Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38 Para czy współpracownicy?

Wtulam się w Collina. Jest mi tak dobrze. Mężczyzna chyba obejmował mnie całą noc, bo w dalszym ciągu jestem zamknięta w jego ramionach. Że też tak mu wygodnie? 

Otwieram oczy i delikatnie odchylam głowę. Spoglądam na twarz śpiącego szefa. Po raz kolejny dochodzi do mnie, jak bardzo jest przystojny. Co ja bym dała za tak długie rzęsy... To zbrodnia, że ma je facet, a kobiety muszą sobie przedłużać.

Gdy moje spojrzenie zjeżdża na usta mężczyzny, momentalnie muszę zacisnąć nogi. Nie powinnam myśleć o całowaniu go, ale to jest silniejsze ode mnie. Nigdy nie całowałam innego chłopaka oprócz Zane'a. Jestem ciekawa, jakby to było z Collinem...

Zamykam oczy. Próbuję wywalić z głowy te bezsensowne dywagacje. I tak już kilka razy przekroczyłam granicę właściwego zachowania w stosunkach służbowych, czego dzisiejsza noc jest najlepszym dowodem. 

Nie powinno mnie tu być. Nie powinno... być mi tu tak dobrze.

Steward przekręca się tak, iż teraz jest jeszcze bliżej mnie. Nie wiedziałam, że to możliwe, ponieważ i tak praktycznie jestem w niego wciśnięta. Moje nogi są splątane z jego, a do tego też obejmuję go jedną ręką w pasie.

Tak chyba śpią pary, a nie współpracownicy... Nie wiem, bo nigdy nie spałam z Zane'em. Odwiedzałam go tylko „na godzinkę" w domu i zbierałam się zawsze przed powrotem jego matki. Nie spędziłam z nim całej nocy. Z nikim nie spędziłam.

Collin jest pierwszym facetem, z którym śpię... Do tego kolejny raz.

Jak bardzo źle to o mnie świadczy?

- Chyba za dużo myślisz, Ayleen.

Spinam się na słowa Stewarda. Skąd wiedział, że już nie śpię? Uchylam powoli powieki. Nie jestem w stanie ukryć gęsiej skórki, która pojawia się na moim ciele, gdy tylko nasze spojrzenia się spotykają. Szef powolnym ruchem odgarnia włosy z mojej twarzy, a następnie wsuwa dłoń pod kołdrę i gładzi mnie po plecach.

- Czasami lepiej nie roztrząsać niektórych spraw – dodaje. Mam wrażenie, że mężczyzna potrafi czytać mi w myślach i doskonale wie, czym się martwię. A może aż tak bardzo to po mnie widać?

Dłoń Collina zjeżdża wzdłuż mojego kręgosłupa i talii, aż ostatecznie ląduje na pośladkach.

Nagich pośladkach.

Nie wiem, które z nas jest w tym momencie bardziej zaskoczone. Ja, że ta cholerna bluzka jednak mi się podwinęła i odsłoniła to, co miało być zasłonięte (dzięki Bogu za kołdrę, bo dopiero byłby wstyd), czy mężczyzna, który właśnie odkrył, iż spałam z nim praktycznie naga...

- Ja... eee... - próbuję się jakoś wytłumaczyć. Wsadzam rękę pod przykrycie i chcę złapać za brzeg T-shirtu, żeby się zasłonić, ale Collin mnie uprzedza. Zabiera dłoń z moich pośladków i naciąga na nie bluzkę tak, że znów są schowane.

- Nie masz dla mnie litości, co? - mówi niskim głosem. Jego spojrzenie ponownie robi się takie, iż zaczynam mieć problemy z logicznym myśleniem i skłaniam się do zgody na największe głupoty, jakie tylko byłby w stanie mi zaproponować.

- Przepraszam. To nie było planowane – wyduszam wreszcie z siebie.

- Nie wszystko da się zaplanować. Niektóre rzeczy przychodzą same, kiedy się ich nie spodziewamy. Nie znaczy, że są wtedy gorsze – dodaje cicho. Jego dłoń wraca do gładzenia moich pleców.

Przez chwilę nic nie mówimy, tylko po prostu na siebie patrzymy. O dziwo – nie jest to krępujące. Skłaniam się do stwierdzenia, iż z Collinem dobrze się rozmawia, ale też i dobrze milczy. Nie przeszkadza mi ta cisza, gdy tak spoglądam w ciemne oczy mężczyzny, a jego ręka powoli przesuwa się od moich łopatek po biodra. To bardzo przyjemne.

- Nie krzyczałaś dziś w nocy – zauważa cicho.

- Widocznie byłam bardzo zmęczona i nic mi się nie śniło – odpowiadam, choć mam trochę inne przypuszczenia, co do powodu mojego spokojnego snu.

- A może po prostu znalazłaś odpowiednie miejsce do spania? 

 Uśmiecham się lekko, ponieważ kolejny raz czyta w moich myślach.

Wysuwam się z jego ramion, co przyjmuje z niezadowolonym wyrazem twarzy. Chyba spodobało mu się takie leniwe leżenie we dwoje. Siadam na łóżku. Opieram się plecami o wezgłowie i po raz kolejny spoglądam na mężczyznę, który też się podnosi. Może nie siedzi tak jak ja, ale podpiera się jednym ramieniem, a drugie kładzie na moich udach, jakby cały czas potrzebował fizycznego kontaktu ze mną.

- Sugeruje pan, że powinnam się tu przenieść?

- Nie miałbym nic przeciwko – odpowiada od razu i delikatnie zaciska dłoń na moich nogach. - Ale... chyba już rozmawialiśmy o tym, jak miałaś się do mnie zwracać w mojej sypialni, Ayleen... - dodaje siląc się na groźny ton, czym tylko mnie rozbawia.

- Rozmawialiśmy. Mówiłam, że nie chcę przekraczać pewnej granicy.

- W takim razie muszę ci wydać polecenie służbowe. W łóżku mówisz do mnie po imieniu – dodaje zdecydowanym głosem. Unosi się też tak, że teraz nasze twarze znajdują się na jednym poziomie – powiedz to, chcę usłyszeć.

Zagryzam wargę na co od razu zwraca uwagę. Odrywa dłoń od moich ud i opiera ją na moim policzku, żeby kciukiem obrysowywać kształt moich ust.

- Collin – wypowiadam jego imię bardzo cicho. Dziwnie się z tym czuję, bo pierwszy raz wybrzmiewa ono nie tylko w mojej głowie. Mężczyzna wydaje się zadowolony. Rzuca mi przeciągłe spojrzenie i powoli przysuwa swoją twarz do mojej.

- Tak lepiej – szepcze tuż przy moich wargach.

Moje serce tłucze się z prędkością miliona uderzeń na minutę. Zaciskam dłonie na kołdrze, gdy uświadamiam sobie, że on za chwilę mnie pocałuje.

Może to głupie, ale...

Nie zamierzam protestować...

Collin odsuwa palce z mojej twarzy i ostatni raz patrzy mi głęboko w oczy. Upewnia się, że chcemy tego samego. Wolną dłonią obejmuje mnie w talii i pochyla się, aby złączyć nasze usta.

- GOŁĄBECZKI!!!

Odskakuję od niego tak gwałtownie, gdy słyszę krzyk zza drzwi, że uderzam z impetem w wezgłowie łóżka. Szef od razu wsuwa rękę za moje plecy i delikatnie mnie po nich gładzi.

- Wszystko w porządku? - pyta nie zważając, iż jego brat dobija się do drzwi sypialni.

- Wiem, że tam jesteście! Ubierzcie coś na siebie i otwierajcie! Mam ważną sprawę! - kontynuuje niezrażony Cay.

- W porządku – rozglądam się w panice po pomieszczeniu. Zastanawiam się, gdzie powinnam się schować, żeby mnie nie widział, gdy tu wejdzie. Collin obejmuje dłonią moją twarz i zmusza mnie do spojrzenia w jego oczy.

- Oddychaj, Ayleen. To nic takiego. Zaraz go przegonię – obiecuje. Kiwam szybko głową. Robi mi się wyjątkowo głupio, kiedy Steward wstaje z łóżka, a ja w nim zostaję, także też zaczynam się podnosić. Idę do łazienki.

- Kurwa, nie masz swojego domu, Cay? - mruczy pod nosem szef, gdy go mijam. Przekręca zamek w drzwiach, a ja robię to samo, tylko że w łazience.

- Cayden... Co ty tutaj... - zaczyna Collin, ale nie dane jest mu dokończyć, bo brat od razu mu przerywa.

- Gdzie moja gwiazdeczka? Na pewno tu jest, bo zaglądałem do jej sypialni. Zdradzę ci sekret, Col. Łóżko jest nietknięte. Na pewno nie spędziła tam nocy...

- A co cię to interesuje, gdzie śpi moja asystentka? - odpowiada groźnie starszy z braci.

Młodszy Steward śmieje się wesoło.

- Mam sprawę do niej. Nie bój się, rozumiem wszystko. To w końcu TWOJA asystentka. Dotarło – dodaje Cay. - Ayleen? Gdzie jesteś? Wyjdź do nas! - krzyczy po chwili.

Ochlapuję kilka razy twarz wodą i spoglądam na siebie. Nie robiłam nic złego, nie powinnam się wstydzić. To nieporozumienie. Nic mnie nie łączy z Collinem... Na szczęście do niczego nie doszło. Chwytam za wczorajszą sukienkę i przewieszam ją sobie przez ramię. Powoli wychodzę z łazienki.

Cayden uśmiecha się szeroko na mój widok. Szef spogląda chmurnie i jest jak zwykle poważny. Kładzie rękę na moim biodrze, gdy tylko staję obok niego.

- Ale ty masz nogi! - zauważa Cay. Robi mi się głupio, więc staram się osłonić trzymaną w dłoniach kreacją przed jego przenikliwym wzrokiem.

- Patrz wyżej, Cayden – ostrzega go cicho brat. Młodszy Steward wędruje spojrzeniem po mnie i wrednie mruży oczy.

- Na cycki? Też wydają się niezłe.

Ramię Collina obejmuje mnie na wysokości biustu tak gwałtownie, że wyprzedza nawet moje plany o zakryciu się czymś przed wścibstwem Caya.

- Patrz na mnie, nie na nią.

Cayden marszczy brwi w udawanym rozczarowaniu.

- Ale ty nie jesteś tak uroczy, jak nasza dziewczyna.

- Cay... - rzuca ostrzegawczo Collin. Mam wrażenie, że robi się coraz bardziej zły. Jego brat w końcu też to łapie, bo szybko zmienia temat. W dalszym ciągu jednak się uśmiecha.

- Chodźcie do salonu, muszę coś wam koniecznie pokazać! - woła z entuzjazmem i kuriozalnie wyciąga dłoń, jakby chciał przepuścić mnie w drzwiach. Szef w końcu zabiera ramię z moich piersi, jednak nie tak całkiem, bo przenosi je za moje plecy. Przyciąga moje ciało do siebie i rusza w stronę wyjścia.

- Nierozłączni, co? Nigdy jej nie puścisz? - cieszy się jego brat. Nie komentujemy tego. Przemieszczamy się do salonu. Siadam na jednej z kanap, którą wskazuje Cayden. Nie jestem zaskoczona, iż Collin robi to samo, a do tego obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie tak, że jestem dość mocno osaczona jego obecnością. Nie jest to niemiłe i nawet już tak mnie nie krępuje, jak jeszcze na początku.

- Co nam chcesz pokazać? Wiadomości lokalne? - pyta z przekąsem szef, kiedy jego brat łapie za pilot i szuka odpowiedniego kanału.

- Bingo! Powinieneś zagrać na loterii, bo trafiłeś. Choć w zasadzie... może twój złoty los jest już w twoich rękach? A dokładniej... ramionach? - mówi enigmatycznie i puszcza mi oczko. Oczywiście, że się rumienię. Na dłuższą metę insynuacje Caya zaczynają być męczące. Między mną i jego bratem do niczego nie dojdzie, po prostu muszę się bardziej pilnować. Koniec z nocowaniem w sypialni szefa. Definitywnie.

Młodszy Steward wybiera odpowiedni kanał i podgłaśnia wywód redaktorki.

- Chuligański atak cmentarzu parafialnym w Easton Village! Nagrobek świętej pamięci pastora Jamesa Cartera został doszczętnie zdewastowany. Sprawcy wykopali trumnę z ciałem księdza i podpalili ją na placu w centrum miasta. Ponadto na drzwiach lokalnego kościoła zaczepiono kartkę z zarzutami o pedofilię w stosunku do zmarłego pastora. W ciągu trzech godzin od momentu nagłośnienia wydarzenia, na miejscowy komisariat zgłosiło się sześć rodzin, które potwierdziły to, co zostało napisane na kartce. Czyżby miejscowy anioł nie był do końca święty? - mówi kobieta w studiu nagraniowym.

Collin przytula swój policzek do mojej skroni już na samym początku reportażu. Wyczuwa, iż zaczynam się denerwować, bo oprócz mocniejszego uścisku na moich ramionach czuję też jego drugą dłoń, która obejmuje moje zaciśnięte w pięści ręce.

Nie rozumiem, co oglądam. Dlaczego Cay uparł się żebym to zobaczyła. Czyżby... wiedział? Skąd? Jak?

Odsuwam głowę od Collina i odwracam się w jego stronę. Mężczyzna od razu przenosi dłoń z moich pięści na twarz. Kładzie ją na policzku i delikatnie przesuwa po nim kciukiem.

- Wspomniałem, że miałaś problem z proboszczem, bez szczegółów, skarbie. Sam ich nie znam – zapewnia mnie cicho.

- Ja natomiast pogrzebałem głębiej i odkryłem kilka ciekawych faktów, a potem połączyłem kropki – wtrąca Cayden. Spogląda na mnie poważnie, jak nie on. - Dotarłem do dzieciaków, które krzywdził. Jestem na sto procent pewny, że robił to też tobie, gwiazdeczko. Zaprzeczysz?

Nie wiem dlaczego, ale wtulam głowę w szyję Collina. Jego brat tak trochę mnie przeraża, kiedy nie żartuje. Boję się powiedzieć coś, co mogłoby go zdenerwować. Decyduję, iż wyznam prawdę.

- Tak. Robił. - Mówię cicho.

Palce szefa gładzą mnie uspokajająco po szyi. Mężczyzna opiera szorstki policzek na moim czole i przytula mnie tak mocno, jakby chciał mnie wręcz wcisnąć w siebie.

- Dlatego nie zasłużył na gloryfikację po śmierci. Chuj to chuj, a pedofil to pedofil. Trzeba to nazywać po imieniu. Zbok niestety już nie żyje, więc nie mogę go zabić własnoręcznie, ale mogę zniszczyć mit o nim i to właśnie zrobiłem. Wolałabym zajebać żyjącego, a i moi ludzie nie musieliby bawić się w grabarzy, ale dla ciebie wszystko, gwiazdeczko - Nie przypominam sobie, żebym wcześniej widziała aż tak poważnego Caya. Z drugiej strony... Collin opowiadał mi o tym, jak jego brat był molestowany, gdy miał 10 lat... Może nie powinnam się dziwić, iż tak bardzo hejtuje pedofili? To na pewno ma związek z jego przeszłością.

- Nie miał pan spędzać nocy z kobietą z przyjęcia? - pytam cicho. To, o czym opowiadała redaktorka wymagało czasu. Nie mam pojęcia, kiedy zdążył to wszystko wykonać.

- Gwiazdeczko, jaki pan? - Cayden rzuca mi zaskoczone spojrzenie – przecież zapoznawaliśmy się w samochodzie.

Robi mi się głupio, bo rzeczywiście tak było, ale przecież szef zabronił mi spoufalać się z jego bratem.

- Kazałem Ayleen zwracać się do ciebie neutralnie – wyjaśnia Collin. Cieszę się, że nie muszę robić tego sama. W końcu jestem tylko pracownikiem, a to on rządzi i decyduje o wszystkim.

- Niby po co? - brat szefa marszczy brwi. Robi kilka kroków i gwałtownie siada na kanapie obok mnie. Mam wrażenie, że Collin to by mnie najchętniej wpakował na kolana, żebym tylko nie siedziała koło Caya. Na szczęście powstrzymuje się przed tym i ogranicza swoją zaborczość do mocnego przytulania mnie.

- Dla zachowania profesjonalnych stosunków – kontynuuje starszy Steward.

Cayden prycha z powątpieniem i spogląda na brata.

- Col... wasze profesjonalne stosunki już dawno poszły się jebać, tak jak i wy. Przestań wymyślać i daj dziewczynie żyć. To, że będzie mówiła do mnie po imieniu nie sprawi, iż i tak, niestety woli ciebie. A szkoda... - mężczyzna nachyla się nade mną – ze mną miałabyś lepszą zabawę, sarenko. Collin jest nudny, ale muszę pogodzić się z tym, że go wybrałaś.

Zastanawiam się jak delikatnie wyprowadzić go z błędu. Nikogo nie wybrałam. Nie zamierzam wdawać się w głębsze relacje z żadnym z braci. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego przy Collinie czuję się dobrze, choć jest okropny, wymagający, chamski i zimny jak Antarktyda. Naprawdę nie wiem, dlaczego przy nim jestem szczera. Dlaczego lubię jego dotyk i dlaczego obecność mężczyzny uspokaja mnie na tyle, że nie śnią mi się głupie sny.

To nie ma logicznego wytłumaczenia. Tak samo jak fakt, iż cały czas się do niego przytulam, uwielbiam zapach jego perfum, a do tego mało brakowało, a bym go pocałowała. Nic w naszej relacji nie ma sensu.

Jestem pewna, że on też tego nie rozumie.

- Ayleen pracuje dla mnie i nie ma tu głębszych stosunków. Wolę, żeby trzymała się od ciebie z daleka z wiadomych powodów – odpowiada Collin. Brat od razu przenosi swoje spojrzenie na niego.

- Może jestem niezrównoważony i mam oryginalne podejście do życia, ale nie jestem ślepy. Widzę, co się dzieje, Col. - Mówi powoli cedząc słowa.

Czuję, jak szef się spina. Nie chcę, żeby wdawali się w pyskówki, dlatego szybko zmieniam temat.

- Dlaczego to zrobiłeś? - pytam Caydena. Mija chwila zanim przenosi twarde spojrzenie z brata na mnie. Od razu mogę też dostrzec, iż na mnie patrzy trochę inaczej. Łagodniej i milej niż na Collina.

- Co, kochanie?

Mocny uścisk na moim ramieniu wskazuje, że to była zła odpowiedź. Cay łapie w mig, bo zaraz się poprawia. Oczywiście wcześniej wygina usta w ironicznym uśmiechu.

- Co, Ayleen, nie moje kochanie. Lepiej? - zwraca się do brata. Ten pomija pytanie milczeniem.

- Dlaczego poświęciłeś czas, żeby zniszczyć grób pastora? - uszczegóławiam pytanie.

Mężczyzna śmieje się cicho.

- Bo jesteś ważna dla mojego brata, a on z kolei jest najważniejszy dla mnie – mówi od razu. Nie mam kiedy odpowiedzieć mu na to, bo zaraz wstaje i rusza w kierunku windy. Mruga do mnie na pożegnanie.

- Dziś Wielkanoc, Col. Schowałeś w ogródku czekoladowe jajka dla naszej dziewczyny? Jest tak młoda, że na pewno jeszcze bawi się w poszukiwania – rzuca lekko do brata, gdy wchodzi do windy.

Nie wiem, co powiedzieć. Przez moją głowę przebiega tysiąc myśli. Każda dotyczy tego, iż nie mogę pozwolić sobie na zbyt zażyłe stosunki z szefem, w końcu jestem w jego domu niecałe dwa tygodnie. W takim czasie nie da się nikogo polubić.

Decyduję, iż koniec ze wspólnymi nocami i koniec z przytulaniem. Wracamy na właściwe tory. Powinna łączyć nas tylko praca i tego musimy się trzymać.

Przestaję wtulać się w Collina. Prostuję się gwałtownie, ale nie jest mi dane wyswobodzić się z silnego objęcia jego ramienia. Szef cały czas pilnuje, żebym mu nie uciekła. Zamykam na chwilę oczy. Muszę pozbierać myśli.

Nie może tak dłużej być. Nie powinien dotykać mnie w ten sposób. Nie powinnam lubić jego dotyku. To niewłaściwe. Niepotrzebne.

„Masz chłopaka, Ayleen. Musisz myśleć o nim. Fantazje na temat szefa nie zaprowadzą cię do niczego dobrego. Skup się na pracy. Jeszcze pięć i pół miesiąca i opuścisz ten dom na zawsze. Nigdy więcej się nie spotkacie. Skup się na Zane'ie. On cię kocha, a ty go" – przypominam sobie w głowie.

- Panie Steward... – zaczynam. Chcę mu powiedzieć, iż to, co dziś miało miejsce nie może się powtórzyć, bo nie należy do katalogu zachowań pracownika i pracodawcy. Odwracam się, żeby spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy.

Nie jest mi dane dokończyć zdania, gdyż...

Collin zaborczym ruchem obejmuje mój policzek i całuje moje usta.

Tak po prostu. 


Kolejny koło wtorku :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro