45 Oziębła czy namiętna?
Przeciągam się leniwie. Dawno tak dobrze nie spałam. Jest przyjemnie – ciepło i błogo. Uśmiecham się sama do siebie. To będzie dobry dzień.
- Dzień dobry – cichy głos Collina sprawia, że od razu otwieram oczy i odkręcam głowę w stronę mężczyzny. Steward leży obok mnie. Jedną ręką podpiera głowę, a drugą trzyma na moim brzuchu. Spogląda na mnie z łagodnością, której nigdy bym się po nim nie spodziewała.
- Dzień dobry – odpowiadam równie spokojnie – nie uciekłeś, jak zazwyczaj...
Mężczyzna łapie za moje biodro i odkręca mnie tak, że teraz leżę przodem do niego. Ramię Collina oplata moją talię, a dłoń powoli gładzi plecy.
- Nie zamierzam więcej znikać. Będziesz musiała przyzwyczaić się do mojej obecności w łóżku, gdyż zamierzam bywać w nim każdej nocy. - Mówi z pewnością siebie. Nachyla się, żeby złożyć lekki pocałunek na moim czole.
- Wygodnie się z tobą śpi i dobrze przytulasz. Możesz zostać – odpowiadam łaskawie. Zaczynam się śmieć, gdy Collin przesuwa twarz tak, iż łaskocze mnie swoim zarostem po szyi.
- Nie tylko to robię dobrze – rzuca enigmatycznie pomiędzy pocałunkami, jakimi obsypuje mój dekolt.
Rumienię się na podtekst, który od razu wyłapuję z jego słów.
Domyślam się, że wszystko robi dobrze. Dosłownie wszystko. Nie znaczy to jednak, że nie mogę się z nim podroczyć, skoro ma wyjątkowo dobry humor i nie morduje mnie wzrokiem.
- No nie wiem, czy powinnam wierzyć tak na słowo – wyduszam z siebie pomiędzy napadami śmiechu. Collin wczuwa się w łaskotanie mnie i nie przestaje, mimo iż już twarz boli mnie od ciągłego uśmiechania się. Chyba nigdy wcześniej nie byłam aż tak wesoła.
- Nie powinnaś, Ayleen. Musisz wszystko wypróbować i wyrobić sobie własne zdanie – odrywa się chwilowo ode mnie – i to co najmniej kilkadziesiąt razy, żeby mieć pewność. - Dodaje próbując zachować powagę.
Przygryzam wargę, bo nachodzi mnie taka myśl... Może i głupia, ale jakoś tak psuje mój dobry humor. Mężczyzna od razu zauważa, że coś jest nie tak, bo przestaje się ze mną droczyć. Obejmuje mnie i uważnie spogląda w moje oczy.
- Co się dzieje, Ayleen? Powiedziałem coś niewłaściwego? - pyta spokojnym głosem. Od razu kręcę głową.
- Nie. Wszystko jest w porządku. Tak po prostu...
Szef obejmuje dłonią mój policzek i łagodnie go gładzi.
- Co po prostu?
Staram się uciec wzrokiem od niego, ale mi nie daje. Przesuwa rękę tak, iż opiera ją pod moją brodą i mierzy mnie czujnym wzrokiem.
- Ja nie jestem w tym dobra – rzucam szybko. Krzywię się tak trochę żałośnie, bo jestem pewna, że będzie rozczarowany moją oschłością. Zane zawsze narzekał, że mogłabym być inna: bardziej jęczeć, lepiej współpracować. Zawsze było mu za sucho, za szybko, za nudno.
Collin przez chwilę nic nie mówi. Czuję, iż zaraz spalę się ze wstydu. Może właśnie uświadomił sobie, że ze mną nie „użyje"? (słowa Zane'a).
- Przepraszam, nie chcę cię rozczarować... ja...
Nie jest mi dane dokończyć, gdyż Steward zamyka mi usta pocałunkiem. Lekkim i niewinnym jak i ten pierwszy, a do tego tak ekstremalnie czułym, że po krótkiej chwili zapominam, o czym to ja w ogóle mówiłam.
- To niemożliwe, żebyś mnie rozczarowała. Wystarczy delikatny całus, a już mam ochotę zedrzeć z ciebie tę koszulkę i pokazać ci, jaka jesteś świetna. We wszystkim, Ayleen. Nie ma rzeczy, która by mi się w tobie nie podobała – mówi ochrypłym głosem, kiedy tylko się ode mnie odsuwa. Na dowód tego, iż nie kłamie, chwyta moją dłoń i przykłada do swojego podbrzusza. Uśmiecha się lekko, gdy widzi, jak bardzo jestem zaskoczona, kiedy wyczuwam pod placami jego reakcję na grzecznego całusa.
Co by to było, gdyby ten pocałunek był tak naprawdę niegrzeczny?
Inna sprawa... Jak on tak szybko jest „gotowy"? Nad Zane'em zawsze musiałam porządnie pracować, żeby nadawał się do wsadzenia. Czasami więcej czasu zajmowało nam doprowadzenie mojego chłopaka do erekcji, niż cały stosunek. W zasadzie nie przeszkadzało mi to, nawet wolałam, gdy szybciej kończył. Przynajmniej miałam pewność, że przez dwa – trzy dni będę miała spokój, bo, jak to mówił „musiał się zregenerować".
- Jak rozumiem miałaś wcześniej partnerów, więc trochę wiesz o tych sprawach – kontynuuje. Zabieram dłoń z jego spodni i przyciągam z powrotem do siebie, ale tylko dlatego, żeby się opanować. Nie chcę niczego przyspieszać. Wpierw rozmowa z Zane'em, a potem przyjemności.
- Miałam jednego partnera, mojego chłopaka. Z nikim innym się nie spotykałam, tylko z nim.
Collin nie ukrywa, iż podoba mu się ta odpowiedź. Cały czas przesuwa palcami po moim policzku, co jest bardzo miłe i... pobudzające.
Zamykam na chwilę oczy. Co jest ze mną nie tak??? Przecież to tylko głaskanie po twarzy, a ja czuję, że jeszcze chwila i sama się na niego rzucę. Czyżbym była aż tak mocno stęskniona za czułościami?
To niemożliwe. Nie widywałam Zane'a po dziewięć miesięcy, a nigdy nie reagowałam tak na jego dotyk, jak to jest w przypadku Stewarda.
Może to dlatego, że mój chłopak nigdy w ten sposób mnie nie dotykał? Nie całował po twarzy, nie wplatał palców w moje włosy...
„Zbędne pierdoły. Liczą się konkrety, Ayleen. Klękaj i rób użytek z ust, zamiast marnować mój czas" mówił, gdy raz naszła mnie ochota na takie pieszczoty. Nawet zaczęłam go wtedy całować po twarzy i szyi, ale szybko zepchnął mnie z kolan, bo „gdy patrzy na mnie z góry, od razu ma przeświadczenie, że jestem ładniejsza, a już szczególnie z jego fiutem w ustach". Tylko tak chciał mnie widzieć.
- Wydaje mi się, że mówiłaś, iż byliście kilka lat w związku – kontynuuje Collin.
- Tak, ponad 4 lata. Zaczęliśmy się spotykać w ostatniej klasie liceum. - Otwieram oczy. Po raz kolejny uderza mnie to, jaki Steward jest przystojny. Nie wiem, którą jego wersję wolę bardziej – gładko ogolonego, eleganckiego biznesmena w garniturze, czy tak, jak jest teraz: z kosmykami ciemnych włosów, opadającymi na czoło, lekkim zarostem i w luźnym stroju.
Obie wersje są bardzo kuszące.
- Więc przez te 4 lata na pewno mieliście okazję poznać się z każdej strony. Wiesz, co lubisz, a co ci się nie podoba. Na pewno nie raz doprowadzałaś swojego chłopaka do granic wytrzymałości, tak jak i mnie teraz... Gdyby nie to, iż masz z nim dziś porozmawiać, nie wypuściłbym cię z łóżka. Marzę o tobie od dawna, Ayleen. - Wyznaje poważnym tonem. Nie spodziewałam się takich słów, ale wierzę we wszystko, co pada z ust mężczyzny, bo mówi o tym z taką mocą i pewnością, iż nie mam wątpliwości w jego szczerość.
On mnie chce!!!
Mnie!!!
- Musiałam porządnie nad nim pracować, żeby... coś z tego było. Raczej nie szalał na moim punkcie. Ja... mam pewien problem... - mówię szczerze. Zapewne jestem czerwona jak pomidor, ale uważam, że należy się mu prawda. Będzie mógł dyplomatycznie się wycofać, zanim przekona się, iż jestem słaba w stosunki.
- Problem? - pyta cicho – zdrowotny problem?
- Nie – kręcę delikatnie głową – choć w zasadzie... nie wiem. Chyba trochę zdrowotny. - Waham się przez moment – nie lubię seksu. Jestem oziębła i... nie umiem tego zmienić. Czytałam o tym i wiem, że tak po prostu jest. Niektóre dziewczyny też tak mają. Zane narzekał na to, ale zawsze starałam się, żeby był zadowolony i chyba mi wychodziło. U faceta widać orgazm...
- U kobiety też widać. Jeśli ani razu go nie miałaś, to znaczy, że twój chłopak się nie spisał i nie zadbał o ciebie. - Collin momentalnie zabiera rękę z mojej twarzy i powoli przesuwa nią po szyi, dekolcie i... moich piersiach, które od razu reagują na tę pieszczotę. Mężczyzna nie spuszcza ze mnie wzroku, gdy jego dłoń wędruje tak nisko, iż zahacza o brzeg koszulki. Jednym sprawnym ruchem wsuwa rękę pod moje ubranie. Teraz jego palce powoli wędrują ku górze. Subtelnie muskają moją ciepłą skórę, a ja mam wrażenie, iż przez moje ciało przepływa prąd. Dotyk Collina jest bardzo elektryzujący.
Wciągam gwałtownie powietrze, kiedy jego ręka zaciska się na mojej piersi i zaczyna drażnić sutek. Steward intensywnie obserwuje moją twarz. Jego spojrzenie jest tak gorące, iż mimowolnie przygryzam wargę, żeby tylko się nie skompromitować i nie wydać z siebie żadnego nieodpowiedniego dźwięku.
Nie mogłam się spodziewać, iż po chwili zabierze dłoń z mojego biustu, ale tylko po to, by podwinąć koszulkę i zastąpić swoje palce... ustami.
Nie potrafię zatrzymać jęku, który pojawia się, kiedy intensywna pieszczota warg mężczyzny pobudza mnie tak, jak nic wcześniej.
Pierwszy raz ktoś robi mi coś takiego... Zane ograniczał się tylko do gniecenia moich cycków w trakcie seksu, a i to nie zawsze.
Wplatam palce we włosy Collina i przyciskam jego głowę do siebie. Jakoś tak odruchowo wyginam biodra w jego stronę. Chcę... w zasadzie nie wiem, czego chcę, ale czuję, że muszę coś zrobić. Muszę go dotknąć... a on musi dotknąć mnie, bo pojawiło się we mnie napięcie, które tylko on będzie potrafił rozładować. Drugą dłoń wsuwam pod jego koszulkę. Moje usta opuszcza głośne westchnienie, kiedy tylko wyczuwam pod palcami napięte mięśnie mężczyzny. Zaczynam drżeć, gdy język Stewarda pobudza moją brodawkę, a jego ręka bawi się drugą piersią. To jest tak cholernie przyjemne, że marzę, żeby zerwał ze mnie ubranie i robił wszystko, co tylko będzie chciał.
Jęczę z rozczarowaniem, gdy Steward puszcza moją pierś i odsuwa się ode mnie. Znów patrzy prosto w moje oczy.
- Twierdzisz, że jesteś oziębła? Nie widzę tego, Ayleen. - Mówi zdecydowanie – wystarczyła delikatna pieszczota, a mam wrażenie, iż jesteś gotowa na wszystko. Co więcej, jestem przekonany, że gdybym teraz wsunął dłoń między twoje nogi, miałbym namacalny dowód twojego podniecenia, skarbie. To jest ta twoja oziębłość? - unosi jedną brew i spogląda z powątpieniem. - Ten facet musi być debilem, skoro nie zauważył, jak bardzo jesteś namiętna.
- Nie możesz wierzyć w przekonania, powinieneś sprawdzić i wyrobić sobie własne zdanie – odpowiadam prowokująco. Specjalnie nawiązuję do rozmowy sprzed kilku minut. Nie poznaję siebie. Kiedy zrobiłam się taka... wyuzdana, iż namawiam faceta, żeby wsadził rękę w moje majtki? A do tego mój głos... nigdy wcześniej nie brzmiał tak... ochryple i nisko.
Collin delikatnie się uśmiecha. Nachyla się, żeby pocałować moje czoło, co przyjmuję ze smutnym grymasem. Chciałam czegoś więcej.
- O niczym innym nie marzę, ale jeśli teraz to zrobię, to nie będę się w stanie powstrzymać, Ayleen. Jestem już na granicy. Jeszcze chwila i nigdzie nie polecimy, a wiem, że zależy ci na rozmowie. Nie chcę, żebyś miała potem wyrzuty sumienia, choć ja osobiście bym ich nie miał. Ten chłopak to idiota, który nie potrafił o ciebie zadbać, a do tego cię oszukiwał. Imponuje mi, że mimo to chcesz być wobec niego uczciwa. - Wyznaje cicho. Ponownie całuje moje czoło, a potem odsuwa się i wstaje.
Nie da się ukryć, że jest podniecony, no nie da...
Uśmiech na jego twarzy się powiększa, gdy orientuje się, gdzie zatrzymało się moje spojrzenie.
- Zejdź na śniadanie. Załatwię kilka spraw i przed południem pojedziemy na lotnisko. Noc spędzimy w Phoenix, więc spakuj ubrania i kosmetyki do mojej walizki. Zostawię ją na łóżku w sypialni.
- Zostaniemy w hotelu? - dopytuję, gdy siadam na łóżku. Bluzka opada i z powrotem zasłania moje ciało. Nawet nie zauważyłam, iż po pieszczotach w dalszym ciągu pozostawałam odsłonięta. Może to dziwne, ale nie czułam wstydu, iż szef widział mój biust. Tak jakoś nie przeszkadzało mi to.
- Tak. Zaraz jakiś zarezerwuję – odpowiada kierując się do drzwi.
- Będziemy mieć osobne pokoje? - pytam zaczepnie.
- A jak myślisz? - Collin rzuca mi takie spojrzenie, że ono samo wystarcza żeby na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a następnie wychodzi z mojej sypialni. Nawet zamyka drzwi za sobą, co jest dziwne, bo zazwyczaj zostawiał otwarte.
Nie wychodzę tak szybko z łóżka. Muszę sprawdzić, czy to, co mówił o moim podnieceniu było prawdą. Gdy już zaczynam sprawdzać... cóż mogę powiedzieć... Doceniam, że zamknął za sobą drzwi...
Nigdy tak szybko nie doprowadziłam sama siebie do orgazmu, jak w tej chwili. Wystarczyło, że zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Collina... poszło błyskawicznie...
Zastanawiało mnie tylko jedno: dlaczego po wszystkim mi nie przechodziło... Niby rozładowałam napięcie, ale cały czas czułam, że chcę więcej i więcej.
Chcę jego.
- Co ty ze mną robisz? - szepnęłam, kiedy w końcu udało mi się zwlec z łóżka. Ruszyłam leniwym krokiem do łazienki.
Jak to możliwe, iż szef doprowadził mnie do takiego stanu bawiąc się moimi piersiami? Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Przecież to niemożliwe, żebym była aż tak podniecona po samym jego dotyku... Niemożliwe.
***
Lot do Phoenix trwał pięć godzin. Przez cały ten czas bezkarnie wtulam się w Collina. W dalszym ciągu nie przyznaję się do tego, iż nie boję się latać. Lubię, kiedy mężczyzna obejmuje mnie i uspokajająco gładzi po plecach. Czasami kradnie mi pocałunki, ale jest na tyle opanowany, że są to jedynie lekkie muśnięcia naszych ust. Podziwiam jego wytrwałość, naprawdę. Powstrzymuję się przed bardziej otwartym dobieraniem się do niego tylko dlatego, iż na pokładzie przebywa ochrona. Wprawdzie siedzą daleko od nas i zajmują się oglądaniem seriali, ale mimo wszystko krępuję się przy nich.
Cieszę się, iż nałożyłam na siebie luźny strój, bo dzięki temu jest mi wygodnie. Włosy związałam gumką, żeby nie latały mi po twarzy, ale w trakcie podróży i tak udało się im wysunąć, przez co wyglądałam na bardziej poczochraną, niż gdy wstawałam z łóżka. Życie. Kiedy Collin przeglądał coś w komputerze, ja podziwiałam widoki za oknem samolotu. Nie mogłam się nadziwić... chmurom, które z tej perspektywy wyglądały jak śnieg. Mam wrażenie, iż cały czas lecimy nad wielką, śnieżną doliną, upstrzoną gdzieniegdzie niewielkimi górkami. Podoba mi to.
Muszę kilka razy podkreślić, iż chcę porozmawiać z Zane'em sama. Bez obecności Collina. Widzę, że nie podoba mu się ten pomysł.
- Wolałbym być przy tej rozmowie, Ayleen. Muszę mieć pewność, że będziesz bezpieczna. - Zaznacza kolejny raz.
- Będę. Znam mojego chłopaka od wielu lat. Nie zrobiłby mi krzywdy.
- Fundował ci beznamiętny seks i wmówił, że jesteś oziębła... Zrobił ci wielką krzywdę – podkreśla szef. Od razu też przyciąga moją dłoń do swoich ust i delikatnie ją całuje – pokażę ci, jak powinnaś być traktowana, skarbie. Odkryjesz, że jesteś inna, niż ci wmawiał.
Rumienię się na te słowa. To, że jestem inna zaczęłam odkrywać już rano... Collin umie zachęcić do różnych przemyśleń, oj umie. Podczas lotu wielokrotnie zastanawiałam się, czy nieudany seks to rzeczywiście była moja wina. W zasadzie nie wiedziałam, co powinnam robić i wykonywałam polecenia Zane'a, ale... nie wiedziałam, na co sobie mogę pozwolić, jeśli chodziło o niego. Wprawdzie kilka razy wspomniałam mu, że czegoś nie lubię, ale nigdy nie powiedziałam, co lubię, ponieważ tego jeszcze wtedy nie odkryłam. Teraz byłam bardziej świadoma swojego ciała i tego, co z nim robić, żeby było przyjemnie.
Choć z drugiej strony, gdy teraz wyobrażam sobie, iż to Zane miałby trzymać usta na moich piersiach, a do tego ssać je i przygryzać, jak to robił rano Collin... To czuję obrzydzenie. Jestem pewna, że nie chciałabym, żeby mój chłopak mnie tak dotykał. Najlepiej żeby już nigdy nie dotykał. Nie chcę tego, po prostu już nie.
Chcę tylko Stewarda. Totalnie.
- Masz rację – potwierdzam. Nachylam się tak, żeby oprzeć głowę na jego ramieniu, co od razu wykorzystuje. Na początku składa powolny pocałunek na jej czubku, a następnie wtula twarz w moje włosy. - Mimo to chcę porozmawiać z nim na osobności. Proszę – dodaję cicho.
Wiem, że to nie będzie miła rozmowa. Już sam fakt przeprowadzenia jej mnie stresuje, a co dopiero, gdy byłby przy tym Collin. Wolę zrobić to sama.
Czuję ciepły oddech mężczyzny, gdy ten wzdycha. Wyraźnie widzę, że bije się z myślami.
- Pięć minut, Ayleen. Możesz zostać z nim bez mojej opieki tylko pięć minut i to tylko wtedy, gdy pójdzie z tobą Clark. Inaczej się na to nie zgodzę. - Decyduje. Słyszę nutę nieustępliwości w jego głosie. Domyślam się, iż pójście na kompromis nie było dla niego łatwe. On nie ulega, tylko rządzi. Nie ugram nic więcej, niż te pięć minut.
- Dobrze. Dziękuję – odpowiadam mu. Trochę złości mnie ta jego zaborczość, ale od samego początku się tak zachowywał, więc powinnam zacząć się przyzwyczajać.
W Phoenix lądujemy chwilę po siedemnastej. Nie czuję się zmęczona, ani głodna, gdyż jedliśmy lunch w samolocie, a kolacja miała na nas czekać w hotelu. Cieszę się, iż lotnisko znajduje się w niewielkim oddaleniu od Uniwersytetu, na którym studiuje Zane, bo pragnę szybko z nim porozmawiać i zamknąć już ten rozdział mojego życia. Chłopak wynajmuje stancję dwie ulice od uczelni. Nie znałam adresu, ale jeszcze przed wylotem Collin zapewnił mnie, że on wie, gdzie szukać Zane'a. Trochę to przerażające, jednak wierzę mu w to, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, gdzie znajduje się mój chłopak. W końcu Steward to Steward... On wie wszystko, a do tego ma tylu pracowników... wszędzie, że zapewne nikt nie jest w stanie się przed nim ukryć.
Korzystam z chwili, gdy ochrona wypakowuje walizki i przebieram się w łazience w prostą, jasną sukienkę. Czeszę też porządnie włosy i poprawiam makijaż. Chcę wyglądać ładnie, ale nie dla Zane'a. Jego opinia przestała interesować mnie już jakiś czas temu.
Na płycie lotniska czekają na nas trzy samochody: jeden dla nas, a dwa dla ochrony. Jedziemy jak w konwoju. Collin trochę przesadnie dba o bezpieczeństwo, ale staram się go rozumieć. Po tej całej sytuacji z mamą i siostrą jest przewrażliwiony.
Na początku nie zwracam uwagi na drogę, rozglądam się jednak ciekawie po miejskiej architekturze, bo pierwszy raz jestem w Arizonie. Gdy jednak nasza podróż zaczyna się dłużyć, uświadamiam sobie, że coś nie gra.
- Dlaczego tak długo jedziemy? Zane miał mieszkać obok Uniwersytetu, a ten budynek minęliśmy ładnych kilkanaście mil temu - pytam podejrzliwie. - Na pewno wiesz, gdzie go szukać?
- Oczywiście, że wiem. Twój chłopak od ponad roku wynajmował dwa mieszkania, ale przed Wielkanocą zrezygnował z tamtego w centrum i zamieszkał na obrzeżach miasta.
Zdziwiłam się na te słowa. Wyprowadził się i nic mi nie powiedział? Dlaczego? Przecież zawsze chwalił swoją kawalerkę i jej położenie. Podkreślał, iż lepiej nie mógł trafić z wynajmem. Co się takiego stało, że na ostatnie tygodnie zmienił zdanie? I tak w ogóle... Po co mu dwa mieszkania???
- Nie jedziemy jednak do jego nowego mieszkania, bo go tam nie ma. - Dodaje Steward. Spoglądam na niego z zastanowieniem.
- To gdzie w takim razie jedziemy?
- Już dojechaliśmy. - Szef wskazuje widok za oknem. Zatrzymaliśmy się przed... małym, obskurnym barem. Nawet pizzeria Brandona wyglądała lepiej, niż to.
- Tu jest Zane? Jesteś tego pewien? - spoglądam na budynek z powątpieniem. Mój chłopak nigdy by nie wszedł do takiego przybytku. Skąpo ubrane dziewczyny z przesadnie jaskrawymi makijażami, stojące przy ścianie obiektu wyraźnie wskazują, iż to bar naprawdę najniższych lotów.
- Jestem pewien. Zane siedzi tu od kilku godzin, jak zresztą każdego dnia. Mój człowiek obserwuje go od... kilku tygodni.
- Tygodni? - powtarzam – dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?
- Nie chciałem, żebyś odebrała to jako sugestię, iż specjalnie go szpieguję, żeby zepsuć obraz chłopaka w twoich oczach. Chciałem, żebyś sama doszła do tego, czego pragniesz. Żebyś wybrała mnie dla mnie, a nie dlatego, iż poczułaś się do tego zmuszona. - Mówi dość oglądnie, jakby nie chciał wyznać za wiele.
Wypuszczam powoli powietrze. Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego szef naciska, aby ochroniarz szedł ze mną. Co więcej – całkowicie się z nim zgadzam. Nie chciałabym być w takim miejscu sama.
Przed wysiadką z auta, Collin przyciąga mnie do siebie i całuje. To nie jest tak delikatny pocałunek, jak te wcześniejsze, ale też nie przekracza pewnej granicy, więc mogę go określić jako przyzwoity. Mam wrażenie, że to taka zapowiedź tego, co się stanie między nami, gdy wyjdę z tego baru. Obietnica...
Długo nie mogę się od niego oderwać, a gdy już to robię jestem pewna, iż widać po mnie, co właśnie robiłam. Układanie włosów szlak trafił, znów jestem rozczochrana, a do tego zarumieniona i tak trochę podniecona. Cholera.
- Za pięć minut tam wejdę. - Mówi, gdy opuszczam samochód.
Na początku idę powoli. Z każdym kolejnym krokiem odczuwam coraz większy strach przed spotkaniem. Boję się reakcji Zane'a, bo wiem, iż jest raczej nerwowy. To, co mówiłam w samolocie nie do końca było prawdą.
Chłopak kilka razy... podniósł na mnie rękę.
Pchnięcie w szatni było początkiem tego, co działo się potem. Mam wrażenie, iż po śmierci brata te epizody się nasiliły, widywaliśmy się wtedy rzadko, więc może nie odczulam tak tego i po prostu wyparłam z pamięci.
Tylko raz poskarżyłam się mamie, a w zasadzie sama zauważyła. Miałam siniaka na pół twarzy, więc musiałaby być ślepa, żeby nie widzieć. Zane... miał wtedy stresujący sezon i wrócił niezadowolony na wakacje, a ja przez moją pracę mogłam oferować mu tylko kilka godzin w ciągu tygodnia, co bardzo mu się nie podobało.
Wcześniej też uderzał mnie po twarzy, ale tylko wtedy zrobił to pięścią i dlatego został ślad. Mama przyznała mu rację – powiedziała, że o niego nie dbam i to nic dziwnego, iż chłopak był nerwowy.
- Nie dopuść do tego, żeby cię zostawił, bo nikt inny nie będzie cię chciał, Ayleen. To taki dobry chłopak. Musi czasami pokazać charakter, taka to już męska natura. Ty masz się go słuchać i sprawiać, żeby był zadowolony. Powinnaś być mu wdzięczna, że w ogóle zwraca na ciebie uwagę. - Powtarzała za każdym razem, gdy na głos rozważałam zakończenie związku.
W pracy miałam mówić, że wpadłam na drzwi, w końcu byłam łajzowata i nikogo nie powinno to dziwić.
To było nasze ostatnie spotkanie twarzą w twarz. Od tamtej pory kontaktowaliśmy się tylko telefonicznie. Mama naciskała, iż powinniśmy się spotykać, żeby naprawić relacje, a ja cieszyłam się, iż mogę wymówić się pracą i nadgodzinami. Brałam wszystkie, żeby tylko nie mieć czasu na nic.
Wchodzę z Clarkiem do baru. Od razu uderza we mnie smród piwa i spoconych ciał. Kręcę głową z niedowierzaniem, iż w takim miejscu może przebywać mój chłopak. On nawet pizzerią Brandona gardził i podkreślał, że przez to, iż była obskurna, praktycznie nigdy tam nie przychodził. Nie naciskałam na zmianę nastawienia – wolałam, gdy nie pojawiał się w mojej pracy. Tak po prostu.
Rozglądam się po klientach baru. Po raz kolejny dziękuję w duchu, iż nie jestem tu sama, bo mogłabym nie wyjść z tego cało. Większość mężczyzn zachowuje się dość swobodnie i obmacuje prostytutki. Niektórzy rzucają zaciekawione spojrzenia w moją stronę, przez co przez moje ciało przebiega dreszcz strachu. Okropne miejsce, zdecydowanie nie dla mnie.
Wreszcie go odnajduję, a w zasadzie słyszę. Zane rzeczywiście tu jest. Ruszam w stronę, z której dobiega jego dźwięczny śmiech. Podchodzę na tyle blisko, iż nasze spojrzenia się krzyżują. Z każdym kolejnym krokiem moje oczy robią się coraz bardziej okrągłe.
Nie wiem, które z nas jest w tym momencie bardziej zaskoczone.
On, iż mnie widzi, czy ja...
Bo na jego kolanach siedzi dziewczyna, która dość ostro się z nim maca.
I to raczej nie jest prostytutka...
Chyba, że się mylę i ciężarne prostytutki też muszą chodzić do pracy...
Do soboty :) Myślę że i w niedzielę coś wpadnie, w końcu weekend :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro