46 Głupia i naiwna Ayleen
Przez dłuższą chwilę po prostu wpatrujemy się w siebie. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć, Zane chyba też nie za bardzo ma pomysł. Dopiero głos tej jego „koleżanki" przerywa ciszę.
- Czego chcesz? Ten jest zajęty, nie widać? Znajdź sobie innego – odzywa się do mnie nieprzyjemnie i macha ręką, jakbym była jakąś natrętną muchą, którą trzeba odgonić.
Nie potrzebuję innego potwierdzenia, niż słowa dziewczyny. Zane to jej facet, tak w końcu powiedziała. Czyli i dziecko jest chyba jego...
Wprawdzie partnerka mojego chłopaka (o matko jak to brzmi!) nie ma dużego brzucha, ale nie znam się na ciążach, więc nie wiem, czy to już zaawansowany stan, czy może dopiero początek, bo różnie z tym bywa. Wiem jednak na pewno, iż ten miesiąc temu, gdy Zane dzwonił do mnie i podzielił się pomysłem szybkiego ślubu, musiał już wiedzieć o stanie tej dziewczyny.
- Zane – mówię spokojnym głosem. Zachowanie neutralnego wyrazu twarzy wiele mnie kosztuje, bo o niczym innym nie marzę, jak o rozpłakaniu się i wyjściu stąd.
Głupia, naiwna Ayleen znowu dała się oszukać. Typowe.
- Co ty tu robisz? - pyta mnie chłopak, gdy tylko pierwsza fala zaskoczenia mija. Marszczy brwi i obrzuca mnie oceniającym spojrzeniem – jak ty wyglądasz? Skąd masz kasę na takie ciuchy? Myślałem, że oszczędzasz na leczenie matki, ale chyba się pomyliłem. Wydajesz wszystko na siebie, co? Słabe to jest, wiesz? - dodaje z wyraźną pogardą.
Nie mam pojęcia, dlaczego tak nagle zainteresował go mój wygląd. Mam na sobie zwykłą, białą sukienkę od wnuczki Jane. Nie sądzę, żeby Julię było stać na jakieś wymyślne i drogie ubrania, a do tego z dobroci serca się dzieli się nimi ze mną, dlatego też nie oddawałaby mi nic cennego. Nigdy nie zwracałam uwagi na metki, bo tak naprawdę nie znam się na tym. Nie wiem, co jest drogie, a co nie. Dla mnie ta sukienka, to po prostu wygodna sukienka, nic więcej.
- Buty też niczego sobie – dodaje obca dziewczyna. Mierzy mnie tak tasakującym wzrokiem, że mam ochotę schować się za Clarkiem.
Nie rozumiem, co niezwykłego w moich butach? Najważniejsze, że są wygodne. Przez ostatnie tygodnie nauczyłam się chodzić na wysokich obcasach, więc teraz nie było to dla mnie problemem. A buty od Jane? Zwykłe, czarne szpilki z wymyślną czerwoną podeszwą, ale przecież tego tak nie widać. Takie dostałam, to w takich chodzę, nie ma tu głębszej filozofii. Podobne widziałam kiedyś w „Chińskim Markecie" w Easton Village, ale nie kupiłam, bo strasznie śmierdziały plastikiem. Te od początku są po prostu w porządku i dlatego często w nich chodzę.
Jestem wdzięczna, za to, że sprzątaczka w dalszym ciągu podrzuca mi rzeczy od wnuczki, choć nawet wczoraj jej mówiłam, że moja szafa jest już pełna i na pewno do września mi wystarczy. Uśmiechnęła się wtedy i dodała, że do jesieni wiele się może zmienić. Nie wnikałam, co miała na myśli.
- A ten to kto? - pyta Zane rzucając nieprzyjemne spojrzenia Clarkowi. Ochroniarz stoi zaraz za mną i wszystkiemu się przysłuchuje. Zastanawiam się, czy potem streści naszą konwersację Collinowi, czy jednak zachowa to dla siebie. Już i tak palę się ze wstydu, a co dopiero, gdy Steward się o tym dowie.
- Ochroniarz – mówię krótko.
Chłopak marszczy brwi i spogląda na mnie, jakby nie rozumiał, co mówię.
- Od kiedy ty masz ochroniarza? Zgarnęłaś jakąś super kasę, czy co? - wyraźnie widzę jak zaczyna odsuwać od siebie dziewczynę, na co ta robi się nie mniej zaskoczona, niż ja przed chwilą – Ayleen... kociaku, chcesz mi o czymś powiedzieć? Matka zmarła, a ty miałaś jakieś super ubezpieczenie? - Zane wstaje i robi dwa kroki w moją stronę, ale nie jest dane mu mnie dotknąć, ponieważ Clark przesuwa się tak, iż częściowo mnie zasłania. Mój były chłopak przygląda się temu z zaskoczeniem.
- Jaki kociaku?! Ja jestem twoim kociakiem! - syczy dziewczyna, która w końcu orientuje się, iż dzieje się coś dziwnego. Nawet łapie Zane'a za ramię, na co ten jednym szybkim gestem ją odpycha. Tyle dobrze, że kobieta wpada z impetem na skórzaną kanapę, bo inaczej wylądowałaby na podłodze.
- Zane... ona jest w ciąży – podkreślam cicho.
- Usunie. To tylko pomyłka, misiaczku. Przecież wiesz, że tylko ciebie kocham. Ona nic dla mnie nie znaczy. Powiedz swojemu pracownikowi, żeby się przesunął, bo chcę przytulić moją piękną narzeczoną. Piękną i wychodzi na to, że bogatą, kociaku. Ty to potrafisz zaskoczyć – odpowiada od razu chłopak i uśmiecha się do mnie tak, jak zawsze to robił, gdy chciał mnie do czegoś zachęcić.
- Nie jestem twoją narzeczoną i nigdy nie byłam, ani nie będę – zaznaczam szybko. Mój głos zlewa się z krzykiem dziewczyny, która zaczyna opieprzać Zane'a.
- Jaka kurwa narzeczona!? To ja jestem twoją narzeczoną! I nie zamierzam usuwać dziecka, zresztą już za późno, przecież wiesz! O takich rzeczach trzeba było decydować kilka tygodni temu! - złości się, ale nie wstaje z kanapy.
- To jakaś wariatka. Uwiodła mnie, a przez to, że tak bardzo tęskniłem za tobą, dałem się jej omamić. Uwierz, że zawsze myślałem tylko o tobie, Ayla. Ona nawet mi się nie podoba. Tylko ciebie kocham – robi krok naprzód, jednak Clark od razu jedną ręką łapie mnie za biodro i przesuwa tak, iż teraz zostaję całkowicie odgrodzona od Zane'a. Mojemu byłemu bardzo się to nie podoba.
- Spadaj stary, przecież nie skrzywdzę mojej kobiety. Pracujesz dla niej, więc siłą rzeczy i dla mnie, bo co jej to też i moje, usuń się, albo zostaniesz zwolniony – grozi ochroniarzowi.
- Clark nie pracuje dla mnie, tylko jest moim współpracownikiem! - krzyczę wychylając głowę ponad ramieniem mężczyzny – a ja nie jestem twoją kobietą, Zane! Przyleciałam, żeby zerwać i jak widać to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć w życiu! Nie chcę mieć nic wspólnego z tobą!
Chłopak przez chwilę przetrawia to, co wykrzyczałam. Po chwili kręci głową i zaczyna się śmiać.
- Nie pierdol, Ayleen. Nie będziemy nic zrywać. Przestań się wygłupiać i chodź tu do mnie! Nie irytuj mnie, bo...
- Znowu mnie uderzysz? - wchodzę mu w słowo. Mrugam kilka razy, żeby się nie rozpłakać, ale to nic mi nie daje, bo po i tak czuję, że moje policzki robią się mokre. Nie zamierzam jednak się wycofywać i ulegać. Ani też milczeć. Nie tym razem – popchniesz na ścianę, czy przywalisz mi pięścią w twarz, jak ostatnio? A może każesz klękać i przepraszać się w swój ulubiony sposób? - spoglądam na niego twardo.
Wyraźnie widzę, że jest zaskoczony moją reakcją. Nie jestem tą samą uległą i posłuszną Ayleen, jaką pamięta. Trochę się zmieniłam. Nie wiem, czy na lepsze, ale w tym cholernym momencie czuję się jednocześnie podle i... dobrze. Coś we mnie pękło i nie wygląda na to, żeby dało się znów zamknąć w ładnej formie.
- Ten śmieć podniósł na ciebie rękę? - tak bardzo skupiam się na Zane'ie, że nie zauważam, iż w barze nagle zrobiło się tłoczno. Całe pomieszczenie zostało wypełnione... ochroną Collina. Niektórzy pracownicy podeszli do baru, inni rozstawili się w strategicznych miejscach lokalu. Nie dało się przegapić, iż pozostali bywalcy tego przybytku... usilnie udają, że niczego nie widzą. O ile jeszcze przed chwilą wszyscy się we mnie wpatrywali i śmiali się pod nosami na cyrk, który mieli okazję oglądać, o tyle teraz... nikt nie miał odwagi nawet spoglądać w moją stronę.
Wszystko to za sprawą wyraźnie wściekłego Collina, który momentalnie stanął przy moim boku, choć w zasadzie byłam tak skupiona na krzyczeniu do Zane'a, że nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić, kiedy szef pojawił się w lokalu, ani też ile słyszał... Po jego minie wnioskuję jednak, że Clark nie będzie musiał się spowiadać, bo Steward dowiedział się wszystkiego... ode mnie.
Nie mogę uwierzyć, że nie kłamał z tym „pięć minut". Myślałam, że rzucił to tylko tak, żeby mnie pogonić.
Collin nie patrzy na mnie. Pełne nienawiści spojrzenie wlepia w Zane'a. Chłopak nie rozumie, co się dzieje, albo nie ma instynktu samozachowawczego, bo odpowiada mojemu szefowi podobną postawą: wrogą i pogardliwą.
- Spierdalaj i się nie wtrącaj, stary. Za tego śmiecia powinienem połamać ci łapy, gnoju. Nie przerywaj, gdy rozmawiam z moją dziewczyną. Ona ma bujną fantazję i lubi ostry seks, dlatego czasem trochę się przekomarzamy w łóżku. Tak to bywa, że zostają ślady, ale ona to lubi, prawda kociaku? - Zane przenosi pewne siebie spojrzenie na mnie.
Przez to, że kompletnie ignoruje Collina, nie jest w stanie odskoczyć od mojego szefa, gdy ten jednym szybkim ruchem łapie go za dłoń i wygina ją tak, iż po chwili nienaturalną ciszę pomieszczenia przerywa nieprzyjemny chrzęst łamanej kości, okraszony głośnym krzykiem chłopaka.
Mój były wręcz pada na kolana, ale Collin nie przestaje wyginać jego nadgarstka. Po chwili idzie o krok dalej: łapie Zane'a za łokieć i równie szybkim gestem pociąga jego dłoń w tył. Nie słyszę dźwięku łamanej kości, bo blondyn wydziera się w niebogłosy. Collin przyciska nienaturalnie wygięte ramię chłopaka do jego pleców.
- Podoba mi się pomysł z połamaniem łap. - Rzuca enigmatycznie podejrzanie spokojnym głosem Steward i kontynuuje torturowanie chłopaka. Przeraża mnie, z jakim opanowaniem łamie po kolei każdy palec z dłoni chłopaka. Najdziwniejsze jest jednak to, iż robi to bez wysiłku. Nie wiem, dlaczego mój były nie próbuje się bronić – czyżby był aż w takim szoku?
Dziewczyna Zane'a orientuje się, iż sytuacja staje się coraz groźniejsza, dlatego też kuli się na kanapie, wbijając plecy w jej oparcie. Nie chce zostać zauważona przez Collina.
Jestem pewna, że Steward nie zrobiłby jej krzywdy, w końcu wychodzi na to, że i ona jest tylko naiwną laską, która dała się zwieść Zane'owi, tak, jak i ja.
- Puść mnie kurwa!!! Przepraszam, no! Nie chciałem cię obrazić! - wydziera się blondyn. Nie wydaje się tak arogancki i pewny siebie, jak jeszcze na początku tej rozmowy.
- Przeproś Ayleen za to, że zmarnowałeś ponad cztery lata jej życia, śmieciu – poleca twardo Collin. W dalszym ciągu nie patrzy na mnie. Cały czas morduje wzrokiem chłopaka klęczącego przed nim. Zane rzuca mi niepewne spojrzenie. Mruga kilka razy powiekami, jakby coś zaczęło do niego docierać.
- Ty mnie zdradziłaś... - mówi nagle, tak jakby do siebie, jednak wyraźnie słyszę jego głos. Wzrok Zane'a twardnieje, gdy tak wpatruje się we mnie i intensywnie nad czymś myśli – te łachy i ochroniarz... to wszystko od niego, co? Sprzedałaś się, Ayleen jakiemuś podejrzanemu typowi. Prawdziwa z ciebie kurwa... - nie kończy wypowiedzi, gdyż Collin w jednej chwili puszcza nadgarstek chłopaka, a w drugiej zaciska dłoń na jego gardle.
- W tym obiekcie jest obecnie kilka kurew, a największą z nich jesteś ty. - Słowa Stewarda wypowiadane są spokojnym głosem, ale znam mężczyznę już na tyle, iż wyczuwam w nich ukrytą groźbę. - Ayleen nigdy cię nie zdradziła, co w zasadzie nie powinno cię obchodzić, bo dziś widzisz ją po raz ostatni. Nigdy więcej się do niej nie zbliżysz, nigdy więcej się nie odezwiesz, ani nawet na nią nie spojrzysz. A teraz przeproś ją ładnie – poleca.
Nawet na chwilę puszcza szyję chłopaka. Zane oczywiście próbował wcześniej oderwać dłoń Collina od siebie, ale miał do dyspozycji tylko jedną rękę, bo ta ze złamanym nadgarstkiem zwisa smętnie i nie wygląda, jakby był w stanie jej podnieść.
- Przepraszam, Ayleen, przepraszam za wszystko – głos Zane'a jest tak cichy, iż ledwie dociera do mnie sens tych słów. Blondyn wyraźnie cierpi. Widzę, jak z jego oczu płyną łzy i zdaję sobie sprawę, że jestem głupia, ale nie mogę dłużej na to patrzeć.
Powoli wysuwam się zza pleców Clarka i robię dwa kroki w stronę Collina. Nieśmiało kładę dłoń na jego ramieniu. Mężczyzna po chwili przenosi spojrzenie z Zane'a na mnie. Zaczynam mimowolnie drżeć, gdy zauważam, jak wiele nienawiści jest w oczach Stewarda. Sama się go boję i to tak naprawdę bardzo mocno.
- Wyjdźmy stąd, proszę. Już wystarczy – mówię z błagalnym wyrazem twarzy. To wszystko to dla mnie zbyt wiele. Nie chcę patrzeć na przemoc, mam jej dość. Potrzebuję spokoju i poczucia bezpieczeństwa, a w tym momencie tego nie czuję. Collin przeraża mnie bardziej niż ktokolwiek inny.
Mężczyzna bierze głęboki oddech i po chwili jego spojrzenie łagodnieje. Kładzie swoją dłoń na tej mojej, która znajduje się na jego ramieniu, jednak szybko ją wysuwam i krzyżuję ręce na piersiach. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Tak po prostu... nie chcę.
Nie podoba mu się, iż odsuwam się od niego. Musi zauważać w mojej twarzy coś, co jednak skłania go do odpuszczenia Zane'owi, bo po chwili kiwa głową.
- Jak sobie życzysz, Ayleen – odpowiada cicho.
Zaczynam odczuwać ulgę. Zane to dupek i wiem, że należy się mu kara za to, iż tyle lat był dla mnie chujowym chłopakiem, ale to nie powinno tak wyglądać. Nie chcę patrzeć na jego cierpienie. Marzę o tym, żeby nigdy więcej go nie spotkać. To mi wystarczy.
- Dziękuję – odpowiadam, bo Collin wygląda, jakby na coś czekał – możemy już wyjść? Chcę wyjść – dodaję drżącym głosem. Staram się nie patrzeć na jęczącego Zane'a, ale on cały czas wbija we mnie zszokowane spojrzenie.
- Myślisz, że z nim będzie ci lepiej? - pyta mnie nieoczekiwanie. Jego głos jest bardzo cichy i zbolały. Przez moment zastanawiam się, czy się nie przesłyszałam, bo słowom towarzyszy sapanie i szloch. Po chwili jednak udaje mi się wyłapać sens wypowiedzi – nie będzie, Ayleen. Może i jest bogaty i wydaje mu się, że może wszystko, ale tak naprawdę niewiele różni się ode mnie, sama się przekonasz.
- Nie próbuj nas porównywać. Nigdy jej nie skrzywdzę – odpowiada prędko Collin. Nawet nie patrzy na Zane'a. Cały czas spogląda w moje przestraszone oczy – nigdy nie podniosę na nią ręki, nie wykorzystam dla własnej przyjemności. Zrobię wszystko, żeby była ze mną szczęśliwa, bo ona zasługuje tylko na to, co najlepsze.
- Niby co w niej takiego wyjątkowego, że mi ją zabierasz? Możesz mieć każdą inną, dlaczego czepiłeś się akurat jej?
Steward robi krok w moją stronę i powoli wyciąga dłoń. Czeka na mój ruch. Z niemałym zawahaniem podaję mu rękę, a on od razu przyciąga mnie do siebie. Jedną dłoń kładzie na mojej talii, a druga, ta która trzyma moją rękę, zostaje przyciśnięta do klatki piersiowej mężczyzny. Nawet przez materiał marynarki wyczuwam szybkie bicie jego serca.
- Ayleen jest moja. Od kiedy ją zobaczyłem, nie chcę żadnej innej. Musisz być prawdziwym idiotą, jeśli nie widzisz, dlaczego jest wyjątkowa.
Spojrzenie Collina jest inne, niż jeszcze przed chwilą. Teraz również wywołuje drżenie mojego ciała, ale nie ze strachu... Zauważam w nim jakąś niewypowiedzianą obietnicę, połączoną z tak wielkim pragnieniem, iż momentalnie na całym moim ciele pojawia się gęsia skórka. Delikatne ruchy dłoni Stewarda na mojej talii, subtelny dotyk kciuka jego drugiej ręki na mojej dłoni... To wszystko sprawia, że czuję się coraz bardziej zagubiona w swoich uczuciach.
Tak bardzo chciałabym wierzyć w jego słowa! Collin jest jak coś, co kusi, a jednocześnie odstrasza. Zachęca do wszystkiego, jednak równie mocno przestrzega przed czymkolwiek. Nie mam pojęcia, co z nim zrobić. Co zrobić z tym, co we mnie wzbudza.
Nie mogę dalej siebie okłamywać, iż nic do niego nie czuję, ale tak cholernie się tego boję, że może rozsądniej byłoby się wycofać teraz, póki do niczego takiego między nami nie doszło?
- Zane... - zszokowany, obcy głos sprawia, iż przestaję wpatrywać się w błyszczące czymś tajemniczym tęczówki Collina i odwracam głowę w stronę, z której padło imię chłopaka. Spoglądam na dziewczynę, która z otwartymi ustami wpatruje się w blondyna.
Staram się nie przeklinać, bo mama zawsze dawała mi za to ścierką po głowie, ale... o kurwa.
Do naszej oryginalnej grupki wzajemnej adoracji dołączyła kolejna młoda... i ciężarna kobieta. Nowa różni się od tej siedzącej na kanapie tym, iż zdecydowanie wygląda, jakby zaraz miała urodzić...
Nawet nie patrzę na Zane'a. Nie spoglądam też na tę jego chyba aktualną dziewczynę. Patrzę na nowo przybyłą, która otwarcie walczy ze łzami w oczach.
- Oszukałeś mnie. - Wydusza z siebie. Nie spuszcza wzroku z mojego byłego chłopaka.
- Co ty tu robisz? - pyta Zane. Wyraźnie słyszę, iż jest zaskoczony takim obrotem sprawy.
- Szukam cię od Wielkanocy! Mieliśmy się pobrać! Zaraz urodzi się nasze dziecko, a ty po prostu z dnia na dzień zniknąłeś i z mieszkania, i z uczelni. Szukałam cię dosłownie wszędzie! Nawet na policji zgłosiłam twoje zaginięcie! - głos dziewczyny zaczyna wchodzić w wysokie tony, a po jej twarzy spływają rzęsiste łzy.
Czy powinnam czuć się zaskoczona tym, iż Zane oszukał nie tylko mnie? Chyba nie. Nie cieszy mnie jednak to, iż nie tylko ja okazałam się tak naiwna. Naprawdę szkoda mi tych dziewczyn. Obu. Jestem pewna, że z żadną nie planował wiązać się na stałe, w końcu chciał zwiać ze mną do Chicago.
Ciekawe, czy gdybym zaszła w ciążę, to też by mnie zostawił? Wydaje się to bardzo prawdopodobne.
- Jak z tobą? On ma się ze mną ożenić! - uruchamia się ta, która do tej pory siedziała pokornie na kanapie.
Nie chcę słuchać ich kłótni. Wystarczy mi to, co już widziałam.
Odwracam twarz w stronę Collina. Mężczyzna bez przerwy wbija we mnie intensywne spojrzenie.
- Możemy już stąd iść? Źle się czuję – wyznaję cicho. Od razu mocniej mnie obejmuje i pociąga w stronę wyjścia.
- Ayla! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! - krzyczy żałośnie Zane. Nie odwracam się w jego stronę. Nie chcę go już więcej widzieć.
- Myślisz, że on będzie cię kochał? To się nigdy nie stanie. Takie jak ty się tylko pieprzy. Jesteś za słaba na miłość – dodaje głośno blondyn, ale zaraz słychać jego przerażający jęk. Chcę się odwrócić, żeby zobaczyć, co się dzieje, ale Collin trzyma mnie tak, iż zasłania mi widok na chłopaka. Gdy patrzę w oczy Stewarda, po raz kolejny widzę w nich wściekłość.
- Zostaw go. Proszę. Chcę jechać do hotelu – mówię do mężczyzny.
Szef bije się z myślami. Na pewno ma wielką ochotę ponownie skrzywdzić Zane'a, ale po chwili ogranicza swoje mordercze zapędy. Nachyla się tak, iż subtelnie muska ustami moją skroń.
- Co tylko sobie życzysz, skarbie.
Wiem, że to ustępstwo dużo go kosztuje. Nie nawykł do dostosowywania się do poleceń innych osób, dlatego też doceniam, iż szanuje moją prośbę.
Oddycham głęboko, gdy jesteśmy na zewnątrz. Ta podróż jest okropna. Nie tego się spodziewałam po chłopaku, którego znałam przez tyle lat. Na litość boską, ja z nim nawet sypiałam! Czuję się tak cholernie wykorzystana i brudna, jak chyba nigdy wcześniej. Tylko sytuacja z pastorem mogłaby się równać z tym, jak bardzo jest mi źle z samą sobą po historii z Zane'em.
Po raz kolejny byłam głupia i naiwna.
- Nie myśl tyle, Ayleen. On nie jest warty tego, żeby zaprzątać sobie nim głowę – odzywa się Collin, kiedy tylko zatrzymujemy się przy naszym aucie. Odwraca mnie tak, iż stoję tyłem do lokalu, a przodem do niego.
Nie zwracam uwagi na to, iż płaczę, dopóki mężczyzna się nie nachyla i nie zaczyna całować mnie po policzkach.
- Nie rozpaczaj za nim. Jego już nie ma. Nigdy więcej go nie zobaczysz, obiecuję – mówi cicho.
Jestem zamknięta w jego objęciach. Silne ramiona Collina trzymają mnie w tak ciasnym uścisku, jakby szef chciał wręcz wcisnąć moje ciało w swoje. Wtulam twarz w jego szyję i zamykam oczy. Uwielbiam jego dotyk, zapach.
Uwielbiam w nim wiele... ale dziś po raz pierwszy widziałam, jak bardzo potrafi być bezwzględny. Zdaję sobie sprawę, iż skrzywdził dwóch ochroniarzy, którzy mi zagrażali, jednak co innego tylko o tym słyszeć, a co innego widzieć go w akcji na własne oczy. Nigdy nie myślałam, że Collin może być groźniejszy od Caydena, ale w tym momencie młodszy Steward zaczyna w moich oczach tracić na agresywności. Szef niestety zyskuje, co nie jest powodem do zadowolenia.
Gdy po chwili zajmuję miejsce w samochodzie, a on od razu przyciąga mnie do siebie w zaborczym geście i równie hardzie składa powolny pocałunek na moich ustach, zaczynam się zastanawiać, czy nie wpadłam z deszczu pod rynnę.
Zane był arogancki i traktował mnie jak dziewczynkę do pieprzenia. Nie byłam dla niego ważna. Czy Collin będzie postrzegał mnie inaczej? Wszystko to, co teraz mówi, jest piękne i zachęcające, ale co się stanie, gdy go tak porządnie zdenerwuję? Czy będzie w stanie się opanować i nie zrobić mi krzywdy?
- Ayleen... - odzywa się Steward, kiedy nasze auto rusza w drogę do hotelu – nie jestem nim i nigdy nie będę.
Nie musi mnie o tym zapewniać. To akurat wiem.
Collin nie jest Zane'em.
Jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny niż mój były chłopak...
A ja jestem tylko sobą. Głupią i naiwną Ayleen. Nie mogę wypierać, że zauroczyłam się Stewardem. Nie mogę wypierać, iż zaczynam się w nim zakochiwać.
Tylko... Czy to dobrze? Czy wręcz przeciwnie?
Dlaczego mam wrażenie, że Collin zrani mnie bardziej, niż Zane?
I dlaczego... dalej chcę w to iść?
Głupia, naiwna Ayleen.
Dzień dobry :) Jutro... pov Collina. Dowiemy się, co myślał o tym całym dystansie i czego nie mówi Ayleen... Poznamy dalsze losy Zane'a...
Do jutra :)
😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro