Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 Dziwne upodobania nowej asystentki

Szarpię się najmocniej jak potrafię, ale jest zbyt silny. Wnosi mnie do pokoju i od razu rzuca na łóżko. Odsuwam się najdalej, jak tylko mogę i korzystając z tego, że ochroniarz obraca się, aby zamknąć drzwi, chwytam pierwsze, co wpada mi w ręce.

- To pomyłka! Ja tu pracuję, nie jestem dziwką! - krzyczę, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robi. Podchodzi powoli do mnie i rozpina spodnie.

- Pewnie, że pracujesz! Co czwartek – rzuca lubieżnie i zsuwa z siebie ubranie – odłóż lampę na stolik i nie wygłupiaj się – dodaje patrząc z politowaniem na to, jak nią wymachuję.

- Dotknij mnie, a dostaniesz! Przysięgam, że rozbiję ją na twoim pustym łbie! - grożę mu i odskakuję na drugi koniec łóżka, gdy facet zaczyna na nie wchodzić.

- Lubisz odgrywanie ról, co? - uśmiechnął się – nigdy nie wchodziłem w raptofilię, ale dla ciebie wszystko. Mogę udawać, że cię zmuszam, a ty, że nie chcesz. Będzie ciekawie – mówi i wyrywa się do przodu tak mocno, że w ostatniej chwili biorę zamach i trafiam go lampą w twarz.

Facet od razu łapie się za nos i zaczyna kląć.

- Czy ciebie pojebało głupia dziwko!!! To miało być odgrywanie ról, nie sadyzm!!! Ja pierdolę! - klnie, ale nie przestaje się trzymać za nos. Zauważam, że leci mu krew... Niestety jego twarz okazuje się na tyle twarda, że biedna lampa łamie się na niej, także teraz w ręku zostaje mi jedynie nóżka od przedmiotu z fragmentem zbitej żarówki.

Odsuwam się od łóżka i staję pod ścianą. Zamierzam wykorzystać moją chwilową broń do samego końca.

- Kurwa! Nie musiałaś się tak wczuwać, idiotko! Teraz naprawdę mam ochotę cię skrzywdzić – doskonale widzę, że jest wściekły. Jego twarz robi się czerwona (nie tylko dlatego, że leci po niej krew), a żyły na czole wyraźnie się odznaczają i pulsują. Facet podnosi się z łóżka i podchodzi powoli do mnie.

- To pomyłka! Proszę, puść mnie – spoglądam na niego błagalnie. Wyciągam przed siebie resztę lampki niczym miecz i kieruję w stronę ochroniarza – daj mi wyjść, a nic ci nie zrobię.

- Nie ma, kurwa, takiej opcji! Chcesz ostrej zabawy, to będziesz ją miała! Lubisz krew, dam ci jej tyle, że będziesz w niej pływała, wariatko! - odpowiada i rzuca się w moją stronę.

Wciskam się w najdalszy kąt i zaczynam piszczeć najgłośniej jak potrafię.

Mężczyzna wyrywa moją „broń" i odrzuca daleko. Łapie mnie za ramiona i z powrotem popycha na łóżko. Przygniata całym swoim ciężarem tak, że nie jestem w stanie się ruszyć, a i oddychać jest mi ciężko.

- Proszę! Puść mnie! - krzyczę, ale coraz ciszej. Zaczynam też płakać... w zasadzie w tym piekle nie robię nic innego od kilku godzin, niż płacz i błaganie.

Facet łapie za pasek od mojego szlafroka i ciągnie za niego.

- Przynajmniej tyle, że jesteś goła, będzie szybciej – cieszy się na widok mojego nagiego ciała. Zaczyna zsuwać z siebie bieliznę, gdy drzwi pokoju gwałtownie się otwierają.

- Kade? Co u ciebie tak głośno? - pyta kolejny obcy mężczyzna. Zaraz za nim pojawia się jedna z prostytutek.

- Mam wyjątkowo jebniętą sukę. Lubi ostre BDSM i zamierzam spełnić jej wszystkie fantazje – odpowiada mój oprawca i nie zważając na obecność kolegi, ściąga z siebie bokserki.

- Ale ta nie jest od nas – wtrąca się kobieta i rzuca mi zdziwione spojrzenie. Wykorzystuję sytuację i próbuję się trochę odsunąć od tego całego Kade'a, ale on od razu mnie łapie i przyciąga pod siebie.

- Nie jestem prostytutką! Jestem asystentką pana Stewarda! - krzyczę najgłośniej, jak mogę.

Zamykam oczy, gdy dłoń mężczyzny przesuwa się po moim ciele.

„Świetnie Ayleen. Było trzeba siedzieć w tym cholernym pokoju! Zachciało mi się być miłą i porządną, no zachciało! Nie chciałam podpaść Vanessie i teraz mam za swoje!" myślę, gdy tak leżę pod obcym facetem, który zaraz mnie zgwałci.

Dopiero po chwili orientuję się, że ręka Kade'a w dalszym ciągu ściska moje biodro, ale... nic więcej się nie dzieje. Do tego... jest bardzo cicho. Słyszę jedynie ciężki oddech mężczyzny, który prawie na mnie leży, ale nic więcej.

- Słyszałeś, Kade. To moja asystentka, nie dziwka. Zejdź z niej zanim osobiście cię ściągnę – gwałtownie otwieram oczy, gdy dociera do mnie głos Collina. 

Rozglądam się dookoła, żeby na niego spojrzeć, ale nigdzie go nie widzę. Dopiero, gdy patrzę na twarz ochroniarza, zauważam, iż ten intensywnie wpatruje się w coś nade mną. Odchylam głowę do tyłu i wtedy też go widzę.

Steward stoi po drugiej stronie łóżka. Ma rozpiętą koszulę i ślady szminki na ubraniu i szyi. Nie patrzy na mnie, a na swojego pracownika w którego mierzy z broni.

Moje oczy robią się okrągłe jak spodki. Sytuacja jest bardzo napięta. Collin nic nie mówi, ale po samej jego postawie i spojrzeniu orientuję się, że jest wściekły. Jego pracownik po chwili uświadamia sobie, że nie warto dyskutować z szefem, bo zaczyna się powoli podnosić.

Nie czekam, aż całkiem się wyprostuje – gdy tylko znajduje się wystarczająco daleko ode mnie, łapię za poły szlafroka i szybko się zakrywam. W panice rozglądam się za paskiem i chwytam go, gdy tylko znajduję. Nie zamierzam też zostać na tym cholernym łóżku – podnoszę się najszybciej, jak potrafię i schodzę po jego drugiej stronie. 

Chowam się za plecami Collina. Widzę, że cały jest spięty i przez głowę przebiega mi myśl, iż to chyba dobrze, że nie posiadam żadnych własnych rzeczy, bo przynajmniej nie muszę nic pakować na podróż do Agencji, którą niechybnie odbędę, gdy tylko opuszczę ten pokój.

Jestem pewna, że porządnie mi się dostanie za tę całą sytuację, bo w końcu to zawsze moja wina. Tym razem widzę, iż sama doprowadziłam do tej afery. Trzeba było siedzieć w pokoju.

- Nie chciałem pana obrazić, szefie. Znalazłem ją na korytarzu i myślałem, że to jedna z tych zamówionych na dzisiejszy wieczór – tłumaczy Kade. Staje pod ścianą i unosi ręce w górę. Pokazuje, że jest bezbronny i nie chce kłopotów.

- Czy ona wygląda na jedną z dziwek? - pyta Steward. Pracownik rzuca mi uważne spojrzenie, na co jeszcze bardziej się kulę i obejmuję mocniej ramionami.

- W zasadzie to nie bardzo... - odpowiada ochroniarz.

- Nie powiedziała ci, że nie jest dziwką?

- Coś mówiła, ale myślałem, że kłamie.

- Dlaczego masz rozbity nos? - Collin w dalszym ciągu celuje w pracownika. Nie rusza się nawet o milimetr.

- Bo mnie uderzyła lampą.

- I to nie dało ci do myślenia, że nie chciała, żebyś jej dotykał? - ton Stewarda jest podejrzanie łagodny. Nie znałam tego mężczyzny praktycznie wcale, ale nawet ja zorientowałam się, że coś jest nie tak.

- Myślałem, że to jedna z tych, co lubi ostry seks, przemoc i udawane gwałty. Są takie fetysze – tłumaczy się Kade.

Słyszę, jak ten drugi ochroniarz, który w dalszym ciągu stoi w drzwiach, wypuszcza gwałtownie powietrze. Prostytutka stojąca obok niego nic nie mówi. Obejmuje się rękami, żeby zasłonić nagie ciało.

- Fetysz na gwałt... - powtarza cicho Steward.

- Nie chciałem jej zgwałcić! Naprawdę, szefie! Myślałem, że to tylko taka zabawa! - Kade zaczyna wpadać w panikę, bo jego słowa robią się chaotyczne – gdybym wiedział, że to pańska asystentka, to nigdy bym jej nie dotknął.

- Nie mówiła, że jest moją asystentką?

Ochroniarz zmarszczył brwi. Nie chciał wyznać prawdę, ale coś w spojrzeniu Collina zmusiło go do wyznania wszystkiego.

- Mówiła. Po prostu nie uwierzyłem jej. Myślałem, że odgrywa rolę.

- I że chce być zgwałcona? - docieka pracodawca. Nie rozumiem, dlaczego cały czas wraca do tego zdarzenia.

- Przepraszam, nigdy bym nie zgwałcił dziewczyny, przysięgam. Myślałem, że po prostu ma dziwne upodobania – zarzeka się pracownik.

- Wydaje mi się, że widziałem coś innego.

Po słowach Collina zapada cisza. Mężczyzna nieznacznie się do mnie odwraca.

- Wychodzimy, Ayleen. Pilnuj się mnie i zacznij w końcu myśleć.

Steward rusza pierwszy. Opuszczam głowę i idę za nim, jak zbesztane dziecko. Rozmowa z Kade'em nie była miła. Domyślam się, że i ta, którą zaraz odbędę z szefem też nie będzie należała do przyjemnych.

Bez słowa podchodzimy do windy. Bez słowa jedziemy te kilka pięter, a następnie wysiadamy i kierujemy się w stronę mojego pokoju. Collin wchodzi do środka i zapala światło.

- Siadaj, Ayleen – mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Przepraszam! Nie chciałam pana rozczarować! Chciałam tylko odwieźć naczynia do kuchni, żeby nie podpadać pani Vanessie. Naprawdę nie chciałam nic złego! To się więcej nie powtórzy! Nie opuszczę tego piętra, tylko proszę nie odsyłać mnie do Agencji! - mówię szybko i nieskładnie. Cały czas powstrzymuję łzy, ale nie potrafię nie patrzeć na niego z błaganiem w oczach.

Mina mężczyzny jest jak zwykle kamienna i nieodgadniona. Collin krzyżuje ręce na piersi i przygląda się mi dłuższą chwilę w milczeniu.

- Chciałabyś... z kimś porozmawiać o tym, co zaszło na dole?

Nie spodziewałam się takiego pytania, zwłaszcza, że zostało wypowiedziane spokojnym tonem. Bez cienia agresji. Bez groźby...

Na początku nie wiem, co odpowiedzieć. Naprawdę jestem w szoku.

Po chwili uświadamiam sobie, że on przecież czeka na odpowiedź. Delikatnie kręcę głową.

- To nic takiego... Ostatecznie nic mi nie zrobił – mówię cicho.

Steward przygląda mi się, jakby coś go zastanawiało. Chyba nawet chce coś powiedzieć, ale w końcu odpuszcza. Prostuje ręce, a następnie chowa je w kieszeniach.

- Przepraszam, że zepsułam panu wieczór – dodaję. Cały czas mam w pamięci te dwie półnagie dziewczyny, które kilka chwil temu trzymał na kolanach. Musi być porządnie zawiedziony, że marnuje czas na ratowanie mnie, gdy jego dzisiejsza „rozrywka" czeka w bawialni.

- O szóstej trzydzieści zejdziesz na śniadanie do kuchni. Poczekasz tam, dopóki nie przyjdę i nie powiem ci, co masz robić, zrozumiałaś? - nie spodziewałam się tak szybkiej zmiany tematu, ale pokornie kiwam głową. Nie chcę go jeszcze bardziej denerwować. Collin obrzuca mnie jeszcze jednym, intensywnym spojrzeniem, po czym wychodzi z mojej sypialni.

Bardzo długo nie mogę zasnąć. Boję się opuścić pokój, żeby pójść do łazienki, ale po pewnym czasie nie mam wyjścia i naprawdę muszę skorzystać z toalety.

 Nie udaję zdziwienia, gdy w łazience za siłownią znajduję torbę z damskimi kosmetykami, środkami higienicznymi, a nawet szczoteczką do zębów i... nową bielizną. Nie mam pojęcia, kto mógłby zrobić mi taką niespodziankę, bo na kartce dołączonej do produktów widnieje jedynie jedno słowo – moje imię. 

W pierwszej kolejności podejrzewam Jane, jedyną miłą dla mnie osobę. Zaraz jednak myślę o Vanessie. Nie była tak bardzo chamska, tylko wyjątkowo zdystansowana. Wydawało się jednak, że lubi mieć kontrolę nad wszystkim. Pewnie zobaczyła przesyłkę od mojej rodziny i zwątpiła tak samo, jak i ja.

W głowie zaświtała mi jeszcze jedna myśl, ale szybko ją wyrzuciłam. To na pewno nie mógłby być żaden ze Stewardów. Nie byłam dla nich aż tak istotna, żeby zawracali sobie głowę zlecaniem zakupów dla mnie.

Tej nocy nie śpię zbyt dobrze, mimo że po raz pierwszy od prawie trzech lat mam łóżko z prawdziwego zdarzenia i nic nie gniecie mnie w plecy. Na piętrze Collina panuje niczym niezmącona cisza i nawet w którymś momencie zastanawiam się, czy on rzeczywiście tu mieszka, czy jednak sypia w innym miejscu.

Cieszę się, że mimo wszystko nie nakrzyczał na mnie za wyjście z pokoju, choć z drugiej strony dziwi mnie jego ostra reakcja na zachowanie pracownika i ta podejrzana „delikatność" względem mnie.

Nie wiem kiedy zasypiam, ale budzę się, gdy słyszę pukanie do drzwi. Od razu zrywam się do pozycji siedzącej, a następnie wstaję i podchodzę do wejścia. Kompletnie nie wiem, po co to robię, przecież nie mam zamka w drzwiach, więc nie trzeba niczego otwierać, ale tak jakoś... staję od razu na baczność. Może podświadomie spodziewam się Vanessy?

Na szczęście do środka wchodzi Jane... moja dobra dusza. Cieszę się na jej widok tak bardzo, że od razu mocno ją przytulam.

- Moje dziecko – mówi uśmiechając się podczas uścisku – mam dla ciebie trochę ubrań i buty. Jak przetrwałaś wieczór i noc? Nic złego się nie działo? - dopytuje, a ja w pierwszej chwili mam ochotę ją okłamać i powiedzieć, że wszystko jest okej. Zaraz jednak łapią mnie wyrzuty sumienia: jak mogłabym kłamać w żywe oczy jedynej przyjaznej mi osobie? Nie mogę, po prostu nie mogę.

Opowiadam Jane całą historię: od momentu mojego wyjścia z pokoju, do czasu powrotu w towarzystwie szefa.

- Myślałam, że będzie bardziej zasadniczy i od razu ukarze mnie za nieposłuszeństwo, ale on był wyjątkowo... łagodny – kończę swój przydługi wywód. Jane tylko poważnie kiwa głową.

- Vanessa powinna uściślić, że naczynia masz odnieść albo od razu po jedzeniu, albo rano. Co czwartek na najniższym piętrze robi się burdel i lepiej wtedy tam nie przebywać – mówi z niechęcią i kręci głową.

- Pani Vanessa pewnie myślała, że zjem szybko i odniosę przed wieczorem, jednak ja dość długo jadłam i tak się wszystko przeciągnęło – wyjaśniam, grzebiąc w reklamówce z ubraniami. Cieszę się, że wnuczka Jane nosi „normalne" ubrania: bez przesadnych dekoltów, udziwnionych wycięć i obscenicznych długości. Coś naprawdę w moim guście.

Jane ciężko wzdycha i patrzy na mnie z pobłażaniem.

- Pan Steward nigdy nie pozwoliłby cię zgwałcić, kochanie. Co jak co, ale u niego nie ma pozwolenia na zmuszanie kobiet do stosunków. Wiem, że po wujku odziedziczył te cholerne Agencje – tu się nawet przeżegnała – ale z tego, co słyszę od chłopców, to nikt tam nie jest do niczego zmuszany. Te dziewczyny wiedzą, co mają robić i same się na to godzą. Z jakich pobudek, to już inna sprawa. Każdy wie, że chodzi jedynie o pieniądze. Steward brzydzi się gwałtem przez to, co się kiedyś stało.

Kusi mnie, żeby zapytać o to, co się stało, boję się jednak być zbyt wścibska, więc grzecznie czekam, aż Jane rozwinie swoją wypowiedź.

Kobieta spogląda na mnie poważnie i w końcu wyznaje:

- Matka pana Stewarda i jego siostra zostały porwane, skatowane i zgwałcone. Pani Steward nie przeżyła tego, a panienka Clarissa sama odebrała sobie życie, bo nie potrafiła pozbierać się po takiej tragedii.

Gwałtownie siadam na łóżku i patrzę z przerażeniem na sprzątaczkę.

Czegoś takiego się nie spodziewałam. 


😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro