30 Zapach nie tych perfum
pov: Collin Steward
- Nie zostawiaj mnie, proszę – mówi Ayleen. Od momentu wyjścia z jaskini uczepiła się mnie i nie pozwala odejść nawet na krok.
Może to głupie, ale wcale nie chcę od niej odchodzić. Muszę upewnić się, że jest cała i że będzie zdrowa, bo jak na razie zaczęła gorączkować.
Jane pomogła się jej przebrać w spodenki do kolan, żeby dolna część nóg została odsłonięta na czas zakładania opatrunków przez Vanessę. Podała też lekarstwa. Dziewczyna opiera głowę o moją klatkę piersiową, gdy gospodyni bandażuje większe rany. Obejmuję Ayleen ramieniem i delikatnie głaszczę ją po plecach.
Jestem pewien, że Cay odpowiednio zajmie się Jeremayah. Zapewne nic z niego nie zostanie...
- Nie zostawię, Ayleen. - Nie wiem dlaczego, ale podejrzewam, że to pod wpływem chwili i tego, jak bardzo ta dziewczyna potrzebuje teraz wsparcia i opieki, opieram policzek o czubek jej głowy. Nie poznaję sam siebie. Nigdy wcześniej nie zdarzały mi się takie gesty. - Spróbuj zasnąć, dobrze? Będę tu cały czas.
Nie muszę długo czekać, żeby usłyszeć miarowy oddech mojej asystentki. Jane i Vanessa po cichu opuszczają pokój. Nie mogę zrobić tego samego, w końcu obiecałem, że zostanę z Ayleen.
Cały czas opieram swoją głowę o tę jej i myślę nad bezsensownością takich gestów. Przytulanie, głaskanie, całowanie policzków, czoła, włosów, tak naprawdę do niczego nie prowadzi. Nienawidzę, gdy ktoś dotyka mojej twarzy. Nie lubię całować kobiecych, wymalowanych ust.
Kojarzą mi się z dziewczynami z domu wujka, które na siłę próbowały zrobić ze mnie mężczyznę, przez co inicjację seksualną przeżyłem stanowczo za wcześnie. Nie całuję kobiet po twarzy, ani ich nie przytulam.
Camille nauczyła się, że jedyne, na co może sobie pozwolić w mojej obecności, to lekkie cmoknięcie w policzek. Z mojej strony nie może na to liczyć.
Za to lubię całować jej dekolt i cycki. Zajmował się nimi najlepszy chirurg z Nowego Jorku i muszę przyznać, są świetne. Czasami lubię całować ją po szyi, ale nie jakoś często.
Ayleen kręci się i coś mruczy pod nosem, dlatego poprawiam naszą pozycję: już nie siedzimy oparci o wezgłowie jej łóżka, a leżymy, znaczy ja leżę, a dziewczyna wtula się w ramię, którym ją obejmuję. Dostała lekarstwo, ale w dalszym ciągu jest zbyt ciepła, widocznie jeszcze nie zadziałało.
Gdy tak myślę o Camille, przypomina mi się, że muszę do niej zadzwonić i odwołać dzisiejsze plany. Wyjmuję po cichu telefon i wybieram numer.
- Tak, kochanie? Gotowy? - słyszę szczebiotliwy głos mojej partnerki. Na początku strasznie irytował mnie jego wysoki ton, teraz już się przyzwyczaiłem.
- Musisz lecieć sama, Camille. Wypadło mi coś – rzucam spojrzenie na twarz Ayleen, bo akurat delikatnie przekręciła głowę. Jej ciemne rzęsy rzucają delikatny cień na policzki, a usta są subtelnie rozchylone. Dziewczyna na idealne wargi: pełne, ładnie wykrojone. Do tego wyglądają na miękkie i zachęcają do tego, czego nigdy nie robię. Potrząsam szybko głową i wywalam z niej bzdurne myśli – wypadło mi coś ważnego – kończę.
Żeby nie było: Camille też ma piękne usta. Wypełnia je regularnie, żeby były idealne i zachwycające, jednak nie mam ochoty ich całować. Czasami, jak rzeczywiście mnie najdzie, to pozwalam sobie na pocałunki z moją partnerką, ale to naprawdę wyjątkowe sytuacje, które można policzyć na placach u jednej ręki.
- Co może być ważniejszego od wspólnego lotu do Nowego Jorku i ostrego seksu w hotelu z widokiem na Central Park? - pyta zalotnie Cami.
No właśnie... co.
Rzucam kolejne spojrzenie wtulonej we mnie dziewczynie.
Kompletnie nie rozumiem tego, co robię, a szczególnie po co.
- Uwierz mi, że coś może.
Kobieta wzdycha. Wyraźnie słychać, że jest niepocieszona moją nagłą zmianą planów. Sam też nie skaczę z radości, aczkolwiek nie mam zamiaru zostawiać Ayleen, gdy po domu błąka się Cay. Na pewno wpadłby w odwiedziny i wiem, jak to mogłoby się skończyć. Brat nie umie powstrzymać się, gdy widzi ładną dziewczynę, a do tego ma gadane i potrafi tak zakręcić się przy każdej, że same wskakują mu do łóżka.
Ayleen spodobała się mu, bo jest inna, niż te wszystkie kobiety, którymi na co dzień się otaczamy. Zainteresowała go i wiem, że nie odpuści jej tak szybko. Muszę podkreślać, że to moja pracownica, to w końcu powinien dać jej spokój. Z Camille to przynajmniej działa: brat wie, że nie ma prawa ruszać mojej kobiety. Będę musiał rozszerzyć „własność" i na Ayleen.
- Zobaczymy się dopiero w następnym tygodniu – mówi Cami – wiesz, że muszę zostać te kilka dni na targach galanterii skórzanej. Pooglądać trendy i reklamować moje produkty. Szkoda, że nie uda ci się ze mną być – jęczy ze smutkiem.
- Do zobaczenia w czwartek. Pamiętaj o sukienkach dla mojej asystentki – przypominam, na co tylko głośno wzdycha. Chwilę potem kończymy połączenie.
Praca z Ayleen, która jest praktycznie przyklejona do mojego boku, nie należy do najłatwiejszych, ale udaje mi się zrobić trochę rzeczy. Wystarczy telefon i delegowanie mniej ważnych zadań. Najważniejszym zawsze zajmuję się osobiście, bo tylko sobie ufam.
Czas leci mi tak szybko, że nim się obejrzę, jest już wieczór. Ayleen zaczyna coraz bardziej kręcić się na łóżku, a do tego na jej czole pojawiają się krople potu. Mówi też coś, ale jest to bardzo nieskładne.
- Tony... nie... - z tego, co pamiętam, Anthony to jej brat, dlatego też nie reaguję, gdy to słyszę. Z dokumentów, które moi ludzie przynieśli mi na temat Ayleen wynikało, iż chłopak zginął kilka lat temu brutalnie zabity na stacji paliw, a sprawcy nie odnaleziono. - Nie Tony, tylko nie ty. Obiecałeś... miałeś zawsze być... - szlocha.
Przytulam ją mocniej. Musiała być emocjonalnie związana z bratem, skoro podczas choroby o nim myśli. Gdy tak dotykam jej pleców, orientuję się, że jest cała mokra. Nie mogę jej tak zostawić, a nie mam pojęcia, gdzie trzyma swoje rzeczy, gdyż ochrona jeszcze nie złożyła dla niej szafy. Będę musiał im o tym przypomnieć jutro z rana.
Wstaję powoli z łóżka, na co dziewczyna od razu się krzywi, dlatego też szybko biorę ją na ręce i wynoszę z pokoju. Zamierzam zabrać ją do siebie i przebrać w coś suchego, żeby nie rozchorowała się jeszcze bardziej. Nie mogę się nadziwić, jaka jest lekka i delikatna.
Po przekroczeniu progu sypialni od razu kładę ją na łóżku i ruszam w stronę garderoby, żeby znaleźć jakąś koszulkę. Ayleen budzi się, kiedy zaczynam ją rozbierać. Siada na materacu i spogląda na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Dlaczego mnie rozbierasz? - pyta zachrypniętym głosem od którego zaczyna robić mi się gorąco. Karcę się w myślach, że to niewłaściwe, a dziewczyna jest tylko moją asystentką, a nie obiektem seksualnym. Nie patrzę na nią tak, jak mój wiecznie niezaspokojony brat.
- Jesteś mokra, musisz nałożyć coś suchego – tłumaczę cicho. Siadam z jej lewej strony i łapię za brzeg koszuli nocnej – podnieś ręce do góry.
Bez protestu wykonuje moje polecenie. Chyba jest na granicy jawy i snu bo przymyka oczy i oddycha ciężko. Jest jednak częściowo świadoma, ponieważ zasłania ręką piersi, gdy tylko udaje mi się wyswobodzić ją z ubrania.
Oczywiście, że nie powinienem na nią patrzeć. To mój pracownik, a w dodatku chory pracownik. Nie jestem jednak w stanie się powstrzymać i spuszczam wzrok na jej biust.
Nie ma się czego wstydzić, oj nie ma... Jak na tak szczupłą, a wręcz wychudzoną osobę... posiada naprawdę ładne piersi. Idealnie mieściłyby się w moich dłoniach.
Nie wiem, który to już raz dziś, opieprzam się za głupie myśli. Żeby oderwać wzrok od cycków asystentki, przesuwam się tak, iż siadam za jej plecami. Tak będzie bezpieczniej.
Zauważam, że dziewczyna ma mały tatuaż na ramieniu. W zasadzie to tylko siedem gwiazdek. Mimowolnie przesuwam palcem po rysunkach, na co dziewczyna delikatnie odwraca głowę w moją stronę.
- Spadające gwiazdy. Na szczęście i spełnienie marzeń – wyjaśnia cicho.
- Spełniły już twoje marzenie? - pytam. Nie potrafię tak szybko zabrać palców z jej ramienia. A może po prostu nie chcę?
Ayleen zamyśla się, ale po chwili odpowiada.
- Tak trochę.
- Jakie to marzenie? Możesz powiedzieć?
Waha się, ale po chwili wyznaje cicho.
- Chciałam być kochana.
Nie spodziewałem się takiego marzenia. Myślałem, że dziewczyna wychowywała się w spokojnym domu. Miała mamę i brata. Ojca nie było, ani też nie było wzmianki o nim w kacie urodzenia, a dzieci miały nazwisko matki, ale to chyba znak, że opuścił ich bardzo wcześnie. Może odczuwała jego brak i przez to nie była szczęśliwa?
- Zrobiłam sobie ten tatuaż z Tonym, na nasze osiemnaste urodziny. To był prezent od niego. Nikomu o tym nie mówiłam, bo moja mama – dziewczyna mimowolnie się wzdryga na wspomnienie tej kobiety - moja mama nie lubi, gdy dziewczyny mają tatuaże, no chyba, że to Nadine. Ona może i jej pasuje, ale mi zabraniała robić. Brat zabrał mnie do studia tatuażu i to za jego namową zrobiłam. Tylko on i Zane o tym wiedzieli. Zawsze chowam go pod ubraniem – wyjaśnia mi szczegółowo.
Widzę, że kręci się na materacu i chyba ma ochotę się położyć, dlatego też szybko nakładam jej koszulkę. Po raz kolejny opieprzam się w duchu za spoglądanie na jej piersi, gdy unosi ręce, aby wciągnąć ubranie przez głowę, a następnie, zanim zaśnie, podaję jej szybko tabletki i butelkę z wodą. Ayleen kładzie się na środku łóżka i szybko zasypia, a ja idę pod prysznic. Wracam pospiesznie do mojej asystentki.
Kładę się na łóżku obok niej, ale jej nie dotykam. Nie wiem, jak ona to robi: czy jakoś mnie wyczuwa, czy o co chodzi, ale po chwili przysuwa się do mnie tak, że znów muszę wsunąć ramię pod jej głowę i przytulić jej ciało do siebie. Gdy tylko czoło Ayleen wtula się w moją szyję, dziewczyna łagodnie wzdycha, jakby z ulgą, zadowoleniem.
Widocznie to jest jej miejsce.
Nie mogę nie pozwolić sobie na małe igranie z nią, kiedy budzi się rano i jest zawstydzona tym, że spędziła noc w mojej sypialni. Z rozmysłem nachylam się nad nią tak, że dzieli nas niewielka odległość. Doskonale widzę, że moja obecność robi na niej większe wrażenie, niżby chciała się do tego przyznać.
W tym momencie jednak też popełniam błąd. Jestem zbyt pewien siebie, jeśli chodzi o prowokowanie Ayleen i mimowolnie spoglądam na jej usta. Pełne, wilgotne i delikatnie rozchylone, jakby tylko czekały na moje pocałunki.
Muszę odejść od niej jak najdalej, żeby nie zauważyła, jakie robi na mnie wrażenie. To byłaby niepotrzebna komplikacja.
Kolejne dni mijają nam szybko, dopóki nie robię coś głupiego i nie niszczę tego jej cholernego kwiatka.
Nie mogę znieść, że Cay dał go Ayleen, a nie ja. Zamówiłem jej bransoletkę, którą zamierzałem wręczyć po śniadaniu. Cały czas trzymałem to pieprzone pudełeczko w marynarce. Chciałem, żeby to z mojego prezentu się cieszyła, a nie z podarku od mojego brata.
Widziałem, że zrobiłem jej przykrość. Spodziewałem się, że Ayleen się rozpłacze i zacznie mnie przepraszać za wszystko, jak to miała w zwyczaju, ale tym razem było inaczej. Usta jej drżały, ale po policzku nie popłynęła ani jedna łza. Przed opuszczeniem mojego gabinetu powiedziała mi coś takiego, po czym od razu zadzwoniłem do brata.
- Kup Ayleen takiego samego kwiatka, jakiego jej dziś przywiozłeś i dostarcz do mojego gabinetu. - Polecam, gdy tylko odbiera.
- Dzień dobry, starszy bracie! Ciebie również miło słyszeć – zaczyna Cay, na co mam ochotę przewrócić oczami. - Co się stało z poprzednim kwiatkiem? Moja sarenka tak go ściskała, że zniszczyła? - dopytuje.
- Raczej ja go ścisnąłem i zniszczyłem. Nie wiedziałem, że ten głupi kwiatek był dla niej ważny, bo był pierwszym, którego dostała, co jest dziwne, bo kilka dni temu przy Camille mówiła, że od czterech lat ma partnera.
- Widocznie taki z niego partner, jak z tej twojej Camille dziewczyna – parska śmiechem brat. Nie komentuję jego słów, dopóki nie dodaje – zdobądź adres tego faceta, a przejadę się i pogadam z nim poważnie o mojej syrence. Ona jest za miła i za łagodna, żeby o nią nie dbać. Sama jest takim delikatnym kwiatem.
Nie mogłem nie zgodzić się z końcówką jego wypowiedzi. Ayleen była subtelna i nieśmiała, ale w jej oczach było coś takiego, co sprawiało, że chciałem widzieć, że nie patrzy na mnie ze strachem. Nie potrafiłem wskazać w jaki inny sposób miałaby na mnie spoglądać, ale nie chciałem, żeby się mnie bała, przynajmniej nie tak bardzo.
Zaraz po pożegnaniu brata zadzwoniłem do najbliższej kwiaciarni i zleciłem wykonanie najpiękniejszego bukietu, jaki tylko mogą mi dziś przygotować. Chciałem jasne, delikatne kwiaty, bo kojarzyły mi się z Ayleen. Przy okazji zleciłem, żeby podobne bukiety były dostarczane raz w tygodniu do mojego domu. Zamierzam pilnować, żeby zawsze miała świeże kwiaty w swoim pokoju.
Dwie kolejne noce męczyły ją koszmary. Uspokajała się dopiero, gdy do niej chodziłem i kładłem się obok niej. Jednej nocy przebudziła się i była świadoma mojej obecności, drugiej natomiast wyciszyła się, gdy tylko ją przytuliłem i nawet nie zbudziła.
W czwartek rano pojawiła się u mnie Cami. Spędziła kilka chwil z Ayleen, ale potem czekała już tylko na mnie. W zasadzie też miałem ochotę na jej piękne ciało, więc szybko zabrałem ją do gościnnej sypialni.
Mam taką zasadę w swoim domu: ostatnie piętro jest tylko moje. Tylko ja mogę tam przebywać, nikt inny. Nie zamierzam tam nawet wprowadzać żony, gdy w końcu się ożenię. Dla małżonki przygotowałem niższe piętro, wprawdzie Cay ma tu swój pokój, ale korzysta z niego sporadycznie. Znajduje się tu za to pokazowa, wygodna sypialnia z mini salonem, wielką łazienką i równie dużą garderobą. Sypialnia dla mojej przyszłej żony. Obok są inne wolne pokoje dla hipotetycznych dzieci. Zamierzam wpadać do żony w odwiedziny, ale nie zostawać z nią na całą noc, w końcu wejdę w aranżowany związek, który ma mi przynieść korzyści i potomstwo, nic więcej. Nie zakładam, żebym kiedykolwiek pozwolił komukolwiek spać w mojej sypialni. To tylko i wyłącznie moja przestrzeń.
Już dwa razy złamałem tę zasadę: gdy wpuściłem Ayleen na moje piętro i gdy zabrałem ją w weekend do mojego łóżka, żeby się nią zająć. Nie zamierzam więcej tego robić.
Camille podoba się sypialnia, w której się spotykamy. Ma tu nawet kilka swoich rzeczy i chyba czuje się trochę jak u siebie. Kto wie, może to ona ostatecznie zostanie moją żoną? Jest opcją numer cztery, ale nic nie jest przesądzone. Ją przynajmniej znam.
Kobieta wie, że nie lubię marnować czasu, dlatego też zaczyna rozbierać się od razu, gdy zamykam za nami drzwi. Robi to powoli, bo wie, że lubię patrzeć na jej zadbane, idealne ciało.
Moja partnerka jest naprawdę piękna. Szkoda, że ma tak chujowy charakter. Cay kiedyś się śmiał, że pod tym względem do siebie pasujemy, bo oboje taki mamy, ale puściłem to mimo uszu. Takie jego głupie gadanie.
Gdy jest gotowa, klęka przede mną i rozpina moje spodnie. Wie, że nie zamierzam się całkiem rozbierać, więc musi zająć się tym, co najważniejsze. Nie muszę nic mówić. Zdaje sobie sprawę, jak mnie zadowolić. Uwielbiam pieprzyć jej usta. Wchodzić tak głęboko, aż w jej oczach pojawiają się łzy. Co jak co, ale Camille świetnie obciąga, a do tego nie ma nic przeciwko finałom w ustach. Tym razem mam jednak inny plan. W pewnym momencie łapię moją partnerkę za ramię i daję znak, żeby przestała. Wciągam ją na łóżko, a następnie powoli przesuwam dłońmi po jej nagim, zadbanym ciele. Nie ma na nim żadnej skazy. Niczego, co by nie podobało się facetowi. Piersi Cami są idealnie krągłe i ciężkie. Brzuch płaski, a skóra delikatnie opalona i zawsze gładka. Kobieta jest szczupła i wysportowana, ale nie wychudzona. Nachylam się i leniwie całuję wierzch jej jędrnych cycków, zanim obniżę się na tyle, żeby wziąć do ust brodawki i zacząć je ssać i przygryzać. Dłoń wpycham między jej rozsunięte nogi i zaczynam pieprzyć ją palcami. Gdy słyszę, że jej oddech staje się coraz szybszy, sięgam po prezerwatywę, żeby po chwili wypełnić moją partnerkę sobą. Jej przeciągły jęk świadczy o tym, że jej się to podoba.
Nachylam głowę. Opieram czoło o obojczyk Camille, kiedy powoli wchodzę w nią i się wysuwam. Potem zwiększam tempo. Nie wiem dlaczego, być może pod wpływem jakiegoś impulsu, przykładam usta do ciepłej skóry na szyi kobiety i zostawiam na niej subtelne pocałunki. W pewnym momencie w mojej głowie pojawia się obraz sprzed pięciu dni. Leżąca pode mną Ayleen z zachęcająco rozchylonymi, pełnymi ustami. Na samo to wspomnienie przesuwam wargi z szyi Camille na jej szczękę, a następnie składam na ustach dziewczyny długi pocałunek akurat w momencie, gdy dochodzi.
Myślę sobie, że nie podobają mi się perfumy Cami. Są za mocne, za ciężkie i zbyt intensywne. O wiele bardziej wolę zapach Ayleen. Muszę zapytać Jane, jakie perfumy kupiła mojej asystentce, to takie same dam Camille. Tamte są zdecydowanie ładniejsze, a przynajmniej na skórze Ayleen pachną obłędnie.
- Pocałowałeś mnie – dziwi się kilka chwil później. Zostawiam ją na łóżku i idę wyrzucić do kosza zużytą prezerwatywę i trochę się ogarnąć, bo czeka mnie dziś jeszcze kilka spotkań.
Sam się sobie dziwię. To prawda, pocałowałem. To jednak nie było to.
Wyobrażenie było lepsze, niż jego realizacja.
- Miałem ochotę.
- Mógłbyś mieć częściej. Lubię się całować – wyznaje i rzuca mi wymowne spojrzenie. - Przytulać też się lubię – dodaje.
Wiem, że to lubi. Mówiła mi o tym nie raz, a ja równie często informowałem ją o tym, iż taki nie jestem. Nie przytulam, nie gładzę po plechach, nie całuję. Nikogo. Po prostu nie.
Tego dnia mam w domu wieczór z dziwkami, dlatego też siedzę z ochroną podczas ich imprezy i zerkam, czy wszystko odbywa się tak, jak sobie tego życzę. Nie chcę nadużyć, wszyscy doskonale o tym wiedzą.
Oczywiście dwie prostytutki liczą na spotkanie ze mną sam na sam, ale dziś nie mam ochoty na zabawę z nimi. Wystarczy, że cały wieczór spędzają na moich kolanach i dobierają się do spodni. Nie mam jednak w tym momencie głowy na igraszki z nimi.
Niespodziewanie wpada Cayden. Zazwyczaj omija czwartki u mnie, bo ma swoje własne rozrywki, ale dziś jest szczególnie chętny na orgię, więc przekazuję mu prostytutki z moich kolan i nakazuję, żeby pilnował porządku, a sam wracam na górę.
Staram się nie okazywać zaskoczenia, kiedy zaraz po otwarciu się windy na moim piętrze, słyszę płacz Ayleen, choć muszę przyznać, że nie był to widok, którego się spodziewałem. Dziewczyna znowu ma koszmar. Tym razem nie chce, żebym ją przytulał.
Nie wiem, dlaczego, ale nie podoba mi się to. Nie chcę być od niej odsuwany. Polubiłem jej dotyk bardziej, niż byłbym gotów to przed sobą przyznać. Przypadkiem odkrywam, że ma blizny na udach i nie zamierzam czekać do rana: chcę już teraz znać wyjaśnienie tej sytuacji.
Po prysznicu nie waham się ani sekundy: przyciągam Ayleen do siebie. Chcę czuć jej oddech przy mojej szyi. Dotykać szczupłych ramion i pleców. Chcę wdychać zapach jej włosów i delikatnych perfum, które od kilku dni są moimi ulubionymi.
Żałuję, że ten pierdolony pastor nie żyje, bo zająłbym się nim osobiście. Umierałby długo i powoli, może nawet i te kilka miesięcy, choć gdyby Cay się o nim dowiedział, zapewne nie mógłby się powstrzymać i zakatował go wcześniej. Brat niestety bywał narwany i niecierpliwy.
Ja wolałem powolne, zaplanowane tortury. Czasami po kilku dniach męki zostawiałem ofiarę, aż już się jej wydawało, że to koniec męczarni. Zaczynała mieć nadzieję, iż przeżyje, że wszystko będzie dobrze. Wtedy uderzałem drugi raz. Brutalniej niż za pierwszym.
Prawie każdy się łamał. Wszyscy i tak kończyli w ten sam sposób.
Zasypiam, wtulony w moją asystentkę. Nie rozumiem swojego zachowania, ale przed samym zaśnięciem całuję ją delikatnie we włosy. Ten gest jest kompletnie niepotrzebny i nie pasujący do mnie, ale mam wrażenie, iż ona właśnie tego potrzebuje.
Dziewczyna tak bardzo łaknie bliskości i uwagi drugiego człowieka, że nawet nie przeszkadza jej to, iż tym drugim człowiekiem jestem ja. Najbardziej nieodpowiednia osoba do okazywania czułości. Nie umiem być czuły i nie chcę tego umieć. Nie jest mi to potrzebne.
Jej jednak jest i to bardzo.
Tej nocy, z Ayleen w ramionach, śpi mi się zadziwiająco dobrze. Dopiero głos brata wyrywa mnie ze snu. Od razu dostrzegam, iż Cay stoi stanowczo za blisko mojej pracownicy. Pospiesznie wstaję z łóżka i podchodzę do nich, a następnie kładę dłoń na biodrze dziewczyny i zdecydowanym ruchem przyciągam ją do siebie.
Po chwili orientuję się, że ten gest był niepotrzebny. Brat nie dotknąłby jej bez mojej zgody, gdyż w końcu byłem zaraz obok. W mojej obecności nic by jej nie zrobił.
Wystarczy mi jedno spojrzenie na ironiczny uśmiech Caya i jego zmrużone wrednie oczy, żebym wiedział, iż teraz dorobi sobie milion teorii do tego, co według niego niby łączy mnie z Ayleen.
Biorąc pod uwagę jego wybujałą fantazję, to cóż... będzie miał używanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro