49 Chcę czegoś więcej
- Pomóc ci trafić do łóżka? - pyta spokojnym głosem Collin. Odrywam ręce od jego bioder i łapię za poły szlafroka, żeby się nim okryć. Momentalnie robi mi się głupio. Zaczynam się wstydzić tego, co przed chwilą robiliśmy.
- Nie trzeba. Dobranoc – mówię szybko i praktycznie wybiegam z łazienki. Bardzo żałuję, że mamy wspólną sypialnię, bo nie mam gdzie się ukryć.
Nawet przez moment waham się, czy nie wyjść na taras, bo dalej jestem rozpalona i potrzebuję chwili, żeby się uspokoić, ale ostatecznie rezygnuję. Moje włosy w dalszym ciągu są wilgotne, a temperatura na zewnątrz dopiero wiosenna. Nie mogę ryzykować kolejnym przeziębieniem.
Oddycham z ulgą, gdy słyszę szum wody. Collin jednak poszedł pod prysznic.
Szybko nakładam piżamę i chowam się pod kołdrę. Gaszę światło. Kładę się na samym brzegu łóżka i odwracam plecami do jego pozostałej części. Przez dłuższą chwilę wpatruję się w okno, ale po pięknej, wieczornej aurze zostało tylko wspomnienie. Nie jestem w stanie dostrzec ani jednej gwiazdy na niebie, gdyż wszystko zasnute jest chmurami. Chyba zbliża się zmiana pogody.
Uwielbiam wiosnę i lato, ale nienawidzę burz. Strasznie się ich boję. Gdy byłam młodsza i mieszkaliśmy jeszcze w domu po dziadkach, to przed oknem mojego pokoju rosło takie rozłożyste drzewo, na które często się wspinałam razem z Tonym. Mamie się to oczywiście nie podobało, ale nie za bardzo się jej słuchaliśmy i robiliśmy swoje.
Jednej letniej nocy rozszalała się tak gwałtowna burza z piorunami, iż drzewo zostało doszczętnie zniszczone. Huk pioruna uderzającego w konar wyrwał mnie ze snu. Zaczęłam krzyczeć wniebogłosy, ale ani mama, ani Tony nie byli w stanie mnie uspokoić. Mama stwierdziła, że trzeba mnie po prostu zostawić, żebym w końcu się wyciszyła i tak też zrobiła. Płakałam, aż padłam ze zmęczenia. Od tamtej pory bałam się każdej burzy, bo przypominał mi się ten straszny hałas i oślepiający blask, który wtedy rozerwał nocną ciemność.
Wyrzucam wspomnienie z dzieciństwa z głowy i wracam do obecnej sytuacji. Opieprzam się przez chwilę w myślach. Przecież nic złego się nie stało.
Oboje jesteśmy dorośli, wolni i ciągnie nas do siebie. Oboje pragniemy tego samego. Dlaczego uciekłam? Czego się boję? Chcę Collina. Chcę spędzać z nim noce i robić wszystko, bo przy nim czuję się piękna i pożądana.
Dlaczego nie mogę przyznać się, że przepadłam, tylko dalej walczę?
Dlaczego tak trudno jest potwierdzić, iż od jakiegoś czasu jestem jego? Czy to coś zmieni?
Zaciskam powieki, gdy słyszę, jak drzwi łazienki otwierają się. Nie unoszę ich nawet na chwilę, mimo że Collin kręci się po pokoju. Tak trochę czekam na to, co zrobi.
Otwieram oczy dopiero wtedy, kiedy czuję, jak materac po drugiej stronie łóżka się ugina. Nie wiem, czego się spodziewać. Od razu przejdzie do rzeczy?
Mam nadzieję, że nie będzie się upierał, żeby zapalić światło. Nie chcę, żeby na mnie patrzył z bliska, szczególnie nie na nogi. W łazience było jakoś inaczej – widział mnie w lustrze, a do tego nie skupiał się na bliznach, bo jego twarz cały czas była przy mojej. Zastanawiam się, jak to zrobić, żeby i teraz odciągnąć go od nóg. Wiem, jak to wszystko wygląda i naprawdę żałuję, że się wtedy oszpecałam. Nigdy nie myślałam, że kilka lat później moje blizny będą odstraszać ode mnie innych.
Staram się wstrzymywać oddech, gdy nasłuchuję każdego dźwięku, jaki pada za moimi plecami. Serce prawie podchodzi mi do gardła i zaczyna denerwować swoim zbyt głośnym dudnieniem, bo przez to wydaje mi się, że dźwięki z drugiej strony łóżka zostają zagłuszone. Wsłuchuję się jeszcze mocniej, ale dalej nic. Zastanawiam się nawet, czy nie opuścił pokoju, ale przecież słyszałabym, jak otwierałby drzwi.
Na pewno nie zakładałam, że Steward... nie zrobi nic. Nie mam pojęcia, jak długo tak leżę i czekam na jego ruch, a on nawet się do mnie nie przysuwa.
Zrezygnował? Naprawdę dał mi spokój?
Powoli przekręcam się na plecy. Wbijam zaskoczone spojrzenie w sufit. Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Z jednej strony cieszę się, że do niczego mnie nie zmusza. Naprawdę to doceniam. Z drugiej... nachodzi mnie taka myśl, że może jakimś cudem zobaczył moje blizny i też uznał, iż są ohydne.
Może... nie chce mnie więcej oglądać nago?
Robi mi się cholernie przykro. To było do przewidzenia. Ja to przecież tylko ja. Odwracam głowę w jego stronę. Zachowuje się tak cicho, że jestem pewna, iż śpi.
Nabieram głośniej powietrza, gdy moje spojrzenie krzyżuje się ze wzrokiem mężczyzny.
Collin nie śpi. Leży zwrócony twarzą w moją stronę. Nawet w pokojowym półmroku wyraźnie widzę jego błyszczące oczy i poważną minę. Wpatruję się w niego i nie potrafię przestać. Jego drapieżne spojrzenie hipnotyzuje, a niebezpieczne błyski, które wypełniają tęczówki mężczyzny są niczym groźba... albo obietnica...
- Nie możesz zasnąć? Staram się nie kręcić – mówię, ponieważ on w dalszym ciągu się nie odzywa, a cisza pomiędzy nami jest delikatnie przytłaczająca.
- Nie mogę zasnąć bez ciebie, Ayleen – odpowiada po chwili. Jego głos jest inny niż zwykle. Wydaje się bardziej mroczny i przepełniony czymś, na dźwięk czego momentalnie się spinam. Nawet na moment przygryzam wargę, żeby tylko powstrzymać jej drżenie.
- Jestem obok – dodaję, kiedy moje gardło przestaje być ściśnięte od nadmiaru emocji.
- Za daleko.
Spoglądam na dzielącą nas odległość. Między nami jest metr przestrzeni, albo niewiele więcej.
Niestety nie mogę się z nim nie zgodzić. Jest za daleko. Też to czuję.
Nie wiem, dlaczego to robię.
Może to przez jego nienasycone, tajemnicze spojrzenie? Albo tembr głosu? Być może wpływa na to przemożona chęć dotknięcia mężczyzny i otulenia się jego zapachem? A może... po prostu tego chcę. Pragnę jego bliskości.
Chyba naprawdę zaczynam się od niego uzależniać.
Powoli przesuwam się w jego stronę. Collin nie spuszcza ze mnie rozognionego spojrzenia. Z twarzy mężczyzny nie jestem w stanie nic wyczytać.
- A teraz? - pytam cicho. Leżę naprzeciw niego. Wystarczyłoby wyciągnąć rękę, a mogłabym dotknąć jego szorstkiego policzka. Wpleść palce we włosy... Przesunąć kciukiem po ustach...
- Za daleko, Ayleen – odrzeka szeptem. Przesuwam językiem po wargach, bo czuję, iż są spierzchnięte od zbyt częstego przygryzania ich. Mój niezauważalny gest od razu skupia na sobie całą uwagę Stewarda. Wyraźnie widzę, z jaką pasją wpatruje się w moje usta. Przysuwam się jeszcze bliżej. Nawet kładę głowę na jego poduszce. Tym razem nie potrafię ukryć drżenia całego ciała.
- Zimno ci? - dopytuje mężczyzna. Delikatnie kręcę głową.
- Nie.
- Boisz się mnie?
Nie spodziewałam się takiego pytania. W zasadzie częściowo trafił. Dzisiejsze zdarzenie w barze trochę ostudziło mój entuzjazm i bezkrytyczność co do Collina. W tym momencie jednak to nie było to.
- Trochę.
- Dlaczego?
Widzę, jak bardzo dokładnie mi się przygląda. Próbuje wyłapać każde, nawet najmniejsze zawahanie, które tylko pojawi się na mojej twarzy.
- Nie widziałam cię wcześniej takim. Nie myślałam, że ty... jesteś taki.
- Jaki?
Zaczynam się zastanawiać, czy to w porządku, że jestem szczera, czy może wręcz przeciwnie. Nie umiem dobrze kłamać, mimo tego, że wmawiałam sobie miłość do Zane'a i byłam ślepa na jego zachowanie. Przy Collinie czuję, iż oszustwo nie przejdzie. Muszę zaryzykować.
- Agresywny. Zdecydowany. Trochę sadystyczny. - Wyliczam bez pośpiechu – Zane jest koszykarzem, a ty połamałeś mu rękę. Będzie miał teraz duże problemy, może nawet nie być w stanie grać. Na pewno o tym wiedziałeś, a jednak nie przestałeś go męczyć. Może nie mieć szans na karierę, a naprawdę mu na tym zależało.
Kącik ust Collina minimalnie się unosi. Widocznie podoba mu się szczerość.
- Ten śmieć od stycznia nie należy do drużyny. Wyrzucili go za spożywanie narkotyków i alkohol. Był naćpany i wściekły, gdy rzucił się na kobietę w sekretariacie. Tylko dlatego, iż jedna z jego dziewczyn zapłaciła kaucję, w ogóle wyszedł na wolność, ale i tak ma zakaz opuszczania miasta, aż do czasu zakończenia sprawy. Nie zniszczyłem jego kariery, Ayleen. Sam to zrobił. Z własnego wyboru.
Otwieram usta żeby coś powiedzieć, ale w zasadzie nie wiem, jak to skomentować. W głowie mi się to nie mieści. Zane i narkotyki? Pobicie? Porzucenie studiów? Jego rodzice się załamią... Nikt nie będzie w stanie w to uwierzyć.
- Masz rację. Nie przestałem go męczyć i nie przestałbym bez względu na wszystko. Skrzywdził ciebie. Należy się mu za to śmierć w męczarniach – kontynuuje Collin.
Jakoś tak trochę cieszę się w duchu, że mimo wszystko Steward odpuścił Zane'owi i po prostu wyszedł ze mną z tego baru. Chłopak pewnie nie wie, że dzięki temu przeżył, bo podejrzewam, że szef nie wahałby się go maltretować przy innych. Pierwszy raz widziałam go aż tak wściekłego.
- Ile osób zabiłeś? - pytam z ciekawości. Jestem pewna, że wiele, ale chcę to usłyszeć od niego. Wiem o ochroniarzu z domu wuja i tych dwóch, którzy próbowali mnie skrzywdzić.
- Nie liczyłem.
- Tak dużo?
- Tak.
Przełykam ślinę. Spojrzenie Stewarda twardnieje. Jesteśmy tak blisko siebie, że czuję jego zapach i ciepło bijące z ciała mężczyzny. Rozmawiamy o strasznych rzeczach, a mimo to... dalej marzę, żeby się do niego przytulić. Co jest ze mną nie tak?
- Ayleen... Nigdy cię nie skrzywdzę. Jeśli podniosę przy tobie rękę to tylko po to, żeby cię objąć i przytulić. Nie ma możliwości, żebym uderzył kobietę, na której mi zależy, zresztą żadnej nigdy nie uderzyłem. Wychowałem się z mamą i siostrą. Mieszaliśmy razem krótko, ale wiem, że należał się im szacunek. Przez osiem lat życia oglądałem, jak nie powinno się traktować kobiet. Nigdy nie będę taki, jak twój były chłopak. Jesteś najważniejsza, Ayleen, tylko musisz w to uwierzyć. - Zapewnia z przekonaniem.
Naprawdę, chcę wierzyć. Chcę mu zaufać mimo wszystko.
Jest tak skomplikowany, że czasami sama nie wiem, czy dobrze robię, że tak bardzo pragnę pójść za głosem serca, a nie rozumu.
Z drugiej strony... przecież nikt z tego powodu nie ucierpi. Jeśli już to tylko ja. To moje ryzyko.
Mogę cały czas chodzić z głową przy ziemi, albo... postawić wszystko na jedną kartę i latać pomiędzy szczytami. Z nim.
- Znowu drżysz, skarbie. To dalej ze strachu przede mną? - spogląda na mnie uważnie. Wydaje się zaniepokojony moim dystansem, ale nie próbuje na siłę przekonywać mnie, iż robię źle. Daje mi czas i możliwość wyboru.
- To nie ze strachu przed tobą – odpowiadam cicho. Serce tłucze się w mojej piersi tak głośno, że jestem pewna, że Collin to słyszy. Zaciskam dłonie na pościeli, żeby móc czymś je zająć. Nie spuszczam wzroku z przystojnej twarzy mężczyzny.
- A przed czym?
- Przed sobą i tym, co zamierzam zrobić.
Chyba nigdy nie byłam aż tak zestresowana. Czuję się, jak przed jakimś ważnym egzaminem, co pewnie jest głupie, w końcu to tylko decyzja o przelotnym romansie z niebezpiecznym typem. Za kilka miesięcy będę się z tego śmiała.
- A co zamierzasz zrobić?
Collin jest jak zwykle opanowany, choć wyczuwam w jego głosie pewnego rodzaju napięcie. Chyba nawet chce wyciągnąć dłoń w moją stronę, ale ostatecznie rezygnuje z tego pomysłu i zaciska ją w pięść, a następnie kładzie na tym skrawku miejsca między nami.
- Pójść za głosem serca.
Steward analizuje moje słowa. Nie wie, czy to dla niego dobrze, czy wręcz przeciwnie, w końcu nie zdaje sobie sprawy, iż zajmuje coraz więcej miejsca w moim sercu.
- Collin... - spoglądam na niego tajemniczo.
- Tak, skarbie?
Uśmiecham się nieśmiało, bo naprawdę mam wrażenie, że mój niewzruszony szef, który łamie innym ręce bez mrugnięcia okiem, w tym momencie obawia się... decyzji zwykłej asystentki.
- Przytul mnie w końcu.
Nie muszę powtarzać. Mężczyzna momentalnie kładzie dłoń na moich plecach, a następnie szybkim ruchem przyciąga mnie do siebie. Wtulam twarz w jego szyję i przymykam oczy. Uwielbiam go. Collin w tym samym czasie nachyla się tak, iż chowa twarz w moich włosach. Wyraźnie słyszę jego ciche westchnienie.
W końcu jestem tam, gdzie powinnam być.
- Collin? - zaczynam po dłuższej chwili. Jest bardzo przyjemnie, ale... mogłoby być lepiej. Sytuacja w łazience rozbudziła mój apetyt na dokładniejsze poznanie naszych ciał.
- Tak? - odpowiada cicho. Bez ustanku wtula się we mnie, a jego dłonie subtelnie gładzą moje plecy.
- Uwielbiam się przytulać, ale chcę czegoś więcej.
Mężczyzna odsuwa się nieznacznie. Rozpalonym wzrokiem omiata moją twarz, by po chwili zaatakować moje usta zaborczym pocałunkiem. Przymykam oczy i daję się ponieść odczuciom. Jest wspaniale.
Collin odwraca mnie na plecy, a sam zawisa nade mną. Jego język niecierpliwie bada moje wargi, żeby po chwili spleść się w jednym, namiętnym tańcu z moim językiem. Dłonie mężczyzny przesuwają się po bokach mojego ciała, by chwycić za materiał koszulki.
Odrywam się od niego dosłownie na sekundy. Tyle czasu wystarcza, żeby zrzucił ze mnie koszulkę i powtórnie wpił się w moje usta. W tym momencie wszystkie wątpliwości odchodzą w zapomnienie. Liczy się tylko to, co dzieje się tu i teraz.
Steward odrywa wargi od moich i zaczyna całować mnie po linii szczęki, a następnie schodzi na szyję, którą również obsypuje bardzo intensywnymi pocałunkami. Po chwili przesuwa się na mój dekolt. Jego wilgotne usta zostawiają ślad pomiędzy moimi piersiami, jednak w dalszym ciągu nie przestają się przesuwać. Dłonie mężczyzny chwytają za brzeg moich spodenek i jednym zwinnym ruchem ściągają je razem z bielizną.
Leżę naga. Całkowicie naga. Podoba mi się to...
Do momentu, gdy Collin odrywa się na chwilę ode mnie, żeby zapalić nocną lampkę.
Momentalnie ściskam uda, żeby tylko nie widział blizn.
- Zgaś! Nie chcę światła – wyduszam z siebie z trudem, gdyż mężczyzna wraca do całowania mojego ciała. Cały czas schodzi niżej.
- Chcę cię widzieć, Ayleen. Jesteś piękna. - Mówi pomiędzy pocałunkami. Gdy jego usta zaczynają pieścić skórę mojego brzucha poniżej pępka, gwałtownie wplatam rękę w jego włosy.
- Wracaj na górę. Tam... po prostu nie patrz...
- Dlaczego? - pyta i jakby na to samo kładzie ręce na moich udach, po czym rozchyla je zdecydowanym ruchem.
- Blizny... - cedzę cicho. Przecież wie, że je mam. Po co wnika?
Collin na chwilę odrywa ode mnie swoje usta. Przechylam głowę tak, żeby widzieć, co robi. Przez jeden moment spoglądamy sobie w oczy. Jego tęczówki błyszczą, niczym rozpalone ukrytym ogniem.
Mężczyzna nie spuszcza wzroku z mojej twarzy, gdy przesuwa tę swoją w stronę wnętrza mojego uda. Zaczyna... całować mnie tam.
On całuje moje blizny!!!
Podnoszę się na łokciach, ponieważ zaskakuje mnie to, co robi.
Usta Stewarda z wielką czułością przesuwają się po mojej skórze. Nie dostrzegam nawet cienia obrzydzenia na jego twarzy, a przyglądam się mu uważnie. On również cały czas mnie obserwuje. Jego spojrzenie w dalszym ciągu wypala we mnie ślad i powoduje, iż drżę na samą myśl o tym, co będzie dalej.
Mężczyzna jest bardzo dokładny. Gdy kończy składać pocałunki na jednym udzie, przenosi się na drugie. Tu również nie spieszy się – dociska usta do każdego skrawka mojej skóry.
- Twoje blizny to część ciebie, Ayleen, a ja uwielbiam cię całą. Jesteś moją piękną kobietą, nie próbuj myśleć inaczej. - Mówi ochrypłym głosem. Nie wygląda, jakby chciał przestać, więc chyba nie przeszło mu po tym, co widział. Dalej mnie pragnie.
Collin widzi, że zaskakują mnie jego słowa. Przysuwa się nieznacznie w górę i gdy już myślę, że znów zawiśnie nade mną, bo przejdziemy do meritum sprawy, on... rzuca mi tajemnicze spojrzenie i przyciska swoje usta do mojego intymnego miejsca...
O cholera!
Już pierwszy ruch jego języka na mojej łechtaczce sprawia, że padam do tyłu i wbijam się plecami w poduszkę. Gdy Steward obniża głowę i zaczyna pchać język tam, gdzie nikt inny przed nim, z moich ust wyrywa się głośny jęk. Łapię obiema dłońmi za pościel i zaciskam na nich pięści.
Usta mężczyzny znowu wędrują minimalnie wyżej. Zaczyna pastwić się nad wrażliwym punktem mojego ciała, a do tego wsuwa we mnie swoje palce i wygina je tak, że dotyka przedniej ścianki pochwy. Zdecydowanie wie, czego szuka i co robi, bo wystarczy chwila intensywnej stymulacji tych miejsc, a czuję, że rozsypuję się na drobne kawałki. Kręcę głową wbijając ją w poduszkę i wydaję z siebie takie dźwięki, o które nigdy bym siebie nie podejrzewała.
Krzyczę, gdy napięcie we mnie pęka, a całe moje ciało zaczyna drżeć zalane falą gorąca i rozkoszy po raz drugi dzisiejszego wieczoru.
Kładę dłonie na twarzy i przez chwilę próbuję się uspokoić. Na dobrą sprawę jeszcze nie doszliśmy do tradycyjnego seksu, a ja już zaliczyłam najlepsze orgazmy w życiu. Chyba zaczynam się obawiać, co to będzie, gdy Collin pójdzie na całość...
Mężczyzna nie daje mi odpocząć. Odrywam ręce od rozognionej twarzy, gdy tylko wyczuwam jego bliskość. Znów znajduje się nade mną. Podpiera się ramionami, które układa po obu stronach mojego ciała.
- Jak się czujesz? - pyta z troską w głosie. Nie jestem w stanie skupić się na odpowiedzi, gdyż czuję, że w dalszym ciągu jestem zamroczona ekstazą, a do tego... Collin nie ma na sobie nic.
Nawet nie byłam w stanie zarejestrować tego, kiedy zdążył się rozebrać. Z mojej perspektywy widzę tylko jego ramiona, więc podnoszę głowę i staram się dostrzec coś więcej. Cichy śmiech mężczyzny sprawia, że wracam spojrzeniem na jego twarz.
- Cudownie – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- To dobrze, bo teraz zamierzam się z tobą kochać – oznajmia i nie czekając na moją reakcję zaczyna powoli przesuwać penisem po mojej łechtaczce i wejściu pochwy.
- O... - daję radę wydusić z siebie, zanim fiut Collina zaczyna niespiesznym ruchem wsuwać się we mnie. Moje oczy robią się okrągłe ze zdziwienia, a usta automatycznie się rozchylają, bo to, co w tej chwili czuję, jest tak cholernie przyjemne, że nie jestem w stanie porównać tego do czegokolwiek innego. Wzdycham, kiedy Steward wypełnia mnie do samego końca. Sam fakt, iż robi to bardzo powoli, żeby dać mi czas na zaakceptowanie jego grubości i długości, niesamowicie mnie nakręca.
- Moja idealna kobieta – szepcze tuż nad moją twarzą. W jego oczach widzę bezkresne uwielbienie wymieszane z tak ogromnym pożądaniem, że niewiele myśląc, chwytam za szyję mężczyzny i przyciągam go do siebie. Teraz to ja jestem zachłanna i nieposkromiona. Biorę jego usta w posiadanie, ale tylko na moment, na który mi pozwala, bo po chwili znów zaczyna dominować.
Całuje mnie tak, że brakuje mi tchu, a do tego ruchy jego bioder stają się szybsze i mocniejsze. Jęczę w jego usta za każdym razem, gdy wbija się we mnie głęboko. Gdy przesuwa dłoń tak, żeby obejmować nią moją pierś, dosłownie widzę gwiazdy.
Jestem w jakimś amoku, gdyż za każdym razem wydaje mi się, że zaraz przekroczę pewną granicę i nie będę w stanie znieść więcej przyjemności, ale jednocześnie dążę do tego, żeby to, co się dzieje, trwało i trwało.
Mężczyzna odrywa usta od moich, ale tylko po to, żeby obsypywać moją szyję chaotycznymi, mocnymi pocałunkami. Gdy to robi, ostatnie bariery mojego opanowania sypią się jak domek z kart. Wiję się pod nim i wysuwam biodra w jego stronę, bo chcę go więcej.
Nie panuję nad własnymi jękami, a moje dłonie bez ładu i składu błądzą po nagim ciele Stewarda. Nagim, twardym ciele. Gdy wydaje mi się, że jestem już naprawdę na granicy i zaraz spalę się w ogniu ekstazy, Collin... wysuwa się ze mnie.
- Ale... - nie jestem w stanie wydusić z siebie sensownego zdania. Mój bełkotliwy głos jest ochrypnięty, a gardło delikatnie pulsuje od niedawnych krzyków. Mężczyzna zwinnym ruchem kładzie się na plecach, a jedną rękę wsuwa pod mój bok i zmusza mnie do podniesienia się. Wyraźnie daje mi znać, abym usiadła na nim.
Jestem tak podekscytowana zmianą pozycji, iż z entuzjazmem siadam okrakiem na jego biodrach, a następnie podnoszę się. Wsadzam dłoń między nogi i łapię za penisa Stewarda. Moje wrażenia o jego grubości i długości były prawidłowe – Collin ma się czym pochwalić. Być może jestem zbyt drobnej budowy ciała, ale moja dłoń nie jest w stanie zacisnąć się na fiucie Stewarda tak, żeby kciuk dotykał palców.
Patrzę mu prosto w oczy, gdy ustawiam się nad jego penisem, a po chwili powolnym ruchem zaczynam się na niego osuwać. Tym razem nie daje mi czasu na przywyknięcie do uczucia pełnego rozpierania – łapie mnie za biodra i wbija palce w moje pośladki. Zaczyna ostro się poruszać, a ja entuzjastycznie mu na to odpowiadam. Przerywam połączenie naszych spojrzeń i odchylam głowę do tyłu. Przymykam oczy. Pokój wypełnia się moimi krzykami i odgłosem naszych uderzających o siebie ciał.
Przed tym, jak zaczęłam krzyczeć imię Collina i wić się w spazmach kolejnej rozkoszy, naszła mnie taka głupia myśl.
Nadine miała rację, co do skakania po chuju szefa. Rzeczywiście ostatecznie do tego doszło.
Szczerze?
Uwielbiam to i nie zamierzam przestawać.
Jestem Collina tak samo, jak i on jest mój...
:) Kolejny raz widzimy się raczej w sobotę (muszę nadgonić bliźniaczki, bo dosłownie wyskakują mi z lodówki ze swoją historią i domagają się spisania).
Czas wrócić do Bostonu, zabrać ze sobą pamiątkę i... porozmawiać z Caydenem :D Na pewno wpadnie w odwiedziny do brata :D Zresztą... nie tylko on 😁😁😁😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro