Zniszczenie
Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy nie miał już sił by biec. Okazało się, że nie było jednak takiej potrzeby — przed nim wznosił się majestatyczny jasny budynek, sprawiający wrażenie na siłę wciśniętego w pochłonięty wojną i biedą krajobraz. Nie było na nim najmniejszej rysy, zupełnie jakby jakaś niewidzialna bariera chroniła go od całego zła i zniszczenia, które pleniły się wokół.
I nagle chłopak zdał sobie sprawę, że przecież przybył tu zupełnie na darmo. Jeśli Jedi tak bardzo się separowali od otaczającego ich świata, jakim prawem wpuściliby nieznanego im zupełnie człowieka, który przybył ze świata wojny i ciemności? Nie było szans, żeby zdołał wejść do środka i przekonać ich…
Jego przemyślenia ponownie zostały przerwane, tym razem jednak nie zrobił tego droid.
— Hej! Bridger! — Ezra odwrócił się gwałtownie, zaalarmowany usłyszeniem własnego nazwiska głosem o nieznanej barwie.
Do niebieskookiego chłopaka podbiegł jakiś nastolatek. Miał na sobie tradycyjne szaty Jedi, takie, jakie Ezra widział u mistrza Obi-Wana i na holonagraniach Ahsoki Tano. Miał ciemne, poczochrane włosy i piwne oczy. U jego pasa zwisał miecz świetlny.
— Siema… — wysapał nieznajomy. Ciągle próbował złapać oddech. Widmo Sześć popatrzył na niego z nieufnością. — Wybacz, jeśli cię przestraszyłem. Chciałem tylko zapytać, jak się czujesz po wczorajszej misji.
— Misji? — zdziwił się chłopak. — Jakiej misji? — widząc konsternację na twarzy rozmówcy, postanowił jednak zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. — Taak, świetnie. To było niesamowite, co? — spytał, posyłając mu jednocześnie nieprzekonujący uśmiech.
— Niesamowite?! — oburzył się brunet — Stary, czy ty się dobrze czujesz? Grievous prawie nas zabił, straciliśmy wszystkie klony, a gdyby nie mistrzyni Ventress byłoby po nas.
— Cóż… masz rację, było słabo. Ale jesteśmy tutaj, co nie? Żywi? — Ezra próbował grać na zwłokę, licząc, że dowie się jak najwięcej z odpowiedzi napotkanego nastolatka. Niestety, chłopak musiał wyczuć, że coś jest nie w porządku, bo zmarszczył czoło i przyjrzał mu się uważnie.
Bridger wytrzymał jego spojrzenie, jednak nie był w stanie w porę ukryć zaniepokojenia, jakie nim szastało.
— Stary, na pewno dobrze się czujesz?
Zalała go momentalnie ulga, jednak nie pozwolił szarym komórkom na odpoczywanie. Tak, to mogła być jego szansa!
— Wiesz… nie do końca. W sumie to chciałbym pogadać z mistrzem Yodą. Odprowadzisz mnie, stary? — spytał z lekkim uśmiechem, starając się sprawiać pozory, że rzeczywiście dobrze zna chłopaka.
— Stary, na pewno nie chcesz iść do medycznego? Mistrz Yoda nie żyje. Od dwóch lat.
— No przecież, że wiem — Uczeń Kanana ponownie wykrzywił twarz w nieprzekonującym uśmiechu, jednocześnie gorączkowo analizując sytuację. — Ja tylko… chciałem zapytać, czy wiesz gdzie przebywa obecnie Wielki Mistrz.
— W grobie, tam, gdzie jego miejsce. Stary, chyba serio zadzwonię po droida medycznego.
— Nie, nie, nie! — Ezra zaczął żywo protestować, próbując nie dać po sobie poznać zdenerwowania i ukryć większość buszujących samopas emocji. — Ja po prostu… słuchaj, miałem wizję. — Pierwsza lepsza improwizacja okazała się wcale nie takim głupim pomysłem, co wywnioskował po wyrazie twarzy domniemanego przyjaciela. Nie zamierzał zmarnować okazji, w której młody adept chwilowo zapomniał o posłaniu go do medyka, gdzie spędziłby kolejne dni. — Muszę szybko pogadać z Przywódcą Rady Jedi. Gdzie go zastanę?
— Mistrz Windu jest w swoich kwaterach — odparł zdziwiony i zarazem podekscytowany Jedi. — Stary, musisz mi wszystko o tej wizji opowiedzieć! I to jak tylko wrócisz od mistrza Windu.
— Jasne… a może opowiem ci teraz? W drodze? Odprowadzisz mnie?
— Jak chcesz, stary…
— Świetnie! Ruszajmy. Ten korytarz? — spytał uradowany chłopak, jednocześnie wskazując palcem przed siebie. Liczył na fart. Miał szczerą nadzieję, że Moc jest z nim i nie zamkną go w psychiatryku dla obłąkanych Jedi. Poczuł kroplę perlistego potu, która spłynęła niespiesznie po jego czole. Na szczęście Moc była z nim.
— Tak — odparł nadal niepewny nastolatek. — Tylko sprężajmy się, mam niedługo trening z mistrzynią Ventress, a przedtem obiecałem Katooni wpaść do niej.
— Ohh. Jasne. — bąknął Bridger, choć połowy wypowiedzi nie zrozumiał.
Teraz wystarczy wymyśleć jakąś w miarę przystępną historyjkę…
~~~
— Co cię sprowadza, padawanie Bridger? Czy nie powinieneś być teraz na swoim treningu u mistrza Vosa? — spytał głos zaraz po zasunięciu przez Ezrę drzwi.
— Kogo? — zapytał skołowany chłopak, nim zdążył się powstrzymać. Zakrzyknął w myślach przekleństwo wyuczone przez przyjaciela Zeba i spojrzał z niepewnością na mężczyznę.
Medytujący dotąd mężczyzna otworzył oczy i przyjrzał mu się uważnie. Ezra nie pozostał mu dłużny. Szybkim spojrzeniem zlustrował ciemną cerę, łysą głowę i wystający podbródek Windu. Po takiej chwili mierzenia się wzrokiem, starszy z mężczyzn wskazał siedzenie obok siebie.
— Usiądź.
Widmo Sześć streścił mu więc całą historię.
— I wtedy znalazłem się w Świecie między Światami. Myślałem wtedy, że robię dobrze, więc postanowiłem, że skoro odmieniłem los uczennicy Vadera, mogę zmienić los swojego mistrza. I-i-i wtedy pomyślałem, że przecież mogę zmienić historię. Skasować Imperium, powstrzymać Imperatora. Ożywić moich rodziców…
— Miłość jest zgubna — wtrącił sucho Mace.
— Co ja mam teraz zrobić?! — jęknął zrozpaczony chłopak, chowając ręce w dłoniach. Mistrz Jedi zamyślił się głęboko.
— Musisz to naprawić z powrotem.
— Wie mistrz, jak to zrobić? — w Ezrę wstąpiły nowe pokłady energii.
— Niestety nie. — zgasił jego zapał mężczyzna. —Nigdy nie byłem w Świecie pomiędzy Światami. Moja wiedza na tym polu jest dość ograniczona. Jednak bardzo prawdopodobne, że osoba, która była tam z tobą zanim zmieniłeś bieg zdarzeń może coś wiedzieć. Możliwe, że miewa sny lub wizje, przypominające jej alternatywne, dawne życie. O ile jest wrażliwa na Moc.
— Jest.
— Świetnie. Więc prawdopodobnie jest w tej Świątyni. Czy możesz podać jej imię i nazwisko? — poprosił mistrz Jedi.
— Jasne. Ahsoka Tano.
Na twarz Windu wpełzło zaskoczenie wymieszane z zakłopotaniem.
— Cóż… może być pewien problem.
— Co się stało? Ona nie żyje? — Bridger mocno się zaniepokoił.
— Nie do końca… — wykrztusił Mace.
— To co? Co się stało? — naciskał dalej młody Jedi.
— Ahsoka Tano odeszła z Zakonu Jedi. Nic dalej o niej nie wiemy. — wydusił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro