51 Dziki zwierzak
Uwaga! To drugi z dziś dodanych rozdziałów :) Rozdział 50 też jest nowy, więc zachęcam do cofnięcia się, jeśli ktoś przeoczył :)
Budzę się przed nim i przez chwilę podziwiam jego spokojną twarz. W mojej głowie kłębią się różne myśli, niestety nie są optymistyczne. Zdaję sobie sprawę z tego, że przepadłam. Zrobię wszystko, czego będzie ode mnie chciał. Wiem, że to źle, bo Collin nie jest szlachetnym rycerzem, a raczej czarnym charakterem, a mimo to ciągnie mnie do niego tak, jak do nikogo wcześniej.
Cały czas jestem zła za te tabletki, choć z drugiej strony... biorąc pod uwagę to, iż wyłączam myślenie, gdy zaczyna mnie całować, może to i dobrze, że pomyślał o wszystkim? Czy bylibyśmy w stanie zawsze pamiętać o prezerwatywach? On może i tak, w końcu jest tym rozsądnym i opanowanym, ja niestety nie pamiętam o niczym. Rozumiem, że w razie czego zająłby się dzieckiem, ale czy potrafiłabym mu je tak po prostu oddać?
Nie przewiduję wspólnego życia. Nie z nim.
Teraz jest ciekawie – intensywnie i przyjemnie, ale na dłuższą metę nasz związek nie miałby sensu. Collin potrzebuje dobrze ustawionej kobiety: z koneksjami i wpływową rodziną. To nie jestem ja. Do tego... nie wiem, czy kiedykolwiek pogodzę się z tym, czym on się zajmuje. Niby wiem o tym niewiele, ale drugie tyle sobie dopowiadam i wyobrażam różne rzeczy.
Czy on wtedy w porcie... przemycał narkotyki? Dlatego te psy tak węszyły przy kontenerach z nawozami? Czy naprawdę skrzywdziłby każdego, kto mi podpadnie? W takim razie Nadine nie powinna czuć się bezpieczna, ani tym bardziej doktor Cooper, ponieważ do nich mam największy żal o to wszystko.
Z drugiej strony: gdyby nie to, że wmanewrowali mnie w sytuację bez wyjścia, nigdy nie poznałabym Stewarda. Nigdy nie miałabym okazji przeżyć tego, co ostatniej nocy, czuć się tak, jak teraz.
Nie mogę się w nim zakochać, choć jest to bardzo trudne, bo za każdym razem, gdy mnie czymś zirytuje lub przestraszy, robi potem coś takiego, że od razu mięknę. Jestem słaba i nie potrafię długo trzymać urazy. Wszyscy zawsze z tego korzystali, nawet mama.
Wysuwam się powoli z objęć mężczyzny. Mruczy coś przez sen, ale nie wybudza się, co mnie cieszy. Przez ostatnie lata przyzwyczaiłam się do samotności i teraz bardzo jej potrzebuję. Muszę zmusztrować się w głowie, iż nie wolno mi za bardzo się wkręcić w relację z szefem, że to ma być tylko przyjemność, nic więcej. Żadnych uczuć.
Idę po cichu do łazienki. Pierwszy raz mam zakwasy w intymnym miejscu. Uśmiecham się sama do siebie na wspomnienie tego, co robiliśmy w nocy. Seks z Collinem jest świetny. Bardzo mi się podoba.
Cały czas nie mogę nadziwić się, iż tak mocno wszystko odczuwam, gdy jestem z nim w łóżku. Chyba nawet przez moment nie leżałam jak „kłoda", tylko cały czas byłam aktywna i nieposkromiona. Uwielbiam go dotykać. Szef ma idealnie wyrzeźbione ciało. Wystarczy mi, że o tym pomyślę, a już zaczynam się nakręcać.
To chore. Dlaczego on tak bardzo na mnie działa?
Napuszczam wodę do wanny. Marzę o kąpieli. Po raz kolejny oglądam swoje ciało. Dopiero teraz zauważam ślady palców Collina odbite na moich pośladkach. Musiał trzymać mnie naprawdę mocno. Malinki na szyi i dekolcie też stały się wyraźniejsze. Nie tak łatwo będzie je ukryć.
Gdy kąpiel jest gotowa, z lubością zanurzam się w pachnącej wanilią i truskawką pianie. Włosy spinam na karku, żeby się nie zamoczyły. Odchylam głowę i dalej rozmyślam.
Muszę znowu zadzwonić do tego cholernego ośrodka, a najlepiej wpierw do Nadine i ją opieprzyć za to, że oddała mamę w miejsce, z którym tak ciężko się skontaktować. Pisałam ostatnio e-mail na adres podany na stronie, ale w dalszym ciągu nie otrzymałam odpowiedzi.
Tęsknię za mamą. Nie jestem przyzwyczajona, żeby nie widzieć jej tak długo, ponieważ do tej pory zawsze byłyśmy razem. Od urodzenia miałam tylko ją i Tonego, a od prawie trzech lat tylko ją jedną.
Naddie nie liczę – nigdy za dobrze się nie dogadywałyśmy. Chyba nawet wolałabym, żeby znalazła sobie kolejnego męża i założyła własną rodzinę, z dala ode mnie i mamy.
Nie cieszę się długo samotnością, gdyż po kilkunastu minutach do łazienki wchodzi Collin. Jest częściowo ubrany, ale mimo to zaciskam mocniej uda, gdy mój wzrok przesuwa się po jego torsie i mięśniach brzucha. Podoba mi się tak bardzo, iż nie jestem w stanie przestać się na niego gapić. W nocy odkryłam, że ma kilka blizn na ciele, ale nie pytałam o nie. Może kiedyś sam mi opowie.
Podobają mi się jego tatuaże, szczególnie te na ramionach, choć są trochę przerażające, ale nie mogę odmówić im artyzmu. Przypominają to, co widziałam na obrazach Caydena, więc tak nieśmiało domyślam się, iż to młodszy Steward pewnie je projektował.
Collin podchodzi do wanny i nachyla się nad nią tak, iż nasze oczy znajdują się prawie na jednym poziomie. Niespiesznie przesuwa wzrokiem po śladach, jakie zostawiły jego usta na moim ciele.
- W końcu znikną – mówię cicho. Mam tak ochrypnięty głos, jak to czasami bywa po wyjątkowo dobrym koncercie, gdy publiczność śpiewa razem z artystą. W prawdzie nie śpiewałam w nocy, ale krzyczałam, przede wszystkim jego imię, dlatego też moje gardło odczuwa to teraz.
- Zrobię nowe – odpowiada z pewnością. Uśmiecham się lekko na to stwierdzenie. Za wszelką cenę musi pokazać, jak bardzo jestem jego.
- Żałujesz? - pyta nagle. Widzę, że jest poważny i bardzo skupiony. Po raz kolejny czuję się jak na przesłuchaniu z wykrywaczem kłamstw. Collin wwierca się spojrzeniem w moje oczy. Próbuje wyłapać każdą zmianę mojego nastroju.
- Nie. Niczego nie żałuję. Czuję się świetnie i z chęcią bym to powtórzyła – nie kłamię. Tak właśnie jest. Wszystko, co robiliśmy w nocy podobało mi się. Wszystko było dla mnie czymś nowym, ale jednocześnie tak interesującym, że chciałabym więcej. Więcej Collina.
- To dobrze, bo będziemy często to powtarzać. W każdym miejscu i w każdy możliwy sposób, skarbie. Jesteś moją kobietą, musisz w końcu to przyznać. Nikt nie ma prawa cię dotknąć, bo inaczej będę zmuszony osobiście go skrzywdzić.
Nie daje mi odpowiedzieć na te słowa, bo od razu nachyla się i mnie całuje.
Czy nie mówił mi przypadkiem, że nie lubi się całować? Niczego takiego nie zauważyłam...
Collin bierze szybki prysznic, a gdy ja wychodzę z wanny i zaczynam się wycierać, spogląda na mnie tak drapieżnie, iż momentalnie zaczynam drżeć z ekscytacji. Mężczyzna niestety potrafi się opanować i ostatecznie grzecznie opuszcza łazienkę.
Jest mi trochę przykro z tego powodu, bo chyba liczyłam na coś więcej... Kiedy zrobiłam się taka niewyżyta?
- Gdyby nie to, że spieszymy się do domu, to wrzuciłbym cię z powrotem do łóżka – mówi, kiedy wychodzę z łazienki owinięta w ręcznik i zaczynam wybierać ubranie na dziś.
- Kiedy lecimy?
- Za niecałą godzinę. Ubierz się, to zejdziemy na śniadanie. - Poleca. Chwilę zastanawiam się, czy znów wskoczyć w wygodny dres, czy jednak nałożyć coś innego... bardziej kobiecego. Ostatecznie decyduję się na czerwoną, zwiewną sukienkę z takiego materiału, który nie powinien się wygnieść w samolocie. Kreacja jest dość skromna przy dekolcie, ale mimo to nie zakrywa wszystkich malinek, dlatego też rozpuszczam włosy i staram się ukryć pod nimi ślady naszej nocnej zabawy.
Trochę dziwnie czuję się w restauracji, gdyż prawie każdy odwraca ode mnie wzrok. Nawet kelner boi się na mnie spojrzeć. Zastanawiam się dlaczego? Czyżby wszystkich oburzało to, że miałam wspólną sypialnię z szefem? A może za bardzo hałasowałam? Czuję, iż robię się czerwona jak i moja sukienka, gdy tak dociera do mnie, że w nocy na pewno wszystko się niosło echem po korytarzach, w końcu nie mieliśmy apartamentu, tylko zwykły pokój.
Jak to dobrze, że Collin ma w domu osobne piętro...
Mężczyzna zauważa mój delikatnie podły nastrój, gdy zajmujemy miejsca w samolocie. Ochrona nie patrzy na mnie. Nawet Clark – do tej pory jeden z tych pracowników, którzy czasami zagadywali mnie i żartowali, unika przyglądania się mi i praktycznie nie odzywa.
Nie rozumiem ich zachowania. Może myślą, że wlazłam Stewardowi do łóżka, bo zależy mi na jego pieniądzach? Albo że jestem łatwa?
- Ayleen... stresujesz się? - pyta cicho Collin. Jeszcze mnie nie objął, ale jego dłoń już spoczywa na moim udzie i lekko je gładzi.
- Tak trochę – odpowiadam. To prawda. Stresuję się nie tyle lotem, co opinią innych. Nie chcę, żeby ktokolwiek źle o mnie myślał.
Szef powoli przesuwa dłoń z mojego uda po to, żeby po chwili wsadzić ją pod moją sukienkę. Wstrzymuję oddech, gdy czuję, jak jego place błądzą po brzegu mojej bielizny.
On chyba nie zamierza... tu???
Mężczyzna nie spuszcza ze mnie rozpalonego wzroku.
- Mam pomysł, jak cię zrelaksować – mówi, gdy samolot osiąga wymaganą wysokość. Wsuwa dłoń w moje majtki i zaczyna dotykać mnie tak, jak to robił kilka godzin temu. Z moich ust wyrywa się krótkie westchnienie.
- Tu są ludzie – szepczę. Wprawdzie ochrona siedzi z dala od nas, ale mimo wszystko jesteśmy w jednym pomieszczeniu. Nie będę potrafiła spojrzeć im potem w oczy, gdy teraz zacznę jęczeć, a na pewno tak będzie, bo palce Collina dokładnie wiedzą, co robić, żeby było przyjemnie.
Szef zabiera rękę spod mojej sukienki. Robi mi się smutno, co jest irracjonalne, bo nie powinnam chcieć kontynuacji tak frywolnego zachowania, a mimo wszystko... było tak przyjemnie, że żałuję, iż się skończyło.
Collin odpina pas i wstaje.
- Wszyscy, wyjść. Nie chcę tu nikogo widzieć do końca lotu – rozkazuje głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie mija chwila, a zostajemy sami. Pracownicy opuścili naszą kabinę i udali się w inne miejsca. Odpinam swój pas. Skoro wszyscy wyjść, to ja pewnie też.
Mężczyzna siada i łapie mnie za dłoń, gdy zaczynam wstawać. Pociąga do siebie tak, iż ląduję na jego kolanach. Wyraźnie czuję, że jest podniecony...
- A ty gdzie się wybierasz? - pyta niskim głosem. Przekręca mnie, więc siedzę teraz na nim okrakiem i spoglądam prosto w jego oczy. Kładzie ręce na moich udach i powoli wsuwa je pod sukienkę.
- Wszyscy mieli wyjść... - wyduszam z siebie. Delikatnie podskakuję, gdy słyszę dźwięk rozrywanego materiału. Collin właśnie zepsuł moje nowe, koronkowe majtki od czerwonego zestawu bielizny.
- Wszyscy pracownicy – podkreśla. Zaczyna rozpinać spodnie. Nie potrafię nie zerknąć w dół, pomiędzy nasze ciała.
- Też jestem pracownikiem – mówię. Nie mogę się powstrzymać. Obejmuję dłonią jego penisa i zaczynam powoli po nim przesuwać. Widzę, że podoba mu się, iż robię to z własnej inicjatywy.
- Jesteś moją kobietą, nie pracownikiem. Partnerką. - Mężczyzna chwyta mnie za biodra i delikatnie unosi. Zajmuję odpowiednią pozycję, a następnie powoli się na niego osuwam. Uwielbiam ten moment. Pierwsze złączenie naszych ciał. To rozpieranie, gdy mam go w sobie. Całkowite wypełnienie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak mi tego brakowało... od kilku godzin.
- Będę głośno – ostrzegam. Niespiesznie podnoszę się i opadam na mężczyznę.
- Lubię, jak jesteś głośno.
- Nie chcę, żeby słyszeli – wyznaję. Wsuwam dłonie we włosy Collina i zaczynam go całować. Mam nadzieję, że to choć na trochę mnie uciszy, bo coraz trudniej jest mi powstrzymywać jęk, który narasta w gardle.
Szef puszcza moje biodro i nachyla nas tak, że przez chwilę mam wrażenie, iż położy mnie na podłodze. W następnym momencie do moich uszu zaczyna docierać... bardzo głośna muzyka.
- Rammstein? - pytam zaskoczona. Znów siedzimy w tej samej pozycji, co wcześniej, tylko teraz pchnięcia Collina zrobiły się szybsze.
- Żeby zagłuszyć jęki mojej kobiety. One są tylko dla mnie – odpowiada od razu. Mimowolnie uśmiecham się do niego. Doceniam starania.
Zaczynam intensywniej poruszać biodrami. W międzyczasie całuję twarz i szyję Stewarda niczym opętana. Nie umiem przestać go dotykać. Nie chcę przestawać.
Wpijam się usta mężczyzny, gdy dochodzę. Tak dla bezpieczeństwa... Nie ufam Rammsteinowi i jego zagłuszaniu ani trochę. Kładę potem głowę na ramieniu mężczyzny i leniwie wyglądam przez okienko. Collin w dalszym ciągu porusza się we mnie, choć czuję, że też jest blisko. Podziwiam chmury – znowu lecimy ponad nimi. Po tym, co właśnie robiliśmy mogę śmiało stwierdzić, że leciałam dosłownie i w przenośni: ciałem i duszą.
Mężczyzna obejmuje mój policzek i przekręca moją twarz, żeby pocałować mnie mocno, gdy osiąga orgazm. Zaciskam się na nim. Wyraźnie czuję jego pulsowanie w sobie.
- Jak ci się podoba taki sposób na odstresowanie? - pyta mnie, gdy nasze oddechy wracają do normy, a serca odzyskują właściwy rytm. Spoglądam w jego ciemne oczy i delikatnie przesuwam palcem po świeżo ogolonym policzku.
- Możesz zawsze mnie tak odstresowywać – mówię z przekonaniem. Uśmiecha się na to wyznanie.
- Dla ciebie wszystko, Ayleen.
W tym momencie wierzę w jego słowa. Też zrobiłabym dla niego wszystko.
***
Lot upłynął nam spokojnie. Przez większość czasu nie opuszczałam kolan Collina i wtulałam się w mojego mężczyznę. Steward pomyślał o wszystkim i pomógł mi się ogarnąć po naszym „podniebnym" numerku.
Wprawdzie opuszczałam pokład samolotu bez bielizny, bo ta została zniszczona, ale nie było nic widać, gdyż sukienka miała przyzwoitą długość, a do tego nikt nie zwracał na mnie uwagi. Ochrona kryła się po kątach i starała nie wchodzić w drogę Collinowi. Miałam wrażenie, że wyjątkowo mocno się go boją.
Gdy dotarliśmy do domu, zjedliśmy szybki lunch, a potem szef musiał wyjść i coś załatwić, dlatego też zostaję sama. Korzystam z prysznica i przebieram się w inną sukienkę. Pamiętam też o bieliźnie.
Nie widziałam Collina aż do kolacji. Nie martwię się tym, bo często tak było, iż zajmował się czymś poza domem. Spędzam ten czas z Mary i fakturami. Dobrze było zająć czymś myśli, choć i tak co chwilę uciekały w stronę Stewarda i tego, co z nim robiłam. Rumienię się za każdym razem, kiedy nachodzą mnie wspomnienia o naszych interakcjach.
Nie mogę dalej wypierać tego, że ma mnie całą. Nawet wmawianie sobie, że to tylko seks, niewiele daje.
Zakochuję się w nim. Z każdym dniem coraz bardziej.
Przez to, iż trochę zasiedziałam się przy fakturach, schodzę delikatnie spóźniona na kolację. Collin już jest w jadalni.
Cayden też.
Tak... młodszy brat wpadł w odwiedziny.
- Gwiazdeczko! Że też ten Col tak cię męczy! Dopiero co wróciłaś z podróży, a już siedzisz w papierach – mówi wesoło na mój widok. Siadam na swoim standardowym miejscu, obok Collina. Jego brata mam naprzeciwko siebie.
- Lubię siedzieć w papierach. - Uśmiecham się do Caya. Trochę dziwnie się czuję, gdy tak uważnie się mi przygląda.
- Coś nie tak? - pytam, bo spojrzenie mężczyzny staje się wręcz krępujące. Z taką intensywnością wbija we mnie swoje ciemne oczy, iż zaczynam czuć się nieswojo.
- Jednak dał ci się spotkać z chłopakiem sam na sam? - dziwi się Cayden. - Ten twój Zane to prawdziwy dziki zwierzak. No, no, no... Wasze spotkanie musiało być intensywne – kiwa głową z uznaniem.
Gdy sens jego słów dociera do mnie, robię się czerwona na twarzy. Cay zauważył moje malinki... i myślał, że to po spotkaniu z Zane'em...
- To teraz rozumiem, dlaczego ochrona narzekała, że Col był wkurwiony cały lot i wszystkich wywalił z pokładu, a do tego słuchał Rammsteina. Nie dziwię ci się. Też bym był wściekły, gdyby ktoś dobierał się do mojej osobistej asystentki – dodaje młodszy Steward i rzuca współczujące spojrzenie bratu.
Collin jak zawsze jest spokojny i opanowany. Z jego twarzy nie da się nic wyczytać. Zazdroszczę mu tego. Po mnie widać wszystko.
Mam nadzieję, że Cay nie domyśli się, iż to nie mój były chłopak był tym dzikim zwierzakiem, tylko jego brat... Miałby używanie i nie dałby mi spokoju chyba nigdy...
Szef chce coś powiedzieć, ale przerywa w pół słowa i wbija niezadowolony wzrok w wejście do jadalni. Powoli odkręcam głowę, żeby zobaczyć, o co chodzi.
Mrugam kilka razy, bo nie spodziewałam się, iż tego dnia odwiedzi nas... Camille.
A ona czego tu szuka?
😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁
Myślę że jutro po południu też coś wpadnie :) Do niedzieli :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro