53 Mama kazała się dzielić
pov: Collin Steward
Ayleen jest zachwycająca. Nie mogę przestać na nią patrzeć. Uwielbiam w niej prawie wszystko... To, co mi się nie podoba, to sztuczny dystans, jaki w dalszym ciągu stara się zachowywać. Nie chce przyznać, że jest moja, choć to oczywiste. Widzę, jak na mnie patrzy. Widzę, jak reaguje na mój dotyk. Należy do mnie i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie przewiduję innej możliwości. Potrafię rozkochać w sobie kobietę i właśnie to zamierzam zrobić. Ayleen już zaczyna darzyć mnie uczuciami, tylko próbuje udawać, że to nic nie znaczy. Wiem, że ona taka nie jest. Skoro akceptuje moją obecność w swoim łóżku, to musi to być dla niej istotne. Nie dopuściłaby mnie do siebie tylko dla zabawy.
Rozumiem jej zdenerwowanie, gdy dowiaduje się o tabletkach. Chciałem powiedzieć o tym wcześniej, a jednocześnie nie wystraszyć dziewczyny, bo jest bardzo płochliwa i nieśmiała. Po tym całym wyznaniu wyraźnie widzę, jak niepewnie na mnie spogląda, żeby za chwilę uciec do łazienki. Zapewne zacznie teraz tworzyć w swojej głowie różne niestworzone historie, albo porównywać mnie do tego śmiecia, którego uważała za swojego chłopaka.
Gdy wraca do sypialni, wyraźnie zaczyna się wstydzić tego, co przed chwilą robiliśmy. Próbuje się zakryć i wiem, że muszę działać szybko, zanim znowu się ode mnie odsunie. Nie zniósłbym kolejnego dystansu. Nienawidzę tego słowa. Nie wytrzymam bez bliskości mojej kobiety.
Łapię ją za rękę i pociągam na łóżko. Nie daję szans na protest – zaczynam ją namiętnie całować. Ayleen jest pierwszą dziewczyną, przy której polubiłem bliskość drugiej osoby i to nie tylko taką nacechowaną ładunkiem seksualnym, ale też taką zwykłą, czułą. Chcę ją całować i przytulać nie tylko dlatego, że ona wyraźnie tego potrzebuje. W jej obecności ja też tego potrzebuję.
Ayleen jest idealna – delikatna i piękna. Miałem rację co do jej piersi: są wręcz stworzone dla moich dłoni. Policzki dziewczyny rzeczywiście delikatnie się rumienią, gdy jest podniecona, a jej oczy błyszczą wtedy jak płynne złoto.
Moja kobieta jest też zaskakująca. Nie spodziewałem się, że wyjdzie z inicjatywą seksu oralnego. Nie zmuszałem jej do niego. Wystarczyło ją ośmielić, a pokazała, iż potrafi być namiętną boginią seksu. Wiedziałem o tym od początku. Ayleen to mój ukryty skarb.
Gdy następnego dnia moja kobieta bierze kąpiel, ja załatwiam kilka ważnych spraw. Przede wszystkim zlecam sprawdzenie jednej rzeczy. Śmieć od kilku miesięcy nie otrzymywał stypendium sportowego, bo został wywalony z drużyny, więc zastanawia mnie, w jaki sposób był w stanie utrzymywać dwa mieszkania? Rodzice opłacali mu jedno... Dziewczyna z baru zapłaciła kaucję, żeby tylko wypuścili go z aresztu. Rozważam, czy przypadkiem ta druga też w jakiś sposób go nie utrzymywała, ale muszę to zweryfikować. Skąd miał pieniądze na narkotyki i używki?
Mam jedno podejrzenie, ale jeśli okazałoby się prawdą... to chyba nie wytrzymałbym z męczeniem Zane'a przez kilka tygodni. Zabiłbym go od razu.
Moja kobieta nakłada jedną z sukienek, które dla niej wybrałem i wygląda olśniewająco. Nie mogę przestać wpatrywać się w nią: jej ponętne biodra i wąską talię. Wyraźnie widzę, iż nie tylko mnie to zachwyca – kelner trzy razy zatrzymał na niej swoje spojrzenie, co bardzo mi się nie podoba. Na szczęście chmurny wyraz mojej twarzy wyraźnie mu wskazał, że lepiej nie zaczepiać mojej kobiety. Miałem ochotę zabrać go na stronę i dosadnie wytłumaczyć, co myślę o nadmiernym przyglądaniu się zajętym dziewczynom, ale mamy niewiele czasu, a dużo do zrobienia. Nie mogę cały czas trzymać śmiecia w hangarze. Musi dotrzeć do mojej jaskini i zobaczyć, co mu przygotowałem.
Wiem, że nie wytrzymam. Pięć godzin lotu w towarzystwie mojej Ayleen będzie trudne. Chcę ją cały czas dotykać, chcę kochać się z nią i nie zwracać uwagi na czas i miejsce. Na szczęście kobieta się ośmiela i daje ponieść szaleństwu. Jestem pewien, że od tej pory będziemy często latać w różne miejsca. Rozważam zakup nowego samolotu, więc po powrocie do domu właśnie to robię: szukam czegoś odpowiedniego. Znajduję nawet jedną firmę w Monaco, której produkty wydają się być odpowiednie, dlatego też od razu zlecam adwokatowi kontakt z nią i ustalenie szczegółów.
- Odrzutowiec wyposażony jest w kilka oddzielnych sal. Znajduje się tam część wypoczynkowa z aneksem kuchennym, część pracownicza, która posiada duży stół konferencyjny, jest też osobna sypialnia i dwie łazienki. - Informuje mnie pracownik, któremu oddelegowałem zajęcie się moim nowym nabytkiem.
- Idealnie. Zajmij się umową. Podoba mi się to, co widzę na stronie producenta. Listę uwag doślę wieczorem – odpowiadam.
Osobna sypialnia w samolocie to niezbędny element, gdy ma się tak niesamowitą kobietę, jak moja Ayleen. Myślę, że będzie pomieszczeniem, w którym spędzimy najwięcej czasu... Wcześniej sypialnia nie była mi potrzebna – najczęściej latałem tylko nad Stanami, czasami wybierałem się do Meksyku, czy Kolumbii, kilkadziesiąt razy też do Europy, ale nie potrzebowałem łóżka – wystarczały całkowicie rozkładane fotele. Dla mojej kobiety to zdecydowanie za mało. Ayleen zasługuje na wszystko, co najlepsze.
Nie udaję złości, gdy odwiedza mnie Camille. Wydawało mi się, że załapała, iż między nami wszystko skończone, a mimo to miała czelność przyjść do mojego domu i wyobrażać sobie nie wiadomo co.
W mojej rezydencji jest już jedna pani domu. Od dziś mieszka w mojej sypialni i nie przewiduję zmian w tej kwestii. Moja kobieta jest moja... na zawsze.
Nie ma takiej możliwości, żebym pozwolił jej odejść we wrześniu. Zrobię wszystko, żeby sama chciała ze mną zostać.
Muszę na chwilę odejść od stołu, ponieważ dzwoni White. Jestem ciekawy, jak poszukiwania łańcuszka, który wiele lat temu należał do mojej rodziny, a dokładniej do Clarissy. Siostra zauważyła, że ozdoba miała wygrawerowaną literkę C i ucieszyła się, iż jest to zgodne z jej inicjałem. Nawet to, że łańcuszek pierwotnie należał do mężczyzny, nie było przeszkodą.
Rodzice od zawsze zajmowali się antykami, dlatego też byliśmy przyzwyczajeni do życia w otoczeniu rzeczy, które miały wartość nie tylko materialną, ale i historyczną. Zapewne mama zarobiłaby krocie na sprzedaży ozdoby z drugiej połowy XIX wieku, ale radość córki była dla niej ważniejsza, a Lissy uwielbiała ten naszyjnik. Praktycznie nigdy się z nim nie rozstawała. Dokładnie pamiętam jej powrót do domu ze szpitala po porwaniu i śmierci mamy. Nawet zapytałem ją, gdzie ma swój naszyjnik, ale nic mi wtedy nie odpowiedziała. Dopiero kilka dni później wyznała, że został jej zabrany przez złego człowieka.
Niestety Allan ciągle nam uciekał. Jego pojawienie się kilka tygodni temu w okolicach Bostonu musiało być epizodem, bo w dalszym ciągu nie byliśmy w stanie go wyśledzić. Cały czas nam znikał, jak to Widmo. Do tego jeszcze twórczy szał Caydena przez miesiąc wyłączył brata z udziału w poszukiwaniach, a jednak Cay znał się na rzeczy lepiej, niż pozostali.
Jedynym śladem, jakiego się chwytałem, był ten cholerny łańcuszek. Allan na pewno chciałby go sprzedać, więc musiał dać go na aukcję. Żaden paser nie zaoferowałby mu takiej kwoty, jaka zgadzałaby się z przewidywaną wartością naszyjnika, a do tego znałem wszelkie lombardy w całych Stanach, gdyż praktycznie wszystkie były ode mnie uzależnione. Widmo nie miałby możliwości wystawić ten konkretny przedmiot, żebym nie dowiedział się o tym, zanim zdążyłby opuścić pomieszczenie. Nie było takiej opcji.
- Co masz dla mnie? - rzucam szybko do telefonu. Nie mam ochoty na długie pogaduszki z Whitem, gdy Ayleen została sama z Cayem i Cami w jadalni. Brat wprawdzie wie, że dziewczyna jest dla mnie ważna i nie da jej zrobić krzywdy, ale jednocześnie lubi mącić i prowokować, więc moja kobieta może czuć się niezręcznie, kiedy Cayden zacznie snuć te swoje wydumane teorie o jej pseudo chłopaku i znakach na szyi.
Cay doskonale wie, że to moja sprawka. Po prostu czeka, aż się do tego otwarcie przyznam. Zdaje sobie sprawę, że nie pozwoliłbym nikomu dotknąć Ayleen: nieważne, czy to chłopakowi, narzeczonemu, czy nawet cholernemu mężowi, gdyby takiego miała. Od kiedy przekroczyła próg mojego domu, stała się całkowicie moja, a ja nie dzielę się kobietą. Z nikim.
- Pojawił się jeszcze jeden naszyjnik. Ten wygląda naprawdę dobrze. Albo to wyjątkowo dobrze zrobiona kopia, albo w końcu...
- Jak wygląda? - przerywam mu szybko. Jest jedna rzecz, o której nie mówiłem White'owi, żeby nie próbował wciskać mi kitu, do czego pewnie byłby zdolny, bo ten człowiek dla pieniędzy zrobi dosłownie wszystko.
- Idealnie. Splot łańcuszka jest misterny i gruby, a litera C w inicjale zgodna z czcionką, której użyto w oryginalnym łańcuszku. Porównywałem ze zdjęciem Charlesa, a nawet poprosiłem znajomych grafologów i też nie mają wątpliwości: literka na zawieszce jest identycznie wyryta.
Nie cieszę się za bardzo, bo to jeszcze nic nie znaczy. Równie dobrze wszystko mogło być porządnie skopiowane. Przez ostatnie piętnaście lat przez moje ręce przewinęło się kilkanaście naszyjników, które były bardzo dobrymi kopiami, a tych, które po prostu były, nawet nie zliczę. Wzór serca z wygrawerowaną literą, a do tego misternie pleciony łańcuszek od dawna cieszy się popularnością. Słabą kopię z tombaku można nabyć już za kilkadziesiąt dolarów.
- A tył?
White milknie na chwilę. Wydaje mi się, iż przegląda zdjęcia produktu, albo i sam produkt.
- Zgodny z oryginałem. Gładki, bez grawera. - Odpowiada po chwili.
- Uszkodzenia? - dopytuję. I tak pewnie będę musiał zobaczyć to osobiście, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Do aukcji został miesiąc, a w tym czasie planuję wystawę prac Caya, bo już bardzo się niecierpliwi i kolację z wystawcami. Nawet, jeśli nie znajdę ukradzionego łańcuszka, mogę zyskać nowych kontrahentów i ciekawe antyki do własnego sklepu.
- Żadnych, panie Steward. Jak już mówiłem, jest idealny. - Mówi zadowolony White.
Nie muszę jechać i oglądać jego towaru. Jestem pewien, że to kolejna kopia.
Oryginał... nie był idealny. Tak to już jest z rzeczami, które są stare – mają wady, a zwłaszcza jeśli chodzi o biżuterię wykonaną z jakby nie było miękkiego materiału, jakim jest złoto. Na zawieszce Charlesa była dość duża rysa. Clarissa nie chciała oddawać go do renowacji, gdyż uważała, że to nadaje mu charakteru, a przecież nie przeszkadza w używaniu. Mama się z nią zgadzała – lubiła przedmioty z duszą, a ich wady świadczyły tylko o tym, ilu wydarzeń były świadkami. To nadawało im dodatkowej wartości.
Żegnam się szybko z mężczyzną i wracam do jadalni. Od razu zauważam, iż Ayleen jest wyjątkowo mocno zarumieniona, a do tego zaciska dłonie na kolanach. Mam ochotę kogoś skrzywdzić: najchętniej Caya i Camille... Że też musieli czepić się mojej partnerki.
Czy dziwi mnie, iż mój brat zamierza zabrać do łóżka Cami, a ta się na to zgadza? Niespecjalnie. Czy mnie to w jakiś sposób rusza? Zdecydowanie nie. Nigdy nie zależało mi na Camille. Była chwilową rozrywką. Wprawdzie przez moment zastanawiałem się nad czymś trwalszym, jednak tak naprawdę dziewczyna nie miała nic do zaoferowania oprócz tego, co wypracował jej ojciec. Sama po prostu była. Korzystała z fortuny, nazwiska, pozycji, ale nie wychowano jej na żonę dla kogoś takiego, jak ja.
Moja kobieta musi być jedyna w swoim rodzaju. Wiem, że córka Verdiego została wychowana na taką wzorową partnerkę i na pewno jej przyszły mąż będzie z niej zadowolony, jednak to nie będę ja, mimo iż rodzina Verdi cały czas dąży do naszego porozumienia. Ostatnio zrobili się dość niecierpliwi i nawet zaczęli atakować moich ludzi, na co nie mogę pozwolić. W jaskini mam nie tylko Zane'a, ale i jednego z pracowników Leonardo. Zamierzam wysłać mu kawałek chłopaka tak dla przypomnienia, na co nie powinien sobie pozwalać na moim terenie. To będzie jedyne ostrzeżenie.
Muszę zostawić Ayleen na cały wieczór – wpierw obowiązki, potem przyjemności. Zaczynam od chłopaka Verdich: zaatakował moich ludzi, a do tego dwóch ranił. Nie mogę dopuszczać do takich zniewag. Niestety pojmany nie jest nikim ważnym, to tylko zwykły, szeregowy cieć, dlatego nie zawracam sobie nim specjalnie głowy. Po dwóch godzinach tortur przedstawia tak żałosny widok, iż jednym zdecydowanym ruchem łamię mu kark. Nie mam czasu na zabawę w kotka i myszkę, a i pracownik Verdich nie posiada żadnych konkretnych informacji.
Miał rozkaz zaatakować moich ludzi. Miał ich zabić, albo chociaż zranić. Nie wie, dlaczego, bo nikt mu nie wyjaśnił. Ja za to wiem: Verdi chciał mnie ostrzec, zanim oficjalnie zerwę z nim rozmowy w sprawie kontraktu małżeńskiego. Domyśla się, iż nie zamierzam przyjmować jego córki do rodziny. Ona po prostu nie jest dla mnie. Na dobrą sprawę nie pamiętam, jak wyglądała – całą wizytę w Cleveland skupiałem się tylko na mojej kobiecie. Żadna inna mnie nie interesuje.
- Co z nim? - pyta Conrad, gdy odpina łańcuchy z rąk człowieka Verdich. Ciało mężczyzny od razu pada na podłogę jak bezładna masa połamanych kości we w miarę jednostajnym opakowaniu. Jeszcze.
- Tradycyjnie. Głowa dla Verdiego, reszta do lasu. Nie będziemy się bawić w duże przesyłki. Opakujcie tak, żeby nic nie przeciekało i zaadresujcie do panny Verdi. Dołączcie do tego jakieś kwiaty... może białe anturium? Zawsze takie wysyłamy przy okazji paczek z niespodzianką. Kojarzą się ze śmiercią, więc Leonardo na pewno będzie wiedział, o co chodzi.
Pracownik kiwa i woła innych do pomocy. Zatrzymuję go, zanim zdąża wyjść z komory.
- A co z tą drugą sprawą? Finanse naszego śmiecia? - pytam. Szef ochrony od razu przystępuje do wyjaśnień.
- Nasz technik odkrył, że ten chłopak razem z trzema kolegami prowadził w internecie pewnego rodzaju stronę. Udostępniał na niej filmy z kobietami, oczywiście za pieniądze. Strona cieszyła się dość dużą popularnością, bo były tam różne kategorie filmów.
- Pełno jest takich stron – mówię, zastanawiając się, czy nie powinienem się jednak jej bliżej przyjrzeć. To nagrywanie Ayleen, gdy o tym nie wiedziała... Mam niejasne uczucie, że mógłbym je tam znaleźć.
- Tak, tylko na tej stronie filmy nie są profesjonalne, a amatorskie, a do tego tym, co je wyróżnia na tle innych, jest to, iż są kręcone z ukrycia. Tylko faceci wiedzą, że są nagrywani, dziewczyny kompletnie nie i to sprawia, że filmy mają więcej odsłon. Są niereżyserowane, prawdziwe, zero udawania pod publiczkę. Ostatnio bardzo dużo było dodanych w kategorii ciąża, ale i w tej o nazwie „dziewica", też jest ruch, choć nie zaglądałem do filmów, które się tam znajdują.
Zaciskam dłoń w pięść. Chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że gdy tylko wejdę na tę stronę, to znajdę tam więcej filmów z Ayleen. Oby to nie była prawda, bo śmieć zginie jeszcze tej nocy.
Idę do gabinetu z Conradem i każę sobie pokazać tę stronę. Szef ochrony wychodzi, gdy tylko mu to polecam. Chcę zobaczyć to sam, bez widowni.
Nawet nie udaję zdziwienia, gdy na ostatnio dodanych filmach rozpoznaję ciężarne dziewczyny Zane'a. Po datach dodań wychodziłoby, iż spotykał się raz z jedną, raz z drugą. Gdy wchodzę w zakładkę „dziewica", od razu to znajduję. Moja Ayleen.
Leży na łóżku w jakimś pokoju, ale kamera jest tak ustawiona, że nie widać szczegółów. Głos chłopaka też został usunięty, słychać tylko dźwięki wydawane przez dziewczynę. Mam ochotę rzucić laptop o podłogę, kiedy docierają do mnie jej jęki i prośby o przestanie. Pierdolony chuj nic sobie z tego nie robił. Wyraźnie widzę, jak w pewnym momencie Ayleen przekręca głowę w bok i spogląda pustym wzrokiem przed siebie. Od razu chwytam za telefon.
Brat odbiera po piątym sygnale. Ma szczęście, bo już byłem gotowy iść tam do niego i wyciągnąć go z łóżka bez względu na to, czy pieprzyłby wtedy Cami, czy nie.
- Przeszkadzasz, Col. Chyba masz swoją sarenkę, więc idź sobie na nią polować – zaczyna brat. Wyraźnie słyszę mlaskanie i westchnienia.
- Odklej Camille od chuja i przyjdź do mnie. Mam sprawę na już. - Polecam twardo. Cayden zna mnie na tyle, żeby od razu wyłapać, iż nie żartuję.
- Widmo? - pyta. Nie daje mi jednak odpowiedzieć, bo kolejne słowa kieruje do dziewczyny – słuchaj żmijko, było miło, ale na dziś to koniec. Mój brat miał rację, masz talent do ssania, nie zmarnuj go, a być może jeszcze się kiedyś spotkamy. Teraz ubieraj się i spadaj. Jak się pewnie domyślasz, nie masz tu już wstępu? - pyta ją. Nie słyszę, co mu odpowiedziała, bo zaraz się rozłącza.
Nie mija pół godziny, a Cay pojawia się w moim gabinecie. Jego koszula jest krzywo zapięta, ale doceniam starania. Przynajmniej nie przybiegł tu w negliżu.
- Wybacz, uparła się żeby dokończyć. Nie miałem serca jej odmawiać – uśmiecha się i mruga do mnie, siadając na fotelu.
Doskonale wie, że nie przyjmuję jego marnego tłumaczenia. Najważniejsze, iż zagęścił ruchy i szybki numerek rzeczywiście był bardzo szybki.
- O co chodzi? Wyglądasz, jakbyś chciał kogoś zabić – pyta i w końcu zaczyna zachowywać się poważnie. Od razu zmienia wyraz twarzy: teraz jest maksymalnie skupiony i czujny. Uważnie mnie obserwuje i na pewno poddaje analizie.
- W zasadzie to już zabiłem jednego śmiecia. Drugi czeka w kolejce – odpowiadam cicho. Zastanawiam się, jak wiele powiedzieć bratu. Nie chciałbym, żeby potem walnął coś głupiego przy Ayleen, ale będę musiał mu wspomnieć o fimach.
- Tak beze mnie? - pyta z niewielką drwiną – zapomniałeś Col, że mama kazała się dzielić zabawkami? Niedobry z ciebie starszy brat, wiesz? - kręci głową w udawanym oburzeniu.
- Przed chwilą pieprzyłeś moją byłą, myślę że wystarczająco dokładnie zrozumiałem słowa o dzieleniu się zabawkami, szczególnie tymi zużytymi – odgryzam się od razu. Cay śmieje się krótko i tym razem kiwa głową. Trafiłem.
- Dlaczego dziś kogoś zabiłeś?
- Facet był cieciem Verdich. Czepił się naszych, więc musiał zginąć. Wyślę Leonardo jego głowę, oczywiście zaadresuję do córki. Niech wie, że żadnego ślubu nie będzie – wyjaśniam. Brat ponownie się śmieje.
- Łamiesz dziewczynie serce. Verdi nie ukrywa, że od kiedy tylko przejąłeś władzę, to marzy o połączeniu sił z tobą. Ta dziewczyna od małego ma zakodowane, iż musi zostać panią Steward. Naprawdę jesteś niedobry... Tak sobie pogrywać z niewinną panienką... Latać w odwiedziny, a potem rezygnować – cmoka kilka razy, bo wie, że to plus pouczający ton jego wypowiedzi, wkurza mnie niesamowicie.
- Jak nie przestaniesz mi dogryzać, to mogę stać się nieobliczalny i podpisać tę umowę z Verdim, tylko to twoje imię wstawię w rubrykę „pan młody". Verdiemu powinno być wszystko jedno: Steward to Steward. - Mówię stanowczo, ale Cay się tylko uśmiecha.
- Teraz to naprawdę kawał chuja z ciebie, Col. Chcesz zniszczyć dziewczynie życie? A co ci ona zawiniła? Wiesz, że ja nie nadaję się na niczyjego męża...
Nie mogę się z tym nie zgodzić. Nigdy nie planowałem aranżować ślubu Caydena właśnie z tego powodu. To naprawdę byłaby krzywda dla jego przyszłej żony, ponieważ on raczej się nie zmieni. Łudzę się, że terapia coś mu daje, ale na ile to prawda, a na ile tylko moje manifestacje?
- Kim jest ten drugi, którego chcesz zabić? - zmienia temat. W końcu przechodzimy do rzeczy.
- Pamiątka z Phoenix – patrzę na niego uważnie – tajna pamiątka. - Cay od razu wydaje się bardziej zainteresowany, niż jeszcze przed chwilą.
- Gwiazdeczka nie wie? - wnika. Nie czeka na moją odpowiedź, bo szybko sam orientuje się w sytuacji – skoro nasza dziewczyna nie może o tym wiedzieć, to musiałeś porwać kogoś związanego z nią... - brat otwiera szerzej oczy i uśmiecha się szeroko – no nie mów, że chcesz zabić jej byłego, za to, że był przed tobą? Col... ty romantyku, no... - poprawia się wygodniej w fotelu.
Mrożę go stanowczym spojrzeniem. Nie jestem romantyczny, ani też moja relacja z Ayleen taka nie jest. Łączy nas coś, czego nie chcemy nazwać i tak jest lepiej. Bezpieczniej.
- W każdym razie ten jej pseudo facet bardzo ją krzywdził. Zmuszał, wykorzystywał... a dziś dowiedziałem się, że nawet nagrywał w tajemnicy i publikował te filmy, żeby na nich zarabiać. Robił to z kolegami, mają wspólną stronę. Nie, nie możesz zobaczyć: gdy kończyłeś turnee po Camille, strona została zablokowana – mówię krótko.
W tym czasie obejrzałem chyba wszystko, gdzie była moja Ayleen. Tylko to, że muszę porozmawiać z bratem, zatrzymuje mnie przed porządnym torturowaniem Zane'a, ale i do tego dojdziemy. Na razie ochrona się nim zajmuje. Widzę, że Caydenowi nie podobają się moje rewelacje. Zaciska dłonie na podłokietnikach i rzuca mi mordercze spojrzenie.
- Kurwa, Col, mogłeś mówić bardziej szczegółowo, to wyjebałbym sukę od razu, a nie bawił się w pieska i misjonarza. Co mam mu zrobić? - pyta poważnie.
- Jemu nic. Jest mój. Krzywdził moją... kobietę – pierwszy raz mówię to przy bracie, ale ten nie wydaje się zaskoczony. Nie rusza go ta informacja. W dalszym ciągu przetrawia rewelacje o Ayleen.
- Chcę, żebyś zajął się pozostałymi, z którymi założył ten biznes. Tu – przesuwam w jego stronę – masz ich dane. To studenci. Porozjeżdżali się po całych Stanach, więc na pewno chwilę ci zajmie, zanim ich znajdziesz – instruuję. - Gdy już ich dopadniesz, są twoi. Nie przywoź ich do Bostonu. Pozbądź się na miejscu. Nie interesują mnie. Chcę się skupić jedynie na śmieciu z jaskini.
- Uwielbiam polować – odpowiada brat z wyraźną satysfakcją w głosie – ale Col... Ja też chcę się zabawić śmieciem z jaskini... Zrób tak, żeby żył dopóki nie wrócę – spogląda na mnie uważnie – Gwiazdeczka jest nasza. Lubię ją i chcę się zemścić. Ayla jest dla ciebie ważna, więc dla mnie też. Zrobię wszystko, żeby było jej z nami dobrze. Wiem, że wybrała ciebie i z tym nie dyskutuję, widocznie lubi starszych panów z miernym poczuciem humoru. - Przytyka z wrednym uśmiechem.
- Nie mogę ci tego obiecać. Mam ochotę już dziś wypruć z niego flaki, a potem z powrotem je wetknąć mu do środka, tyle że przez usta.
Cay jest nieprzejednany i ostatecznie dochodzimy do porozumienia. Uparł się na udział w egzekucji Zane'a. Będę musiał bardzo nad sobą panować, dlatego też postanowiłem wydzielać sobie czas w jaskini, żeby przypadkiem za bardzo mnie nie poniosło. Gdy brat wychodzi, aby zaplanować poszukiwania studentów, udaję się do śmiecia.
Leży w jednej z jaskiń, którą przerobiliśmy na salę tortur. Każę podciągnąć go na łańcuchach tak, iż stopy ledwie dotykają spongu. Facet głośno jęczy z bólu, bo kajdany ma zaczepione na przegubach, a przecież dzień wcześniej złamałem mu jeden nadgarstek... Ochrona go trochę poobijała, więc z jego twarzy sączy się krew, a oczy są jedynie ciasnymi szparkami w napuchniętej do granic możliwości twarzy.
- Proszę... błagam... ja nic nie zrobiłem... - jęczy na sam mój widok. To błąd, duży błąd.
- Podaj mi nożyce – polecam Conradowi. Zane zaczyna płakać i jeszcze głośniej błagać, przez co tym bardziej mnie denerwuje. Nienawidzę udawanej uległości. Nie lituję się nad nikim. Nie wierzę w słowa o niewinności, gdy doskonale wiem, iż jest inaczej. Gardzę kłamstwem i gwałtem. Śmieć symbolizuje wszystko, co powinno zostać zutylizowane.
Żeby tego było mało – kompletnie nie interesują mnie jego tłumaczenia. Tacy jak on nigdy nie przyznają się do winy. Zawsze będą próbować się tłumaczyć i tak naprawdę powiedzą wszystko, żeby chronić swoje marne życie.
Jednym szybkim ruchem uderzam go prosto w twarz. Celuję w zęby. Raz, drugi, trzeci. Przestaję dopiero, gdy zaczyna nimi pluć. O to chodziło.
- Błagam... ja nic ci nie zrobiłem... - wydusza z siebie. Jego mowa jest praktycznie niezrozumiała. Gdyby nie łańcuchy, już dawno padłby na podłogę.
Conrad podaje mi nożyce. Ruchem głowy wskazuję, żeby przytrzymał twarz śmiecia. Podchodzę do niego powoli, żeby wyraźnie zarejestrował, co zamierzam mu zrobić.
- Może mi nic nie zrobiłeś, ale Ayleen już wiele. Dziś zaczniemy delikatnie: za każde złe słowo wypowiedziane w jej kierunku, obetnę ci język. Jutro wydłubię oczy za to, że śmiałeś krytykować jej blizny i patrzeć na nią z obrzydzeniem. Następnego dnia połamię ci ręce za to, iż podnosiłeś je na Ayleen. Potem wepchnę ci do dupy ostrego pręta, żebyś poczuł, jak to jest, gdy ktoś cię gwałci. Zrobiłbym to wszystko dzisiaj, jednak obiecałem bratu, że i on się z tobą pobawi, a zapewne kilka dni zajmie mu zabijanie twoich kolegów, więc niestety muszę utrzymywać cię przy życiu. Chcę się z nim podzielić radością z twojej dekapitacji - Wyjaśniam poważnie.
Gdy tylko ochroniarz łapie za twarz Zane'a bezceremonialnie wpycham mu do ust otwarte nożyczki i szybkim ruchem zaciskam na nich dłoń.
Jaskinie mają to do siebie, iż echo długo się niesie, zanim ominie wszystkie korytarze, dlatego też następne kilka minut stoję i słucham, jak jęki śmiecia robią się coraz cichsze. Zane zemdlał z bólu, a do tego przestał panować nad zwieraczami. Nie spodziewałem się niczego innego.
- Nie dajcie mu zasnąć, dopóki jutro lub pojutrze do niego nie przyjdę. Cały czas palicie intensywne światło, a do tego polewacie go wodą. Możecie podciągnąć łańcuchy, żeby stał na palcach. - Polecam ochronie i wychodzę z jaskini.
To wszystko zajęło mi bardzo dużo czasu, dlatego też nie dziwię się, iż Ayleen już śpi. Dłuższą chwilę wpatruję się w dziewczynę, leżącą na środku mojego łóżka. Moja kobieta znajduje się tam, gdzie powinna być. Biorę szybki prysznic, żeby zmyć z siebie krew Zane'a, bo niestety trochę jej zostało na mojej koszuli. Na kostkach również mam otarcia po ciosach pięścią w twarz, ale są niewielkie i nie wymagają opatrzenia.
Wsuwam się pod kołdrę i zbliżam do ciepłego ciała dziewczyny. Od razu mnie wyczuwa. Leniwie uchyla powieki i raczy mnie delikatnym uśmiechem swoich cudownych ust. Wsuwa dłoń pod moje ramię i przyciąga mnie do siebie.
- Dużo pracy? - pyta cicho. Odchyla głowę tak, żeby spojrzeć w moje oczy. Nie mogę się powstrzymać i składam na jej wargach czuły pocałunek, kiedy lokuję ramię pod jej szyją, a drugim obejmuję plecy mojej kobiety.
Czuję pod palcami subtelny materiał koszuli nocnej. To na pewno jedna z tych, które jej kupiłem. Kiedy przestajemy się całować, mój wzrok automatycznie zjeżdża na dekolt Ayleen. Uśmiecham się, gdy zauważam, iż wybrała tę beżową, która jest dłuższa, niż inne, ale za to pięknie eksponuje piersi, gdyż cały przód składa się z delikatnej koronki. Idealnie pasuje do mojej kobiety.
- Trochę się nazbierało, skarbie – odpowiadam. Dziewczyna raczy mnie cudownym uśmiechem, a następnie wtula w moją szyję swoje czoło.
- Tęskniłam za tobą. Chcę ci jutro pomóc, żebyś nie zarywał nocy. - Mówi sennym głosem. Całuję jej włosy i wdycham ich piękny zapach. Przy niej czuję się tak dobrze. Spokojnie i błogo.
- Ja za tobą też tęskniłem. Jutro na pewno nie będę tyle pracował – gładzę ciepłe ciało mojej kobiety i łapię się na tym, iż nie mogę sobie wyobrazić, że tego wcześniej nie robiłem. Że nie było jej w moim łóżku, nie było jej w moim domu i życiu.
Nie potrafię przypomnieć sobie, jak to było bez niej.
Nie chcę życia bez niej. Zdecydowanie nie chcę.
Ayleen jest dla mnie ważniejsza, niż myśli.
Sam dopiero zaczynam dochodzić do tego, dlaczego jest taka ważna.
Przytulam ją jeszcze mocniej i zamykam oczy. Że też wcześniej na to nie wpadłem.
To ona. Ta jedyna i właściwa.
Na całe życie.
Do czwartku :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro