Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nadzieja

— Gdzie ona może być? — Bridger nie tracił zapału. To była jedyna szansa na odwrócenie klęski, jaką spowodował.

Windu wzruszył jednak ramionami, w niemy sposób przyznając się do niewiedzy.

— Może gdzieś na Coruscant. Może gdzieś poza nim. Jeden Skywalker wie — machnął lekceważąco ręką. — Albo też nie ma pojęcia, na jedno wychodzi.

— Jest jakiś sposób na namierzenie jej? — nie ustępował Widmo 6. Jego natarczywość była godna podziwu – zaskoczyła samego mistrza Windu.

Mistrz Jedi milczał dłuższą chwilę, lecz wreszcie przyznał z wyraźną niechęcią:

— Jest.

Jakkolwiek Ezra próbował zapamiętać drogę prowadzącą do archiwów i ich tajnego skrzydła, nie był w stanie. Plątanina identycznie wyglądających korytarzy i mijanie identycznie ubranych Jedi wcale tego nie ułatwiało.

— To miejsce wręcz przytłacza Mocą — stwierdził chłopak, próbując przerwać ciszę. — Nigdy bym nie przypuszczał, że postawię tu swą nogę.

— Co w takim razie stało się ze Świątynią w twoim świecie? — zaciekawił się przywódca Jedi, a niemal w tym samym czasie Moc kopnęła go ostrzegawczo.

Rebeliant zlustrował uważnie twarz mistrza Jedi, próbując odczytać jego intencje. Czy gdy usłyszy, że cały świat, jaki próbował ochronić upadnie, a ze wszystkich użytkowników Jasnej Strony Mocy ocaleją nieliczni, nie zrezygnuje z chęci pomocy? Ezra zwiesił głowę, wciąż czując na sobie świdrujące spojrzenie Mace'a.

— Nie ma jej — wyznał w końcu. — Spłonęła w dniu, w którym się urodziłem.

— Z czyjego rozkazu? — zapytał ostro Windu. Ezra widział w jego oczach zaskoczenie, ból i strach. Były jednak inne, niż u niego samego. Były… okiełznane?

— Imperatora Palpatine'a. Po przejęciu władzy nad Republiką nakazał zgładzenie wszystkich Jedi. Ocaleli nieliczni. Imperator cały czas ich ściga i boję się, że w końcu ich dopadnie. Myślałem, że mogę temu jakoś zaradzić…

— Wykryliśmy spisek Kanclerza zanim osiągnął absolutną władzę. Okazało się jednak, że jego uczeń, Maul, nie zginął i razem utworzyli imperium Sithów — Mace westchnął ciężko. — Nie będę ukrywać, z każdym dniem zbliżamy się do porażki coraz bardziej.

— Dlaczego nie rozkażesz więc Jedi ruszyć do walki? — zapytał Bridger, pamiętając opowieści z wojen klonów Ahsoki i wspominki Rexa o wspaniałych zwycięstwach pod dowództwem Strażników Pokoju.

Mistrz skrzywił się, nie próbując nawet ukryć swojego rozdrażnienia.

— Może mistrz Yoda by tak zadecydował, jednak według mnie Strażnicy Pokoju przestaną nimi być, gdy wezmą udział w konflikcie zbrojnym. W przeszłości nie przyniosło to nic dobrego. Dlaczego nagle miałoby to przynieść zwycięstwo?

Niespodziewanie Mace zatrzymał się przed Bridgerem i popatrzył mu głęboko w oczy.

— Cofnij to, co zmieniłeś. Galaktyka może i będzie cierpieć, ale w końcu uda wam się pokonać Palpatine'a. W końcu po to jesteście wy — rebelianci, prawda? — Windu odetchnął głęboko, po czym z bólem kontynuował — ta wojna jest już przez nas przegrana. Nie ma znaczenia, czy Jedi się w nią włączą czy też nie – Imperator wygra, nim Coruscant zdąży wykonać pełny obrót wokół własnej osi.

Ezra nic nie odpowiedział, pogrążając się w smutnych rozmyślaniach i ciężko znosząc świadomość o odpowiedzialności za cierpienia tych wszystkich ludzi, którzy żyli w wykreowanym przez niego świecie.
— Uratuj przyszłość. Uratuj marzenie — poprosił cicho Mace, patrząc z nadzieją na winowajcę wszystkich bolesnych chwil, jakich zaznał przez ostanie dwie dekady.

W archiwach prędko znaleźli szukane informacje i już wkrótce Ezra miał namiary na Ahsokę Tano — samotnego strzelca w dolnych poziomach Coruscant, który unikał jakiegokolwiek kontaktu z HoloNetem i całą “górą”.

Nie było wyjścia, trzeba było zwyczajnie się za nią udać.

Okazało się to o wiele łatwiejsze niż przypuszczał – już dwa dni później stanął twarzą w twarz przed togrutanką, lecz nie była to kobieta, którą pamiętał.

Ahsoka była wojowniczką. Mógł to stwierdzić bez dwóch zdań, jeszcze zanim podkradła się do niego i przyłożyła blaster do skroni. Był bardzo zaskoczony, jednak nie umiejętnościami Tano, która żyjąc w takich warunkach musiała wyćwiczyć pewne instynkty, lecz tym, że nie mógł wyczuć jej w Mocy. Jej aura… zwyczajnie nie istniała.

— Czego ode mnie chcesz? — syknęła, przyciskając broń mocniej do czaszki młodego Jedi.

— Potrzebuję twojej pomocy — wyjaśnił chłopak, na wszelki wypadek zastanawiając się nad solucjami wyjścia z niewygodnej sytuacji.

— Nie pomogę ci, Jedi — prychnęła.

— Chcę ci pomóc — wyjaśnił łagodnym głosem — Tobie i całej reszcie.

Starał się ignorować metalową lufę wycelowaną w jego głowę i sprawiać pozory zupełnie nieprzejętego narzędziem mordu, które dzierżyła kobieta.

— Zamilcz, kłamco — warknęła zezłoszczona togrutanka. — Nienawidzę Jedi!

— Ale nie jesteś sprzymierzona z Sithami — zaryzykował Widmo 6.

Popatrzyła na niego z jeszcze większą nienawiścią niż dotychczas, o ile było to w ogóle możliwe.

— Nienawidzę Sithów! — odparła, nie kryjąc przy tym zniesmaczenia i ogólnej złości.

Choć było to dla niego ciężkie, zdrowy rozsądek nakazywał założyć Ezrze, że Ahsoka nie była do końca poczytalna. Stanowiło to nie lada problem – przekonanie w pełni świadomej osoby stanowiło wyzwanie, ale przy odpowiednim doborze słów i siłę perswazji było wykonalne, natomiast próba przeciągnięcia chorej psychicznie kobiety na swoją stronę… cóż, to mogło okazać się problematyczne.

— Nienawidzę całej Mocy — wyznała żarliwie togrutanka, nagle opuszczając broń i ciskając ją gdzieś w głąb ciemnej uliczki. — To przez nią mam te sny.

— Sny? — podchwycił szybko chłopak. — Jakie sny?

— Koszmary — poskarżyła się kobieta. — Okropne, okropne koszmary!

— Ale… o czym są te koszmary? — drążył dalej chłopak, próbując dojść do prawdy.

Ahsoka wzruszyła ramionami, a cała wrogość z niej uleciała. W zasadzie… uciekły z niej wszystkie możliwe emocje. Była obojętna na wszystko i wszystkich, a to, czy udzieli takie czy inne informacje nie sprawiało jej żadnej różnicy.

— Różnie — odparła lakonicznie. — Czasem o okrutnych rzeczach. O mrocznym władcy, czarnym rycerzu i potężnej stacji. Czasem o mnie, w zgrzebnych ubraniach jako wysoko postawiony człowiek rudej senatorki — tym razem w jej głosie zabrzmiał cień pogardy wymieszany z zamyśleniem. — A czasem jakaś głupia ściana.

— Ściana? — spytał prędko Widmo 6, patrząc na nią z nadzieją.

— Ściana — potwierdziła bezuczuciowo kobieta. — Ciemna ściana, brudna i zakurzona. To ta, która znajduje się w podziemiach Świątyni Jedi.

— Zaraz… wiesz, gdzie to dokładnie jest?! — ożywił się chłopak.

— Oczywiście, że tak — prychnęła. — Przecież wędrowałam tam. We śnie.

— Zaprowadź mnie tam! — poprosił Ezra.

— Nie pomogę ci. Jesteś Jedi — warknęła znowu togrutanka.

— Nie, nie jestem — zaprotestował. — Mój mistrz nie żyje, a ja nie ukończyłem szkolenia. Jestem co najwyżej marnym uczniem, który nie umie słuchać samego siebie.

— Nawet jeśli nie jesteś parszywym kłamcą — założyła uprzejmie jego rozmówczyni. — Nie wrócę do tego miejsca! — wykrzyknęła gwałtownie, a cała nienawiść obudziła się w niej na nowo. — Jest przeklęte!

— Nie jest, zaufaj mi — naciskał dalej Bridger. — Nie chcesz takiego życia, prawda? Odcięłaś się od Mocy i od przeszłości. Popatrz, jak żyjesz. Naprawdę nie chcesz tego odmienić? Być taką, jaka jesteś w snach?

— To niemożliwe — oznajmiła spokojnie, a wręcz… smutno?

— Mogę to zrobić. Zaprowadź mnie tylko do Świątyni.

— Nie ufam ci — parsknęła. — Musisz dać mi jakiś warunek. Coś w zamian.

— Zgoda — przystał młody Jedi. — Czego oczekujesz?

Togrutanka nie musiała namyślać się długo.

— Jeśli ci się nie powiedzie, będę mogła cię zabić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro