50 Obsesyjna kontrola
Opadam na mężczyznę i wtulam twarz w jego twarde ciało. Jest mi tak dobrze, że nie zamierzam ruszać się co najmniej do jutra. Collin wykonuje kilka głębokich ruchów, po czym zdecydowanym gestem przyciska moje biodra do swoich.
Wyraźnie czuję pulsowanie jego penisa wewnątrz mnie. Opieram głowę o tors Stewarda, więc doskonale słyszę, w jak szaleńczym tempie galopuje jego serce. Uwielbiam ten dźwięk. Uwielbiam to, co przed chwilą robiliśmy. Nigdy wcześniej się tak nie czułam, dlatego wszystko jest dla mnie nowością.
Seks z Collinem to inny wymiar doznań.
- Skarbie? - zaczyna spokojnie mężczyzna, gdy wydaje mi się, że prawie na nim zasypiam. Cały czas przesuwa powoli dłońmi po moich plecach, a od czasu do czasu składa krótkie pocałunki na moich włosach.
- Tak? - mruczę leniwie. Nie pamiętam, kiedy byłam aż tak zmęczona. To, co teraz odczuwam, nie da się z niczym porównać. Całe moje ciało jest rozluźnione, a tylko pewna jego część przyjemnie obolała. Poruszam się nieznacznie i leniwie uchylam powieki.
- Pomóc ci się umyć? - pyta. Dłuższą chwilę analizuję, o co mu chodzi. Dopiero gdy zaczynam czuć coś, czego nigdy wcześniej po stosunku nie było, odrywam się od mężczyzny. Unoszę na ramionach i spoglądam w dół.
- O cholera – mówię szybko. Collin nie użył prezerwatywy.
Ja pierdolę.
Przymykam na chwilę oczy i biorę kilka głębszych wdechów. To nie może być prawda. Mama mnie zabije, jak zajdę w ciążę z kimś takim, jak Steward.
Albo... to ja ją zabiję samym faktem takiej ciąży. Tylko nie to.
Gdyby to był Zane, to pewnie skakałaby z radości, ale to Collin... Podejrzany typ, który raczej nie ma wiele wspólnego z kościołem, ani też nie może pochwalić się szlachetnymi czynami. Mama na pewno nie zaakceptowałaby tego, że się z nim przespałam.
Otwieram oczy i spoglądam z wyraźną paniką na szefa. Nie rozumiem, dlaczego jest taki spokojny.
- Nie mogę zajść w ciążę! Muszę coś z tym zrobić – odsuwam się od mężczyzny, choć on dalej mnie obejmuje i nie pozwala odejść za daleko.
- Ayleen... - wtrąca, ale jestem tak zdenerwowana, że nie zwracam na niego uwagi. Zagryzam mocno wargę. Niedawna senność odeszła w zapomnienie.
- Tylko nie to... Ja naprawdę nie mogę... - wyduszam z płaczem w głosie. Że też nic nie wyczułam! Przecież trzymałam jego fiuta w dłoni! Jak mogłam być tak nierozsądna!
Głupia Ayleen... jak zawsze.
Jak się teraz okaże, że jestem w ciąży, to będzie to najgorsza rzecz, jaka mogłaby mi się przytrafić. Gdzie ja w naszej kawalerce zmieszczę dziecko? Kto mnie zatrudni, gdy będę w ciąży? W jaki sposób utrzymam siebie, mamę i hipotetyczne dziecko?
- Nie poradzę sobie – wyznaję szczerze. Przenoszę wzrok na Collina – Nie mam możliwości, żeby zająć się dzieckiem. Nie stać mnie na to. Ja... nie mogę. Wszystko, tylko nie to – mało brakuje, a zaczęłabym płakać. Steward w dalszym ciągu przygląda mi się spokojne. Obejmuje dłonią moją twarz i zmusza do spojrzenia na siebie.
- Dlaczego od razu zakładasz, że zostałabyś z tym sama? - pyta cicho. Jego spojrzenie jest bardzo poważne. Przełykam ślinę, kiedy tak skanuje mnie wzrokiem.
Dlaczego tak zakładam? Nic innego nie słyszałam od Zane'a. Zawsze powtarzał, że jak zajdę w ciążę, to będę musiała sobie z tym poradzić sama. To w końcu byłby mój problem, bo nie potrafiłam się zabezpieczyć. Namawiał mnie na tabletki, ale szkoda mi było pieniędzy na wizyty w klinice i recepty. Prezerwatywy wychodziły taniej.
Że też nie pomyślałam o tym teraz!
- To chyba oczywiste. Z nas dwojga to ja będę w ciąży. To ja poniosę konsekwencję nierozwagi. To na mnie wszystko spadnie – wyjaśniam. Chcę wstać z łóżka, ale mnie zatrzymuje. Przyciąga do siebie stanowczym ruchem i zmusza do spoglądania prosto w oczy.
Czy to normalne, że mięknę pod wpływem jego ciemnych tęczówek, przy każdym, pojedynczym skrzyżowaniu się naszych spojrzeń?
- Nie wiem, czego naopowiadał ci ten idiota udający twojego faceta, ale ja nie jestem nim. Zapamiętaj to w końcu. Nigdy nie zostawiłbym swojego dziecka, Ayleen. Zapewniłbym mu wszystko, czego tylko mogłoby potrzebować – mówi twardo. Mrugam kilka razy, zanim sens tych słów dociera do mnie.
Nie zostawiłby dziecka. Zapewne zabrałby je mi.
Może tak byłoby lepiej?
- Zresztą nie będzie żadnego dziecka, więc rozważania o jego przyszłości są kompletnie nie na miejscu – dodaje. Skupiam się i rzucam mu zaskoczone spojrzenie.
- Skąd możesz to wiedzieć? - pytam. Chciałabym, żeby to, co mówił, było prawdą.
Collin przez chwilę nic nie mówi. Przygląda się mi tak, iż nie potrafię tego rozszyfrować.
- Od czasu wypadku w porcie razem z witaminami przepisanymi przez lekarza, przyjmujesz także antykoncepcję, Ayleen. Codziennie rano dostajesz tabletki. Od kilku tygodni. Nie zajdziesz w ciążę, bo ani się nie upiłaś, ani nie chorowałaś, żeby obniżyć ich skuteczność. - Wyjaśnia spokojnie. Cały czas bacznie się mi przygląda.
Wstrzymuję oddech, gdy sens jego słów do mnie dociera. Biorę tabletki i o tym nie wiem?!?
- Nie powinnam być przed tym jakoś przebadana? - pytam cicho. W głowie mi się nie mieści, że mógł zrobić coś takiego za moimi plecami. Czy to w ogóle legalne?
- Jesteś dokładnie przebadana. Gdy wpadłaś do wody i wezwałem lekarza, zleciłem mu od razu wszelkie możliwe badania. Może tego nie pamiętasz, ale pobrał ci też wtedy krew i wypytał o wszystko. Dokładnie też cię zbadał. Zdawał sobie sprawę, że za każde uchybienie wyciągnę konsekwencje.
Pomyślał o wszystkim... dosłownie. Nie mam pojęcia, co o tym sądzić. Jego kontrola nade mną zaczyna być wręcz... obsesyjna.
- Dlaczego... - wyduszam z siebie po chwili – dlaczego w ogóle kazałeś mu przepisać jakiekolwiek tabletki? Przecież na początku bałam się ciebie jak diabła i nigdy nie przypuszczałabym, że ostatecznie wylądujemy w jednym łóżku.
Mężczyzna przyciąga mnie mocno do siebie, a do tego łapie za moją szyję. Kciukiem delikatnie gładzi mój policzek, a następnie nachyla się i łączy nasze usta w czułym pocałunku.
- Ponieważ od czasu, gdy przytulałaś się do mnie w samochodzie po portowej kąpieli, mocząc mi koszulę, zacząłem mieć podejrzenia, iż to, co zaczyna się między nami dziać, może skończyć się w łóżku. Nie zakładałem tego, ani do tego nie dążyłem, po prostu przyjmowałem taką możliwość. - Tłumaczy szepcząc przy moich ustach.
Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony cieszę się, iż mimo wszystko jestem zabezpieczona, ale z drugiej nie pasuje mi, że to nie była moja własna decyzja. Collin jak zawsze pokazał, iż to on rządzi i o wszystkim decyduje, nawet o mojej antykoncepcji. Przeraża mnie jego hegemonia.
Wyswobadzam się z objęć mężczyzny i powoli wstaję z łóżka. Mam wrażenie, iż po raz pierwszy w życiu będę miała zakwasy w takim miejscu, którego nigdy nie brałabym pod uwagę.
- Ayleen? - powtarza Steward. Unosi się na łóżku i uważnie mi przygląda.
- Poradzę sobie sama. Chcę być... sama – odpowiadam. Wychodzę do łazienki, gdzie dokładnie zmywam z siebie pamiątkę po naszym namiętnym stosunku. Przy okazji oglądam się w lustrze.
Nie da się ukryć, iż moje ciało jest pokryte dowodami intensywnych pocałunków. Zawsze miałam delikatną skórę. Wystarczyło byle stuknięcie, żeby zrobił mi się siniak. Collin nie był delikatny i ślady jego ust są idealnie widoczne na mojej szyi, dekolcie, piersiach, a nawet żebrach po bokach ciała.
Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak mocno mnie całował, dopóki tego nie zobaczyłam. Cały czas było mi przyjemnie i wszystko, co robił, podobało mi się. Nic mnie nie bolało, przynajmniej wtedy. Teraz czuję się trochę obolała, ale też nie jest to nieprzyjemne. Z chęcią powtórzyłabym wszystko drugi raz, a potem kolejny i kolejny.
Martwi mnie to, iż po raz kolejny mogłam się przekonać, że Collin ma manię kontroli i nie pyta się o nic, tylko o wszystkim decyduje sam. Rządzi moim ciałem i nie liczy z moim zdaniem. To trochę przerażające.
Wracam do sypialni. Mężczyzna siedzi oparty o wezgłowie łóżka i nie spuszcza ze mnie wzroku. Nie ubrał się (przynajmniej u góry, bo jego biodra są ukryte pod kołdrą), więc nie potrafię nie skanować go wygłodniałym spojrzeniem.
Dlaczego musi być tak idealny? Przynajmniej pod kątem wyglądu, bo co do charakteru to mam masę zastrzeżeń. Podchodzę powoli do łóżka i robi mi się głupio z powodu mojej nagości. Chcę zasłonić piersi, ale wtedy mężczyzna nieoczekiwanie chwyta mnie za rękę i pociąga tak, iż padam jak długa na łóżko...
I na niego.
Nie pyta o nic. Od razu zaczyna całować mnie tak, iż po chwili przestaję się spinać i ochoczo włączam w pieszczotę. Nawet wsuwam dłonie w jego włosy i mocniej przyciskam do siebie głowę, kiedy jego wargi przesuwają się na pierś i zaciskają na brodawce.
Tak, wiem. Jestem głupia. Znowu to robię. Daję się wykorzystywać facetowi, który za nic ma moją opinię i robi, co chce. Jestem marionetką w jego rękach. Bezwolną i uległą. Zawsze taka byłam. Nie umiem inaczej. Chcę, żeby był ze mnie zadowolony.
Jak w amoku jednym gestem zrywam kołdrę z mężczyzny, a do tego odchylam się tak, iż musi przestać ssać mój sutek. Kładę obie dłonie na jego ramionach, a następnie patrzę mu głęboko w oczy. Jego zamglony wzrok wskazuje, iż czuje się tak dobrze, jak i ja. Nie przerywam kontaktu wzrokowego, gdy zaczynam całować jego klatkę piersiową, mięśnie brzucha i podbrzusza.
Nie przestaję spoglądać mu w oczy, kiedy biorę do ust jego fiuta i zaczynam go intensywnie ssać, a moja dłoń w tym momencie mocno się na nim zaciska i powoli przejeżdża po jego długości. Po kilku minutach boli mnie szczęka, jednak nie przestaję. Penis Collina jest tak gruby, iż ledwie mieszczę go w ustach, a do tego nie jestem w stanie przyjąć go całego do ust, ponieważ jest zwyczajnie za długi. Wystarczy, iż wepchnę fiuta Collina do połowy, a zaczynam się krztusić, bo ociera o tył mojego gardła.
Mężczyzna nic nie mówi. Spogląda na mnie gorącym wzrokiem przez pewną chwilę, a zaraz potem łapie za ramiona i popycha na łóżko. Jednym, szybkim ruchem rozchyla moje nogi i wbija się we mnie tak agresywnie, iż momentalnie zaczynam jęczeć.
- Powiedz, że antykoncepcja to zły pomysł – poleca pomiędzy jednym pchnięciem, a drugim. Wybiera taki moment, gdy nie jestem w stanie logicznie myśleć.
- Nie – jęczę. Przesuwam dłońmi po jego napiętych mięśniach, żeby po chwili wpleść je we włosy Collina. Przyciągam jego głowę do swojej i po raz kolejny łączymy się w namiętnym pocałunku. Gdy Steward odkleja się od moich ust i nachyla tak, żeby chwycić w wargi mój sutek, wydaję z siebie iście zwierzęcy jęk.
Poruszam biodrami tak szybko, jakby od tego zależało moje życie. Intensywne przygryzanie moich piersi i zdecydowane wbijanie się we mnie powoduje tak mocny orgazm, jakiego wcześniej nie byłam w stanie doświadczyć.
Po raz kolejny muszę się umyć, gdy czuję spermę Collina na moich udach. Nie jestem w stanie zrobić tego od razu. Potrzebuję dłuższej chwili, żeby dojść do siebie.
- Zostań, skarbie – poleca mężczyzna. Składa mocny pocałunek na moim czole, po czym wychodzi do łazienki, by wrócić z wilgotnym, ciepłym ręcznikiem. Powolnym ruchem odchyla moje nogi i zaczyna wycierać to, czego nie powinno tam być.
W tym momencie naprawdę doceniam antykoncepcję. Może i o niej nie wiedziałam, ale zdecydowanie przyda mi się jeszcze nie raz.
Collin jest genialny. Manipulujący, arogancki i despotyczny, ale mimo to mam do niego słabość. Tylko on potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu, jak teraz.
Tylko on.
Mój mężczyzna.
Za chwilę dodam kolejny rozdział :)
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro