Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25 Coś ci się w głowie poprzestawiało

Nie wiem dlaczego, ale archiwum Stewarda przeraża mnie. Nie ma w nim nic złego, nie śmierdzi pleśnią, jest sucho, czysto i jasno, ale mam jakiś niewytłumaczalny opór przed przebywaniem w tym pomieszczeniu.

 Nie przepadam za ciasnymi przejściami i tymi ogromnymi regałami, pełnymi pudeł i ogromnych, oprawionych skoroszytów, które wyglądają jak księgi. Jeszcze gorzej, gdy muszę siąść na podłodze, żeby zabrać się za sortowanie dokumentów z najniższych półek. 

Wystarczyło, że raz spojrzałam w górę na piętrzące się nade mną meble i kartony, i musiałam szybko wyjść na korytarz, bo poczułam się, jakbym miała za chwilę zemdleć: całe ciało oblał chłodny pot, a serce biło tak szybko, że słyszałam jego pracę w uszach.

- Weź się w garść, to tylko pomieszczenie – mówię sama do siebie. Oddycham kilka razy najgłębiej, jak potrafię i wracam do segregacji. Dla „komfortu" zostawiam sobie otwarte na oścież drzwi.

Takie dziwne mini „ataki paniki" trafiają się mi jeszcze trzy razy w ciągu tego dnia. Kompletnie nie mam pomysłu, dlaczego.

Na obiad idę spóźniona, gdyż nie spojrzałam na zegarek w odpowiednim momencie. Wzdycham ciężko, gdy uświadamiam sobie, że do wieczora zostało jeszcze kilka godzin. Kilka godzin w tym przerażającym pomieszczeniu.

Mam jakieś niejasne uczucie, że już kiedyś tak było. Najgorzej jest, kiedy tak siedzę na podłodze i patrzę na wysokie regały, które zadają się nade mną zaciskać. Widocznie żabia perspektywa budzi we mnie niezrozumiałe lęki.

Po posiłku spędzonym w samotności zwlekam się niechętnie z krzesła i wracam do pracy. Przez chwilę zastanawiam się, co jest nie tak z braćmi Steward. Collin zachowuje się jakby miał dwubiegunowość, Cay zresztą nie lepiej.

 Nie mam pojęcia, dlaczego szef tak strasznie podkreśla, że mam nie zadawać się z jego bratem. Cayden może i jest miły, ale od niedzieli przeraża mnie tak bardzo, że czuję się cholernie skrępowana w jego towarzystwie. 

Minimalnie lepiej czułam się przy Collinie, ale od dziś muszę stwierdzić, że już mi minęło. Nie chcę znajdować się blisko niego.

Taka samotna praca bardzo mi odpowiada, więc tym bardziej nie mogę nadziwić się, dlaczego podświadomie uruchamiam się i zaczynam trząść ze strachu, gdy tylko mijam próg archiwum. To zwyczajnie głupie.

W tym domu wszyscy są szaleni, więc i mi musiało się coś przestawić w głowie.

Przestawić w głowie"...

Gdy nachodzi mnie ta myśl, momentalnie się prostuję. Ta myśl „krzyczy" do mnie głosem mamy. Przecieram twarz dłonią i wracam do pracy.

Dlaczego mama miałaby do mnie krzyczeć, że coś przestawiło mi się w głowie? Tłumaczę sobie, że tak bardzo za nią tęsknię, że wciskam jej głos wszędzie, bo po prostu chcę ją usłyszeć. Niestety wczoraj też nie odbierała.

W pewnym momencie podnoszę się dość niezgrabnie i szturcham biodrem jeden ze starszych regałów, który okazuje się nie tak stabilny, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Kilka ksiąg i jeden karton ląduje na posadzce, tak samo jak i ja.

 Nie mam pojęcia, dlaczego, ale gdy tylko zauważam te spadające rzeczy, momentalnie siadam na podłodze i kulę się najbardziej jak tylko mogę. Kolana przyciągam pod brodę, a rękami zasłaniam głowę i zaczynam płakać, mimo że nic we mnie nie uderza, tylko zwyczajnie upada obok.

Zamykam oczy i próbuję się uspokoić. Wtedy znów wracają do mnie słowa „Nie wymyślaj! Coś ci się przestawiło w głowie! Tam nikogo nie było!".

Zdecydowanie słyszę w tym momencie głos mamy.

Mam wrażenie, że opieprzała mnie za coś, co jej zdaniem sobie wymyśliłam. Nie potrafię sobie przypomnieć, co to było i przede wszystkim, jaki to ma związek z archiwum? Przecież w tym domu jestem pierwszy raz w życiu, nie mogłam wcześniej widzieć tego pomieszczenia. Do tego cały czas wydaje mi się, że w tym archiwum czegoś nie ma.

- Tam było inaczej – mówię sama do siebie. Po chwili marszczę brwi, bo nie rozumiem, dlaczego tak powiedziałam.

Może w powietrzu unoszą się jakieś dziwne substancje, albo halucynogenne opary i dlatego zaczynam mieć omamy słuchowe i wydaje mi się, że coś kiedyś widziałam, kiedy przecież to nie mogła być prawda?

Tam pachniało sosną.

Potrząsam głową na bezsensowność tych myśli. Naprawdę musiałam się czegoś nawdychać. Będę musiała zapytać Jane, kto sprząta archiwum i czego do tego używa, bo chyba jestem na to uczulona i zaczynam świrować.

Jeszcze nigdy z taką ulgą nie szłam na kolację. Gdyby nie to, że byłam cholernie zmęczona, to zapewne bym biegła.

Praca nie należała do fizycznie ciężkich, po prostu wymęczyła mnie psychicznie. W dalszym ciągu nie odkryłam, co jest ze mną nie tak i dlaczego miało mi się poprzestawiać w głowie. Czy mogę mieć jakieś wspomnienie, które tak bardzo wyrzuciłam z pamięci, że całkiem o nim zapomniałam?

Podczas kolacji jestem sama. To chyba pierwszy taki dzień, gdy nikt za mną nie chodzi i mnie nie pilnuje. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej... czuję się bardzo samotna. W domu miałam mamę, była tam praktycznie cały czas. Codziennie wpadała Nadine, a w pracy otaczała mnie cała „załoga" pizzerii i dziesiątki klientów.

W tym domu mieszka kilkunastu jeśli nie kilkudziesięciu mężczyzn, a do tego pracuje wiele osób, które mieszkają w okolicy, a mimo to wszędzie jest pustka i cisza.

Nie mam apetytu, być może nie wrócił mi jeszcze po chorobie, więc zjadam minimalną porcję i zbieram się do swojej klatki.

Marzę o długim prysznicu, zanim jednak przechodzę do realizacji tego pragnienia, po prostu rzucam się na łóżko i leżę tak kilka chwil bez ruchu.

Coś ci się w głowie poprzestawiało! Tam nikogo nie było! Zgubiłaś się i weszłaś do pomieszczenia, w którym nie powinnaś się znajdować, bo ono nie było dla dzieci i teraz masz za swoje! Ciesz się, że nic się nie zniszczyło, bo musiałabym płacić".

Podnoszę się szybko z łóżka.

Pamiętam!

Nie mogę uwierzyć, że przypomniało mi się takie błahe zdarzenie sprzed... to już będzie czternaście lat?

Chyba tak.

Zabieram rzeczy pod prysznic i przypominam sobie coraz więcej.

Wycieczka szkolna do muzeum. Miałam wtedy z osiem lat. Nie wiem jakim cudem, ale odłączyłam się od grupy i zgubiłam. Pracownik muzeum znalazł mnie w jednym z archiwów. Byłam nieprzytomna, a do tego trochę przygnieciona pudłami, które spadły z regału. Nauczyciele spanikowali, gdyż podobno miałam guza na pół czoła i dlatego też zostałam zabrana do szpitala, gdzie zaraz pojawiła się mama i zaczęła mnie opieprzać za to, że nie słuchałam się opiekunów. Pamiętam, że próbowałam się tłumaczyć, że nie poszłam tam sama, tylko ktoś mnie zwabił, ale nikt mi nie wierzył.

Staję pod ciepłą wodą lecącą z deszczownicy i zamykam oczy. Jak mogłam zapomnieć? Z drugiej strony... to nie jest aż tak istotne wspomnienie, więc może nie powinnam się dziwić. To tylko głupi incydent na szkolnej wycieczce. Byłam nierozważna i po prostu zabłądziłam.

Wracam do sypialni. Rozglądam się po pokoiku i nie mogę uwierzyć własnym oczom.

 Na moim łóżku stoi ogromne, ciemne pudło wypełnione białymi kwiatami... 

Bukiet jest tak ogromny, że z trudem obejmuję go, żeby podnieść i przestawić na nocny stolik. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego! Raz Nadine przyniosła ze szpitala flowerbox, który dostała od koleżanek w ramach prezentu na urodziny, ale nie był nawet w jednej czwartej tak duży i ładny, jak ten.

 Dłuższą chwilę dotykam palcami delikatnych płatków kwiatów. Rozpoznaję białe róże i piwonie. Z trzecim, najbardziej dominującym kwiatem mam największy problem, dlatego też wspomagam się telefonem. Chwilę później już wszystko wiem.

Hortensja.

Nie wiedziałam, że robi się z tego bukiety. Zawsze myślałam, że to po prostu rośnie w ogrodzie i tyle.

Zauważam, że dość głęboko w bukiet wciśnięte jest coś czarnego. Sięgam delikatnie, żeby nie uszkodzić kwiatów i wyciągam niewielką, ciemną kopertę. W środku znajduję karteczkę zapisaną eleganckim pismem:

Nie można docenić tęczy, nie doświadczając burzy"

Żeby każdy kolejny kwiat kojarzył ci się lepiej, niż ten pierwszy.

Uśmiecham się sama do siebie. Collin to dupek, ale ma swoje momenty. Chcę być na niego zła i obwiniać go o wszystko, co najgorsze, ale on zawsze musi zrobić coś takiego, że za chwilę zmieniam o nim zdanie.

Ciekawe ile jeszcze burz mnie czeka z jego powodu, zanim nacieszę się tą tęczą?

Nie wiem jak długo, ale na pewno z pół godziny po prostu siedzę na łóżku i przyglądam się kwiatom. Są naprawdę piękne: takie delikatne i eleganckie. Oczywiście, że wygooglowałam sobie ich znaczenie i teraz zastanawiam się, czy Collin wiedział, co mi kupił, czy kierował się tylko tym, że kwiat to kwiat i tyle. Z nim nigdy nic nie wiadomo...

Dopiero, gdy kładę się na łóżku, zauważam, że z boku nocnej szafki stoi wazon z... tą cholerną żółtą różą, za którą dostałam dziś ochrzan od szefa. O wazon oparta jest koperta, tym razem biała.

- Czy oni nie umieją tak normalnie porozmawiać? Muszą mi pisać, jakbym była głuchoniema, czy co? - zastanawiam się po cichu, gdy sięgam po list.

Pismo, którym jest napisany, zdecydowanie różni się od tamtego. Tutaj litery są zdecydowanie większe, a zawijasy porządnie zakręcone.

Syrenko!

Po raz kolejny poznałaś chujowy charakter mojego brata. Na jego usprawiedliwienie mogę napisać, że musiałaś mu powiedzieć coś takiego, co ruszyło to jego kamienne serce, bo kazał mi kupić identyczną różę jak tą, którą Ci wcześniej zniszczył i dostarczyć do gabinetu. Pozwolił mi nawet napisać karteczkę, więc jak będzie się pytał, co było w środku, to mu wyjaśnij, że pisałem dużo erotycznych rzeczy o Tobie i poczekaj na efekt :)

A tak serio, to nic mu nie mów (a szczególnie o jego chujowym charakterze), bo znowu zacznie mnie straszyć odcięciem od kont.

W ramach urodzin mogę spełnić Twoje jedno życzenie... i już nawet wiem jakie (musisz mi tylko dać adres do tego chłopaka, który to nigdy nie dał Ci kwiatka. Obiecuję, że po mojej wizycie u niego, Twój pokój będzie wyglądał jak mini kwiaciarnia).

Całuski :)

Twój ulubiony brat Steward

Nie wiem, czy się śmiać, czy jednak bać, ale wierzę, że Cayden tylko tak żartował o tych odwiedzinach u Zane'a. Nigdy nie dałabym mu adresu...

Swoją drogą, podejrzewam, że bez problemu sam mógłby go zdobyć.

Kwiaty od braci Steward pachną delikatnie, ale w tak małej przestrzeni, jaką jest moja klatka czuję ten zapach dość wyraźnie. Niestety okno w moim „składziku" nie ma klamki, a przez to, że pomieszczenie nie było przeznaczone do zamieszkania, nie zamontowano tu klimatyzacji, więc, żeby trochę „przewietrzyć" teren, otwieram drzwi na korytarz. Na tym piętrze i tak nikt się nie kręci, a Collin na swój pokój kilka metrów wcześniej i nie ma potrzeby przechodzić obok mojego.

Nie zasypiam szybko, bo cały czas po głowie tłucze mi się to wspomnienie z dzieciństwa. Archiwum w domu Stewarda przywołało coś, co dawno temu wyrzuciłam z pamięci. Czyżby to było dla mnie tak trudne, że wolałam o tym zapomnieć? Przecież to tylko zwykłe zgubienie się w muzeum, nic wielkiego. Dlaczego o tym nie pamiętałam?

Dlaczego cały czas tłumaczyłam mamie, że ktoś mnie tam zwabił, skoro wszyscy wkoło twierdzili, że byłam sama?

Po dłuższej chwili zapadłam w niespokojny sen.

- Teraz jesteśmy w sali, gdzie odbywają się prace konserwatorskie. Możecie czuć taki charakterystyczny, sosnowy zapach. To terpentyna. Służy ona do czyszczenia... - opowiada przewodnik, ale ja się wyłączam, bo Tony cały czas mnie szturcha.

- Pilnuj torby! - syczy do mnie i znów wbija mi łokieć w żebra, więc nie pozostaję mu dłużna i robię to samo, przez co wydaje z siebie głośny jęk.

- Bliźniaki Richardson! Spokój! Zachowujcie się! - upomina nas agresywnym szeptem nauczycielka.

Pokornie zwieszamy głowę, ale i tak śmiejemy się pod nosem i zaczynamy kopać po kostkach, gdy tylko kobieta odwraca wzrok.

- Teraz idziemy dalej – przewodnik każe nam wstać i przejść do kolejnej sali. Przez to, że Tony mnie szczypie, a ja zajmuję się szturchaniem go i jego kumpla Jordana, dopiero w tej drugiej sali orientuję się, że zgubiłam torbę.

Wstydzę się przyznać Tonemu, bo znowu będzie się ze mnie śmiał, że jestem głupia, a do tego naskarży mamie i ona od razu nakrzyczy, i da mi karę za niepilnowanie swoich rzeczy.

Zaczynam się cofać tak, żeby nikt mnie nie zauważył. Udaje mi się to, bo wszystkie dzieci i nauczyciele są wyjątkowo skupieni na oglądaniu jakiegoś obrazu, który jak dla mnie jest brzydki, ale innym chyba się podoba.

Wracam do sali, w której byliśmy wcześniej, ale nigdzie nie widzę mojej torebki.

- Przecież siedziałam na tej ławce – mówię sama do siebie i dokładnie rozglądam się dookoła. Zaglądam pod siedzenia i w inne rzędy, ale niestety, nigdzie nie ma mojej zguby. Chce mi się płakać, bo miałam w niej pieniądze na pamiątkę, wodę i paluszki, a teraz nie mam nic.

 Rozglądam się ostatni raz po pomieszczeniu i dopiero wtedy zauważam, że jedne z bocznych drzwi są otwarte. Dziwi mnie to, bo o ile dobrze pamiętam, to przewodnik mówił, że to archiwum i nie można tam wchodzić, gdyż w tym pomieszczeniu znajdują dokumenty i stare obrazy, które czekają na renowację.

 Chcę być grzeczna i nie pchać się tam, gdzie nie powinnam, ale zauważam, że w środku świeci się światło.

Ciekawość zwycięża. Podchodzę powoli do pomieszczenia i nagle robię wielkie oczy.

Na jednym z regałów w środku archiwum wisi moja torebka!

Ruszam po nią tak szybko, że nie patrzę na nic. Dopiero, kiedy zostaję mocno chwycona w pasie jedną ręką, a druga zasłania mi twarz, orientuję się, iż w tym miejscu już ktoś jest. Ktoś obcy.

Zrywam się nagle do siadu i rozglądam w panice na wszystkie strony. Czuję, że włosy lepią mi się do czoła, a serce wyrywa z klatki piersiowej. Łapię krótkie oddechy i kładę rękę na ustach.

- Ayleen?

Podnoszę wzrok i spoglądam na Collina. Mężczyzna stoi w drzwiach mojego pokoju i patrzy na mnie poważnie. Muszę mieć żałosną minę, bo szybko do mnie podchodzi. Siada na łóżku, a ja bez namysłu wtulam się w niego. Przykładam czoło do jego szyi i wdycham znajomy zapach.

- Już dobrze, Ayleen. To tylko sen – powtarza kilka razy cicho. Przyciąga mnie do siebie blisko. Jego dłoń powoli gładzi moje napięte plecy.

Po chwili muszę przyznać mu rację.

Już jest dobrze. 

😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro