22 Wolny dzień
Żeby tego było mało, mam na sobie męską koszulkę...
I nic nie pamiętam.
Zaczynam powoli przesuwać się ku brzegowi łóżka. Planuję niepostrzeżenie uciec stąd i ukryć się jak najdalej od Stewarda. Ta ciemna jaskinia nie byłaby takim złym pomysłem.
Wszystko mnie boli. Musiałam porządnie potłuc sobie piszczele, bo nawet najmniejszy ruch nóg sprawia mi ból. Do tego gardło pali wręcz żywym ogniem. Z trudem przełykam ślinę, żeby od razu skrzywić się, gdyż i to powoduje cholerny dyskomfort.
- Wybierasz się gdzieś?
Nagłe pytanie przerywa ciszę. Momentalnie przyciskam plecy do poduszki i zaciskam powieki. Nie chciałam, żeby mnie teraz widział. Na pewno wystarczająco naoglądał się w nocy...
- Tak – nie jestem w stanie wycisnąć z siebie nic głośniejszego niż szept. Czuję, że Collin się porusza. Otwieram oczy dopiero wtedy, kiedy materac zaczyna się uginać po obu stronach mojej głowy.
Szef wisi nade mną i wbija we mnie intensywne spojrzenie. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek był tak blisko mnie. Zaraz jednak się reflektuję, że większość wczorajszego dnia przytulałam się do niego i wciskałam twarz w szyję mężczyzny, więc można to uznać jako stanowczo zbyt frywolne zachowanie z mojej strony.
Spoglądam w jego ciemne oczy i nie jestem w stanie rozszyfrować, co myśli, kiedy tak opiera się na łokciach tuż przy mojej głowie.
Nachodzi mnie głupia myśl, że Collin jest najprzystojniejszym facetem jakiego widziałam. Nawet w takim porannym wydaniu: ze zmierzwionymi włosami opadającymi na czoło i ciemnym zarostem wygląda... zbyt dobrze. Po raz kolejny przełykam ślinę i znów się krzywię, bo sprawia mi to ból.
„Opanuj się, Ayleen. Kochasz Zane'a. Nie śliń się na widok mężczyzny, który w każdej chwili może odesłać cię do burdelu" powtarzam sobie w myślach.
Drżę, gdy podnosi dłoń i kładzie na moim czole. Przesuwa nią powoli, aż zjeżdża na policzek, a następnie niżej, na szyję. Przez cały ten czas nie przerywa kontaktu wzrokowego.
- Czoło masz chłodne, ale policzki rozpalone. Oczy też bardzo ci błyszczą. Do tego twój puls szaleje. Wydaje się, że gorączka minęła, jednak mam wrażenie, że nie do końca – mówi powoli i równie niespiesznym ruchem zabiera rękę z mojej szyi, żeby położyć ją z powrotem na poduszce.
Cholera. Wszystko mi szaleje, nie tylko puls.
Mam problemy z oddychaniem, gdy jest tak blisko mnie. Jego zapach powoduje, że czuję się, jakbym była delikatnie wstawiona. Podoba mi się. Znaczy woda kolońska mi się podoba, nie Collin.
Jest cholernie przystojny, ale... nie w moim typie. Wolę blondynów, jak Zane. Do tego koniecznie z niebieskimi oczami – jak mój chłopak. Szef jest całkowitym przeciwieństwem mojego wymarzonego faceta.
Staram się brać płytkie oddechy, bo jego tors wisi dosłownie centymetry od mojej klatki piersiowej. Nie chciałabym go przypadkiem dotknąć. Serce wali mi jak oszalałe. Jestem pewna, że słyszę szum krwi w uszach.
- To nic takiego. Wezmę prysznic i mi przejdzie – wyduszam z siebie.
Zimny prysznic, oczywiście.
- Dasz radę sama, czy będziesz potrzebowała pomocy? Mogę...
- Dam radę sama! - odpowiadam od razu. Z moich ust wyrywa się nienaturalny pisk. Teraz moje policzki muszą zawstydzać pomidory, bo zapewne mają bardziej karminową barwę, niż jakiekolwiek warzywo.
- Mogę poprosić Jane o pomoc – kończy spokojnie. Zauważa, że zażenowanie na mojej twarzy miesza się z ulgą, ale nie komentuje tego, tylko unosi brew w geście zdziwienia.
- Tak, może być Jane – kiwam powoli głową.
- Ayleen... - przechyla głowę i nie przestaje patrzeć mi prosto w oczy – o kim pomyślałaś, gdy zapytałem, czy będziesz potrzebowała pomocy? Na pewno nie o Jane – mówi spokojnie.
Dupek. Doskonale wie, o czym pomyślałam, a teraz po prostu chce, żebym spaliła się ze wstydu.
Lekko poruszam głową.
- O ochroniarzach. Trochę się ich obawiam – wyjaśniam, ale nie patrzę mu w oczy. Skupiam wzrok na ustach. Czuję, że przez moje ciało przebiega kolejny dreszcz.
No dobra, to było złe posunięcie. Nie patrzymy na wargi Collina i nie wyobrażamy sobie, co mógłby nimi robić, bo to niestosowne.
„Mam Zane'a. Zane mnie kocha, a ja jego" znów próbuję przywołać obraz mojego chłopaka, ale jest mi niezwykle trudno w tym momencie.
Z moich ust wyrywa się ciche westchnienie, gdy dłoń Stewarda po raz kolejny zbliża się do mojej twarzy. Szef delikatnie gładzi mnie po policzku.
- Nie pozwolę żadnemu mężczyźnie cię dotknąć, Ayleen. Możesz być tego pewna – mówi z taką mocą w głosie, że niespodziewany dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Zaciskam mocniej uda. Czuję, że robi się naprawdę niebezpiecznie.
Niebezpiecznie dla mojej godności.
Przygryzam wargę, żeby tylko nie wydać z siebie żadnego żenującego dźwięku i kiwam głową. Mój ruch sprawia, że wzrok Collina na chwilę odrywa się od moich oczu i skupia na ustach. Zauważam, że mężczyzna zaciska mocno szczękę.
Gdy z powrotem patrzy mi w oczy, mam niejasne wrażenie, iż jego spojrzenie zmroczniało. Zawsze miał ciemnobrązowe tęczówki, jednak w tym momencie wydają się praktycznie czarne i to nie tylko za sprawą rozszerzonych źrenic.
Mężczyzna odsuwa dłoń od mojej twarzy, a następnie sam się podnosi. Korzystam ze sposobności i od razu biorę głębszy oddech, a następnie siadam na łóżku i przesuwam się na jego brzeg, żeby być jak najdalej od Collina.
- Dlaczego... - odwracam głowę w jego stronę, ale nie ma go już na łóżku. Stoi przy oknach i spogląda, jak rozsuwające się zasłony odsłaniają widok. Znowu pada i jest szaro, ale muszę przyznać, że pokryty kroplami deszczu i delikatną mgłą las ma w sobie wiele uroku – dlaczego tu jestem?
- Pracujesz dla mnie, zapomniałaś? - odzywa się, ale dalej nie odwraca.
- Dlaczego jestem w pana sypialni? - uściślam. O tym, że dla niego pracuję nie da się niestety zapomnieć.
Odkręca lekko głowę i spogląda na mnie.
- Prosiłaś mnie, żebym cię nie zostawiał. Zostałem z tobą w twoim pokoju, ale bardzo się kręciłaś i majaczyłaś. Było nam niewygodnie. Do tego całe twoje ubranie zrobiło się mokre. Zabrałem cię tu i przebrałem w coś suchego, żebyś jeszcze bardziej się nie rozchorowała.
Zaciskam mocno powieki. Collin mnie rozbierał, a ja nawet tego nie pamiętam. Świetnie.
- Musisz szybko wyzdrowieć, bo będę musiał doliczyć ci kilka dni za niezdolność do pracy – dodaje, a ja od razu otwieram oczy i rzucam mu złe spojrzenie.
- Dzisiaj pracujemy?
- Nie. Dziś tylko ja pracuję. Ty masz wolne.
- Dlatego, że jestem chora?
- Dlatego, że masz po prostu wolne. Raz w tygodniu. To nie ma związku z chorobą.
Czyli dzisiejszego dnia mi nie odliczy. Wspaniale.
- W takim razie jutro normalnie wracam do pracy.
- To zależy, w jakim będziesz stanie.
- Wracam do pracy, panie Steward – mówię twardo – nie zamierzam dodawać sobie dodatkowych dni pobytu. Chcę jak najszybciej wrócić do domu i do mojego chłopaka.
Nie mam pojęcia, po co przywołałam Zane'a, ale tylko pamięć o nim odgania ode mnie głupie i niestosowne myśli. Mam swoje życie i ustalony plan na przyszłość. Wracam do domu, znajduję pracę, a potem albo Zane przyjeżdża do Easton Village i układamy sobie szczęśliwe życie, albo – co bardziej prawdopodobne – zabieram mamę i wyprowadzamy się do Phoenix i tam układamy sobie szczęśliwe życie. Tak to właśnie będzie.
- Zależy, w jakim będziesz stanie – powtarza i spogląda na mnie tak, że od razu widzę, iż nie ma sensu wdawać się w dyskusje.
Odwracam głowę i powoli podnoszę się z łóżka. Staję niepewnie na nogach. Dziwne uczucie – jakbym chodziła po czymś miękkim. Biorę kilka głębokich oddechów i ruszam przed siebie. Zatrzymuję się przy drzwiach i spoglądam na szefa.
Nie spuszcza ze mnie wzroku. Musiał śledzić każdy mój ruch.
- Dziękuję za pomoc. W porcie i potem w jaskini. I w nocy też. Jestem wdzięczna za wszystko.
Może nie za to, że rozbierał mnie, gdy nie byłam tego świadoma, ale nie wydaje mi się, że mnie wykorzystał.
- Dbam o moich pracowników, Ayleen, a ty jesteś moja.
- Dopóki nie skończy się moje zobowiązanie – nie mam pojęcia, po co to kolejny raz wyciągam. Oboje dobrze wiemy, kiedy powinnam opuścić ten dom.
- Dopóki tak twierdzę.
Nie podoba mi się jego odpowiedź i ten zdecydowany ton, którym ją wypowiada, ale staram się być miła i nie wdawać w rozmowę. Przecież mi pomógł. Muszę mieć o nim choć cień dobrego zdania. Nie dodaję już nic, tylko opuszczam jego sypialnię i kieruję się do siebie.
Ktoś musiał sprzątnąć mój pokój, bo mam świeżą pościel, a na szafce nocnej leży talerzyk z różnymi tabletkami.
„Dopiero po śniadaniu!" - brzmi napis na karteczce dołączonej do leków.
Biorę czysty zestaw ubrań i idę do łazienki. Zdejmuję niektóre z opatrunków: Vanessa musi być przewrażliwiona, bo nie wszystkie rany wyglądają, jakby musiały być zakryte bandażem, czy zaklejone plastrem.
Wzdrygam się, gdy chłodna woda zaczyna spływać po moich podrapanych nogach. Dopiero po chwili przyzwyczajam się do tego uczucia delikatnego szczypania.
Dziś niedziela. Mój dzień na rozmowę z Zane'em. Zamykam oczy i unoszę twarz w kierunku deszczownicy. Myślę o moim chłopaku. Jedną rękę wsuwam między uda, a drugą obejmuję pierś.
Przypominam sobie nasze wspólne chwile i zaczynam poruszać dłońmi. Wspominam, jak przyciskał mnie do swojego ciała, jak obejmował, jak jego ręce robiły to, co teraz robią moje. Wzdycham cicho, gdy robi mi się coraz przyjemniej.
Nie mam zbyt wielu wspomnień, bo zazwyczaj robiliśmy to w podobny sposób, jednak posiadam bujną fantazję i wyobrażam sobie, co moglibyśmy kiedyś zrobić. Gdzie by mnie dotykał i całował... gdzie ja bym go dotykała i całowała...
Niestety w moich wyobrażeniach Zane ma czarne włosy i brązowe oczy.
Gwałtownie odrywam ręce od siebie.
Wcale nie myślę o moim chłopaku. Myślę o Colline.
Szybko zakręcam kran i wychodzę z kabiny. Łapię za ręcznik i mocnymi ruchami pocieram ramiona i brzuch. Delikatnie osuszam nogi. Cały czas opieprzam siebie w myślach.
„Steward to chuj. Jest chamem. Nie zapominaj o tym. Nie romantyzuj faceta, który chciał żebyś pracowała w burdelu. On nie jest dobry. Zabija ludzi i ma jakieś podejrzane interesy. Kto wie, co tam przewozi. Może to narkotyki? Jeśli tak, to jest jeszcze gorszy. Trzymaj się od niego z daleka" – powtarzam sobie kilkanaście razy.
Gdy ubieram się i suszę włosy, do głowy wkradają mi się inne myśli. Głupie i niepotrzebne:
„Jest przystojny i bardzo męski. Silny. Jego zapach sprawia, że tracę głowę. Pomógł mi, choć nie musiał. Nie zrobił mi fizycznej krzywdy. Wystarczy, że na mnie spojrzy, a ja już czuję, że mogłabym..."
- Przestań! - mówię na głos. Odkładam suszarkę i kładę dłonie na swoich rozpalonych policzkach. Nachylam się nad umywalką, żeby z bliskiej odległości spoglądać w lustro. Prosto w swoje oczy – przestań głupio myśleć! Skup się do cholery! - strofuję się.
Muszę pamiętać, że jestem w pracy. Robię, co mi każą i spadam stąd. Nie zamierzam oglądać się za siebie.
Collin pomógł mi tylko dlatego, że jak sam twierdzi – dba o pracowników. Nie robi tego z dobroci serca, po prostu pieniądze muszą się mu zgadzać.
Żadnych opóźnień. Nie mogę sobie pozwolić na żadne opóźnienia.
Ze strachem myślę o tym, że jestem tu dopiero cztery dni, a już trzy razy musiałam walczyć o życie. Do tego za często wyobrażam sobie szefa w nieodpowiednich sytuacjach.
- Dasz radę. Wytrzymasz. Robisz to dla mamy. Kochasz Zane'a. Gdy opuścisz to miejsce, wszystko zacznie się układać – przekonuję sama siebie.
Z zadowoleniem stwierdzam, że oprócz niedużego rozcięcia i opuchlizny nad lewą brwią, moja twarz nie nosi większych śladów wczorajszego spotkania z dłonią i bronią Jerrego. Dobre i tyle. Nogi niestety wyglądają gorzej – siniaki i zadrapania będą się goić co najmniej kilka dni.
***
Podczas śniadania jestem sama, co mi bardzo pasuje. Nie mam jakiegoś wielkiego apetytu, ale próbuję kilku rzeczy, tak z ciekawości. Najbardziej cieszę się z truskawek, gdyż koniec marca to nie jest dobra pora roku na te owoce. Zazwyczaj są wtedy szklarniowe lub sprowadzane i tak bardzo opryskane konserwantami, że czuć to w ich smaku. Te w domu Collina, są smaczne i bardzo aromatyczne. Nie wiem, skąd je bierze, ale smakują bardzo naturalnie.
Cieszę się, że wzięłam ze sobą leki, bo mogę je zażyć i od razu popić. Muszę poprosić Jane o zapas wody do pokoju. Bardzo mi tego brakuje, a nie zamierzam więcej spacerować po tym domu, gdy zapadnie zmrok.
Nie wiem, czy mogę i czy nie zostanę za to ukarana, ale po powrocie na piętro Stewarda, nie udaję się prosto do mojej sypialni, tylko siadam sobie w salonie i podziwiam widok. Niebo nie jest już szare, a i deszcz przestał padać. Od razu robi się jakoś tak... weselej.
Siedzę tu bardzo długo. Dopiero, gdy zauważam, że zegar wskazuje południe, udaję się do swojej klatki.
U Zane'a jest trzy godziny do tyłu, więc właśnie powinien się przebudzić. Zazwyczaj rozmawialiśmy tak bliżej „jego" południa, jednak dziś mam naprawdę wielką ochotę w końcu go zobaczyć.
Kładę się na łóżku, na lewym boku i opieram telefon o poduszkę. Mój chłopak odbiera dopiero za trzecim razem, a i to nie włącza kamerki. Widzę tylko swoją twarz w miniaturce na FaceTime'ie.
- Moja piękna! Co tak wcześnie? - pyta Zane.
- Włącz kamerkę – proszę od razu – stęskniłam się za tobą – wyznaję.
Słyszę jakieś trzaski i szuranie, ale nadal nie widzę nic, oprócz czerni.
- Właśnie nie mogę, koteczku. Coś mi się zepsuło – mówi w końcu. Cały czas mam wrażenie, że nie jest sam, ale to może tylko takie echo i pogłos – najważniejsze, że widzę ciebie – śmieje się. - O kurwa! Ayla! Co ty masz na twarzy?
Automatycznie kładę rękę na plastrze nad brwią.
- Miałam mały wypadek – nie chcę wdawać się w szczegóły, żeby go nie denerwować.
- Wyjebałaś się w końcu na tych rolkach? - sugeruje od razu – mam nadzieję, że nie komuś w pizzę, bo Brandon potrąci ci z pensji.
Przez ten czas, który spędziłam w salonie, gapiąc się na drzewa, układałam w głowie to, co powinnam powiedzieć mojemu chłopakowi. Zdecydowałam się na ograniczoną szczerość: trochę powiem, trochę przemilczę.
- Nie pracuję już w pizzerii od kilku dni. Mam teraz inne zajęcie.
- Rzuciłaś pizzerię? Serio? - dziwi się – no ja nie wiem, czy to dobry pomysł. Brandon na pewno na ciebie liczył. To trochę chamskie zostawiać go tak przed sezonem, wiesz? Za 9 tygodni wakacje, będzie miał ruch. Na twoim miejscu wstydziłbym się tak go wystawiać.
Staram się mieć niewzruszoną minę jak Vanessa.
- To Brandon mnie zwolnił.
- O kurwa, serio? Ayla... chyba nie kradłaś pieniędzy z kasy? Wiem, że potrzebujesz, ale myślę, że taka nie jesteś.
- Nic nie ukradłam. Miał kogoś innego na moje miejsce. Kogoś z rodziny, dlatego mnie zwolnił. Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć! - oburzam się na niego.
- Nie złość się na mnie, koteczku... - mówi przymilnie. - Tak tylko powiedziałem. No to gdzie teraz pracujesz?
Wkraczaliśmy na grząski teren. Nie mogłam dać się wciągnąć w bagno. Musiałam dokładnie ważyć słowa, żeby zostać na powierzchni.
- U takiego jednego przedsiębiorcy. Jestem asystentką. Praca biurowa – odpowiadam. Modlę się, żeby nie pytał o szczegóły.
- A... to dobrze – stwierdza. - Ayla... możesz coś dla mnie zrobić?
- Zależy co – uśmiecham się do kamerki.
- Rozbierz się, tak jak kiedyś. Tęsknię za tobą, koteczku. Chciałbym cię chociaż zobaczyć – wzdycha.
Zaciskam usta w wąską linię. Tylko raz dałam mu się namówić na rozbieraną rozmowę. Mieszkanie w kawalerce z mamą i brak własnego pokoju ma swoje plusy i minusy. Największym minusem jest zerowa prywatność. Nie miałam możliwości umawiać się z Zane'em na seks na kamerkach, bo moim łóżkiem była salonowa kanapa. Ten jeden raz, gdy rozebrałam się dla niego, miał miejsce w łazience i trwał kilka minut, bo mama kręciła się za drzwiami. Stresowałam się tym tak, że drugi raz nie dałam się na to namówić.
- Nie, Zane. Nie mogę. Wiesz... po prostu nie mogę – dukam.
Słyszę, że znowu wzdycha, tym razem z rozczarowaniem.
- Naprawdę nie możesz? Nawet dla mnie? Jestem twoim chłopakiem do cholery! - zaczyna się złościć.
- Nadrobimy wszystko, gdy się spotkamy – obiecuję. Nie wspominam, że wakacje odpadają, bo nie będę miała jak wyjść z klatki Stewarda. Lepiej nie denerwować Zane'a. Powiem mu o tym... w wakacje.
- Chcę cię zobaczyć teraz, nie w wakacje, Ayla! Mam dość oglądania tego jednego nagrania... – gwałtownie przerywa – znaczy, dość przypominania sobie.
- Nagrałeś mnie wtedy!? - pytam z oburzeniem – jak mogłeś! To miało być tylko dla ciebie!
- I jest tylko dla mnie, wyluzuj, Ayla. Tylko ja to oglądam. Nikt więcej ciebie nie widział, koteczku – mówi, chociaż nie brzmi tak pewnie, a ja w dalszym ciągu czuję się oszukana.
- No już, nie dąsaj się, bo brzydko wyglądasz.
Zapomniałam, że on mnie widzi, a ja jego nie.
Zane zmienia temat i opowiada mi o swoich studiach i jakimś stażu, który go czeka zaraz po obronie. Gdy się żegnamy pytam, czy zadzwoni we wtorek. Wiem, że to nie czas na naszą rozmowę, ale mam wtedy urodziny i tak jakoś... chciałabym go wtedy usłyszeć.
- Nie wymyślaj! Rozmawiamy w niedzielę i tego się trzymamy. Pamiętaj, że jestem zajęty i nie mam czasu na głupoty.
Powiedziałam mu szybkie – cześć – i się rozłączyłam. Padłam na plecy, a wzrok wlepiłam w sufit.
Zane to fiut!
Zapomniał o moich urodzinach, jak i w tamtym roku, a przecież zawsze mu przypominałam, że znowu przegapił.
Cały czas się łudzę, że może jeszcze zadzwoni, tylko chce mi zrobić niespodziankę. Może o to chodzi.
Podnoszę się na łokciach i od razu tężeję.
W otwartych drzwiach mojego pokoju stoi Collin. Ręce krzyżuje na piersi, a lewym ramieniem opiera się o futrynę. Ma na sobie czarne spodnie i równie czarną koszulę. Wygląda jak prawdziwy diabeł. Do tego spogląda na mnie tak ostro, że na chwilę zapominam, jak się oddycha. Boję się poruszyć.
Jestem ciekawa, jak długo podsłuchiwał moją prywatną rozmowę. Mam nadzieję, że nie słyszał wszystkiego.
- Rozbierałaś się dla chłopaka, a on to nagrał i ci nie powiedział? - pyta pozornie spokojnym głosem, jednak wyczuwam, że jest wściekły.
Słyszał stanowczo za dużo.
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro