17 Pokazać miłość
- Nie.
- To najrozsądniejsza opcja...
- Nie! Nie! Nie! - krzyczę coraz głośniej. Collin chyba chce mnie objąć, bo nachyla się w moją stronę, ale szybko podnoszę się z kanapy i przechodzę za stolik kawowy. Krzyżuję ręce na piersiach, gdy obrzucam mężczyznę wściekłym spojrzeniem – Nie zamierzam z tobą spać w jednym pomieszczeniu, a co dopiero łóżku. W ogóle nie zamierzam przebywać z tobą w jednym domu, ale robię to jedynie dlatego, iż podejrzewam, że Allan maczał palce w sprawie śmierci Tonego i tylko to skłania mnie, żeby rozważać zostanie z tobą w jednym miejscu – podkreślam.
Rozmawiałam o tym ze Stewardem jeszcze w aucie. Przyznał, iż mogę mieć rację. Słowa z moich wspomnień brzmiały bardzo niepokojąco i sugerowały, że Allan mógł pozbyć się Anthonego. Pomyślałam sobie wtedy o zemście. Mój brat zasłużył na sprawiedliwość i jeśli moja obecność w tym cholernym domu miałaby doprowadzić do złapania Widma, to jak najbardziej się na to piszę. Na pewno jednak nie będę spała z Collinem. Po prostu nie.
- Grimes mógł zabić twojego brata lub kazać go zabić, bo był mu zbędny. Ciebie od dawna planował wykorzystać w jeszcze niewiadomym dla nas celu. Musimy pokazać wszystkim, że nic się nie zmieniło. Nie możesz spać w innym pokoju, bo Jane i Vanessa od razu się zorientują, iż coś jest nie tak. Gdy one do tego dojdą, pozostali też się o tym dowiedzą. - Tłumaczy mi spokojnie Steward. Cały czas przygląda mi się uważnie i z pełną powagą.
- Przecież to twoi zaufani pracownicy?- dziwię się, że próbuje wcisnąć mi taki kit. Nie zamierzam mu w to wierzyć.
- Jak dobrze wiesz, nie ufam nikomu. - Mówi powoli Collin – gdy zaczniemy nagle pokazywać, iż między nami coś jest nie tak, to dla Grimesa może to być jawna wskazówka, iż wiem, kim jesteś. Podejrzewam, że to dlatego twoja bratowa tak bardzo wypytywała o wisiorek. Nie chciała, żebym go zobaczył. Nie możemy pokazać, że posiadam taką wiedzę, dlatego musimy utrzymywać wszystko tak, jak było, bo inaczej Allan szybko się zorientuje, że domyślamy się jego udziału w tej całej farsie. Może wtedy stwierdzić, że też jesteś mu już niepotrzebna, jak wcześniej twój brat... Tak samo by było, gdybym cię skrzywdził. To też byłby znak dla Grimesa, że wiem, a tego na razie nie chcemy. Myślałaś o tym?
Tak szczerze, to nie zastanawiałam się nad tym, ale gdy mężczyzna opanowanym głosem sugeruje, iż coś takiego mogłoby mieć miejsce, po moich plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz. Nawet dociskam mocniej do swojego ciała skrzyżowane w przedramionach ręce.
- Ja z kolei nie ufam tobie. - Odpowiadam hardo. Niech sobie nie myśli, że ulegnę, gdy zacznie mnie straszyć.
- Nie dam cię nikomu skrzywdzić, nawet mojemu bratu. Ochronię cię przed wszystkimi, Ayleen – deklaruje cicho.
- A kto ochroni mnie przed tobą? - spoglądam na niego ze smutkiem. Nie boję się tak bardzo krzywdy fizycznej, co... emocjonalnej. Codzienne wmawianie sobie nienawiści do niego było łatwe, kiedy był daleko ode mnie, ale teraz... teraz mogę nie dać rady i znów zrobić głupotę. Tym razem mogę się jednak tak szybko nie pozbierać.
- Nic ci nie zrobię. Obiecuję. Zadbam o ciebie najlepiej, jak potrafię – Collin również wstaje, ale nie daję się mu dotknąć, tylko robię kilka kroków w tył. Mężczyzna obrzuca mnie stanowczym spojrzeniem, ale nie zmusza do bliższego kontaktu. Podchodzi do swojego biurka i siada na fotelu.
- Tak jak już mówiłam, nie ufam ci. - Powtarzam – prosiłam cię, żebyś dał spokój Zane'owi... kilka dni temu widziałam, jak dałeś. - Unoszę brew i spoglądam na niego znacząco. Mężczyzna wytrzymuje moje spojrzenie. Jedną ręką sięga po laptop leżący na biurku i włącza go.
- Chodź, coś ci pokażę – poleca. W ramach buntu robię to bardzo powoli. Pierwszego dnia mojej obecności w tym domu zarzucał mi strajk włoski, to teraz go ma. Gdy staję obok jego fotela, od razu spoglądam na ekran komputera. Na razie jest czarny i nic na nim nie widzę.
- Mam tylko jedno nagranie. Zostawiłem je specjalnie na tę rozmowę, bo zakładałem iż kiedyś do niej dojdzie. Cała reszta została usunięta z sieci, więc nikt się do tego nie powinien dostać. To też dziś usunę, nawet przy tobie – mówi, ale nie za bardzo rozumiem, o co mu chodzi, więc tylko marszczę brwi i spoglądam na ekran.
Pół minuty później mało nie mdleję przy tym cholernym biurku. Collin ma refleks. Otacza mnie jedną dłonią w pasie i bezceremonialnie wciąga na swoje kolana, gdy tylko zauważa, iż robi mi się słabo.
- Nie chcę na to patrzeć – wyduszam z siebie. Odwracam się plecami od laptopa i wciskam głowę w ramię mężczyzny. Nie chcę patrzeć... na siebie i Zane'a podczas seksu. To był ten okropny pierwszy raz, o którym tak bardzo chciałam zapomnieć!
- Tak jak już mówiłem, było ich więcej. Chyba nagrywał cię za każdym razem. Tak zarabiał – mężczyzna obejmuje moją talię jedną ręką, a drugą stuka w klawiaturę komputera. - Już usunąłem. To była ostatnia kopia. - Czuję, jak wplata palce wolnej dłoni w moje włosy i delikatnie odsuwa się ode mnie, żeby móc spojrzeć mi w oczy – powiedz mi, jak mógłbym darować mu życie, gdy to zobaczyłem? Gdy zobaczyłem każdy jeden raz, kiedy cię wykorzystywał. Gdy słyszałem twoje krzyki i płacz. Prośby o przestanie. Może nie jestem idealny, ale wiem, że pewnych rzeczy nie robi się osobom, na których nam zależy. Wiem, że nie wykorzystuje się takich osób i nie ośmiesza za ich plecami. Wiem też, że pewne rzeczy robi się dla osób, na których nam zależy. Dla ciebie zrobiłbym wszystko, Ayleen – dodaje prawie szeptem. Nie mogę dłużej wpatrywać się w jego ciemne oczy, bo zaczynam łamać się stanowczo za szybko.
Zakrywam twarz dłońmi i zaczynam głośno płakać. Czegoś takiego nie spodziewałam się nawet w najgorszych snach! Jak Zane mógł mi to zrobić! Żeby to raz... Nie! To było kilka, jeśli nie kilkanaście razy!
Steward nie przestaje mnie obejmować. Cały czas jedna jego dłoń gładzi uspokajająco moje plecy, a druga leży na udach, które delikatnie ściska.
Gdy się w końcu uspokajam, dochodzi do mnie, że nie jestem zła na Collina za zniknięcie Zane'a, które zapewne zakończyło się śmiercią chłopaka. Myślę o tym i tak naprawdę nie czuję nic.
Dopiero to zaczyna mnie przerażać. Kiedy stałam się tak zobojętniała na krzywdę innych? Dlaczego nie piętnuję zachowania mężczyzny, który w tym momencie mnie obejmuje, tylko... chyba czuję nieznaczną ulgę na myśl o tym, iż mój były dostał to, na co zasłużył.
Czy naprawdę zaczynam robić się... zła? Niemoralna i zepsuta, tak jak to mi wszyscy zarzucali?
- Pokażę ci coś jeszcze – mówi w pewnym momencie Collin. Od razu się spinam, co mężczyzna wyczuwa, bo nie przestaje gładzić mnie po plecach – to nic złego. - Uspokaja mnie – tylko nagrania z wernisażu Caydena. Pełno ich w sieci. Są na wszystkich portalach plotkarskich i mediach społecznościowych.
Mężczyzna włącza pierwsze z brzegu nagranie. Z hasztangów dodanych do filmu mogłam się domyślić, iż chodzi o... nas. Na filmiku rzeczywiście jestem ja i Collin. Mężczyzna tradycyjnie trzyma dłoń na moim biodrze i przyciska mnie do swojego boku, a ja co chwilę spoglądam na niego i delikatnie się uśmiecham. W pewnym momencie Collin nachyla się i coś szepcze do mojego ucha, na co uśmiecham się szerzej. Odwracam głowę tak, iż mężczyzna ma możliwość złożyć szybki pocałunek na moim czole, a ja wtedy kładę rękę na jego policzku i spoglądam mu w oczy tak, iż nie da się zaprzeczyć, że zdecydowanie łączy nas coś więcej niż praca.
Doskonale pamiętam, co mi wtedy powiedział, dlatego też oglądając ten film, rumienię się jak dojrzałe jabłko. Collin wyszeptał mi wtedy, że kurier dostarczył nowe, skórzane kajdanki i że musimy je szybko wypróbować. Zaczęłam się śmiać z tego jego pośpiechu w tej kwestii, co wykorzystał, żeby cmoknąć mnie w czoło.
- Jest ich więcej. Na każdym zachowujemy się podobnie. Gdybyśmy teraz nagle przestali, to byłoby to bardzo podejrzane. Założę się, że Allan śledzi doniesienia o mnie, więc pewnie widział te nagrania.
- Gdybyśmy przestali, to byłby znak, że po prostu się rozstaliśmy. Pary tak mają – odwracam się, żeby spojrzeć mu w oczy – możemy utrzymywać, że to był tylko przelotny romans. Na pewno masz doświadczenie w takich.
Mężczyzna przez chwilę milczy. Nie przestaje jednak mnie obejmować, a ja zaczynam czuć się przy nim zbyt dobrze...
- Oczywiście, że mam doświadczenie w przelotnych romansach. Nie raz pojawiałem się z różnymi, losowymi dziewczynami na tego typu imprezach. Przy żadnej jednak nie pozwalałem sobie na takie zachowanie, jak przy tobie. Dziennikarze od razu to wyłapali. Zobacz na komentarze do filmów – zachęca. Po raz kolejny spoglądam na ekran laptopa.
- Wszyscy podejrzewają, że jesteśmy zakochani... - mówię cicho po dłuższej chwili zagłębiania się w teksty.
- Dokładnie. Nikt nie uwierzy w przelotny romans. Nie tak wyglądają moje przelotne romanse. Nikt nie uwierzy, że tydzień później nagle wszystko nam przeszło. Ludzie chcą widzieć miłość, Ayleen. Jeśli chcemy być wiarygodni i udawać, że nic się nie stało, żeby uśpić czujność Allana i twojej bratowej...
- Musimy pokazać im miłość... - kończę. Plan Collina coraz mniej mi się podoba. Nie chcę żadnej miłości, nie z nim. Podnoszę się gwałtownie z jego kolan i okrążam biurko, żeby usiąść na krześle po jego drugiej stronie.
- Co w takim razie proponujesz? Nie wiem, czy będę umiała aż tak udawać, że cię toleruję, gdy w rzeczywistości jest całkiem inaczej – zastrzegam od razu. Cały czas powtarzam sobie w głowie, iż mam go nienawidzić. Zero ulg. - Naprawdę wolałabym nie mieszkać z tobą i w zasadzie spędzać jak najmniej czasu razem.
Steward dłuższą chwilę przygląda mi się w zamyśleniu. Nie mam pojęcia, do jakich wniosków dochodzi tak spoglądając na mnie, ale zaraz potem wzdycha i przymyka oczy. Pociera dłonią czoło, jakby chciał wyrzucić z głowy coś nieprzyjemnego.
- Zamierzam skupić się na poszukiwaniach Allana tu na miejscu. Podejrzewam, iż musi być gdzieś blisko. Do tego szukamy też twojej bratowej i Coopera. Skoro współpracowali razem to istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdy złapiemy choć jedno z nich, dotrzemy i do reszty. Ty – otwiera oczy i poprawia się na fotelu – musisz udawać, że wszystko jest tak, jak było. Dalej dzwoń do tego ośrodka i rozmawiaj z lekarzem, jednak tylko w mojej obecności. Conrad będzie próbował namierzyć połączenie. Dzwoń też do bratowej tak, jak dotychczas to robiłaś, żeby niczego się nie domyśliła. Ją również będziemy namierzali.
- Mogę to robić – przyznaję po niedługim przemyśleniu sprawy – na to mogę się zgodzić. Nie widzę jednak sensu w udawaniu naszego związku.
- A ja wręcz przeciwnie, widzę w tym dużą szansę. - Wchodzi mi w słowo – myślę, że tego, iż się sobą zainteresujemy, nie przewidział nawet Allan. Gdy będziemy utrzymywać, iż coś nas łączy, Grimes może chcieć to wykorzystać. Może stwierdzić, że spisałaś się lepiej, niż się spodziewał, bo przecież mnie uwiodłaś – parskam śmiechem na to stwierdzenie i kiwam głową z politowaniem. Ja i uwodzenie kogokolwiek... Dobre sobie - Poza tym nie mogę pozwolić, żebyś przebywała z dala ode mnie. Widmo już na pewno wie, że jesteś dla mnie ważna, co z kolei rodzi niebezpieczeństwo porwania lub innej akcji z jego strony. Musisz być blisko, Ayleen.
- Blisko – powtarzam – czyli w sypialni...
- Dokładnie tak.
Zagryzam wargę. Bardzo mi się to nie podoba. Wolałabym nie przebywać z Collinem tak często, jak do tej pory, dla własnego komfortu. Nie chcę dawać mu drugiej szansy. Te kilka dni bez niego uświadomiło mi, że tak naprawdę w ogóle do siebie nie pasujemy, a seks to nie wszystko. Nigdy nie będę taką kobietą, jakiej szuka, ani on nie stanie się facetem, jakiego z kolei ja potrzebuję. Wszystko ładnie brzmi, gdy jesteśmy z daleka od siebie, niestety bliskość rujnuje moje plany co do nienawidzenia mężczyzny. Nawet teraz mam ochotę przytulić się do niego i gładzić dłonią szorstki policzek Collina.
- Nie chcę, żebyśmy byli blisko. Nie chcę żebyś mnie dotykał – mówię cicho.
Jego mina nie wyraża nic. Zawsze podziwiałam opanowanie Stewarda, jednak teraz po raz kolejny tylko mnie irytuje.
- Nie zrobię niczego, co będzie dla ciebie nie do zaakceptowania, Ayleen. Jak dobrze wiesz, łóżko w sypialni jest duże. Nie musimy się dotykać, jeśli sobie tego nie życzysz. Pamiętaj jednak, że w miejscach publicznych i przy pracownikach będę cię dotykał. W końcu musimy utrzymywać taki stan rzeczy, jak do tej pory.
Nie podoba mi się to, z drugiej jednak strony... my rzadko kiedy wychodzimy razem z domu. Pracowników też tak często nie widujemy, gdy jesteśmy razem: zazwyczaj ja ustalam wszystko z Vanessą, a Steward zajmuje się pracą poza domem.
Mężczyzna zauważa moje wahanie, dlatego idzie za ciosem.
- Możemy spisać umowę, jeśli mi nie wierzysz. Zapiszemy w niej, do czego się zobowiązujemy, a co jest niedozwolone.
- Mam uwierzyć, że będziesz jej przestrzegał? - unoszę brew i spoglądam na niego z powątpieniem.
- Oczywiście – odpowiada zdecydowanym głosem – nie łamię danego słowa. W Phoenix nie obiecałem ci, że nie zabiję Zane'a. Prosiłaś mnie tylko o to, żebyśmy go zostawili i wyszli z baru. Tak właśnie zrobiliśmy. Odpuściłem mu i zabrałem cię stamtąd. W samochodzie obiecałem ci, że już nigdy więcej go nie zobaczysz... - dodaje spokojnym tonem – spełniłem obietnicę. Ja dotrzymuję słowa, Ayleen.
- Ile to miałoby trwać? Ta umowa? - dopytuję. Cały czas mam wrażenie, iż jest w tym jakiś haczyk.
- Na pewno do ślubu Caydena. Dla rodziny Verdi też jesteśmy czymś na kształt pary, więc musimy im to pokazać, inaczej mogą się poczuć oszukani i znowu zaatakować naszych pracowników.
Poczułam, jak żołądek zaciska mi się ze strachu na wspomnienie tego, co działo się te kilka tygodni temu. Nie chciałabym powtórki. Ochrona Collina i kobiety pracujące w domu nie zasługują na taki los, jaki mogliby im zgotować wściekli Verdi.
- W tym czasie chcesz też polować na Allana?
- Tak. Myślę, że to wystarczający czas, jednak...
- Nie. - Przerywam ostro – jeśli mam cokolwiek podpisać, to chcę mieć konkrety. Powiedzmy, że zgodzę się zostać do ślubu Caya, ale zaraz potem chcę zniknąć. Nie możemy ciągnąć tego w nieskończoność. Nie zamierzam zostać w twoim domu dłużej, niż będę musiała. Chcę wyjechać gdzieś daleko i zacząć wszystko od nowa. Bez żadnych problemów.
Na dobrą sprawę nie wiem, jak wytrzymam te... dwa i pół miesiąca udając związek z Collinem. Mam jednak nadzieję, że uda mu się wcześniej dopaść mojego ojca.
- Dobrze. - Przytakuje po chwili. Wyraźnie widzę, że nie podoba mu się, iż tak twardo protestuję – możemy wstępnie się umówić, że nasza umowa wygaśnie szesnastego sierpnia. Tego dnia wrócimy z Nowego Jorku po ślubie Caydena, chociaż nie chciałbym, żebyś odchodziła z tego domu, zanim sprawa z Allanem się nie wyjaśni.
- Więc zrób tak, żeby się szybko wyjaśniła – odpowiadam stanowczym głosem – nie mogę w nieskończoność udawać twojej partnerki. Chcę odejść stąd jak najszybciej, ale rozumiem, że Verdi mogą stanowić zagrożenie dla osób, które polubiłam, dlatego godzę się zostać z tobą maksymalnie do ślubu Caya.
- Dobrze. Niech tak będzie. - Mówi cicho – skoro tak bardzo chcesz wyjechać, to możemy umówić się, że zapłacę ci za ten okres udawania miłości do mnie, żebyś nie była tak bardzo pokrzywdzona tą nieszczęsną rolą – dodaje zgryźliwie.
Spinam się na te słowa. Nie chcę nic od niego, a tym bardziej żadnych pieniędzy. Mężczyzna zauważa, że zamierzam zaprotestować, dlatego kontynuuje:
- Myślę, że zdajesz sobie sprawę, iż ucieczka stąd bez niczego była głupotą. Jeśli naprawdę chcesz wyjechać i ułożyć sobie życie od nowa, będziesz potrzebowała pieniędzy. Skoro zawieramy umowę, której przedmiotem jest pewna usługa, a dokładniej odgrywanie roli mojej partnerki, to jak najbardziej należy ci się za to wynagrodzenie, Ayleen – przekonuje.
W zasadzie ma rację. Tydzień temu uniosłam się honorem, niestety nie zapewnił mi on nic, oprócz głodu. Nie chciałabym drugi raz trafić na ulicę, bo mogłoby być różnie. Powinnam mieć jakieś fundusze, za pomocą których mogłabym wyjechać gdzieś daleko, wynająć mieszkanie i żyć do czasu, aż nie znalazłabym pracy.
- Potrzebuję moich dokumentów. Cześć masz ty – w końcu pokazywałam mu je, gdy tu przychodziłam myśląc o pracy sekretarki – a część była w moim mieszkaniu, ale po śmierci mamy – krzywię się na samo wspomnienie tego wydarzenia – właściciel chyba wszystko gdzieś wyrzucił. Chciałabym odzyskać swoje rzeczy.
Miałam tak kilka cennych dla mnie pamiątek, choćby zdjęcia mojego brata i inne drobiazgi z nim związane.
- Zajmę się tym. Odzyskasz wszystko. - Deklaruje Collin. Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia. Muszę o nią zapytać.
- Jak to się stało, że przyjechałeś do tego baru? Jak mnie znalazłeś?
Mężczyzna spogląda na mnie łagodnie. To spojrzenie jest takie inne od tych, które serwował mi przez całą rozmowę, więc jakoś tak odruchowo się do niego uśmiecham, ale tylko na chwilę. Opieprzam się w myślach, iż mam być zdystansowana i obojętna na niego. Żadnych głębszych relacji.
- Szukałem cię od samego początku. Tego dnia, gdy kazałem czekać ci pokoju, bardzo długo rozmyślałem o tym, co mam z tobą zrobić. Stwierdziłem, iż nie mogę żyć z tobą, bo to byłaby zdrada mamy, Lissy i też Caydena. - Wyznaje – zamówiłem wtedy nowe dokumenty dla ciebie i szykowałem się na ukrycie cię w bezpiecznym miejscu za granicą. Zmieniłem jednak zdanie w drodze powrotnej. Gdy pomyślałem, że przez jakiś czas się nie zobaczymy, to dotarło do mnie, że nie tyle nie mogę żyć z tobą, co nie mogę żyć bez ciebie, Ayleen. Nie mogę dopuścić, żeby stała ci się krzywda.
Nie wiem, co mam mu odpowiedzieć na te słowa, bo trafiają do mnie bardziej, niż się zapewne spodziewa. Collin umie rozmiękczyć moje serce, ale zdaję sobie sprawę, że ma w tym ukryty cel, w końcu to zły, manipulujący innymi despota.
- Szukałem cię od tamtego czasu bez ustanku. Bar, do którego przyszłaś należał kiedyś do mojego wujka. Rozesłałem twoje zdjęcie w każde miejsce, którym obecnie zarządzam. Pracownicy mieli nakazane dać znać, gdy się tylko pojawisz – dokańcza.
Krzyżuję ręce na piersi i spoglądam na niego z wyrzutem.
- Wysłałeś im moje nagie zdjęcia?
Wydaje mi się, że Steward jest zaskoczony, bo nawet na chwilę marszczy brwi.
- Nie, Ayleen. Nigdy nikomu nie pokazałbym czegoś, co tylko ja mogę widzieć.
Parskam na to wyznanie. Arogancki dupek jak zawsze w formie.
- To dlaczego twój pracownik, ten cały Bill, kazał się mi rozebrać? Po co chciał mnie aż tak pooglądać?
Collin zaciska szczękę. Wyraźnie widzę, że jego spojrzenie staje się niebezpiecznie mroczne. Od razu chwyta za telefon i wybiera jakiś numer.
- Zajmij się Billem. Dopuścił się czegoś, czego nie powinien. Na razie daj mu ostrzeżenie i tylko połam ręce. Potem zastanowię się, co dalej – poleca komuś.
Kręcę głową. Nie chciałam, żeby Steward krzywdził tego faceta, ale on jak zwykle musi udowodnić, że to on rządzi. Musi siać strach i terror.
- Nie lubię, jak bawisz się w Boga i próbujesz pokazać, jaki to jesteś bezwzględny. - Mówię zdecydowanym głosem.
- Zamierzam bawić się w Boga, gdy dorwę Allana i twoją bratową. Będzie ci to przeszkadzało? - pyta od razu. Nic sobie nie robi z mojego niezadowolenia, a przynajmniej nie okazuje tego.
Muszę szczerze przyznać, iż zadaję sobie sprawę, że Collin zabije mojego ojca, ale w stosunku do tego mężczyzny nie żywię żadnych pozytywnych uczuć, a co więcej: podejrzewam go o zabójstwo Tonego, dlatego nie oburzam się tak bardzo na pomysł zabicia Allana. Jeśli chodzi o Nadine mam mieszane uczucia. Jakby nie było znam ją od kilku lat. Wprawdzie nigdy za nią nie przepadałam, a do tego oszukała mnie i zostawiła mamę na pewną śmierć, ale chyba nie nie mogłabym z pełną świadomością wydać na nią wyroku śmierci. Akceptuję jednak to, iż Collin chce ją skrzywdzić.
Martwi mnie, że zaczynam stawać się złym człowiekiem. Nie chciałam tego. Dalej tego nie chcę. Nie mogę jednak zapomnieć o krzywdach, jakie wyrządzili mi inni. Nie mogę pozwolić im na powtórkę. Już nie chcę być głupią, naiwną Ayleen, dziewczynką do bicia i wykorzystywania. Chcę, żeby liczono się ze mną i mnie szanowano.
- Nie będzie. Rób, co musisz – odpowiadam. Collin wykrzywia usta w delikatnym, ironicznym uśmiechu.
- Gdy chodzi o nich przestało ci przeszkadzać, że bawię się w Boga?
Właściwie to ma rację. Przestało mi. Przyznaję to po głębszym przemyśleniu. Nie zamierzam prosić Collina o łaskę dla Nadine.
Nie zamierzam protestować, gdy będzie chciał ją zabić.
Zaczynam być inna. Zapewne gorsza, ale w końcu myślę o sobie. Przecież w tym momencie nie mam nikogo innego.
Muszę w końcu dbać o samą siebie. Nikt więcej się nie liczy. Tylko ja.
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
Jak myślicie, Ayleen długo wytrzyma w tej swojej nienawiści do Collina, czy on znajdzie sposób, aby wkupić się w jej łaski? :) Co im z tego "udawania miłości" wyjdzie? :D
Do piątku :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro