Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 Wesołe życie Ayleen

OSTRZEŻENIE!  historia przeznaczona dla pełnoletnich czytelników.

W książce poruszane są treści nie zawsze odpowiednie dla każdego czytelnika. Dotyczy to między innymi zagadnień takich jak:

1. Przemoc fizyczna i psychiczna

2. Samookaleczanie się

3. Uzależnienie od środków odurzających

4. Wykorzystywanie seksualne osób nieletnich

5. Molestowanie

6. Trudne relacje rodzinne

7. Zakazane relacje

8. Relacje z dużą różnicą wieku (z osobą niepełnoletnią)

9. Prostytucja

10. Przemoc wobec nieletnich

11. Tortury

12. Gwałt

13. Śmierć

14. Samobójstwo

Bohaterowie nie są wzorami do naśladowania i ich zachowanie nie powinno być romantyzowane.


⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂⁂


Moja mama umiera. 

Widzę, że z każdym dniem jest słabsza. To, co do tej pory przychodziło jej bez wysiłku, teraz wymaga nie lada samozaparcia. Mama walczy i nie pokazuje po sobie, jak bardzo męczy ją chemioterapia, ale nie jest w stanie ukryć wszystkiego. Nie przede mną.

Zajmuję się mamą odkąd dowiedziałyśmy się o chorobie. Dokładnie pamiętam ten moment: był listopad. Od śmierci Tonego minął miesiąc, a Nadine dopiero co wróciła ze szpitala po poronieniu.

Mama po prostu zasłabła. Zakręciło się jej w głowie i straciła na chwilę przytomność. Wydawało się, że to ze stresu: w końcu kto normalny ze spokojem zniósłby śmierć własnego syna? 

Nadine nie poradziła sobie ze stratą męża. Cała ta sytuacja: jego brutale zabójstwo, przesłuchania, jedna wielka niewiadoma, a wreszcie pogrzeb, odbiło się na mojej bratowej tak, że pewnej nocy zadzwoniła do mnie ze szpitalnej izby przyjęć.

 Pamiętam, co dokładnie mi wtedy powiedziała: „Ayleen, moje dziecko odeszło. Nie mam Tonego, nie mam dziecka". Moje serce rozpadło się wtedy na milion kawałków. Po raz drugi.

Za trzecim razem było skruszone tak, że zapewne nigdy nie pozbieram go w jedną całość.

Choroba mamy zaatakowała w najmniej oczekiwanym momencie. Dzięki znajomościom Nadine udało się nam trafić do dobrego lekarza, który z wielkim oddaniem zajął się moją mamą.

- Dobrze dobrana terapia pomoże nam znacząco zatrzymać namnażanie się złośliwych komórek, a może i nawet zlikwidować te, które już się pojawiły. Niestety wszystko wymaga czasu i pieniędzy – podkreślał lekarz. - Najlepiej jak najmniej czasu i najwięcej pieniędzy - dodawał z wyrozumiałym uśmieszkiem.

 Nie miałyśmy ani jednego, ani drugiego. 

Nie byłam w stanie tak szybko zgromadzić sumy, jaką wyliczył doktor Cooper.

Kilka miesięcy wcześniej skończyłam liceum i dorabiałam sobie w pizzerii, żeby móc kiedyś pójść na studia. Tony był w jeszcze gorszej sytuacji: wprawdzie zaraz po skończeniu szkoły udało mu się znaleźć dobrą pracę w lokalnym warsztacie samochodowym, jednak wtedy też dowiedział się o ciąży Nadine. Nie chciał postąpić tak, jak nasz ojciec, więc od razu się jej oświadczył. Pobrali się na początku października.

W listopadzie mój brat już nie żył.

Mama nie była w stanie pracować, a Nadine studiowała i potrzebowała naprawdę dużo pieniędzy. Szczęście w nieszczęściu – coś tam zwrócono jej z ubezpieczenia mojego brata, ale nie była to tak zawrotna kwota, żeby pokryć szpitalne rachunki mamy. Wystarczyło tylko na opłaty za studia.

- Nadine musi kontynuować naukę. Poświęciła już tyle czasu, że szkoda by było z tego rezygnować. Poza tym... dobrze mieć pielęgniarkę w rodzinie. W mojej sytuacji pomoc Nadine jest nieoceniona – mówiła mama, gdy utyskiwałam na to, iż bratowa wydała całe odszkodowanie, aby zapłacić za studia.

Musiałyśmy sprzedać dom po dziadkach i wynająć dwie kawalerki. Nadine tłumaczyła, iż nie może z nami zamieszkać, bo ma zajęcia w szpitalu na różne zmiany i tylko by nam przeszkadzała. Jednocześnie chciała być blisko, gdyż z nas dwóch tylko ona potrafiła dobrze zająć się mamą.

Nasze mieszkanie składa się z mini salonu z aneksem kuchennym, jednej sypialni i łazienki. Mama protestowała, ale byłam uparta i nalegałam, aby to ona zajęła pokój. Mi wystarcza kanapa.

Wszystko, co oszczędziłam przez sześć miesięcy w pracy w pizzerii, poszło na rachunki za leczenie. Mogę zapomnieć o studiach. 

Ostatnie trzy lata to prawdziwy koszmar. 

Mama czasami jeździ do szpitala na wlewy, a czasami zostaje w domu. Czasami jest słaba, a innego dnia rozpiera ją energia. Jednego dnia płacze i żegna się ze mną, żeby drugiego podkreślać, że jeszcze nic nie jest stracone. Że ma szansę i zamierza ją wykorzystać.

Udało mi się zrobić dwuletni DARMOWY kurs z zakresu obsługi sekretariatu i liczę, że kiedyś zmienię wrotki i fartuszek w uśmiechnięte salami na jakąś biurową posadę. Nadine skończyła studia pielęgniarskie i pracuje w lokalnym szpitalu – przynajmniej nie musi martwić się o dojazdy, bo placówkę ma trzy ulice dalej.

Moje życie jest skupione wokół mamy i pracy. Staram się brać jak najwięcej nadgodzin w pizzerii, ale muszę przyznać, że wypłata jest tak mała, że wystarcza jedynie na czynsz i bieżące opłaty. Rachunek za szpitalne leczenie cały czas rośnie. 

To, co pokryłyśmy z pieniędzy za sprzedaż domu już od nowa zdążyło się uzbierać. Nie chcę myśleć, co będę musiała zrobić, żeby wszystko spłacić. Rozważam nawet sprzedaż jakiegoś organu, ale nie mam znajomości w światku przestępczym i nie potrafię się zmobilizować, żeby je zawrzeć. Nasze miasteczko to najspokojniejsze miejsce na Ziemi, więc nie mam nawet kogo poprosić o pomoc w tej kwestii.

***

- Ayla! - krzyczy bratowa już od samego wejścia do naszego mieszkania, jakby nie wiem jak było wielkie. Ma zaledwie trzydzieści metrów, a ja śpię na kanapie naprzeciwko drzwi wejściowych, więc nie ma potrzeby aż tak się wydzierać. Nie mówię jej tego, tylko posłusznie podnoszę się z siedzenia i spoglądam na Nadine ze strachem. Jej zacięta mina nie wróży nic dobrego.

- Od sześciu miesięcy nie opłacasz rachunków. Doktor Cooper pokazał mi dziś rozliczenie. Jeszcze trochę i leczenie Lottie będzie niemożliwe, ale przecież tego nie chcemy – dodaje i spogląda na mnie bardzo znacząco.

- Wiem, Naddie – wzdycham ciężko i kieruję się do kuchni. Znaczy, robię trzy kroki od mojej kanapy i już stoję w aneksie kuchennym. Wyjmuję pudełko z herbatą i wrzucam dwie torebki do dwóch kubków. Nadine lubi malinową, więc mama zawsze każe mi taką kupować, mimo że ja wolę tę o smaku mango.

 Staram się jednak oszczędzać na czym tylko mogę, także gdy muszę wybrać, biorę to, co życzy sobie mama. A mama zawsze życzy sobie to, co Nadine jej powie, że powinna sobie życzyć.

- Zamierzasz coś z tym zrobić? Może poproś Brandona o podwyżkę? W końcu śmigasz na tych wrotkach jak szalona, a on chyba tego nie docenia – bratowa zajmuje miejsce przy mini stoliku i spogląda na mnie z wyczekiwaniem. Nie wie, że prosiłam szefa już trzy razy o podwyżkę, jak również pożyczkę, jednak za każdym razem mówił mi, że nie ma z czego zapłacić, bo sam ma swoje zobowiązania.

- Raczej nic mi nie podwyższy, wiesz, jaki jest...

- Skąpy?

- Powiedziałabym, że oszczędny – mówię dyplomatycznie. Nie chcę narzekać na szefa, bo mimo wszystko stara się mnie wspierać i zawsze przydziela mi najwięcej napiwków. Wie, że każdy cent jest dla mnie na wagę złota.

- Lottie potrzebuje jeszcze kilku wlewów. Będzie też musiała być położna na rezonans, a o badaniach krwi nie wspomnę. To wszystko kosztuje, Ayleen. Naprawdę sporo kosztuje.

Nie musiała mi tego tyle razy powtarzać, gdyż dokładnie zdaję sobie z tego sprawę. W końcu to ja płacę za wszystko. Ja na to pracuję i ja wydaję.

Czasami mam ochotę powiedzieć jej, że zamiast narzekać, mogłaby mi pomóc, w końcu zarabia więcej niż ja i ma na utrzymaniu tylko siebie, ale wiem, że nie spodobałoby się to mamie. Uważa synową za siódmy cud świata i nie da złego słowa o niej powiedzieć. Twierdzi, że Naddie nie ma obowiązku nam pomagać, bo przecież Tony nie żyje od trzech lat, a ona i tak wyjątkowo się poświęca, gdy kontaktuje się z lekarzem i umawia mamę na wszystkie badania. Do tego wpada raz dziennie i kontroluje stan byłej teściowej. Anioł nie dziewczyna. Niedobra Ayleen nie powinna wymyślać, tylko wziąć więcej nadgodzin.

Skrzyczałam się w myślach za takie podejście.

„Jesteś po prostu zmęczona, Ayla. Całe twoje życie od trzech lat kręci się tylko wokół mamy i pracy. Niestety nie wyrabiasz już na zakrętach i to cię frustruje. Musisz się ogarnąć, bo mama na ciebie liczy. Masz tylko ją" powtarzam w myślach i uśmiecham się smutno do Nadine. Bratowa klepie mnie pocieszająco po dłoni i pyta o słodzik.

- Nie mam. Tylko cukier – odpowiadam zgodnie z prawdą. Słodzik to towar z górnej półki i zwyczajnie mnie na niego nie stać. Naddie jednak woli go od zwykłego cukru, który jej zdaniem jest trucizną. Jestem pewna, że zaraz poleci na skargę do mamy i wymusi na niej zakup słodzika, mimo że ani mama, ani ja nie słodzimy.

Zwracam uwagę na piękną, złotą bransoletkę na nadgarstku dziewczyny. Nie widziałam jej wcześniej, ale mogę się mylić, bo nie mam pamięci do rzeczy Naddie, w końcu ma ich więcej niż ja i mama razem wzięte. Ona szybko zauważa, gdzie błądzi mój wzrok, bo zaraz naciąga rękaw tak, żeby zakryć błyskotkę.

- Kupiłam w Sinsay. Wygląda jak prawdziwe złoto. Łatwo można się nabrać – tłumaczy, a ja tylko kiwam głową i powtarzam sobie w myślach, że to nie moja sprawa. Leczenie mamy to nie jej obowiązek, w końcu pomaga nam, jak tylko może.

Gdy bratowa wychodzi, mam pół godziny na ogarnięcie się do pracy. Związuję włosy beżową wstążką, dopasowaną kolorystycznie do „służbowego" stroju, a na nogi wciągam długie, pasiaste podkolanówki. Nie maluję się, bo w kuchni jest tak gorąco, iż cały makijaż spływa w kilka minut.

 Pizzeria Brandona szczyci się prawdziwymi, kamiennymi piecami, więc jest tam naprawdę duszno. Na początku nienawidziłam zapachu pieczonego sera, bo moje ubranie przesiąkało nim, a włosy wymagały kilku porządnych myć, zanim straciły ten serowy zapaszek, ale po trzech latach zdążyłam się przyzwyczaić. W tym momencie już nic mi nie przeszkadza: ani zapachy, ani wieczne poganianie, ani te cholerne wrotki na nogach. Przywykłam do wszystkiego. Pizzeria stała się moim drugim domem, bo tu spędzam najwięcej czasu. Resztę poświęcam mamie.

- Dobrze, że jesteś Ayleen. Szef cię woła do siebie. Natychmiast – informuje mnie jedna z nowych kelnerek. To córka szwagra Brandona i pozwala sobie na więcej, niż reszta pracowników. Nie umie jeździć na wrotkach, więc wykonuje pomniejsze prace na zapleczu, ale też tylko te, które nie psują jej perfekcyjnie wymalowanych paznokci.

Kiwam jej głową w podziękowaniu za informację i od razu idę do Brandona. Całą drogę zastanawiam się, czego mógłby ode mnie chcieć. Przez te trzy lata nigdy nie było na mnie żadnej skargi, dobrze dogaduję się zarówno z pracownikami, jak i z klientami. Często biorę nadgodziny i bez oporów zastępuję wszystkich, którzy tylko tego potrzebują. Nie palę, więc nie muszę robić sobie przerw w miejscu pracy. Rzadko kiedy podjadam, bo i tak nie mam czasu usiąść nawet na chwilę.

Dopiero po głębszym zastanowieniu przypomina mi się, że przecież prosiłam go w tamtym miesiącu o podwyżkę. Może... mimo wszystko zdecydował się mi ją przyznać? Byłoby wspaniale – mogłabym wpłacać większe raty na rachunek szpitala i szybciej spłaciłabym zobowiązanie.

Pukam cicho w drzwi gabinetu szefa i od razu słyszę jego głos.

Brandon jest poważny. Nie spogląda na mnie z uśmiechem, jak to zazwyczaj robił. Nie zagaduje, ani nawet nie pyta o mamę. Po prostu przygląda mi się z jakimś takim... smutkiem w oczach. I wstydem.

- Ayleen... muszę z tobą poważnie porozmawiać. Nie, nie siadaj – stopuje mnie, gdy chwytam za krzesło stojące obok biurka – to szybka rozmowa.

- Słucham szefie, dlaczego chciał mnie pan dzisiaj widzieć? - pytam, chociaż cała ta sytuacja wydaje mi się wybitnie niepokojąca. Jakby zaraz miało się wydarzyć coś złego.

Brandon unika patrzenia w moje oczy. Cały czas przekłada dokumenty i wzdycha, jakby było mu wybitnie ciężko, a przecież z nas dwojga to ja pracuję kilkanaście godzin w dusznej kuchni z cholernymi wrotkami na stopach, a on po prostu wpada raz na jakiś czas do biura. Mimo wszystko, to on jest bardziej zmęczony, niż ja.

Wreszcie zbiera się w sobie i podnosi głowę. Jego wodniste oczy wpatrują się we mnie uważnie, choć trochę przepraszająco.

- Ayla... muszę cię zwolnić w trybie natychmiastowym.


😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒😒

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro