
- Dziś bez rewolucji żołądkowych? - pyta mnie w końcu. Siada przy stole, żeby chwycić za dzbanek z kawą i nalać sobie porcję do filiżanki.
- Tak. Dziś jestem jak nowo narodzona – uśmiecham się do niego miło – ta nocna kanapka postawiła mnie na nogi – dodaję.
- Polecam się na przyszłość – odpowiada.
Przez chwilę rozmawiamy o wczorajszej kolacji. Poznałam na niej najważniejszych wystawców różnych cennych eksponatów. Najbardziej wartościowy będzie jeden z naszyjników z różowego złota i diamentów. Podobno należał do dynastii Romanowów. Około 1920 roku został przywieziony do Stanów i od tamtej pory kilkukrotnie zmieniał właścicieli. Obecny posiadacz ma go od kilkunastu lat i stwierdził, iż czas się rozstać. Pamiętam, iż mówił, że liczy na okrągłą sumkę.
- Widziałam w folderze, że naszyjnik będzie wystawiony z ceną wywoławczą trzystu tysięcy – przypominam sobie.
- To prawda. Cena wyjściowa jest niska. Myślę, że ostateczna kwota będzie co najmniej trzykrotnie wyższa. - Potwierdza Collin. Nie mogę uwierzyć, iż ktoś chciałby zapłacić prawie milion za błyskotkę. Wprawdzie starą błyskotkę, cenną i niewątpliwie piękną, ale jednak to tylko kawałek metalu i kamieni.
- Myślisz, że jest aż tyle warty?
Mężczyzna kiwa głową.
- Jego wartość rośnie z każdym rokiem. Należał do jednej z córek ostatniego cara. Dziewczyna zginęła z ręki bolszewików razem z całą swoją rodziną w 1917 roku. Wtedy też bolszewicy okradli siedzibę cara z wszelkich cennych rzeczy. Kolejne trzy lata historii tego naszyjnika są tajemnicą. Wiem, że w 1920 roku pojawił się na licytacji w Nowym Jorku, a potem kolejny raz został wystawiony dopiero w 1943.
Collin opowiada mi przez chwilę o błyskotce. Lubię słuchać jak mówi o historii, bo ma naprawdę ogromną wiedzę. Chciałabym kiedyś znać się na antykach i zabytkach tak, jak on, ale raczej nigdy nie będzie mi to dane, bo do tego musiałabym studiować. Jakby nie było, mam dwadzieścia dwa lata. W tym wieku moi znajomi właśnie kończą studia, a nie je zaczynają, choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Nie wiem, czy dobrze bym się czuła w grupie młodszych ode mnie osób, skoro przez ostatnie lata przebywałam tylko ze starszymi: w domu, w pracy, nawet u Collina.
Spotkanie w klubie z moimi rówieśniczkami tak trochę uświadomiło mi, że nie za bardzo miałam o czym z nimi rozmawiać. Nie znałam ich, ale też nie potrafiłam wejść z nimi w luźną konwersację o wszystkim i o niczym, bo nie znam się ani na modzie, ani na kosmetykach. Bostońskich celebrytów też raczej nie znam, no może oprócz Camille, ale o niej akurat nie chciałam tak bardzo rozmawiać.
Nie narzekam na czas spędzony z dziewczynami: ostatecznie dobrze się bawiłam, po prostu więcej słuchałam, niż mówiłam, a jak już się odzywałam, to najczęściej dotyczyło to muzyki w lokalu, wystroju, czy mojej Lucky.
Po śniadaniu wybrałam się na spacer z moją ulubienicą. W dalszym ciągu woli patyki od zabawek, których jej nakupiłam w ciągu ostatnich tygodni. Niestety Lucky trochę się brudzi, bo zaczyna się tarzać w świeżo rozkopanej ziemi, którą ogrodnik przygotował pod nowe rośliny, dlatego też po południu zajmuję się kąpielą dla zwierzaka. Collin nie chciał, żebym robiła tego sama, więc towarzyszy mi pani z jakiegoś psiego centrum, która zna się na rzeczy i ma super podejście do mojej ulubienicy. Umówiłyśmy się, że w następnym tygodniu przyjadę z Lucky do niej, żeby zrobiła psu prawdziwe SPA. Aż sama zazdroszczę mojej podopiecznej. Nigdy nie byłam nawet u fryzjera, a co tu dopiero mówić o jakichś zabiegach upiększających i masażach.
***
Wnuczka Jane pojawia się po lunchu. Chwali mój wybór kreacji i zaczyna robić mi fryzurę i makijaż.
Trochę nam to zajęło, ale głównie przez to, iż dużo rozmawiałyśmy o różnych sprawach. Dzięki temu lepiej poznałam rodzinę sprzątaczki i posłuchałam kilku anegdotek z życia Clarka, siostrzeńca Jane.
- Myślę, że wyglądasz wspaniale – mówi dziewczyna, gdy kończy mnie malować. Spogląda na makijaż i fryzurę z zadowoleniem tak, jak i ja. Podobam się sobie w takim wydaniu. Nigdy wcześniej nie miałam aż tak mocno podkreślonych oczu, ale Julia umie to robić tak, żebym wyglądała tajemniczo i zalotnie, a nie tandetnie.
- Jestem zadowolona z efektu. - Uśmiecham się do niej miło.
- Ładnemu we wszystkim ładnie – dodaje wnuczka Jane. Rumienię się na ten komplement. O ile przyjmowanie pochwał od Collina zaczyna wchodzić mi w nawyk, o tyle przy obcych jeszcze się krępuję i nie za bardzo wiem, co powiedzieć, dlatego też wyduszam z siebie tylko ciche podziękowanie.
Mój partner po raz kolejny pojawia się pół godziny przed tym, jak mamy wychodzić. Specjalnie siadam na łóżku i ustawiam się tak, żeby wyeksponować nogi. Mam na sobie czarną, długą sukienkę, która ładnie opina mój biust i talię, ale za to rozszerza się na biodrach i luźno opada aż do kostek. Sukienka ma grube ramiączka i elegancko wycięty dekolt w kształcie serca, a także rozcięcie na udzie, jednak nie jest wulgarna, ani nic z tych rzeczy. Może z eksponowaniem biustu trochę przesadzam, ale w dalszym ciągu więcej mam zakryte niż odkryte. Kiedyś Cami zarzucała mi brak cycków, więc niech teraz się przekona, że była po prostu ślepa, bo mam wszystko tam, gdzie powinnam mieć.
Nachodzi mnie nawet taka refleksja, że ostatnio... naprawdę dobrze się czuję w moim ciele. Trochę wstydzę blizn, ale oprócz tego nie ma takiej rzeczy, która by mi nie pasowała. Lubię swoje włosy nawet teraz, gdy urosły mi i nie sięgają już tylko do ramion, a tak do połowy łopatek. Lubię swoją twarz. Nigdy nie miałam większych problemów ze skórą, a od kiedy używam kosmetyków, które kilka miesięcy temu poleciła mi wnuczka Jane, moja cera wygląda jeszcze lepiej. Lubię swoją figurę i biust. Wszystko jest odpowiednie i nie zamierzam tego ukrywać. Może Camille jest perfekcyjnie zrobiona, ale ja nie wyglądam dużo gorzej od niej. Niech tylko spróbuje podkopać moją pewność siebie, to przestanę być miła.
Koniec wchodzenia na głowę głupiej Ayleen. Koniec ślinienia się do jej faceta.
Jeśli będzie trzeba, to dosadnie wszystko wytłumaczę córce senatora. Bardzo dosadnie.
Julia pofalowała moje włosy i delikatnie je upięła, dlatego teraz nic nie lata mi koło twarzy. Ostatnio tak bardzo wystrojona byłam na ten bal u ojca Camille, ale dziś też chcę wyglądać wyjątkowo, w końcu dziewczyna na pewno znowu się wystroi i będzie chciała wszystkich przyćmić. Nie dam się jej tak łatwo.
Collin wchodzi do sypialni i przez chwilę nic nie mówi. Uważnym wzrokiem skanuje moją twarz i sylwetkę. Mimowolnie drżę, bo jego spojrzenie rozpala we mnie coś, co w tej chwili powinno zostać uśpione. Nie mamy czasu na żadne „kary"...
Mężczyzna podchodzi do mnie i wyciąga dłoń. Podaję mu swoją i wstaję, kiedy delikatnie podciąga mnie w górę.
- Mam najpiękniejszą kobietę na świecie – mówi cicho. - Nie będę mógł oderwać od ciebie wzroku przez całą licytację.
Uśmiecham się nieśmiało.
- To jak zamierzasz licytować? Jeszcze ktoś wykupi to, na czym ci zależy.
Nie puszcza mojej dłoni. Przysuwa ją do ust i składa na niej pocałunek. Przez ten cały czas patrzy mi w oczy.
- Zależy mi tylko i wyłącznie na tobie, Ayleen. Nic innego się nie liczy.
Brzmi bardzo przekonująco. Chcę mu wierzyć we wszystko, co mówi o mnie, ale jeszcze nie jestem na to gotowa. Cały czas mam w sobie jakąś taką niepewność co do kierunku naszej relacji. Teraz podoba mi się ona coraz bardziej, ale muszę się poważnie zastanowić, czego tak naprawdę chcę od życia i czy Collin będzie w stanie mi to zapewnić. Nie mam na myśli rzeczy materialnych, one nie są dla mnie istotne. Dobrze je mieć, ale poradziłabym sobie i bez nich. Nigdy też nie skreślałabym faceta tylko dlatego, że nie jest milionerem, a zwykłym „szarym" człowiekiem, jak i ja.
Nie wiem, czy Collin kiedykolwiek tak naprawdę mnie pokocha. Podniecam go, lubi patrzeć na moje ciało i robi wszystko, żeby pokazać mi siebie z jak najlepszej strony, ale czy to coś więcej? Samo pożądanie nie wystarczy, żeby stworzyć stabilny związek. Namiętność też dość szybko się wypala i wtedy pojawia się rozczarowanie. Nie chcę tego. Nie chcę widzieć, jak za jakiś czas mężczyzna zacznie się mną nudzić. Nie szukam niczego na chwilę.
Chciałabym w końcu znaleźć kogoś, kto zaakceptuje mnie z moimi wadami i zaletami. Kto nie wyśmieje, gdy będę płakała nad nieszczęściem zwierząt i nie skrytykuje, gdy będę chciała ratować niepotrzebne produkty, żeby pomagać bezdomnym i potrzebującym. Nie zmienię się dla Collina. Nie stanę nagle drugą Camille – bywalczynią imprez, znawczynią mody i duszą towarzystwa. Chcę pozostać sobą. Myślę, że to poważnie dyskredytuje mnie jako jego partnerkę na dłuższy czas, niż ten, który zakłada umowa.
W aucie Steward informuje mnie, iż na miejscu dołączy do nas Cay. Młodszy z braci ostatnio zachowuje się trochę dziwnie, ale w zasadzie jego poczynania zawsze były niestandardowe, więc chyba nie powinnam się obawiać. W razie czego pytam jednak Collina o to.
- Cayden nic ci nie zrobi. Masz moje słowo. - Podkreśla zdecydowanym tonem mój partner. - Wie, że jesteś dla mnie najważniejsza i akceptuje to.
Trochę trudno mi uwierzyć w tę część o akceptacji, ale nie wnikam w szczegóły.
Mam za to kilka pytań o zaręczyny młodszego z braci.
- Czy tam też będę musiała znosić irytujące towarzystwo Camille? - spoglądam uważnie na mężczyznę. Oczywiście silę się na obojętny ton, żeby nie wyobrażał sobie, że przypadkiem jestem o niego zazdrosna... Też mi coś... To nie zazdrość, po prostu nie lubię tej dziewczyny i tyle.
Collin unosi znacząco brew, ale nie komentuje moich słów w jakiś uszczypliwy sposób.
- Zaręczyny są imprezą dla najbardziej znaczących rodzin, bo mamy taką tradycję, iż w naszej sferze związki są transparentne. Wtedy wiadomo kto z kim współpracuje i na co można sobie pozwolić, a z czym lepiej uważać. Senator został zaproszony na ślub, więc Camille na pewno nie pojawi się w środę na przyjęciu zaręczynowym. - Wyjaśnia spokojnym tonem – nie była też zaproszona na wczorajszą kolację. Przyszła zamiast swojej siostry, która jest w żałobie.
No tak... White i jego „upadek" ze schodów.
Jakiś czas temu pytałam, czy środa to nie dziwny termin na przyjęcie zaręczynowe, bo jakby nie było to środek tygodnia, ale Collin mówił mi wtedy, iż to i tak jest wolny dzień, bo to w końcu czwarty lipca. Ameryka głośno świętuje Dzień Niepodległości, a Cay zażyczył sobie pokaz pirotechniczny, więc będzie go przy okazji miał, a nawet nie jeden, a kilka. To naprawdę będą wybuchowe zaręczyny.
- Ayleen... Mogę rozwiązać kwestię Camille raz a porządnie. Powiedz tylko słowo... - oferuje, ale od razu kręcę głową. Dobrze wiem, jak wygląda rozwiązywanie problemów w świecie Stewarda. Nie lubię Cami, ale też nie chcę, żeby stała się jej jakaś fizyczna krzywda, a Collin na pewno byłby do tego zdolny.
- Nie. Nic jej nie rób – zastrzegam – poradzę sobie z nią sama, dobrze? Po prostu się nie wtrącaj – proszę go, na co niechętnie się zgadza.
- Nie pozwolę cię obrażać, skarbie. Nikt nie ma prawa mówić o tobie źle.
- Ja też nie pozwolę się obrażać. Nie musisz się martwić – podkreślam.
Nie ma takiej opcji, że skulę uszy po sobie i będę wysłuchiwała głupot Camille. Na pewno nie dziś, ani nigdy więcej.
Dom aukcyjny położony jest niedaleko sklepu z antykami, który należy do Stewardów. Budynek jest dość wysoki, ale poza tym nie wyróżnia się na tle pozostałych budowli w tej okolicy. Licytacja ma miejsce w jednej z sal konferencyjnych na przedostatnim piętrze. Dla Collina został zarezerwowany pierwszy rząd krzeseł, co w zasadzie mnie nie dziwi. Nie wyobrażam sobie mojego partnera wciśniętego gdzieś w kąt i nierzucającego się w oczy. U siebie czy nie u siebie – zawsze dominuje.
- Gwiazdeczko! Promieniejesz... - wita mnie Cayden. Uśmiecha się przy tym miło, więc tak trochę przestaję się nim stresować. Może ten wieczór nie będzie taki zły...
Siadamy tak, iż po prawej Collina zostaje puste miejsce, a Cay zajmuje krzesło zaraz obok mnie. Siedzę pomiędzy braćmi i jakoś tak dopiero teraz orientuję się, że wyjątkowo dobrze zgrywam się z nimi strojem, bo obaj mają na sobie ciemne garnitury i koszule. Collin oczywiście kładzie swoją dłoń na moim udzie, gdy tylko zajmujemy miejsce. Podejrzewam, iż zamierza trzymać ją tam cały czas, żeby wszystkim pokazywać, że lepiej mnie nie zaczepiać.
- Wyglądasz naprawdę apetycznie, Ayleen... - Cay rzuca znaczące spojrzenie na mój dekolt, ale tylko na chwilę, bo zaraz potem starszy brat każe mu patrzeć wyżej, a najlepiej w stronę podestu, na którym na odbywać się licytacja.
- Tam nie ma nic tak ciekawego, jak nasza wyjątkowa dziewczyna, Col. Przecież wiesz – wzdycha Cayden, ale posłusznie przestaje wpatrywać się w mój biust i rozgląda się po przybywających na aukcję gościach.
Camille też niestety przychodzi. Widzę ją już z daleka – ma na sobie rzucającą się w oczy, czerwoną sukienkę, która przylega do jej ciała niczym druga skóra. Dziewczyna nie reaguje na pozdrowienia innych uczestników licytacji. Kieruje się prosto w naszą stronę.
- Panie Steward – wita się z Collinem. Posyła też miły uśmiech Cayowi, mnie natomiast nie zaszczyca ani jednym spojrzeniem – czy to miejsce koło pana jest wolne?
- Nie – odzywam się, zanim którykolwiek z mężczyzn zdąży zareagować – miejsce obok Collina jest zajęte. - Dodaję stanowczo.
Dopiero teraz brunetka przenosi niechętny wzrok na mnie.
- O – mówi z udawanym zdziwieniem – asystentka też tu jest... Szef nie daje ci nawet na chwilkę wytchnienia? Cały czas w pracy... Na pewno nie możesz się doczekać, gdy w końcu pójdziesz na urlop i spotkasz się ze swoim facetem – dodaje.
- To prawda, szef nie daje mi wytchnienia, ale nie narzekam. Lubię aktywny tryb życia i wszystko to, co robię z Collinem - odpowiadam jej siląc się na obojętne spojrzenie. Cay parska wesoło na moje słowa.
- Zgadza się – kiwa głową – nasza dziewczyna lubi wszystko, co robi z Collinem. To, co Col jej robi też lubi. Słyszałem... Niestety nie dają patrzeć, więc nawet nie pytam o możliwość uczestnictwa w ich... zajęciach - dodaje znacząco.
Czuję, jak starszy z braci zaciska dłoń na moim udzie. Słowa Caya muszą go trochę irytować, ja z kolei chyba zaczynam się przyzwyczajać do fanaberii młodszego z braci.
- W każdym razie tu nie ma miejsca dla ciebie, więc poszukaj sobie w innych rzędach – dopowiadam. Brunetka mruży oczy. Nie podoba się jej, że zwykła asystentka tak się zwraca do szanowanej córki senatora.
- Przecież tu nikt nie siedzi – zwraca mi uwagę. Fakt, ma rację. Miejsce jest puste. Podnoszę szybko moją torebkę i nachylam się nad Collinem, żeby położyć ją na krześle.
- Moja torebka tam siedzi – mówię z satysfakcją. Cami wydyma usta i wzdycha.
- Nie możesz trzymać jej na kolanach? - pyta z niezadowoleniem.
- Nie mogę. Moje kolana również są zajęte – rzucam znaczące spojrzenie na dłoń Collina cały czas obejmującą moje uda.
- A ja nie zamierzam zabierać ręki z nóg mojej pięknej partnerki – dodaje starszy z braci.
Widzę, że Cami krzywi się na słowo „partnerka", ale nie próbuje dyskutować z Collinem, tylko niewyraźnie się uśmiecha i odchodzi od nas. Siada po przeciwnej stronie sali i cały czas rzuca mi mordercze spojrzenia.
To będzie długi wieczór...
😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro