28 Sukienka
Loża do której wchodzimy jest ciemna i dość uboga w wyposażenie. W pomieszczeniu dominują ogromne kanapy obite czerwonym aksamitem. Pomiędzy nimi stoi mały stolik, a zaokrąglana forma kanap sprawia wrażenie, jakby trzymała mebel w potrzasku. Wyraźnie widzę zamontowane na suficie szyny, dlatego też domyślam się, iż pomieszczenie ma jakąś przesuwaną ścianę, którą w razie potrzeby można odgrodzić się od sali. W tym momencie jednak miejsce nie jest odcięte od reszty, więc wyraźnie słychać muzykę i widać kolorowe światła. Przystaję nawet na chwilę przy barierce, żeby spojrzeć w dół na bawiący się tłum. Pierwszy raz mam okazję widzieć klubową imprezę z tej perspektywy. W zasadzie nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu, dlatego też pierwszy raz widzę tego typu zabawę bez względu na perspektywę.
Collin nie pogania mnie. Daje mi się nacieszyć nowym dla mnie widokiem. Dopiero gdy sama odrywam ręce od barierki i spoglądam na niego, mężczyzna mocniej obejmuje mnie w pasie i ciągnie w stronę kanapy na której znajduje się już kilka osób. Wszyscy cierpliwie czekają na nasze przybycie i nie komentują mojej opieszałości.
W loży znajduje się trzech obcych dla mnie mężczyzn i ich partnerki – piękne, zadbane i młode kobiety, które na pewno mają wiele wspólnego z Camille, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Gdy dochodzi do mnie, iż wszystkie wyglądają jak spod ręki jednego chirurga, mimowolnie się uśmiecham. Nie mogę odmówić im urody i elegancji, jednak jestem pewna, że nie jest to zasługa genów. Dziewczyny mają podobne usta, policzki, a nawet makijaże. Przez chwilę rozważam nawet, czy nie są siostrami. Siadam na kanapie obok brunetki, która może być w moim wieku. Collin wsuwa się na miejsce obok mnie. Od razu też wyciąga dłoń i kładzie ją na moim udzie. Nie wita się z nikim w pomieszczeniu – to trzej pozostali mężczyźni pierwsi go pozdrawiają. On jedynie kiwa im głową, jakby nie zależało mu na dobrym kontakcie.
- Panie Steward – zaczyna jeden z obecnych: starszy, elegancki facet – mam dla pana ofertę nie do odrzucenia.
Collin nie wydaje się być zainteresowany co sprawia, iż rozmówca traci pewność siebie. Nie za bardzo przysłuchuję się ich rozmowie, gdyż nie wydaje mi się interesująca, a poza tym... zaczynam stresować się natarczywym spojrzeniem pozostałych osób. Ręka Stewarda cały czas delikatnie gładzi moje udo, co nie umyka innym. Dziewczyna siedząca obok mnie przygląda się tej scenie z nieukrywanym zdziwieniem. Nikt nie pyta o moje imię ani też nie przedstawia się mi, przez co czuję się niezręcznie.
Krzyżuję ręce na piersi i wbijam spojrzenie w dłoń Collina. Jeśli tak ma wyglądać to spotkanie, to bardzo mi się nie podoba i szczerze żałuję, że na nie przyszłam. Steward cały czas rozmawia z mężczyznami o jakichś dostawach, kobiety siedzące na kanapie naprzeciwko mnie coś sobie szepczą do ucha, a ja mam wrażenie, że wybitnie tu nie pasuję. Mam ochotę wrócić do domu i się rozpłakać.
Mogę ubierać się w wyzywające sukienki i robić sobie mocny makijaż, ale to w dalszym ciągu nie zmieni tego, że jestem kim jestem. Zwykłą, nieobytą i niewykształconą Ayleen z małego miasteczka. Nie umiem zagadywać innych i prowadzić luźnej rozmowy o niczym. Gdy nagle uświadamiam sobie, że taka Camille na pewno by potrafiła, muszę zamrugać kilka razy, bo mało brakuje, a bym się rozpłakała. Przypominają mi się słowa Cami o tym, że małpa nawet w przebraniu pozostanie małpą i o matko! Jakie to prawdziwe! W tym momencie tak właśnie się czuję – przebrana i nie na miejscu. Na pewno nie na swoim miejscu.
Zaciskam mocniej ramiona na piersiach. Chcę się ukryć przed ciekawskim wzrokiem obcych osób. Niby traktują mnie jak powietrze, bo nikt o nic nie pyta, a z drugiej strony co chwilę rzucają mi natarczywe spojrzenia. Nie mam w sobie tyle odwagi, żeby pierwsza zagadać kogokolwiek. Nigdy nie miałam. Wolę odpowiadać na pytania innych, bo sama nigdy nie wiem co powiedzieć, a jak w końcu wymyślę coś fajnego, to zawsze jest po czasie.
Kilka minut później do loży wchodzi kelnerka i proponuje zebranym drinki. Wierzę, iż jest to znak dla mnie, więc wstaję gwałtownie.
- Ayleen... co się dzieje? - od razu pyta Collin. Jest zaskoczony moim zrywem, ale ignoruję to i spoglądam na niego twardo.
- Muszę wyjść do toalety. - Odpowiadam. Znowu mrugam kilka razy. Nie chcę się przy nim rozpłakać, a w tym momencie czuję, że mam na to ochotę, co przecież jest głupie, w końcu nikt nie zrobił mi żadnej krzywdy.
- Ayleen... - zaczyna, bo widzi, że coś jest nie tak, ale nie daję mu dokończyć. Rzucam mu zdecydowane spojrzenie.
- Możesz się przesunąć? Chcę wyjść – mówię. Nie czekam, aż odsunie kolana tak, żebym mogła przejść. Ocieram się o jego ciało, gdy zdecydowanym krokiem kieruję się w stronę wyjścia. Collin chwyta mnie za dłoń, więc jestem zmuszona na chwilę się zatrzymać. Spoglądam na niego poważnie. Liczę, iż zrozumie, że naprawdę muszę zmienić otoczenie. Mężczyzna nic nie mówi. Nie musi. Na pewno widzi, jak cholernie wielki błąd popełnił biorąc mnie do tego klubu. To nie jest miejsce dla mnie.
- Wracaj szybko. Musimy porozmawiać – stwierdza. Kiwam głową i dość impulsywnie oswobadzam swoją dłoń z jego uścisku. Kieruję się wprost do wyjścia.
Nie czuję się zaskoczona, gdy za drzwiami loży przykleja się do mnie Clark.
- Szukam łazienki – mówię mu od razu, żeby nie myślał sobie nie wiadomo czego. Ochroniarz wyjaśnia mi, jak trafić tam, gdzie chcę, po czym oczywiście rusza za mną. Trochę dziwnie się z tym czuję – przecież jesteśmy w klubie pełnym innych ludzi, co mogłoby mi się stać? Nie jestem nikim ważnym, żeby ktokolwiek chciał mnie skrzywdzić, bo i tak nic by na tym nie zyskał. Za jakiś czas zniknę i nikt nie będzie o mnie pamiętał.
Nie mam potrzeby skorzystać z toalety. Po prostu chciałam wyjść z tamtego miejsca. Wiem, że nie pasuję do Collina, od dawna to czułam. Dziś jednak przekonałam się o tym tak bardzo namacalnie jak nigdy wcześniej. To Camille powinna tu z nim być, nie ja. Ona na pewno świetnie odnalazłaby się w takich warunkach.
Biorę kilka głębszych oddechów na uspokojenie i opuszczam łazienkę. Nie zamierzam jednak kierować się z powrotem na górę do Stewarda i tych wszystkich ponuraków. Chcę się napić i to tak porządnie. W zasadzie to upić do nieprzytomności, bo wtedy Collin mnie nie wykorzysta, a ja sama będę tak znieczulona, że każde ciekawskie spojrzenie będzie mi obojętne.
- Musimy wracać do pana Stewarda – mówi Clark, gdy tylko sadowię się na hokerze przy barze. Wysilam się na ironiczne spojrzenie, a następnie ignoruję ochroniarza i przywołuję barmana.
- Chcę Paradise Bay z podwójną wódką – wskazuję na odpowiedni drink w karcie. Pracownik baru uśmiecha się do mnie zachęcająco, ale zaraz potem jego spojrzenie ląduje na moim ochroniarzu.
- Zamówienie na koszt pana Stewarda – zaznacza Clark.
- Mam własną kartę, mogę sama zapłacić – zastrzegam, jednak barman nawet na mnie nie patrzy. Kiwa głową mojemu pracownikowi i odchodzi od nas.
Odwracam się w stronę Clarka i posyłam mu zniesmaczone spojrzenie.
- Ty to chyba mnie nie lubisz...
- Lubię, panno Richardson – spieszy z wyjaśnieniem – ale jeszcze bardziej lubię swoje życie. Już raz udało mi się oszukać los i znieść gniew pana Stewarda. Drugi raz nie będę miał takiej możliwości.
Taaaak.... Wszechmocny pan Steward... Jak on mnie denerwuje. Coraz mniej podoba mi się ta jego bezkarność względem wszystkiego. Gdy ktoś może robić co chce, przekracza granice innych, ponieważ i tak nic mu za to nie grozi, co nie jest dobre dla nikogo. Nie chcę być zabawką w rękach Collina. Przez ostatnie lata byłam posłuszna mamie, Nadine i Zane'owi, co nie wyszło mi na dobre. Teraz nie mogę do tego dopuścić. Muszę w końcu myśleć o sobie. Kiedyś trzeba.
Gdy barman przynosi moje zamówienie, od razu chwytam za drinka. Przez chwilę mieszam go słomką, zanim wsunę ją w usta.
Czuję się rozczarowana. Mój drink smakuje jak mieszanka różnych soków i w zasadzie tyle. Nie czuję w nim ani grama alkoholu...
- Nie umiesz w drinki – rzucam obrażone spojrzenie barmanowi. Miała być podwójna wódka, a mam wrażenie, że całkiem o niej zapomniał. Dobrze, że chociaż lód obija się w szklance, bo inaczej całkiem zwątpiłabym w to zamówienie.
Wstaję z krzesła z tym moim pseudo drinkiem. Jakoś tak automatycznie unoszę głowę, żeby zerknąć na antresolę. Collin jest tam. Stoi oparty o balustradę i nie spuszcza ze mnie wzroku. Widzę to wyraźnie, mimo półmroku i migających świateł. Mężczyzna jest jak zwykle poważny, a intensywne spojrzenie wwierca we mnie. Przykładam słomkę do ust i upijam łyk napoju – bo przecież drinkiem tego nie nazwę. Steward obserwuje każdy mój ruch.
Gdy wracam z Clarkiem na górę Collin czeka przed drzwiami loży. Obrzuca ochroniarza groźnym spojrzeniem, na co ten poczuwa się w obowiązku od razu wytłumaczyć:
- Barman wykonał zamówienie zgodnie z wytycznymi.
- Czyli chujowe – dodaję szybko. - Chcę się upić, bo na trzeźwo nie zniosę tej stypy. - Dodaję niechętnie.
- Nie podoba ci się impreza? - Pyta Collin. Prycham z pogardą.
- To ma być impreza? - Unoszę brew z powątpieniem – to już na spotkaniach kółka parafialnego lepiej się bawiłam, choć uczestniczki były co najmniej cztery razy starsze ode mnie – dodaję zjadliwie.
- Co ci tu nie odpowiada? - docieka.
Nie mam pojęcia dlaczego się mu tłumaczę, ale nie chcę udawać, że wszystko jest wspaniale, gdy czuję coś innego.
- Wszystko mi nie odpowiada. Jestem tu całkowicie zbędna – wyznaję szczerze. Steward przez chwilę przygląda mi się w milczeniu, potem jednak nachyla w moją stronę i przyciąga do siebie.
- Jak mogę to naprawić? - pyta cicho. Jego policzek opiera się o moją skroń, gdy tak trzyma mnie blisko siebie.
- Wymyśl coś – odpowiadam zaczepnie. - Tylko nikogo nie zabijaj – dodaję tak w razie czego, bo z nim nigdy nic nie wiadomo. Czasami mam wrażenie, iż jest nawet bardziej nieobliczalny niż Cayden, co jest fenomenem, bo Cay to najbardziej szalony facet jakiego znam.
- Lubisz mi utrudniać – rzuca lekko. Parskam śmiechem na to wyznanie. Wiedziałam, że to niezabijanie będzie dla niego wyzwaniem. - Nikt cię nie zaczepia, bo widzą, że jesteś moja. - Dodaje w ramach wyjaśnienia.
- Każda twoja partnerka siedziała i się nie odzywała? Przyprowadzałeś je do tego klubu w jakimś celu?
- Nigdy nie zwracałem uwagi na samopoczucie moich partnerek. Nie były dla mnie istotne – wyjaśnia poważnie. Odsuwam się tak, żeby spoglądać mu prosto w oczy.
- Więc wszystko jasne. Wracajmy do twoich znajomych. Jeszcze chwila i cały lód mi się rozpuści, a w tym momencie picie tego beznadziejnego drinka to moja jedyna rozrywka – mówię z premedytacją. Skoro partnerki nie są ważne, to nie mam co liczyć na dobrą zabawę.
- Nic nie jest jasne, Ayleen. - Collin wpatruje się we mnie stanowczo – Do tej pory nie czułem się w obowiązku przedstawiać nikomu mojej partnerki, ponieważ nie przywiązywałem do tego większej wagi. Nie chcę, żebyś źle się tu czuła, bo nie jesteś jak inne. Jesteś moja, skarbie i zrobię wszystko, żebyś była zadowolona.
Nie daje mi nic odpowiedzieć na to, gdyż szybko pociąga mnie w stronę wejścia do loży. Tym razem nie daje mi tak szybko usiąść, tylko kładzie dłoń na moim biodrze i przyciąga do siebie zdecydowanym gestem.
- Michael, Stanley, Robercie – odzywa się do mężczyzn – poznajcie moją partnerkę Ayleen. Powinienem od tego zacząć nasze spotkanie, ale za bardzo skupiłem się na tym, co nieważne, a zapomniałem o najważniejszym – rzuca mi tajemnicze spojrzenie – teraz jednak nadrabiam. Ayleen jest ważniejsza niż wszystko inne. Chcę, żeby dobrze czuła się w naszym towarzystwie.
Dobrze, że nałożyłam porządną warstwę pudru, bo nie było widać, jak bardzo się rumienię. Słowa Collina raczej nie pomogą odnaleźć się mi wśród jego znajomych, bo brzmią na trochę wymuszone. Mężczyźni przyjmują je jednak entuzjastycznie i od razu przedstawiają mi się, jak i również po chwili poznaję imiona ich partnerek.
Następną godzinę spędzam na rozmowie z dziewczynami. Okazują się naprawdę miłe i po chwilowym zażenowaniu całą tą sytuacją, zaczynam nawiązywać z nimi dość poprawny kontakt. Barmanka przychodzi do loży dwa razy i przynosi drinki, ale jestem pewna, iż w moich nie ma alkoholu, bo piję je jak zwykłe soczki. W pewnym momencie nachodzi mnie taka myśl, że nie powinnam dać się tak łatwo manipulować Collinowi. Chcę się z nim podroczyć. Pokazać mu, iż też potrafię być uparta.
Po skończeniu drinka cały czas mieszam w nim słomką. Bawię się kostkami lodu, które pozostały na dnie szklanki. Jedna z dziewczyn – dowiedziałam się wcześniej, że ma na imię Jessica – żartuje, iż chyba lubię zabawy z lodem, na co uśmiecham się niewinnie i rzucam Collinowi powłóczyste spojrzenie.
- Pewnie, że lubię. Gdy byłam na jednej z domówek z moim chłopakiem jeszcze za czasów liceum, wzięliśmy udział w zabawie polegającej na przekazywaniu kostki lodu z ust do ust. Kto nie był w stanie jej utrzymać, pił karną kolejkę. - Odwracam się od mężczyzny i spoglądam na nowe znajome – oczywiście, że wygrałam. - Dodaję z zadowoleniem. Steward nie komentuje moich rewelacji, jedynie mocniej ściska moje udo. Olewam to całkowicie.
Kilka chwil później jeden z mężczyzn wyciąga kopertę i przesuwa ją po stoliku w stronę Collina. Mężczyzna bierze ją i powoli otwiera. Nie chcę być wścibska i zaglądać tam, gdzie nie powinnam, ale jakoś tak kątem oka zauważam, iż fotografie są... bardzo czerwone. Nie wygląda mi to na filtr... Prędzej na krew.
- Idziesz z nami potańczyć? - pyta Jessica. Uśmiecha się przy tym zachęcająco. Stwierdzam, że czemu nie, w końcu jestem w klubie i chcę się zabawić. Steward nie ma nic przeciwko, dlatego też podnoszę się i idę za dziewczynami do wyjścia. Przed opuszczeniem pomieszczenia łapię wzrok Collina. Z premedytacją zsuwam z siebie żakiet i rzucam mu na kolana.
- Będzie mi za gorąco – mówię neutralnym głosem, choć w środku wręcz skaczę ze szczęścia. Mężczyzna powoli przesuwa wzrok po moim ciele.
Na dzisiejszy wieczór wybrałam poprawną sukienkę... oczywiście pod pewnymi względami. Kreacja ma odpowiednią długość i standardowy dekolt. Gdy ma się coś na wierzchu, wydaje się bardzo skromna i elegancka. Wystarczy zdjąć żakiet, żeby można było zobaczyć resztę...
Sukienka odkrywa mi większość pleców, co nie jest jakoś perwersyjne, gdyż nie wygląda tak źle. To, co naprawdę wyróżnia moją kreację na tle innych to... Ogromne wycięcia pod ramionami. Z przodu wyglądam poprawnie, ale gdy się spojrzy z boku... Kreacja ledwie zakrywa moje piersi. Specjalnie nie założyłam pod nią stanika, żeby nic nieelegancko nie wystawało spod sukienki. Nic, oprócz mojego nagiego ciała... tak, dziś poleciałam grubo... nie mam na sobie żadnej bielizny.
Staję tak, żeby Collin wyraźnie zauważył wszystkie wcięcia na moim ubraniu. Widzę, jak zaciska szczękę, a jego dłoń mocniej chwyta szklankę z burbonem. Mężczyzna obrzuca mnie tak mrocznym spojrzeniem, iż przez chwilę mam ochotę go przeprosić i posłusznie się zasłonić. Na szczęście tylko przez chwilę...
- Ayleen... ubierz się – poleca podejrzanie spokojnym tonem, choć wyraźnie widzę, jak bardzo ruszył go mój wygląd. Uśmiecham się do niego wrednie.
- Jak już mówiłam jest mi gorąco, a teraz idę tańczyć, więc na pewno jeszcze bardziej się rozgrzeję, dlatego też muszę odmówić – dodaję siląc się na udawany smutek. Żeby nie było tak słodko i niewinnie puszczam mu oczko przed opuszczeniem loży. Nie reaguję na jego ostrzegawcze „Ayleen..." po prostu wychodzę z nowymi koleżankami.
- Świetna sukienka! - zachwyca się Jessica. Pozostałe tylko przytakują. Uśmiecham się do nich wesoło.
- Wybrałam ją specjalnie z myślą o moim facecie – wyjaśniam grzecznie, gdy schodzimy ze schodów.
- Pan Steward lubi, jak jesteś tak wyzywająco ubrana? - dziwi się Linda, kolejna z nowych znajomych.
- W zasadzie to raczej nie lubi. Jest bardzo zaborczy – dodaję z satysfakcją.
- To chyba nie będzie zadowolony, że tak wyglądasz, bo naprawdę przyciągasz spojrzenia – zauważa Heather, moja trzecia koleżanka – tamta grupka studentów nie może oderwać od ciebie wzroku. Steward będzie zły – wzdycha poważnie.
Patrzę w kierunku, który mi wskazała. Rzeczywiście przy barze siedzi kilku chłopaków, którzy nie spuszczają ze mnie spojrzenia. Nawet nie chcę się odwracać w stronę loży, bo czuję, iż Collin stoi przy balustradzie i taksuje mnie wzrokiem. Podążam za dziewczynami na parkiet i uśmiecham się szeroko. Niezadowolenie Stewarda bardzo mnie cieszy.
Zamierzam się w końcu dobrze bawić...
Powiedzmy, że miałam na myśli coś w tym typie, choć jeszcze bardziej wycięte 😈😈😈😈😈
tak z myślą o Collinie, oczywiście 😁😁😁
Zbliża się grudzień, za 8 dni mikołajki... Chcecie coś ekstra z tej okazji? Jakieś propozycje? Specjalne życzenia? Możecie dawać sugestie, rozważę co byłoby realne do spełnienia :)
Do soboty :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro